RM | |
PROFILE About me Friends (92) Collections Books (3) Poetry (70) Photography (46) Video poems (8) Postcards (4) |
RM, 14 march 2016
ostre światło nie zrobi mi dzisiaj krzywdy
szukam wzrokiem dawno rozstrzelane gołębię
gapię się nieludzko w przeciągu pod wiatr
rozpostarty pomiędzy kamienicami organ
uskrzydlony, dusi się pod własnym ciężarem
tyle wiem, tyle pamiętam z rysunku
soczysty jak napoczęty owoc doczesnej myśli
robaczywy jak miasto, na którym wyrósł
jak wrzód. Pasożyt niedoskonałych poetów,
niskonakładowych żalów i wydań w kratkę
poszarpany
organ jadalny jak matka
jak wątroba miasta i odbyt sumienia,
nieistniejące serce poety
przeklętego, przenośnego,
martwego
pełen krwi nie tylko mojej zmieszanej ze spermą
podłączony do krwiobiegu miasta
miasta bycia lub śmierci
RM, 29 june 2010
posklejane kwiaty pod paznokciami
zdrapane z ran na głowie zaczynają
gnić. w powietrzu gromadzą się
pyłki osiadające na ciele jak kurz.
ukoronowany słońcem słonecznik
rosnący gdzieś pomiędzy Mikołowem,
a Perpignan, podkrada przestrzeń
w ramach walki o strefę uwagi.
ja wciśnięty nienaturalnie w fotel
zmęczony zmieniam stan skupienia
rozkładając się bezpośrednio
w żyzny kompost francuskiej gleby
RM, 28 september 2010
opony ścierają się i skóra
już nie trzyma nawierzchni
jak kiedyś. przewody zatykane
strawionymi wymiocinami. olej
napędowy wielokrotnie wypalony.
kończy się dopuszczalny potencjalnym
prawem natury przebieg. Pozostają
okresowe spowiedzi i denerwujące
oczekiwanie kierownika złomowiska.
RM, 28 september 2010
w każdej chwili mogę się odwrócić
plecami do horyzontu, który bywał
inspirujący. struna czasoprzestrzeni
pęknie w połowie. pozostaną suche
dźwięki, które wibrując na polnej drodze
wzbiją w powietrze dezorientujący pył.
RM, 7 june 2010
zlizując łapczywie z policzków delikatny
naskórek kurzu i stęchłego przemęczenia,
pozostawiam w tobie niezdrową ślinę,
cuchnącą niestrawionym tytoniem.
miasto tej nocy pada na kolana.
na czworakach wlokę się za tobą.
w Rodanie czerwone źrenice ryb pijanych,
boleśnie wyjących do księżyca.
ja upadam nad brzegiem, ciepły oddech
samochodów usypia mnie na trzeźwo.
mając na uwadze wielkie przepowiednie,
na wszelki wypadek trzymam kurczowo kciuki
w tajemnicy za szczęście lub piękny koniec
nieśmiertelnych dekadentów.
RM, 9 may 2010
Na wąskiej ulicy budynki zaciskają
pętlę na mojej nodze.
Nie potrafię odznaleźć tego miejsca.
- może tylko mi się wydaje że tam
byłem. Może to nie ta ulica?
Może to nie to miasto?
Krawężniki strącają mnie z chodnika
Zimne krople wody okradają z resztek
ciepłego oddechu. Drgam tylko
na kocich łbach nie trzymajac poziomu.
RM, 30 september 2010
wystraszony akcentami autostrady
zaciskam dłonie na szyi kierowcy.
światła Lyonu zlewają się z flashami
fotoradarów. rzeka odbija się od karoserii
i w pustych butelkach porozrzucanych
na chodniku. ktoś za to może ponieść
konsekwencje. my nie zdążymy.
zapominamy o tym miejscu goniąc
już inny strach. inne noce w nowych
kolorowych miastach oślepionych
karnawałem bezsennego życia.
RM, 25 april 2010
włosy odrastają szybciej
od południowej strony głowy
staram się o tym nie myśleć
zwykły dzień kiedy strzelimy sobie palcami
jest dłuższy od typowego czwartku
ukrytego w rogu prześwietlonego pokoju
na końcu korytarza
irytujące charczenie kosiarki
potęguje uczucie głodu minuty
krótkimi krokami krążą wokół tarczy
zegara nie mogąc wyrwać się
z tej pętli gorącego popołudnia
krzyż okna rozciągnięty na ścianie
skłania się powoli do wyjścia
wskazując koniec męki zegar
nie pozostawia jednak złudzeń
RM, 22 june 2010
Człowieku z lustrzanką w pustym plecaku.
Rock and roll nigdy dotąd nie umierał
tak boleśnie. Słodkie jabłka z dzikiego
sadu gniją porzucone na poboczu drogi.
Na ulicy zalanej kałużami Beaujolais,
z których ciała niemieckie piją do dna,
czuję penetrującego raka snu, nerwicę
dnia jutrzejszego i wulgarność smaku.
Zagrajmy lepiej. Ja powiem ci gdzie
warto się dzisiaj krwawo zabawić,
a ty wytłumaczysz mi, dlaczego
już nigdy nie zrobimy tego razem.
Nie bój się. Nie denerwuj mnie.
I tym razem wykiwamy śmierć.
Zobaczysz, jutro słońce po raz kolejny.
I ksieżyc ponownie. Spadną tylko dla nas.
RM, 8 september 2010
tonę we własnym kwaśno słonym
sosie z agresywnymi konserwantami
sztucznie podtrzymującymi poczucie
świeżości umysłu. toksyny wydalam
i produkuję jednocześnie niezdecydowany
czy chcę przetrwać jeszcze to lato
czy wolałbym się w nim rozłożyć
trawię się od zewnątrz
od środka się ścieram
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
5 may 2024
0505wiesiek
5 may 2024
N2absynt
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
N1absynt
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
0405wiesiek
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma