6 marca 2015
Cz.2 Wywód
I znowu późno
bo już trzecia
cholera
a ja błądzę po Twoim ciele
i spisuję w wyrazy
otaczają mnie litery
a chciałbym
aby to wszystko były Twoje włosy
nie jestem bliski
nie jestem daleki
czy jestem żaden?
Nie wiem gdzie jestem
Pojęcie dawno mnie opuściło
A chciałbym znaleźć sens
Długie ciemne włosy
Oplatają się wokół mnie niczym wąż
I choć nie jest przyjemnie
To nie odejdę stąd
Ale późno już
Gadam bzdury
Umysł mi się zamyka
a może zawsze jest zamknięty
i tylko mi się zdaje, że jest odwrotnie
a słowotoki, które w moim mniemaniu są potwierdzeniem
poczytalności w głowie i realności obok
to w istocie, w faktyczności, rzeczywistości i fizyczności
tak twardej i bezwzględnej namacalności
te słowotoki są wyrazem mojej bezsiły, marnoci i bezrady,
bezłady mnogie
idę stąd
idę spać
bo gadam jak naćpany
może przyśni się szczęście
a po tym srogoć otoczenia
kiedy już otworzę oczy
zrówna mnie z badziewiem
nie mam serca
mam
pompkę
ona pompuje życie
pompuje próżność oraz ułudę
że chociaż coś tutaj wychodzi
i odziewam się w nadzieję
ona jak gdyby peleryna mnie okrywa
i nawet od biedy się uśmiecham
wnętrze niby bogate
za to serce jak w rynsztoku biedak
tonie, i płynie kanałami, do kanałów, przez kanały do wnętrza bezczeluści
srogiej, otoczonej niczym panierką – panierowanej w bólu
ląduje na rozgrzanym oleju, i tonę w krzyku, palę się nie wiem w jeszcze czymś innym
a moja dusza rozpada niczym z klocków cokolwiek
a plastikowe części gubią między zakrętami światów
więc już teraz nikt mnie nie poskłada
choć i tak serce było plastikowe..
a tu już po trzeciej
bzdury rzeczę
co na język
spontaniczność przyniesie
czuję wszystko
czuję pustkę
jestem biedny
w uczucie
jestem biedny
ogólnie
jestem brakiem słów
niemocą sił
idę stąd
do łóżka
mam metr
kołdra czeka
no właśnie
kołdra
a gdzie tu włosów woń
ciepło skóry
ocieram dłoń
o Twoje walory?
Kołdra to tylko i poduszka
Bez gorąca
Twojego wnętrza
Które rozpali mój środek
Stopi co plastikowe
i zrodzi nowe
czyżby?
Potrafiłabyś?
Dużo nie trzeba
A może się mylę
Może aż nadto
I jak zawsze jestem bliski
Ujrzeć z daleka
Twoje ciało, które
Stawia na baczność
Wszystko co we mnie
Mógłbym podejść
I rozerwać Cię od środka
Przyjemnością wzniecić rozkosz
Bliskością dać Ci pożądanie
Jestem głąbem, i kretynem
I idiotą
A skoro metr od łózka
To pójdę w jego ciepłe ramiona
Ono mnie zawsze przyjmie
Choć nigdy nie pokocha
A tu już chyli się
Do wpół do czwartej
30.12.2014.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga