18 października 2014
Siti
Łatwo powiedzieć, ale najlepiej jest nie spotykać na swojej drodze idiotów. To jest podstawowa zasada przetrwania. Idioci są jak komary w lato. Nieokiełznani krwiopijcy. Mały wypadzik za miasto jest w sam raz żeby przestać nienawidzić ludzi. No może nie całkiem, bo całkiem po prostu się nie da, ale przynajmniej na kilka zdrowych i spokojnych godzin. Gdzieś się wyrwać i pojechać w plener. Zapaść pod ziemię, zakamuflować, ukryć, skryć, albo schować przed zarazą. Mieszkając w mieście niestety uzależniłem się od nich. Nie trawię ludzkiej głupoty, to fakt, ale żyję wśród nich, mówię do nich, patrzę, wymijam, a że posiadam poczucie humoru to muszę się z kogoś nabijać w końcu, nie? Czasem jak mam zły dzień to od samego patrzenia mnie mdli. Czy to jestem w empiku, metrze, aptece. Mordy te same, te same oczka i wielkie jajowate głowy w których wieje pustką. Więc raz mam ochotę ich spotkać, a raz nie. Tak jest u mnie ze wszystkim, musi być zachowany umiar, bo inaczej można się wyrzygać od tej monotonii. Wszystko jest zależne od tego jak się obudzę, czy się wyspałem, co mi się śniło, czy się przewracałem z boku na bok itp. Jednego dnia jestem na tak, drugiego na nie, normalka. Dzisiejszego poranka odczuwam zdecydowane pogorszenie i nawet nie pamiętam co mi się śniło. Dzisiaj jestem na nie, jak zresztą większość dni w roku i nie da się tego przełknąć. Tak po prostu mam i nie trzeba zaraz wybebeszać sprawozdania z tego powodu. Nie chcę nikogo widzieć i już. Niech wszyscy zejdą mi z oczu. Niech nie pytają o godzinę, drogę, czy cenę, bo nie będę mógł ich znieść. Chcę powiedzieć, że pojawia się to nagle i bez powodu. Taki przesyt w przełyku, mdłości i niechęć do otoczenia. Chociaż to też nie odpowiednie słowo, bo powodów jest zawsze masa. Ale przyjmijmy że nie warto o nich gadać, bo co głupsi by tego nie ogarnęli. A trochę ich jest na tym świecie. Zresztą nie będę o tym mówił. Nie zamierzam się tłumaczyć, bo mi się nie chce. Nie mam siły i ochoty. Mam jebaną migrenę i napierdalają mnie jajniki, których nie posiadam. Ale gdyby były to z pewnością zajebiście okropnie by bolały. I nie myślcie sobie od razu, że jestem jakimś socjopatą, czy coś w podobie. Zresztą gówno mnie obchodzi co myślicie. Mogę się założyć, że sami tak macie raz na jakiś czas. I też mnie to nie obchodzi. Przychodzi kryzys szarego dnia. Poranek jest do dupy, nienawidzicie wszystkich w około i się zastanawiacie dlaczego? Chociaż wy możecie tego nie mieć, bo jesteście za tępi na to. Istnieje też opcja, że się zwyczajnie nad niczym nie zastanawiacie. Jakby to ująć, ten kto nie ma mózgu nie myśli, proste. Mniejsza z tym, dążę do tego, że większość ludzi to debile i nie da się tego ogarnąć. Za duża skala. I bardzo możliwe, że o was właśnie mowa, bo jeśli to o was mowa, to proszę nie przychodźcie z tym do mnie, idźcie z tym do lekarza. Właśnie pod wileniak podstawili podmiejski. Wrzaskliwa inteligencja zbiorowego potu ruszyła w bój o kolejny szczebelek w karierze. Misie wylazły na skały i patrzą się na lokalnych debili. Pewnie pożreć by nawet nie chciały ten naganiany badziew, bo mięso wtedy jest nie smaczne, chude i żylaste jak u zajęcy. Pandemia przyjezdnych ze swoim zaściankowym parciem na szkło, parciem na podium zaistnienia i zauważenia ogarnęła taki pułap absurdu i durnoty, że trudno mi go zdefiniować. Miarą wartości jest przecież ilość posiadania. Każdy chce coś zrobić ze swoim życiem, ale nie za bardzo wie co i jak. Oczekuje znaczącej zmiany i pazernie żąda jej natychmiast. Tu i teraz. Nie wcześniej, ani później. W tej kurwa jebanej chwili, najlepiej bez czekania, kolejnej frustracji, padaczki i opierdalania się. Chcą to zjeść, wydalić i iść dalej. Ma być tanio i szybko. Tutaj wszyscy chcą czymś zabłysnąć. Najczęściej niestety debilizmem. Pełne w pakiecie dostępnym młode panny z osadlonymi tyłkami marzą o karierze topmodelek. Nie znoszące sprzeciwów i swoich kompleksów, poza tym chętne, bezpruderyjne i gotowe na wszystko, chcą się wyróżniać, dominować i rządzić. Są i kolejne zdecydowane kelnerki w bujnej samiczości niechcąco zapłodnione na stołach po godzinach przez sponsorów w nagrodę za dobre sprawowanie udanego wesela. Lepiej zrobią jak na pigalaku staną. Przynajmniej będzie z nich pożytek. Sfrustrowani domatorzy, okoliczne ciepłe kluchy, safanduły i drugoplanowi marzyciele, odnoszący tu i ówdzie licznie zasłużone walkowery pragną popularności godnej świątecznego Kevina, albo bohaterskiego Łilisa. Każdy w tym mieście chce być bohaterem we własnym domu i otoczeniu. Wymarzenie zabłysnąć wśród fleszy i spijać kalifornijski miodek. Dlatego walka jest bezwzględna. Ciosy rywalizacji dochodzą znienacka. Każdy chce wydymać drugiego żeby mieć lepszą pozycję w firmie i życiu. Oszwabić, podkablować, podłożyć świnię. Wręcz, nawet, jeśli trzeba będzie własnojęzycznie pogromić niedopieszczonego minotaura i porządnie zwilżyć mech nie jednej pani menedżer, która doszła do tego w ten sam sposób, aby dostać od sukcesu te swoje długo oczekiwane zwoje tiulu i bele aksamitu. W niejednym biurze aż trzeszczy od takich. W końcu kredyty mieszkaniowe na trzydzieści lat. Po co być czarnuchem, lepiej od razu kierownikiem. Takim wystarczy dać trochę władzy, żeby na własnej skórze odczuć co przeżywali żydzi podczas drugiej wojny światowej. Przy nich borman z ss to amator kwaśnych jabłek. To miasto jest przesiąknięte wspinającymi się po trupach niewinności okolicznych prymitywów, walczącymi ze swoimi niewidzialnymi chorymi ambicjami, faszystowskimi pracodawcami którzy przy omawianiu stawki okazują się pijawkami, obślizgłymi przedstawicielami handlowymi, którzy za pomocą sprytnie sformułowanych informacji drobnym maczkiem chcą się dobrać do naszych tyłków. Bez giętkiego języka w naszym mieście to ani rusz. Rośnie nam nowe, prężne pokolenie, które twierdzi, że co jak co ale dupę trzeba mieć zawsze czystą. Nie wiadomo kiedy ktoś może zapragnąć wsadzić tam język. I właśnie dlatego moje miasto na tym cierpi, a ja razem z nim najbardziej, bo nie mogę na to patrzeć. Nie chcę ich tu! Przez to przeludnienie nie mogę się skupić, a co za tym idzie myśleć, oddychać i jeść. Nic nie mogę, nawet mi nie staje. Po prostu nie da się tego znieść, duszę się i zdycham. Według mnie przyjezdnych, czyli tzw. regionalnych dezerterów bez meldunku powinno się deportować. Robią tu tylko smród, bo nawet z podatków rozliczają się u siebie. O! proszę spojrzeć: Ludzie na przystanku napierają na bus jak na arkę Noego. Żeby przypadkiem nie utonąć na bruku pozostawienia. Robią to w taki rozpaczliwy sposób, jakby od tego miałoby zależeć ich życie. Tak