RM

RM, 14 march 2016

organ / dom dla W.

ostre światło nie zrobi mi dzisiaj krzywdy
szukam wzrokiem dawno rozstrzelane gołębię
gapię się nieludzko w przeciągu pod wiatr

rozpostarty pomiędzy kamienicami organ
uskrzydlony, dusi się pod własnym ciężarem
tyle wiem, tyle pamiętam z rysunku

soczysty jak napoczęty owoc doczesnej myśli
robaczywy jak miasto, na którym wyrósł
jak wrzód. Pasożyt niedoskonałych poetów,
niskonakładowych żalów i wydań w kratkę

poszarpany

organ jadalny jak matka
jak wątroba miasta i odbyt sumienia,
nieistniejące serce poety
przeklętego, przenośnego,
martwego

pełen krwi nie tylko mojej zmieszanej ze spermą
podłączony do krwiobiegu miasta
miasta bycia lub śmierci


number of comments: 9 | rating: 14 | detail

RM

RM, 29 june 2010

wojna kwiatów

posklejane kwiaty pod paznokciami
zdrapane z ran na głowie zaczynają
gnić. w powietrzu gromadzą się
pyłki osiadające na ciele jak kurz.

ukoronowany słońcem słonecznik
rosnący gdzieś pomiędzy Mikołowem,
a Perpignan, podkrada przestrzeń
w ramach walki o strefę uwagi.

ja wciśnięty nienaturalnie w fotel
zmęczony zmieniam stan skupienia
rozkładając się bezpośrednio
w żyzny kompost francuskiej gleby


number of comments: 11 | rating: 13 | detail

RM

RM, 28 september 2010

eksploatacja

opony ścierają się i skóra
już nie trzyma nawierzchni
jak kiedyś. przewody zatykane
strawionymi wymiocinami. olej
napędowy wielokrotnie wypalony.
 
kończy się dopuszczalny potencjalnym
prawem natury przebieg. Pozostają
okresowe spowiedzi i denerwujące
oczekiwanie kierownika złomowiska.


number of comments: 7 | rating: 12 | detail

RM

RM, 28 september 2010

zwroty. odwroty

w każdej chwili mogę się odwrócić
plecami do horyzontu, który bywał
inspirujący. struna czasoprzestrzeni
pęknie w połowie. pozostaną suche
dźwięki, które wibrując na polnej drodze
wzbiją w powietrze dezorientujący pył.


number of comments: 4 | rating: 12 | detail

RM

RM, 7 june 2010

lizanie policzków nocą w mieście Lyon

zlizując łapczywie z policzków delikatny
naskórek kurzu i stęchłego przemęczenia,
pozostawiam w tobie niezdrową ślinę,
cuchnącą niestrawionym tytoniem.

miasto tej nocy pada na kolana.
na czworakach wlokę się za tobą.
w Rodanie czerwone źrenice ryb pijanych,
boleśnie wyjących do księżyca.

ja upadam nad brzegiem, ciepły oddech
samochodów usypia mnie na trzeźwo.
mając na uwadze wielkie przepowiednie,
na wszelki wypadek trzymam kurczowo kciuki
w tajemnicy za szczęście lub piękny koniec
nieśmiertelnych dekadentów.


number of comments: 10 | rating: 10 | detail

RM

RM, 9 may 2010

powrót

Na wąskiej ulicy budynki zaciskają
pętlę na mojej nodze.

Nie potrafię odznaleźć tego miejsca.
- może tylko mi się wydaje że tam
byłem. Może to nie ta ulica?
Może to nie to miasto?

Krawężniki strącają mnie z chodnika
Zimne krople wody okradają z resztek
ciepłego oddechu. Drgam tylko
na kocich łbach nie trzymajac poziomu.


number of comments: 6 | rating: 9 | detail

RM

RM, 30 september 2010

rozpęd

wystraszony akcentami autostrady
zaciskam dłonie na szyi kierowcy.
światła Lyonu zlewają się z flashami
fotoradarów. rzeka odbija się od karoserii
i w pustych butelkach porozrzucanych
na chodniku. ktoś za to może ponieść
konsekwencje. my nie zdążymy.
 
zapominamy o tym miejscu goniąc
już inny strach. inne noce w nowych
kolorowych miastach oślepionych
karnawałem bezsennego życia.


number of comments: 7 | rating: 9 | detail

RM

RM, 25 april 2010

laboratorium

włosy odrastają szybciej
od południowej strony głowy
staram się o tym nie myśleć

zwykły dzień kiedy strzelimy sobie palcami
jest dłuższy od typowego czwartku
ukrytego w rogu prześwietlonego pokoju
na końcu korytarza

irytujące charczenie kosiarki
potęguje uczucie głodu minuty
krótkimi krokami krążą wokół tarczy
zegara nie mogąc wyrwać się
z tej pętli gorącego popołudnia

krzyż okna rozciągnięty na ścianie
skłania się powoli do wyjścia
wskazując koniec męki zegar
nie pozostawia jednak złudzeń


number of comments: 5 | rating: 9 | detail

RM

RM, 22 june 2010

pod kontrolą (krzychowi)

Człowieku z lustrzanką w pustym plecaku.
Rock and roll nigdy dotąd nie umierał
tak boleśnie. Słodkie jabłka z dzikiego
sadu gniją porzucone na poboczu drogi.

Na ulicy zalanej kałużami Beaujolais,
z których ciała niemieckie piją do dna,
czuję penetrującego raka snu, nerwicę
dnia jutrzejszego i wulgarność smaku.

Zagrajmy lepiej. Ja powiem ci gdzie
warto się dzisiaj krwawo zabawić,
a ty wytłumaczysz mi, dlaczego
już nigdy nie zrobimy tego razem.

Nie bój się. Nie denerwuj mnie.
I tym razem wykiwamy śmierć.
Zobaczysz, jutro słońce po raz kolejny.
I ksieżyc ponownie. Spadną tylko dla nas.


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

RM

RM, 8 september 2010

fizjologia

tonę we własnym kwaśno słonym
sosie z agresywnymi konserwantami
sztucznie podtrzymującymi poczucie
świeżości umysłu. toksyny wydalam
i produkuję jednocześnie niezdecydowany
czy chcę przetrwać jeszcze to lato
czy wolałbym się w nim rozłożyć

trawię się od zewnątrz
od środka się ścieram


number of comments: 19 | rating: 9 | detail


  10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1