Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 12 listopada 2012

Nielot z polotem


Mówi orzeł do strusia: jestem panem przestrzeni,
na sztandarach panoszę się dumnie;
ty niestety jedynie możesz dreptać po ziemi,
jesteś nielot i fruwać nie umiesz.
 
Struś powiada: nie umiem i się tego nie wstydzę;
któż cię dojrzy jak chmury przebijasz?
Prawie każdy wyborca dzisiaj jest krótkowidzem,
to dlatego ja lepszy mam pijar.
 
Pewnie czasem widziałeś jak stroszyłem swe pióra,
i dla hecy biegałem dość żwawo,
Lud uwielbia igrzyska, zatem wołał mi hura!
A bywało, że nawet bił brawo.
 
Na dodatek wiadomo, żem największym jest ptakiem,
wokół mnie zwykle sporo jest szumu,
nasze szanse wyborcze nie są zatem jednakie;
bo mam większe poparcie wśród tłumów.
 
Nie wiadomo czy orzeł coś się z tego nauczył,
poszybował z wichrami w zawody.
Na fruwaniu w przestworzach raczej się nie utuczy.
Dziś jest ważne by dobre mieć chody!


liczba komentarzy: 9 | punkty: 11 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 13 listopada 2012

Wracajcie

Dni wiosenne są coraz to dłuższe,
słońce żwawiej gna mgły o poranku,
czas najwyższy pomyśleć o jutrze,
pora wracać do kraju, bocianku!

Dzień się coraz to wcześniej zaczyna,
zatem pakuj już kufry, walizy,
kraj ojczysty, a także rodzina,
ciągle czeka na twoje dewizy.

Bo to my, wędrownicy podniebni,
zwiastujemy im wiosnę i ciepło,
dziś jesteśmy tam bardzo potrzebni,
bo w Ojczyźnie za mała jest dzietność.

Ciągle wieszczą nam to ocieplenie,
nie będziemy za morza już latać,
lecz spokojnej starości pragnienie,
wydłużyło się znów o dwa lata.

Rozwijajmy szeroko swe skrzydła,
choć prognozy giełdowe są słabe,
powracajmy, niech mrok się rozwidnia,
bo musimy zjeść jakoś tę żabę.


liczba komentarzy: 9 | punkty: 15 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 26 grudnia 2012

Królewskie szczytowanie


Gdy się skończyły boje szachowe
w popołudniową sobotę,
pod nieobecność
żony – królowej,
gońcem wysyła król notę: 
 
Królowa wyszła, nie ma jej w domu,
temat zatrzymał ją babski,
a my możemy -
tu po kryjomu -
urządzić szczyt państw arabskich.
 
Konik wyskoczy zaraz po flachę,
wspólnie walniemy więc halbę
bo dbam o nasze –
jakem jest szachem -
stosunki bilateralne!
 
Wnet popłynęły długie oracje
oraz biesiadne uciechy,
liczne fortele
i kombinacje,
że niech się schowa Alechin!
 
Wraca  królowa niespodziewanie,
przerywa ważką naradę;
na bladym niebie
majaczył ranek
- Już ja wam zrobię roszadę!
 
Sięga zza pieca masywną lagę
wywija ręką i krzyczy:
Pić ci nie wolno,
bo masz nadwagę
oraz początki cukrzycy!
 
Król wszedł na wagę smutny jak burak,
z ukosa zerknął na żonę,
bo wprawdzie z niego
ciężka figura,
lecz przy królowej jest pionek.


 
 
 


liczba komentarzy: 8 | punkty: 6 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 11 kwietnia 2015

Drobiowy harem


Pewien gospodarz, zwolennik „agro”,
co chciał być zawsze blisko natury,
zbudował fermę całkiem pokaźną,
w której hodował szczęśliwe kury.
 
Najlepszą paszę dla nich zdobywał,
dbał o higienę, chronił od chorób,
lecz aby kura była szczęśliwa
w stadzie powinien być dobry kogut.
 
Nad tym gospodarz wciąż się mozolił
w trosce o szczęście serduszek kurzych,
bo choćby kogut był pracoholik,
całego stada nie mógł obsłużyć.
 
kiedyś koguta nawet sklonował,
aby kadrowe podwoić siły,
ale dwa samce zamiast pracować,
o dominację ciągle walczyły.
 
Niezdrowa była to sytuacja,
kury się nagle zaczęły pierzyć,
bo tam gdzie zbytnia rywalizacja,
codzienna praca zwyczajnie leży.
 
Ferma zaczęła popadać w marność,
jaj było mało, zmniejszył się utarg,
aż dnia pewnego na kurzym targu,
gospodarz kupił super koguta.
 
Wzorcowy ogon, grzebień i szyja,
a w swojej klasie dziób najostrzejszy;
piał głośno, czysto, miał dobry pijar,
czyli solidny „public relations”.
 