sobie czasem myślę patrząc na to, jak to zwykła świadomość spóźnienia do pracy potrafi zrobić z człowieka małego, przyziemnego skurwiela. Całe szczęście nie wszyscy się mieszczą. Kurewska szkoda, nie? Nie raz jadąc w tym znienawidzonym tłumie specjalnie puszczałem śmierdzącego bąka i patrzyłem jak ludzie dostosowują się do zaistniałej sytuacji. Jak kręcą nosem i szukają czegoś za sobą, jakby przez chwilę nie dowierzali, że to właśnie ich dupa zrobiła. Dokładnie zachowują się jak mój pies. Gdy zawsze wieczorkiem leżymy sobie niepozornie zerkając na tv. Ja na łóżku, dogen koło mnie na swoim koju. Czuję, choć nie od razu, bo pory są zmienne, jak dosięga mnie smród. Patrzę na niego, a on odwraca ryj, wącha swoją dupę, a później patrzy na mnie pytająco, czy to on, czy ja? Bezczelny śmierdziel. Oni są dokładnie tacy sami. Wszyscy. Każdy w tym mieście patrzy na drugiego w ten sam sposób. Każdy posiada tą samą wyuczoną tutaj wiedzę jak walczyć o swoje, jak w tłoku rozpychać się łokciami, aż boli. Tutaj nikogo to już nie dziwi. Tutaj każdy dla każdego jest taki sam. Niewylewny i ostrożny, a jak trzeba to i chamski. Każdy walczy o przetrwanie i wie że rodacy nawet jak chwalą to wbijają nóż w plecy, aby wyjść na swoje. Ale jednak najgorsi są ci co tu przybyli, pracują, uczą się i narzekają, że tu są. Wiem, strasznie głupio to brzmi, ale tak jest. Nie chcą tu być, a mimo to dalej tu są, i zarażają innych ziomali swoją pogardą i niechęcią. Czego oni właściwie chcą? Przecież marzenia o wielkim mieście się spełniły. Co prawda mieszkają po dwunastu na kwadracie. Duszą się w smrodzie, jak chińczycy przerzucani za ocean w kontenerach, którzy też mieli sen o dobrobycie, no ale co tam. Mają co chcieli. Wiem, wiem, w realu to trochę inaczej wygląda niż we śnie, ale mimo to i tak jest nie dobrze. Po jakimś czasie wszystkich dopada ten sam brak perspektyw. Zdają sobie sprawę z tego, że źle zrobili przyjeżdżając tu, i pewnie wróciliby do domów, ale się wstydzą. Więc taszczą dalej ten wór kamieni. Robią się niezadowoleni, zgorzkniali, sfrustrowani i niszczą to Bogu ducha winne miasto. Myśleli, że tu pieniądze na drzewach rosną, czy co? Nie dość, że zaniżają stawki w całym mieście, pracując za marne grosze, to jeszcze źle? To miasto nie przygarnia obcych, nie pomaga nikomu, nie daje niczego za darmo. To miasto znakomicie poradzi sobie bez was. Musicie się z tego snu obudzić. Musicie zdać sobie sprawę z najważniejszego faktu, że tak naprawdę nikt was tu kurwa nie chce. Dlatego przyjezdni są najgorsi. Walczą najbardziej zażarcie, bo nie mogą pozwolić sobie na przegraną, nie chcą wracać do domu. Są jak zaraza. Jestem na moście. Tutaj korek jak zwykle jest do wyrzygania. Kolo w merolu chce być cwany. Wpycha się na chama. Taksiarze to kolejni dupodajcy po przyjezdnych. Gówno zeżrą spod siebie, aby tylko parę groszy wpadło. Rejestracja wołomińska. Wszystko jasne, nie trzeba niczego dodawać. Wciskam gaz. Moja jazda zderzak w zderzak sprowadza go na ziemię. Za mną kierowcy robią to samo. Jestem usatysfakcjonowany. We wstecznym widzę jednak, że nie odpuszcza. Wjeżdża na pas dla autobusów i pędzi. Mija mnie i znowu się wpycha. Sytuacja ze strony kierowców znowu się powtarza. Nagle zza winkla niczym tytanik pojawia się wypchany bus. Zbliża się jednak zbyt szybko, żeby