janusz pyzinski, 6 października 2012
zamknij mnie w złotej klatce
a opowiem ci wolność błagającą o dotyk
rodzącej się czystej karty
by wchłaniać w pamięć tworzywo
w zupełnie nowych barwach
śladów których szukać próżno
gdy noce wtulają się w sen ciemny
niczym ziemia za paznokciem księżyca
jak w ucieczkę od koszul
zaprasowanych w idealne kształty
a sady śliwieją wiążą babie lato
w pajęczy kordonek
wiatr skrzydłem załamanym
w zarysie kondora
znów niesie poranek
garściami kradnący złudzenia
że w dzieciństwie trwał dłużej
i kładzie się w cieniach
cały bezmiar lata
pachnący pleśnią i skoszoną trawą
zanim zgasną mlecze
nie wymyślisz śmierci piękniejszej
od tej która przyjdzie
i ust otwartych w szerokim zdumieniu
kim jest ten który stoi w lustrze
wrysowując się w przestrzeń
jak ty w ostatnią garść pytań
rzuconą przez życie
czy to wschód jeszcze
czy to zachód właśnie
zamknij mnie w złotej klatce
a opowiem ci wolność
tylko nie dotykaj
janusz pyzinski, 25 czerwca 2011
niosły w sobie zapach chleba wpleciony w grudki różańca
pomieszkiwały w kołysce świeżością krochmalu wśród wiecznych korników
czasem przycupnęły na przyzbie by fajkę rozżarzyć wyprzedzając
ostatni powiew kartoflowych powieści znad ognisk odlatujących dymem
na ogonach ptaków ciągnęły do domu syty drabiniasty wóz
i chrust na opał pełen śpiewu sosen kłóciły się z wiatrem
o garście jabłek i wylewały na kwiaty poezję
nie pamiętam by kiedykolwiek zostawały puste
nawet nocą - widziałem to ukradkiem - pieściły kształt matki
jak pieści się cień anioła stróża ukojenia pod powałą świata
troski zostawiały za progiem by stół uginał się pod barwną
dzikością róży na wino gotowej
aż psy wyszczekały niebieską miedzę za którą
dziesięciopalczaste rozmowy z Bogiem nabierały kształtu
gdy od progu słońca noc z latarnią wychodziła w pole
janusz pyzinski, 8 października 2012
chodzę z tą twarzą na co dzień
a wcale jej nie znam
jest bo jest
ślepnie pali fajki kocha się w każdym
ma muchy w nosie połyka leki
i szczuje psami trącącą myszką
przed lustrem z myślami czy jeszcze
jest moją czy już tylko
odciśniętym piętnem
potrafię uwierzyć gdy oko jako narząd
uzbrojony w przyrząd konchy okularów
ukaże obraz laurowych wieńców
na tronie zmurszałym jesienią
gdy trzeba kielich żółci wychylić do dna
to jak policzek wymierzony chwili
która właśnie kwitnie
z głową w chmurach snu nocy letniej
tej w której mam odwagę po pustej butelce
ignorując portret stworzyciela
wędrować na ostatnie piętro kopii
o doskonałym szlifie
choć nie warto przed pędzlem się prężyć
gdy zazębiam się w pomarszczone jabłko
pięknie śpiewam na zasuszonej pięciolinii
aż spadają liście
kołyszę martwe ptaki
w locie ślizgowym w siwy sad
z ręką na ściszonym pulsie
jak ryba pogodzona z wędką
moja twarz
zasypia echem budzącego się krzyku
i nie wiem czy ją jeszcze mam
janusz pyzinski, 21 czerwca 2011
droga prowadziła mnie zawsze dalej niż matka
tak poznawałem świat wspinając się z mozołem
na zawsze ostatnią deskę ratunku
gdy ptaki nadaremnie przysłaniały słońce
bezwolne w półcieniach pamięci
wracałem na szczekanie starego psa
niebem ciężkim od pełni aż pochyłe wskazówki zegara
nie zmieniły kąta nachylenia świtu do zenitu
mieszkałem w tobie oddychałem powietrzem
ciężkim od bibelotów pasów od pończoch
dziadek chłopski filozof powtarzał że ze szczęściem lepiej
koty są teraz w modzie pozwalają samotnym przeżyć samotność
i tak naprawdę można znaleźć tylko to co nigdy nie zginęło
na chwilę w zapomnienie odchodząc
a kiedy przyjdzie czas i iść będę musiał
to pójdę tam gdzie taty łza
skapnęła kiedyś do kwaśnego mleka
przez falujący łan co poplącze nogi
w taborach gwiazd i tętencie koni
janusz pyzinski, 6 stycznia 2013
tu się rodziłem umierając ziarnem
na skibie ciemnej niby bochen chleba
bosymi stopami dotykałem wiatr
i wszystkie gwiazdy które mi przywołał
tasowałem czas jak szczęśliwą talię malw
wróżących pod płotem sierpniową pogodę
wyciągając szyję ponad dach z czuwającym
odwiecznie kominem nad snem kuchennego ognia
gdzie cień matki w potężnych konarach
ramion cienia ojca dryfował aż po krokwie
