Yaro, 15 march 2020
co raz bliżej lato
częściej ciepłe dni
pamiętam tamten czas
wczoraj było ciężko ale nie byłem sam
jakże pięknie rozmyślać
gdy po pracy układałem się do snu
upadamy nisko niżej antypody
biegnę po schodach z brakiem tchu
marny nasz świat marny ja
lichy jak trawy źdźbło
usychamy z każdym oddechem
nasiona trawi ogień
z zapachem palonej słomy popiół
wiatr piachem w twarz
Yaro, 10 march 2020
nie wrzucaj chleba do kosza
bo będziesz Go szukał
świat się skurczył a zło zakwitło
w sercu ziarno miłości usycha
woda życia zatruła sumienia
wymierają nadzieje na lepsze
dni płynął szybciej niż zwykle
udajemy że się kochamy
noce mokre od braku sensu
zatapiam się w sobie jak ołów
paruję w przestrzeń która niknie
umieram tutaj na nieurodzaju
Yaro, 1 march 2020
dwa tysiące dwadzieścia idę mówię do teścia
w tłumie ludzi nikt mnie nie zauważa
chcę biec lecz nie widzę w tym celu
ludzie usłyszeli o korona wirusie
ja nie mam korony jedynie berło kolor złoty
uciekam ale nie mam dokąd ścigają mnie drony
jak cel jestem namierzony taki Namibian
skulony przy murze czekam na strzał prosto w oczy
mijam myślami czasy gdy byłem mały
przy mamie było dobrze bardzo boli czas gdy omija nas
raz po raz wciskam gaz palę hajs gdy zimno
drewna już nie ma pustynia wyrasta gdzie był tu las
uciekam zdenerwowany lub wkur nie umiem tego nazwać
wszystko trafia szlag jak w dziesiątkę na strzelnicy jeszcze raz
buraczarzy świat obraca się w epokę kamienia i kii leszczynowych
Yaro, 27 february 2020
na tarasie ułożyłem w fotelu słabe kości
patrzę przed siebie pragnąc widzieć więcej mocniej
tutaj las mi wszystko zasłania
na niebie kilka chmur lecz nie będzie padać
drzewa osadzone w ziemi tak mocno aż boli
odzieram je z liści i kory
sterczą gołe kikuty
jak palce zamarłych do nieba skierowane
prosząc o coś czego nie widać
wydaję się jakby za chwilę miało stać się to
apokalipsa dzieje się na naszych oczach
zimno zaczyna padać deszcz kropla za kroplą
na tarasie smutno szaro nudno
szpetny wiatr zamiata kurz i pył z popielniczki
ostatni oddech kilka zaciągnięć papierosem
mam dość rozmyślań pędzenia myśli i słów wylanych na papier
zamykam pewien rozdział gdzie nie istnieje
patrz na drzewa słuchaj szeptów
te słowa nie bolą otwierają oczy
Yaro, 27 february 2020
Polacy my naród
może niewybrany całkiem udany
nas wypełnia siła wiara której nikt nam nie odbierze
pracowici dorównują nam jedynie pszczoły
prawda trwa w każdym
żyjemy ponad czasem
wieczność układa puzzle z gwiazd
Bóg co w Niebie i na Ziemi
chadza między wierszami alejami
z naszych myśli słów i snów
wtopieni w zieleń biegniemy leśną ścieżką
oddychamy głęboko puszczasz mi oko
poprawiam grzywkę
samoprzystrzyżoną białą od słońca
leśne owoce smakują jak rozkosz
co zmiękczacza podniebienia
kraj gdzie lepiej żyć się nie da
orzeł penetruje przestrzeń
koń co ściga się z psami
z bujną grzywą napina się parska
zamiata wiatr pył co po nas wnet zostaje
Yaro, 20 february 2020
droga która się nie kończy jak opowieść starca
na progu przysiadł snuł baśń
palił fajkę dym w obłoku niósł słowa w eter
uszy moje chwytały każdy dźwięk
zasłuchany pamiętam każdy jego ruch
każdą zmarszczkę odsłonił je czas
drżąca ręka drżący głos nie ze strachu
życie zginało go wciągał go ląd skąd przybywamy
i gdzie odchodzimy by dalej snuć mniej błądząc
Yaro, 17 february 2020
nie tak dawno zapadła noc
cała utkana z gwiazd
na murku zimnym od lat
siedzisz przy mnie
tak wtopieni w siebie jak ptaki
całkiem niebieskie masz oczy
moje zielone koloru piwa
szczęśliwi patrzymy w górę
wyczekując ciepłego poranku
głębokie oddechy sklejamy latawce
puszczamy bańki
kaczuszki w ślepych kałużach
mały łyczek nektaru
zbliża myśli do raju
Yaro, 10 february 2020
nie pojmuję drogi która skręca
świat ze mną mija się na zakręcie
wiem tak niewiele niewiele mnie nauczono
niewiele pamiętam bo nie chcę pamiętać
bo jeśli kłamstwa są prawdą to czym jest prawda
gdzie szukać jej by nie obrazić Boga
dni mijają się z cieniem nocy
ja też mam swój cień gdy słońce nade mną
Yaro, 8 february 2020
jak dziki ptak na uwięzi
pusty step łąki łan
dzikich ptaków się nie więzi
w tym stanie trwam
rozciągam ramiona
patrzę na rozstaw przestrzeni
wolność przede mną to ona
świat kolorami zieleni się mieni
zielony to kolor ukojenia dla oczu
czuję zapach siana słoma pod nogami
czuję zapach dzisiaj spadło sporo deszczu
świat buduję z papierów origami
wolnym być nierealne do spełniania
zapominam się by dalej iść
moje życie sekundy i mania
mam dużo własnego ja mówię dość
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
21 september 2025
absynt
20 september 2025
wiesiek
19 september 2025
wiesiek
19 september 2025
absynt
19 september 2025
ajw
17 september 2025
wiesiek
14 september 2025
wiesiek
13 september 2025
wiesiek
12 september 2025
wiesiek
9 september 2025
absynt