uratować sytuację. Nawet super ekstra wspaniały abs nie zdoła wyhamować maszyny. I nawet zawzięcie trwające trąbienie w pogromie przekleństw i faków nic już tu nie da. Bynajmniej nie wprowadziłoby to w beznadziejną sytuację nic sensownego. I gdy już kierowca merola maglował skrytkę od strony pasażera w poszukiwaniu numeru telefonu do dobrego blacharza wydarzył się cud, który w postaci nowo powstałej luki między samochodami wciągnął taksę eliminując krasz. No i upiekło mu się, a szkoda, bo cały, budujący się dopiero co dramatyzm rozrywkowo sytuacyjny szlag trafił. Przez uchylone szyby słychać bluzgi niezadowolenia. Jestem już w lesie i staram się rozluźnić. Marzę o bezludziu. Boże błagam, żebym nikogo tu nie spotkał. Wdycham powietrze raz za razem, aby się nie denerwować i nie odczuwać guli w gardle po wcześniejszym. Trochę popuszczam zwieracz, który zazwyczaj jest zaciśnięty na maksa, a jądra jak orzeszki pini. Ulga jest natychmiast odczuwalna. Dwa porządne bąki w roślinność. Echo bez usterek i zakłóceń. Tak, to jest właśnie to. Nie myśleć o niczym. Żadnych pedalskich parad, wojen o krzyże, żadnych reklam, korków i skurwiałej scenografii absurdu. Normalnie w cipę palec bez endu. Jestem jednym, wielkim, na własne życzenie osamotnionym drzewem niewyobrażalnego spokoju. Co ja bredzę? A czym ja mogę być w środku lasu jak nie drzewem? No chyba że grzybem i w dodatku starym. Stan mi się pogarsza od tych codziennych kontaktów z ludźmi. Ta ich głupota przyciska mnie do muru i nie mogę oddychać. Paraliżuje mnie, następnie przepełza na mnie i staję się antyludzki. Wszystko zrobię, abym tylko nie musiał oglądać tej ich tępoty i prowadzić z nimi monologu. Czy ja jestem nietolerancyjny? Tyle się ostatnio pieprzy o tej tolerancji w mediach. Na każdym kroku tylko tolerancja i tolerancja, a i tak wiadomo że pedzie się promują. Jak tu tolerować tą głupotę co mają w tych pustych łbach. Nawet radia w samochodzie nie można spokojnie posłuchać. Chcą wcisnąć ci słowa, którymi się posługują. Chcą wcisnąć ci swój tok rozumowania. Radio trzeszczy że coraz więcej pedałów przyznaje się publicznie że są pedałami. Ja pierdole. To jakiś rarytas ma być czy co? Lukier na pączku, lub landrynek wśród zwykłych cukierków? Głupie te cioty jak nie wiem co. Super ekspres i fakt aż się palą do wyłapywania takiego gówna, a później rozdmuchują to do rozmiarów globalnej sensacjomasturbacjoparadoonanizacji i zabawa gotowa. Przy takiej nagonce to się niedługo okaże że mało kto nim nie jest. Będą nosić podkoszulki ala jestem tatą, tylko że z napisem jestem pedziem, albo nie jestem. To miasto jest chore. Kretyni potykają się o kretynów. Wpadają na siebie, rozmawiają po kretyńsku o swoich kretyńskich sprawach. To kretyńskie społeczeństwo nigdy nie zrozumie, że usłyszane w mediach kretyńskie rozwiązania wprowadzane zresztą w sejmie przez kretynów, na których zagłosowali są faktycznie kretyńskie. Normalnie niesamowite. Dosyć z tym gównem. Wyłączyłem. Od kiedy to trzeba tak nagle kurwa wszystkich tolerować? Muszę z przykrością stwierdzić, że do tego nigdy nie miałem smykałki. Po pierwsze nie da się, a po drugie nie widzę w tym najmniejszego sensu. Zabrakło by mi po prostu cierpliwości. Wszystkim się wydaje, że od tolerancji będą extra super wspaniali. Że jak weszliśmy do europy to teraz nagle trzeba być super, bo tego się od nas wymaga. Bo wypada dobrze udawać europejczyka. Być takim jak wszyscy ujednoliconym super gościem. Niektórzy tak się wczuli w rolę i poczuli Europę, że wszystko co jest polskie to najlepiej sprzedać by chcieli, albo zamienić na zagraniczne. Aby się lepiej żyło, jak wszędzie, z wydźwiękiem komfortu. Żeby nikt nikomu niczego nie zabraniał. Żeby pościągać krzyże i zmienić religię, najlepiej na taką którą sobie można samemu wymodelować. Tęczową, bez nakazów i zakazów. Albo w nic nie wierzyć i założyć sektę. Albo wierzyć w kosmitów, narobić sobie bachorów z próbówek. Inwestować w silikon i w środki zwiększające potencję. Ludziom się już całkiem od tego dobrobytu w głowach popierdoliło. A po tych wyjazdach za granicę do pracy to w ogóle ą i ę inglisz forewer i kurwa nic więcej. Odrzucają wszystko co brzmi po polsku. Bo polskie jest złe, bo polskie jest zacofane, zagranicą jest lepiej, piękniej i ciążę można bez problemu usunąć. Najlepiej by się z tego kraju wypisali jakby mogli, polaczki jebane. Te wszystkie już nie Piotrki tylko Fisze i Emady. Już nawet nie mówią polszczyzną, bo to wstyd, tylko bełkoczą zangielszczonym slangiem. Jeszcze za tą polską nie raz zatęsknisz wycieruchu jeden z drugim. Irlandia już dostała gospodarczej gruźlicy. Mogę się założyć, że już siedzisz na walizkach na Okęciu. Nie oszukujmy się. Nasz naród jest pełen ludzi, którzy nigdy nie mieli własnego zdania. Nie przyznają się do swojego, wolą naśladować innych. Więc chętnie podlizują się tym, którzy swoje zdanie zawsze mają i robią to z przyjemnością. Bo jeśli nawet by owe własne zdanie posiadali to i tak pójdą tam gdzie im więcej zapłacą. Są sprzedajni jak kurewki, bo teraz nie jest ważny patriotyzm tylko forsa. We własnym kraju nie będą czyścić obsranych kibli, ale za granicą są skłonni to gówno nawet zlizać z deski i zeżreć. Więc tą obsraną dupę wylizują wszystkim jak popadnie. Najpierw Niemcom, którzy zamiast oddać wszystko co zagrabili w czasie drugiej wojny światowej to upominają się jeszcze o rekompensatę za ziemie z których zostali wypędzeni. Kurwy napadły, a teraz chcą żyć w pokoju, bo my teraz wspólnota europejska jesteśmy. Jedna, wielka faszystowska rodzinka. A my jak te kundle bez własnego zdania się zgodziliśmy. Wstyd mi za tych skurwieli, co rządzą moim krajem. Później kacapom, tym samym, co nas w Katyniu wyrzynali jak świnie, teraz dupę liżemy, żeby mieć gaz. A na końcu europie przez którą niedługo stracimy tożsamość. W tym jesteśmy najlepsi. Każdemu wyliżemy, aby poprawić sobie sytuację finansową. Wszystkim, aby nie bliźniemu z polski. Swojego można ewentualnie sprzedać, okraść, zgnoić i posłać bluzgę, bo na pewno nie pomóc. Ale co innego na pokaz. Na pokaz to my możemy wszystko. Jesteśmy kurwa mistrzami udawania. Udajemy wszystko. Przed sobą i przed innymi. Co innego na wierzchu, a co innego w środku. Nikt ci prawdy w oczy nie powie, tylko za plecami obgada. I stąd właśnie ta tolerancja na pokaz udawana, którą się kamufluje uśmieszkiem, pokątnie brzdąkając pod nosem „te pieprzone pedały”. Najfajniejsze są jednak te zbiorowe udawania. Przez fejsbuka się zbierają, w jednej chwili, w jednym miejscu, w słusznej sprawie, zapalają świeczki, rozmawiają, aby pokazać się że byli, że tak to przeżyli, i że w ogóle, a na