wonią kapuśniaku i suszonej mięty
gubiąc się w nostalgii za przylotem ptaków
historia nie zatoczy koła nie zamknie w aureoli
oblekającej dom w ziemię zblaknie jak akwarela
łąk pod jesień albo podniebne echa kołysanie
ciepłymi wiatrami wniebogłosów świtu
zrywających naszyjnik z piersi pajęczyny lasu
perlący się dotąd wśród świerkowych koron
obejmując skronie pustym cieniem nocy
zdziwionych nagłą ciszą jak raniony gołąb
z której rodzi się bukiet w gwiazdozbiorze okien
dla tych których zawsze kochałem o chwilę za późno
wahając się jak księżyc nad pełnią jabłoni
teraz mieszka tu smutek i strach mnie ogarnia
gdy kot nie wraca zbyt długo z drogi
sobie tylko znanych rozszerzonych źrenic
w których wyrośnie nowy głóg i krzyż
jak na krze samotnej polarny niedźwiedź
janusz pyzinski, 19 czerwca 2011
u nas kukułka już nie kuka lat ani szczaw
nie przychodzi do domu na zupę
pierwsze czereśnie nie pachną szpakami
jaskółka nie wita wiosny ani deszczu
wszystko po staremu a jakoś inaczej
nasze góry zmalały dziewczynki wyrosły
dni coraz szybsze i krótsze wieczory
słów coraz mniej a jeśli już są
to jakieś oschle nieszczęśliwe
i do świętego Milołaja nienapisany list
-proszę przynieś mi krótkie portki-
janusz pyzinski, 1 lipca 2011
był we mnie czas zaszyty wśród paproci
kiedy olszyny jak tabuny koni
wyłaniały się z mgieł a metafory
zasypiały w mchu
na próżno szukałem słów niewypowiedzianych
i niezapisanych w żadnej z ksiąg
uparcie nie chciały przyjść do mnie
widziałem w światłach lampionów
haust powietrza krzewu i ludzi
prowadzących na smyczy marzenia
słuchałem interludium Brahmsa jako grę wstępną
do pertraktacji z Panem Bogiem o urlop
pieszcząc w zachwyconych dłoniach
kielichy pijane białym i czerwonym winem
jak oset roztargniony pomiędzy zbożami
waham się który wybrać wiatr
aż świt rozłupie orzech nocy
i ściągnie łachmany z chat
janusz pyzinski, 20 stycznia 2013
tu się rodziłem umierając ziarnem
na skibie ciemnej niby bochen chleba
bosymi stopami dotykałem wiatr
i wszystkie gwiazdy które mi przywołał
tasowałem czas jak szczęśliwą talię
malw wróżących pod płotem
sierpniową pogodę
wyciągając szyję ponad dach
z czuwającym odwiecznie kominem
nad snem kuchennego ognia
gdzie cień matki
w potężnych konarach
ramion cienia ojca
dryfował aż po krokwie
wonią kapuśniaku i suszonej mięty
gubiąc się w nostalgii
za przylotem ptaków
i wszystkie pytania z kieszeni plecaka
traciły sens jak traci się wszystko
czyli nic
co by mogło być wiecznym teraz
w niczym nie przypominając raju
ze wspólnych zdjęć
i późnonocnych rozmów
teraz tylko czekam
na odejście czasu
janusz pyzinski, 20 czerwca 2011
krajobraz pelargonii cierpliwie rozsupłuje sznurówki okien
cień Chrystus przybity do krzyża nad drzwiami z wytartym grzbietem
kot wydeptuje skarpetki na drugą stronę mruczenia na śnieżnym
płótnie ściany kilim malw i pielgrzymi szlak słodkiego zmeczenia
pątników z odległej pasieki w zakurzone smugi słońca
kamień podpiera starość węgła ojciec posadził jeszcze jedną jabłoń
i choć mięta nie pachnie już zdrowiem cisza zasiana makiem
wspomina gwarne popołudnia gdy dom wypełniał się świergotem
zwołującym rozproszone niebo droższe od własnego oddechu
dlaczego tyle musiało się zdarzyć by nie stało się nic co by mogło
zawrócić tęsknotę z drogi wstecz do zbawczych brzegów przypomnienia
gdzie stary płot wita wciąż rozkołysane pąki marzeń jak obraz światła
niedomalowany to co nieważne takie ważne takie ważne jest teraz rodzinny stół
opasujący każdą z naszych rozmów tu potem już znikąd nie przyjedziesz
janusz pyzinski, 4 lipca 2011
spieprzaj dziadu
usłyszał dziad
śliniący się na widok obrazu
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
10 maja 2024
Wielki wypasJaga
10 maja 2024
IluminacjaVoyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky
9 maja 2024
wciąż na faliYaro
9 maja 2024
0905wiesiek
8 maja 2024
0805wiesiek
8 maja 2024
Światełka dla zbłąkanychSztelak Marcin
8 maja 2024
Pamięć silniejsza jestMisiek
8 maja 2024
Pamięć silniejsza jestMisiek
7 maja 2024
Gdzie coś się kończy -Marek Gajowniczek
7 maja 2024
Menukb