Gospodarz rzekł mu: znać w tobie siłę,
kury na fermie masz zaspokajać,
dbaj o to, aby były szczęśliwe
bo mają znosić mi złote jaja.
 
Płacę solidnie i terminowo:
ziaren złocistych czubaty przetak;
najpierw umowę dam ci śmieciową,
a z czasem może dostaniesz etat.
 
Ale pamiętaj, zachowaj miarę,
Oszczędzaj siły nim grunt rozpoznasz,
by opanować drobiowy harem,
porządny sobie zrób harmonogram.
 
Kogut do jutra nie czekał biernie,
pilnej roboty nie chciał odkładać,
migiem obsłużył drobiową fermę,
a nawet liczny drób po sąsiadach.
 
Kiedy się miało ku wieczorowi,
koguta niemoc chwyciła nagła,
w krzakach sekretnie  się usadowił
i leżał cicho jak skóra z diabła.
 
Gospodarz mocno się zafrasował,
zły był na siebie; com ja narobił,
wygląda jakbym go molestował,
mogą mi nawet zarzucić mobbing.
 
Zaczął koguta ostro strofować:
teraz żałuję, żem ciebie kupił,
pracę kazałem ci rozplanować,
skąd mogłem wiedzieć, żeś taki głupi!
 
Na tę przestrogę kogut się ocknął
i delikatnie pióra nastroszył:
jest tutaj wrona – nie mów tak głośno
bo mi tę zdobycz możesz wypłoszyć!
 
Gospodarz z pasją przydepnął peta
i nie ukrywał zdziwionej miny;
gdy na śmieciówce kroi się etat,
mocnym atutem są nadgodziny!
Gorzów Wlkp. 26.08.2014 r.


liczba komentarzy: 7 | punkty: 7 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 20 listopada 2012

Szachy na lachy


Bajka plecie się nowa: ongiś biała królowa,
ważna postać na polu szachowym,
gdy spojrzała ku słońcu, zakochała się w gońcu,
całkiem czarnym i czarnopolowym.
 
Głos narodu był twardy: wszak zdradziła swe barwy,
stary król nic niestety nie wskórał,
choć powtarzał na nowo: po cóż tobie królowo
 taka drobna i czarna figura?
 
Byli podczas wakacji  tam gdzie nie ma lustracji,
bo ich szczęście wciąż wątłe i kruche,
taka prawda zuchwała: przecież ona jest biała,
on niestety prawdziwym czarnuchem!
 
By ich miłość ratować kazał się przefarbować,
taka wielka uczucia jest siła,
ona była „ab ovo” kadencyjną królową,
a kadencja się wkrótce skończyła.
 
Mieli synów wspaniałych: szarych, czarnych i białych,
kiedy barwy ze sobą mieszali,
pośród wnuków na starość otoczyła ich szarość
i tak właśnie się zrodził globalizm.


liczba komentarzy: 7 | punkty: 7 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 14 listopada 2012

Denne zboczenie

Mama ryba, stara flądra,
by strzec córkę od zagłady,
doświadczona oraz mądra,
daje jej praktyczne rady.

Ukochana ma płastugo,
wszakże już nie jesteś larwą;
pragnę abyś żyła długo;
spróbuj wiedzę tę ogarnąć.

Twe zboczenie płastugowe
sytuację ci upraszcza:
wywal na wierzch ciemną stronę,
by maskować się i spłaszczać.

Tam gdzie słońce blado świeci,
gdzie żeruje twa rodzina,
rzadko docierają sieci;
tego dna się zawsze trzymaj!

Nie daj nabrać się na plewy,
żyj spokojnie, dno pogłębiaj,
leż na boku raczej lewym,
zmieniaj kolor, czyli ściemniaj.

Żarcia szukaj tam, gdzie płytko,
brzuch napełniaj, gdy zmrok zapadł,
a tłuściutką będziesz rybką;
wtedy łatwiej się nachapać.

Dyskusjami nie kuś losu;
ród nasz wtedy przetrwa wiecznie;
ryby wszak nie mają głosu.
Na dnie zawsze najbezpieczniej.


liczba komentarzy: 6 | punkty: 8 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 10 listopada 2012

Bezkrólewie

Wyszły figury z pudełka nocą,
po szachownicy zaczęły hulać;
tłuką się, tańczą, harcują, grzmocą,
prawie w komplecie, ale bez króla.

Król cicho drzemie w złotej komnacie,
odgłosów ludu swego nie słyszy,
marszałek dworu śpi na etacie,
gdy kota nie ma harcują myszy!

Zakosztowały lepszego świata,
ugięły karku ciężkie figury,
hetman z pionkami zaczął się bratać,
goniec przegonił burzowe chmury.

Skoczki, co dotąd jak ślepe konie,
wielkie połacie musiały orać,
objęły wzrokiem rozległe błonie,
bo wyzwolenia nadeszła pora.

Precz poszły bójki i krwawe jatki,
nie było wojen ni upokorzeń,
nastały dużo niższe podatki,
pola szachowe obsiano zbożem.

Nagle zechciały zagrać w warcaby,
zebrały głosy w chóralnym śpiewie,
już żadna przemoc nie da nam rady,
ach jakie piękne jest bezkrólewie!


liczba komentarzy: 5 | punkty: 10 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 28 sierpnia 2013

Biesiekierz


(według Juliana Tuwima „Tomaszów”)
 
A może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza,
czy pomnik stoi tam ziemniaka,
co wszem i wobec czas odmierza?
 
Obcokrajowiec wciąż unika
nazwy co w gardło mocno drapie,
choć swój zakończył pontyfikat,
nie  był tu wszak niemiecki papież.
 
A przecież jeszcze tak niedawno,
kiedy kobiety darły pierze,
snuły ciekawe opowieści
nad mrocznym miastem Biesiekierzem.
 
Tylko najstarsi pamiętają,
a zapomnieli już współcześni,
jak dzieje miasta się plątają,
jak bies siekierę tutaj zbiesił.
 
Choć wieki milczą już niestety,
echo w podziemiach dudni głucho,
bowiem niejeden tam heretyk,
przez grzechy swe się oblał juchą.
 
A przecież wszystko tam zostało,
choć wiele tablic czas rdzą przeżarł,
więc może byśmy tak najmilsza
wpadli na dzień do Biesiekierza?
 
Choć czas legendy dawno minął,
wspomnienie zawsze pozostanie,
w zatęchłej kruchcie jeszcze wisi
przeciwko mocom złym różaniec!
 
Kiedy ktoś tylko szpetnie zaklął,
albo nie zmówił kto pacierza,
to w Biesiekierzu już do karku,
bies swą siekierę mu przymierzał.
 
Chociaż grzesznikom w wiekach dawnych
we znaki dawał się Biesiekierz,
kto już odcierpiał czyn niesławny,
być może dzisiaj jest w niebiesiech.
 
Tam stoi zamek książąt dawnych,
jest dzwon gotycki, kościół, wieża
więc może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza.


liczba komentarzy: 5 | punkty: 4 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 6 czerwca 2010

Karzeł

Wymaiło się słońce z wilgoci i pluchy,
idą w taniec magowie, wróżbici, szeptuchy;
w noc majową, jaśminową,
z nimi obraz, dźwięk i słowo;
zostawiają za sobą świat szary i głuchy.

Kto tych nocy doświadczył, ten ich nie przesypia;
karzeł mruży uparcie niespokojne ślipia,
w smukłych cieniach tańczą ściany,
pędzle, farby i blejtramy,
w dali odgłos fujarki lipowej zaskrzypiał.

Para bardów steranych przez długie półwiecze,
w pojedynku się zwarła jak nagie dwa miecze;
kto najlepszy z trubadurów,
który godzien pieśni chóru;
komu ciepła kucharka pierożek upiecze?

Po dniu pracy zasypia w ulu pszczoła miodna,
rybki całe z akwarium opróżniły do dna;
wzięły oddech po namyśle,
bo te ryby są dwudyszne;
jaśminowo się snuje jutrzenka pogodna.

Odpływają w zaświaty wieczorne mamidła;
ciężkie rosą poranną pegazowe skrzydła;
po majakach krótkiej nocy,
karzeł budzi się z niemocy
i powstaje z posłania jako brzmiący cymbał.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 11 | szczegóły

Ferdynand Głodzik

Ferdynand Głodzik, 11 lutego 2015

Pokuta

Wielebny Ojcze, pragnę spowiedzi,
czuję się grzesznym, wrednym brudasem;
w piątek na obiad nie jadłem śledzi,
ale niestety wstrętną kiełbasę.

Usprawiedliwień dla siebie nie mam,
budżet mój skromny, cienka wypłata,
w markecie była przystępna cena,
dałem się uwieść, skusił mnie szatan!

Chętniej bym kupił suma, lub dorsza,
łakomstwo zawsze było mym wrogiem,
uwielbiam ryby, ale co gorsza,
one niestety są bardzo drogie.

Zorientowałem się poniewczasie,
kiedy na sumie byłem w kościele,
lecz szczerze mówiąc, to w tej kiełbasie
mięsa naprawdę było niewiele.

Emulgatory lub wypełniacze,
chrząstki drobiowe, może słonina,
biję się w piersi, kajam i płaczę,
czy taka straszna jest moja wina?

Coś potem siadło mi na wątrobie,
miałem nudności, byłem jak struty,
przenigdy więcej tego nie zrobię,
chyba odbyłem już część pokuty.

Grzech mój wyznałem, błagam litości,
bo miecz boleści serce mi przeszył,
w naszej siermiężnej rzeczywistości
nawet się nie da porządnie zgrzeszyć.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 6 | szczegóły


  10 - 30 - 100  




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1