drugi dzień nikt cię już nie rozpoznaje na ulicy. Tak to właśnie działa tutaj. Pokazówka. Ale na co im te wszystkie udawania potrzebne do życia tego nie wiem? Żeby nie wyszło na jaw to, że nic ich to nie obchodzi? Albo żeby się podlizać innym i mieć z tego jakąś korzyść? W to drugie jestem skłonny bardziej uwierzyć. Całe szczęście ja hipokrytą nie jestem w tym kraju hipokrytów i nie ujawnionych pokątnych onanistów. Niczego nie ukrywam. Mówię to głośno i zdecydowanie. Pieprzyć pedałów i psycholi. Droga przez las zdaje się trwać wieczność. Na dodatek z ludem w tle. Wyrastają jak drzewa, jak grzyby, jak pokrzywy, i gryzą po udach i kostkach swoim bytem, jestestwem ocierając o ciebie, albo na ciebie wpadając swoim brakiem wstydu. Nawet tutaj są. Gdzie się człowiek nie ruszy to wszędzie są, przedzierają szlaki. Na siłę aktywni, bo taka teraz moda europejska. Węszą po tym lesie jak kury po podwórku, ciekawskie i głodne sensacji. Brakuje im tylko tych kijków do podpierania co to tak niby mają pomóc na posturę i twardą dzidę. Puścili reklamę w siti i oczywiście debile wykupili. Trening medialnej sugestii zdał egzamin. Manipulować ludźmi jest niezwykle łatwo. Wystarczy wziąć jakąś marną aktorzynę uwielbianą przez masmedia, oni uwielbiają się przecież sprzedawać, niech opowie to i owo o danym produkcie w tv. Sukces gwarantowany. Zanim dokończy zdanie, a już zniknie z półek. Tak samo przecież było z tym cukrem co miało go niby zabraknąć, Rzucili się na te sklepy paszczury jedne jak pojebani w poszukiwaniu kryształu. Narobili do swoich spiżarni zapasy na rok, albo i dwa, a później się okazało, że to kit. Takich przykładów są tysiące, a ja kurwa muszę na to patrzeć. Codziennie na nowo od rana do wieczora. Tułać się pomiędzy tym i nawet nie współczuć im, tylko dziwić się, że nie mają w sobie za grosz rozumu. Moja bezludna wyspa nie istnieje. Istniałaby owszem, gdyby pieprzony Krzysztof Kolumb nie ruszył dupy z tej swojej pedalskiej wiochy i nie odkrył tego gówna, co napływa teraz do nas. W życiu jest różnie. Jednego dnia o czymś marzysz, a drugiego dnia ktoś cię chamsko z tego okradnie. Ciekawe dlaczego? W tym mieście wszystkiego ci zazdroszczą. A później zabiorą żebyś nie miał. Przecież ja jedynie pragnę pieprzonej bezludnej wyspy, niczego więcej. Ile na to wszystko kurwa można zwyczajnie patrzeć. No ile? Na pewno nie długo będzie wojna. Ja ją rozpętam. Daję słowo.
Otwieram bagażnik, wyciągam koszyk i nożyk. Miałem też założyć gumofilce, ale że oczywiście na to teraz moda panuje, więc cały las w tym samym. Chuj wam wszystkim w dupę za to. Nienawidzę skurwieli. Za tą ich tandetę umysłową. Specjalnie nie założę, kurwa. Tak dla zasady. Pewnie przez to zamoczę nogi do kolan, ale co tam. Tak właśnie wygląda mój dzień odpoczynku. Na każdym kroku trzeba się użerać. O! Grzybek? Schylę się, w końcu po to tu jestem. O! Kurwa, ukryty papierzak. Pięknie, cała ręka w gównie. Jestem w samym środku lasu. Ani zrzucić, bo poleci jeszcze na dżinsy. Ani umyć, bo to nie mazury nad jeziorem. Ani zlizać, bo nie wypada nawet wpaść na taki pomysł. Ani nawet o kogoś wytrzeć, bo się oddaliłem. Nikt nie widzi. Wycieram o trawę. Brąz znika, jednak smród pozostaje jeszcze na bardzo długo. Identycznie jak w życiu na pokaz.
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta