Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 6 października 2010

„Pełnia – czas przypływu”

Księżyc zapłonął w pełnej krągłości
srebrzystym blaskiem na czarnej tafli nieba
Pełnia – każda cząsteczka w moim ciele
wzbiera falą przypływu
jak bezbrzeżne wody oceanu
Lekkie drżenie nóg
gdy czuję Twoje ciepło
przypomina mi
że jestem przecież człowiekiem
Pełnia – ciało wzburzone wibruje
w rytm wystukiwany przez libido
a oddech staje się chrapliwy
Twoje ciepło to punkt zapalny
a ja płonę ogniem równie mocno jak język lawy 
trawiący swym żarem wszystko po drodze
Dotknij mnie proszę
nim spalę się zupełnie a wiatr rozgoni popioły
Blask księżyca wydobył bladość piersi
rozświetlił aksamitną tkaninę skóry
Bliskość naszych ciał
udo przy udzie
i rozpoczyna się szalony taniec nad przepaścią
wszystko wiruje i pulsuje
jak wzburzona krew w moich żyłach
I tylko księżyc, samotny na nieboskłonie 
spogląda zazdrośnie jak dwa, rozpalone ciała splatają się w doskonałą jedność…..


liczba komentarzy: 3 | punkty: 6 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 24 kwietnia 2011

„Wiersz autobiograficzny – kiedyś każdy przekroczyć musi swój Rubikon, a stamtąd nie ma już odwrotu…”

Motto:
 
„Bohater
liryczny tego wiersza znajduje się w ciemnym pokoju. Pokój zamknięty na klucz,
tak że Nikt z zewnątrz nie może doń wejść. Jedyny blask w tym pokoju to gasnąca
właśnie świeczka, która na potrzeby tego wiersza przemienia się w znicz.
Bohater schyla się jakby w pół i rzyga. Bardzo metafizycznie rzyga. Wreszcie
kładzie się na wznak i próbuje dookreślić werbalnie swój stan: jest na
krawędzi, ostatnie równoważnia przełamała się wpół. Nie potrafi się przestroić,
upadnie. Zamyka oczy i mówi do mnie: pisz. I ja piszę…”
 
„Brejkam ‘świadomość
literacką’”,
Paweł Barański
 
Jest taki czas w ciemną zimową noc, gdy skuta jej mroźnym oddechem, w mdłym blasku tylko na wpół wypalonej świecy, próbuję dookreślić siebie na rozdrożu.
Jest taki czas w życiu każdego człowieka, gdy uda się przekroczyć ten newralgiczny bardzo próg i pojawia się paląca potrzeba spłodzenia autobiografii, by poprzez zwerbalizowane wspomnienia choć odrobinę spowolnić bieg czasu i wyryć piętno na kartach naszej historii; i chyba też po to, by nie przeminąć tak zupełnie bezdźwięcznie – niezauważalnie wnikając w pośmiertną nicość…
I tak oto teraz, staje się ten mój czas, by zostawić ślad bosych stóp na piasku, błękitnym atramentem na zawsze zmienić siebie w stos liter, kropek i przecinków…
I tak oto w tej jednej chwili, gnana właśnie tą palącą potrzebą, piszę dziś, stojąc tu właśnie, na rozdrożu, pełna nadziei i zwątpienia, równie dobra jak i zła, niezgłębiona jeszcze i nieodwracalnie zmieniona, ten całkiem autobiograficzny wiersz – wyryjcie go na moim nagrobku na wieczne spoczywanie amen.
Wypluwam słowa, bardzo metafizycznie rzygając zwerbalizowanym potokiem Myśli.
Ten stan nie da się ująć w ramy normalności.
Ten stan gdy „brejkam” moją „świadomość literacką” i cicho nucę piosenkę o końcu świata…
Przebyłam długą drogę na samo dno piekła i powróciłam…
Mogłabym w tę noc szeptać ci wprost w małżowinę historie jakich nawet w najdzikszych snach
nie śniłeś kochany… Ale boję się zgasić ten mdły blsk w twoich oczach nim skończy się ta noc, jedna jedyna…
Nauczyłam się sztuczek, co budzą i zdziwienie, i zachwyt i wzgardę zarazem, jednakże nawet i wzgardzona, muszę napisać ten wiersz do samego końca.
A potem już tylko wycie głodnych wilków na płaskowyżu spustoszonym wewnętrzną wojną jaźni z instynktem, zakłóca ostateczną ciszę po bitwie, a grunt zroszony krwią tu poległych płodzi obficie i logarytmicznie tłuste bękarty tego, co za nami…

Lilith
2 marca 2011 roku, Sosnowiec
- Poland


liczba komentarzy: 3 | punkty: 0 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 8 maja 2011

Nieudane dziecko kapitalizmu.



Motto:
„Dzisiejszemu
światu jest potrzebna nie tyle energia termojądrowa, ile raczej energia
zamknięta w ludzkim sercu, którą trzeba wyzwolić.”
Albert Einstein


Nigdy wcześniej żadne widzenie nie odcinało
się tak wyraźnie w twarzach o stu takich samych obliczach.
Daję Ci namacalny dowód tego, co od wielu
nieprzespanych lat zżera po kawałku Twoją duszę.
Oto teraz w ciemnej masie przeludnionego
molocha, w plątaninie bezosobowych głosów, rozpoczyna się proces demaskacji
powszechnej wrażliwości.
Nie uciekaj!
Patrz, patrz uważnie na narastające crescendo
strachu.
To właśnie tutaj, na równomiernie zaludnionej
powierzchni powtarzających się ulic: 3-go Maja, 11-go Listopada, Ofiar Katynia
i innych, równie wzniosłych, rozkłada się wszechobecne upodlenie, szydząc z
patetyczności małych, niebieskich tabliczek.
Nie zaprzeczaj.
Chociaż z własnym Ja nie baw się iluzją.
Słyszysz krzyk ostatecznego braku nadziei,
wyrywający się z pod brudnych szmat, okrywających zwłoki człowieczeństwa?
 
 
Moje miejsce jest nieuchronnie określone,
choć bez końca podejmuję rozpaczliwe próby ucieczki na drugą stronę ulicy,
niedostępnie ukrytą pod grubą warstwą świadomości.
Nie zapieraj się, że właśnie Ty nie próbujesz
uciec – głęboko wyryte cienie pod Twoim spojrzeniem zdradzają historię każdej z
tych prób.
Liczę kroki miażdżące niezdarnie chodnik.
Każda moja zmarszczka emanuje nieustępliwą niepewnością, która jak rak toczy
moje tkanki.
Chyba mamy zimę.
Mroźne powietrze przesycone paraliżującym
lękiem szczypie w zakończenia nerwów.
Rozstrajam się wewnętrznie. Uwidacznia się
też dysonans ruchów: nogi chwiejnie szukają oparcia; choćby za cenę powrotu.
Ostatkiem sił wypowiadam zaklęcie przywołując
obrazy zimowych poranków, gdy razem z tatą chodziliśmy na wzgórze lepić
bałwana. Ziemię pokrywał świetlisty całun; wszystko było wtedy białe i czyste,
a to co czarne odcinało się wyraźnie.
W swoich ucieczkach wiele razy próbowałam
znaleźć tamto wzgórze i tamtą monochromatyczną fotografię siebie. Teraz wiem na
pewno: tamtego wzgórza już nie ma, a tu szare grudy ziemi raz po raz zmieniają
położenie. Czasem przychodzę popatrzeć jak przerzucają się nimi rozwścieczone
buldożery.
Każdego ranka obserwuję kolejne stadium. Słucham
jak ON mówi zarażony wszczepiennym entuzjazmem, że oto dane mi jest być
świadkiem narodzin kolejnego dziecka Nowej Ery.
- kolejnego okaleczonego dziecka, kolejnego
anonimowego miejsca zmasowanej konsumpcji… -
Nie odpowiadam. Tłum wstrzymuje oddech w
chciwym oczekiwaniu.
(Przerażenie goni mój rozbiegany wzrok).
Oto chwila narodzin, w głowie wibruje krzyk
noworodka… Mogłabym przysiąc, że słychać w nim skowyt zaszczutej nadziei. Nie
mam pewności; wszystko zanika pod naporem wygłodniałych wrzasków, narastających,
napierających…
Nagle coś pęka.
Słyszę suchy trzask.
Obrazy cichną.
Wszystko gaśnie.
Zapada cisza…
I nie ma już nic.


Lilith Anna G.


liczba komentarzy: 3 | punkty: 3 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 31 maja 2013

Pożegnanie ze stadium larwalnym

 
czuję że coś zmierzcha
chemiczna euforia rozplata me
dziewczęca dwa warkoczyki
wirując cieleśnie roztaczam
tęczową chmurę
sukienki niewinną biel
zamalowując karmazynem
w trójwymiarowym uproszczeniu
 
dobiega mnie z dala agonalne rzężenie
jakby wyrwane z gardła
kogoś całkiem innego
jeszcze wczoraj
wtopiona w gorący rytm
migoczących świateł
rozpływam się nabrzmiała
i stukot serca goni
za tym od świateł jasnym rytmem
 
zupełnie jak w ten pierwszy dzień
wszystkiego
całkiem od nowa uczę się
po raz kolejny znów
tych zawirowań czerpiąc aż do dna
wyczekująca i rozedrgana
cierpliwie tak pozwalam
falom żaru nowego
rozbijać się raz po raz
o ciała nagi brzeg
 
a potem o brzasku
śpiewnie przywitam nowy dzień
i nową siebie – taką bezwstydnie chętną od teraz już
 
 
Anna Gajda „Lilith”
23 maja 2013r. 


liczba komentarzy: 3 | punkty: 4 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 10 maja 2013

Autobus do nikąd

 
Tylko gdy jadę autobusem
Zewsząd obcością ciał osaczona
mogę opadać wolno 
wprost w snu ramy niepojęte 
bezbrzeżnie kołysane 
turkotem kół - i tym nierealnie bolesnym 
drżeniem we mnie
co mnie spowija wtedy gdy
mi się zdarzy to zapatrzenie
gdzieś w bezkres
między światami
i taki dziwny sen – nie sen
mnie wtedy całą ogarnia
pochłania jaźń i świadomość
i czuję tak mocno
wezbranymi zmysłami
całą esencję kubistycznego zbrylenia
sens najgłębszy 
surrealistycznych płócien
rzecz jasna – by Dali
napiera co raz mocniej
zamglona wizja
rozmyta wiosennym deszczem
i już nic więcej wyraźnie
nic tak naprawdę
i nic już realnie poza ten stan – 
- oniryczny kurs nocnym autobusem 
Do nikąd…
 
 
 
By Lilith®
Anna Gajda
2011r.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 2 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 31 lipca 2010

„Samotność w wielkim mieście”

Na betonowym krzyżu wisi azbestowy Chrystus, jako ekwiwalent socrealizmu.

To jeszcze nie grzech!

Pochylam się nad plątaniną asfaltowych arterii i zdmuchuję radioaktywny pył z ciemnych
klatek schodowych, gdzie kryje się chorobliwe ich upodlenie.

To jeszcze nie demaskacja!

Trzeba by jeszcze zapalić dawno skradzione żarówki, skradzione jak marzenia pewnego młodego szczura upojonego kwaśnym winem z  multikorporacyjnych odpadów.

Brudne osiedla krzyczą milionem okien bez szyb, zamurowanych stereotypami. Snują się po nich apatyczne duchy, dla których nie ma miejsca nawet i w czyśccu. ;
i uwierz mi, nie chciałbyś tu zabłądzić w ciemną, bezlitosną noc...

A pięści ich twarde tysiącem niepowodzeń, wznoszą się jak przestroga na malachicie nieba!

Zapomnij o tych miejscach, gdzie rodzi się trwoga, gdzie kwitnie Babilon, gdzie dzieci nigdy nie były dziecinne...

Zapomnij na rany Chrystusa z azbestu...

Co wieczór wychodzę popatrzeć na betonowy las domów, pełnych dysfunkcyjnych rodzin, toksycznych związków i wszechogarniającej patologii, we wszystkich możliwych odmianach.

Wdycham znajomy smród spalin, pozwalam by wypełnił zniszczone płuca; wdycham wyziewy z fabryk i koksowni; wdycham opary z niespełnionych marzeń, lotne jak wodór...

Ostatnie spojrzenie na miasto i już wiem. 

I już wiem, że Ciebie tu nie spotkam.

I już wiem, że każdy wieczór rozciąga się w nieskończoność, na czarnym płótnie nieba, bez kresu, bez sensu, bezludnie.

Mijam duchy przechodniów, zbyt spóźniona, by zacząć cokolwiek raz jeszcze...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 0 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 13 lipca 2013

A o świcie…

 
po tej nocy magii pełnej
gdy u Twego boku będę ufnie spać
Kochany
o świcie mnie zbudź
czułego szeptu ciepłym muśnięciem
i malinowym pocałunkiem
resztki snu z mych powiek strząśnij
razem z ptakami zaśpiewaj mi pieśń
o rosy lśnieniu co nastaje wraz z brzaskiem
a w me włosy wpleć zorzy porannej pasma purpurowe
i zabierz mnie tam
gdzie słońce budzi się ze snu
bym mogła wzejść razem z nim
na błękit firmamentu
sięgnąć zenitu w samo południe
 
a potem niech dzieję się już co chce…
 
 
Anna Gajda „Lilith”
10 lipca 2013 roku
Sosnowiec o brzasku…


liczba komentarzy: 2 | punkty: 2 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 6 sierpnia 2010

"Iskra"

Jestem poza nawiasem tego co pojęte –
- krzyczy wspomnienie mojego ego.
Jestem nieproszonym gościem
Na maskaradzie hipokrytów.
I tylko echo krzyczy głuche,
I tylko echo woła z oddali,
Wyblakłe wspomnienie…
Dlatego patrz dziś na mnie!
Tak mocno patrz!
Chcę zapłonąć wstydem
W Twoim spojrzeniu.
Chcę spalić się i powrócić…
Tak proszę, patrz na mnie teraz!
Chcę się zachłysnąć
Twoim spojrzeniem,
Chcę wyssać z niego
całe zdziwienie.
Jestem pustą pozą
udającą osobowość.
Przestaję istnieć, gdy Ty już nie patrzysz.
Żyję tą iskrą w Twoim spojrzeniu,
tym płochym błyskiem…
Na krótką chwilę mieszkam w kącie oka Twego.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 4 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 5 grudnia 2010

Przeterminowani

Oto oni: tkwią na targowisku próżności, gdzieś między wczoraj a jutro, wciśnięci w tandetę obwoźnej półki sklepowej, pleśnieją z patosem
Oto oni: niepiękna Kobieta i niemłody mężczyzna wpięci w ramy niezgody, wypaleni do cna, pełni oczekiwań wobec nie-siebie, trywialno-banalni, tańczą ten swój odwieczny taniec nad przepaścią frywolna bitwa na niespełnienie....
Oto staje się Słowo: wielobarwne, spuchnięte mnogością liter i znaczeń 
I oto w tym słowie zawarta Prawda dziewiczo nie tknięta rdzą hipokryzji...
A Oto oni: niepiękna kobieta i niemłody mężczyzna, szukają słów na zniewolenie i sami zniewoleni przez ciasne fiszbiny koronkowych gorsetów, tracą oddech od niechcianej bliskości
A tak nie dawno padał ciepły deszcz, a tłuste krople lubieżnie rozmywały ślady lepkiej ich nagości i strzępki tych słów co nam dano...
Oto oni: dziś już nieistniejący, niebyli...
Zabrakło im tej wątłej nici tkanej słowem, by połatać te wspólne lata podarte już do cna...
Teraz to kwestia fleksji zaimków z presją by nie była to już  nigdy liczba mnoga.... dlatego teraz spojrzyj raz jeszcze, od nowa -
oto on: sam, szuka wciąż lepszych perspektyw i Ziemi Obiecanej mu przez korporacyjnych Proroków
Oto ona: sama, gotowa by poszybować wkrótce na południe, uciec przed wschodnią surową zimą i postępującą degrengoladą Człowieka.
Oto oni: oboje, niczym przebrzmiały dźwięk, fałszywy ton, zawieszeni nieruchomo w tej niemej ciszy, typowo post-mortem, bezowocnie i jałowo, umieranie na raty bez kredytu zaufania, rozkład wzajemnych relacji tylko dzisiaj w promocji z pudełkiem wielokrotnej zdrady gratis!! 
Agonia oplata wszystko swymi lodowatymi pędami, pną się ku niebu - wszechogarniająca apoteoza śmierci, grube, białe larwy żerujące na gnijących szczątkach...
I zero nadziei na zmartwychwstanie w wyblakłych oczach plastikowego Chrystusa z odpustowym kiczem gładzącego grzechy nasze amen


liczba komentarzy: 2 | punkty: 8 | szczegóły

Anna Gabriella Lilith Gajda

Anna Gabriella Lilith Gajda, 5 czerwca 2013

„Pierzasty niepokój”

czasem tak strasznie mi brak
że cała aż drżę od tego
bezimiennego niepokoju
tej pary skrzydeł pierzastych
by móc się wzbić na wyżyny
w te dni gdy myśli niezbyt lotne
nie pozwalają wzbić się nawet
ponad przeciętności nijakość
by móc ubarwić świata codzienną szarzyznę
pędzlem wyobraźni ją całą zamalować
 
i wtedy czuję tak bardzo boleśnie
jak prosto w pysk uderza brutalnie
prozaicznej rzeczywistości twarda pięść
miażdżąc bezwzględnie wątłe marzenia
gasi tą płochą iskrę co się tli
i tańczy cała rozedrgana we mnie
milionem świateł skrząca
co mogą duszy nadać ten
nazbyt anielski nieco blask
który mi jest latarnią morską
pośród wzburzonych losu fal
co mroki życia nieznanych odmętów mi rozświetla
i przez najeżone zębami skał jego kolei labirynty
prowadzi mnie bezpiecznie tak
w tej długiej drodze do ostatniego portu aż
gdzie raz ostatni już przyjdzie mi
do kei śmierci zacumować
by móc się w końcu zanurzyć w ten ostateczny błogi sen
niknąc w oddali cieniem się kłaść
i za horyzontu linią już na wieki się skryć….
 
 
 
Anna Gajda „Lilith”
4 czerwca 2013 r.
 
Pierzasty Sosnowiec u progu lata… 


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły


  10 - 30 - 100  




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1