Dominic Butters

Dominic Butters, 15 lutego 2014

Mrs. Pearl

Była kapryśna, wciąż gubiła klucze
w połamanych szpilkach, tuż za oknem szósta
zimowym porankiem, trwoniliśmy duszę,
a kiedy pisałem, pisałem jej usta.
 
Gotowała noce, że aż palce lizać
parującą kroplą po lustrze, wciąż siebie
chcieliśmy bardziej jeść, kąsać, przegryzać,
a kiedy pisałem, pisałem na niebie.
 
Czasami znikała, choć to żadna nowość
przyszła rozmazana wokół tajfun świszczał
ogarnij się wreszcie! masz nie równo z głową!
a kiedy pisałem, zdawała się bliższa.
 
Sypiała od ściany, choć częściej szeptała
zaplatając w pościel kolejne godziny
wtedy tak obłędnie wiła się i drżała,
a kiedy pisałem, pisałem dla chwili.
 
Wypalała dreszcze, każdym swym oddechem
rumieniąc się przy tym jak zielone jabłko
z tym swoim niewinnym, udawanym śmiechem,
a kiedy pisałem, pisałem na własność.
 
Zdzieraliśmy gardła igłą na winylach
aż każdy utwór dochodził do szczytu
przymrużone oczy, niewyraźny miraż,
a kiedy pisałem, ginąłem z zachwytu.
 
Przeczytałem wszystkie jej podskórne wersy
przez kark, biodra, wydmy ponad sploty kości
każdy pełną garścią, mocniejszy i głębszy,
a kiedy pisałem, pisałem z chciwości.
 
I gdy tak cicho prosiła o czułość
traciłem rozum - żądza ponad ciałem
oddałem wszystko, strzał! jęk, mur, szał, runął!
bo kiedy pisałem, to dla niej pisałem.
 
Tylko wianek pereł i te szpilki Twoje
leżą na podłodze, nad pustką tli światło
to mi pozostało po Tobie... znów roję?
bo od kiedy milczę jestem sam nad kartką.


liczba komentarzy: 8 | punkty: 10 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 września 2013

Interpretacje

władza, kwiat upadku, cień popołudniowy
wąż, pachnące ciasto, na szyi zacięcie
za grosze, pieczony jogurt biedronkowy
telefon przy uchu, no i masz zajęcie
 
wybieraj do woli, lecz szukaj uważnie
myślisz znam zasadę, otworzyłem zamek
tu kolejny psikus, wytęż wyobraźnie!
bo te drzwi przed Tobą nie mają swych klamek
 
przywilej największych, wygnanie, schronienie,
grzech, stygnący lukier i męska udręka
stojący kubeczek na półce w przecenie
lub przebłysk geniuszu w naszych ludzkich rękach
 
przestawiaj jak klocki, do góry nogami
myślisz rozwiązałem! koniec mojej pracy
znów się rozminąłeś z interpretacjami
szukasz za daleko, wszystko masz na tacy
 
umarł, niech żyje! ucieczka, czas zbiorów 
pożądanie, cynamon, plaster papierowy
mały lub duży wersje do wyboru
schowany w kieszeni w etui piankowym
 
dziel, łącz i dedukuj, pokonaj swą słabość
pozwól by fantazja odnalazła światło
bo po to jest przecież, żeby dawać radość
przeczytaj raz jeszcze ja nakłuję jabłko.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 9 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 września 2013

Preludium

Przyjedź do mnie bo mam całą stertę płyt
przy których można czołgać się
między dywanem komodą i pralką
dodatkowo znam setki powodów 
które wymyślę na poczekaniu
tylko po to by nie pozwolić Ci zasnąć do 
popołudniowego śniadania
 
Zatrzymam wszystkie milimetry lat
by wydłużyć każdy o całą
zapomnianą wieczność 
a wtedy będziesz mogła tylko w mojej koszuli
o czwartej czterdzieści 
paradować po wybiegu,
błyszczącym od fleszy mych źrenic
 
Gdyby deszcz tłukący o szyby 
potrafił spełniać cuda
tak jak spadające kawałki mlecznej autostrady
to pewnie nie nucił bym teraz
do szarej popielniczki 
porannego niemego preludium
 


liczba komentarzy: 7 | punkty: 8 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 listopada 2013

Alibi

Przytargałaś z katarem kolejny Listopad, 
zapamiętałem cię wczoraj, dziś jak ćpun łapczywie
nieudolnie, błagalnie, nieskładnie na opak
bazgram papilarnie, twe usta na szybie,

i leje znów mocniej, pewnie tak do rana
bo tutaj chodniki nie szepczą krokami.
Co nam pozostało? spacer, głuche zdania
które wiatr roznosi pomiędzy włosami?

Pożółkłe liście, mocniej poszarzały
plączą mi się w sercu, jak Twoje źrenice
chyba nie potrafię już udawać skały,
bo kropla w kroplę widzę twe odbicie.

Spływasz po kartce, delikatne dłonie,
których nie poznałem, boję się oddychać
bo z każdym haustem, coraz bardziej tonę
i bardziej od deszczu boję się że znikasz.

Znów łapię się na tym... Tak! nie powinienem,
że wers, za wersem, stoisz za plecami.
Co nam pozostało? Żyć ciągle złudzeniem,
tuląc się tekstem zamiast spojrzeniami?

Wymyślę cokolwiek, że, nie wiem... przepadli,
zdmuchnął ich huragan, albo inne dziwy,
dostali do głowy, jesień lub kataklizm,
bądź bardziej trywialne, żałosne alibi.

Zabił ich szaleniec, niech igły szukają
w stogu ludziach tłumów, pod parasolami,
porwało ich UFO, wynajęli balon
i do dziś zostali pomiędzy chmurami,

albo nie! Mam lepsze! Nigdy nie istnieli,
choć nikt nie uwierzy w podejrzane fatum,
śmiertelny wypadek? Może zapomnieli,
jak trafić do domu, do swych własnych
światów.

Poszli szukać Yeti, chcieli dojść na biegun,
podróż autostopem z pożyczonym groszem,
kierunek wyprawy powierzyli niebu.
Powiedz, że Ty wierzysz, w te banały,
proszę!

Ponoć odwyk pomaga. Odstawić i przespać,
zmusić się, wytrzymać, choć to bez znaczenia,
bo za każdym razem gdy próbuję przestać,
od miękkich tęsknot brnę w twarde
pragnienia.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 8 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 sierpnia 2014

Pranie

Za dużo palę znów e-papierosa
za oknem stalowe niebo tańczy walca
próbuję beblać coś o Twoich oczach
słyszę jak za ścianą wiruje już pralka
 
Pszeniczny Birbant, można się nim najeść
ostatnio znów jakoś jest bardziej jesiennie
robi się tak pięknie, że można oszaleć
za ścianą tłucze prania pełen bęben
 
Mam dziurę w zębie, byłem zrobić rentgen
o dziewiątej rano czekałem na dworcu
znów słucham soundtracku z „Atlasu...” codziennie
za ścianą pralka kręci się na odwrót
 
Chyba się ogarniam, przynajmniej próbuję
osobno... wbijam to sobie w mą głowę
nie chcę się obudzić, że znowu coś psuję
za ścianą pralka znów zasysa wodę
 
Przesypiam już noce, no dobra, w połowie
ale to i tak dla mnie dosyć spory wyczyn
w pracy świat zwariował, kiedyś stracę zdrowie
pralka znów wiruje, drży, warczy i syczy
 
Dla pewności wydałem wszystko lekką ręką
mam jednak nadzieję, że u Ciebie lepiej
tylko nasza cisza wkurwia mnie nieziemsko
a pralka jak pralka ciągle się telepie
 
Już tak nie wybucham, spytaj Dominica
chodź tu kurwa! dalej! powiedz jej jak jest!
szlag! gdy jest potrzebny zawsze musi znikać!
znasz go, mniejsza o to, sama z resztą wiesz
 
a poza tym żyję... mogłabyś być blisko
jak najęty tęsknię, jak z nut nadal kłamię
wiersz miałem Ci pisać, jak zwykle nie wyszło
Czekaj! Piszczy potwór! Spadam... wieszać pranie


liczba komentarzy: 7 | punkty: 8 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 września 2013

Wypełnieni nocą

Iskrzące spojrzenia nastrojonych dźwięków,
naciągane kluczem strun cicho mruczących,
pozbawieni wstydu i wyzbyci lęku,
odkryliśmy jabłko, interwał kuszący.
 
Palce niespokojne, po gryfie szukają
kształtów wyrzeźbionych na wrażliwym ciele,
nucąc melodię, nową i nieznaną,
chłoniemy bliskość, mając jej tak wiele.
 
Płynie ton za tonem, wspólnego oddechu,
dotyk za dotykiem, rosnące w takt brzmienie,
muśnięcie niebios, flażolet uśmiechu,
struny to taniec, czy warg Twoich drżenie?
 
Rumiane policzki, bicie przyspieszone,
szept w żyłach gęstnieje, w jednej wspólnej skali,
skronie pulsujące i oczy zamglone,
biegamy po nutach, w sobie zasłuchani.
 
Między akordami łapiemy marzenia,
co wirują w głowie ze wzburzoną mocą,
ukrywając w dłoniach niewinne pragnienia,
po raz kolejny wypełnieni nocą.


liczba komentarzy: 4 | punkty: 7 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 stycznia 2015

Dwa światy

Kiedyś los postawił przed sobą dwa światy
gdyż i tak jedno z drugim miało się nie spotkać
potem pchnął nas ku sobie, oczy nam zawiązał
bo przecież już dawno spisał nas na straty
 
Staliśmy tam sami, prosząc by się mylił
Migoczący lazur i uparty heban
Wiodłaś mnie ścieżkami północnego nieba
jakbyś chciała zagłuszyć nasz niemy pesymizm
 
Potem już inaczej patrzeć nas nauczył 
Wśród różnych definicji znaleźliśmy szczęście
Mnie uwikłał w komnaty, między cienie rzucił
 
Tobie przy nadziei dał co najcenniejsze
Dlatego wiem, że głupotą byłoby dziś wrócić
by rozwiązać oczy i sprawdzić czy jeszcze...


liczba komentarzy: 6 | punkty: 7 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 13 kwietnia 2016

List do *** /2

Prosiłaś bym nie utonął... tylko to zdołałem zabrać
nim wiatr zdradził zapach kwiatów, posłałem w czorty załogę
Dziś tej nocy pusty pokład... i Twe imię kołysze się w głowie
bo za ścianą czarny szafir nuci ich szept... Anastasia

Dechami zabiłem mostek, by nie wdarły się do środka
gdyż są miejsca gdzie smak słowa przestaje nieść ukojenie
Każda ma tu Twoje oczy, Twój ton głosu i sumienie
z tą jedyną różnicą, że żadna z nich nie zna Komnat

Derrière des barreaux, pośród wód uśpionej ciszy
Où frappe la nuit...gdzie wabi mnie ich perłowy śpiew
Pour quelques mots, dehors... tak blisko granicy

Bo jestem jak Diego, libre...libre dans sa tête
mais, derrière sa fenêtre... kolejny kwiecień, nie słyszysz...
Między Cieniem, a Prawdą, Déjà...? Déjà morte peut-être?


liczba komentarzy: 1 | punkty: 5 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 4 grudnia 2013

Bez pytania

Wsiądź w najbliższy pociąg, wypłacz wszystkie zdania, 
mokrą kredką do oczu, wytęsknionym sercem,
rozżal swoje usta, wyciągnij swe ręce
i z całym swym smutkiem zjaw się bez pytania.
 
Powiedz, że na chwilę, że tylko do rana
mów, że potrzebujesz, ciepłego ramienia,
że nie masz gdzie wracać, Szlag! To bez znaczenia!
powiedz, że nie umiesz... że zostałaś sama.


Zaparzę herbatę, słodząc Ci słowami
sam wypije gorzką, duszkiem! potem drugą,
trzecią, piątą, ósmą, schleję się kłamstwami,
 
tylko tak potrafię żyć z naszą obłudą,
mając Cię przez moment, jedynie zdaniami, 
zaparzę herbatę, przyjedź! potem drugą...


liczba komentarzy: 1 | punkty: 5 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 marca 2015

Wyczuleni

znał jej pociąg do tych liter które on miał zawsze w głowie
ściskała jak kamień w ręku resztki wspólnego przekleństwa
uśmiech chyli się nieznacznie wirując na jednym słowie
będę wodził Cię złudzeniem byś została już w tych wersach
 
po Twej szyi spłynę taktem w pół zdania na głuchą pauzę
by zacierać oddechami między ustami granicę
i nazwij to wszystko narwanym naiwnym wariactwem
lecz zdradzają Cię nabrzmiałe łaknące tekstu źrenice
 
szeptem o krok od szaleństwa wyłudzę Twoje natchnienie
i nasycę swą szorstkością mając Cię na pastwę losu
naszkicuję na Twej skórze nasze nieistnienie
bo choć przecież nieprawdziwi dobrze wiesz jak masz to poczuć
 
drżącą ciszą strącasz krople mieszając z zapachem nocy
oparta o ściany warg zdajesz się bardziej bezbronna
lecz mając Ciebie przed sobą coraz trudniej jest Cię spłoszyć
bo zbyt blisko nam z o do e w wyrazie historia
 
wyczuleni na kształt szczelin między iluzją a kartką
Perłowe pragnienie ciepła i bezpański ciężar Cieni
bo te słowa nam wyszły chyba aż za bardzo
gdyż to przez nie chronicznie jesteśmy zmyśleni...


liczba komentarzy: 3 | punkty: 5 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 września 2013

Rozpędzona noc

Sto dwadzieścia pocałunków
na jeden oddech, 
Sto osiemdziesiąt uderzeń
na dwa serca
trzysta sześćdziesiąt galaktyk
w cztery oczy.
Mkniemy do siebie autostradą
porozrzucanych ubrań
łapczywego dotyku
z premedytacją rozjeżdżając
bezbronne zakazy, nakazy
Nie ważne!
Zatankuj do pełna, 
ja ukradnę wino, 
Przecież cała rozpędzona noc
przed nami!


liczba komentarzy: 4 | punkty: 5 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 marca 2015

Zielony dla Ciebie

Zawsze brakowało nam szczęścia na puentę
zazwyczaj ze strachu, że drugie zacznie jednak słuchać
myślałem, że daję Ci wszystko co mam najcenniejsze
lecz w zbyt wielu nieskończonych szukałem Cię sztukach
 
Zacząłem się gubić już w nieswoich twarzach
każdą muszę teraz skreślić, wydrzeć zmazać lub przepisać
mam ich więcej niż pięćdziesiąt lecz spraw bym już żadnej nie musiał zakładać
bo określać, to z Wilde'a znaczy ograniczać
 
Tylko czarny kubek przed piątą gdy blady dzień wstaje
śmiało za to mógłbym oddać listy z szuflady na wiersze
i obiecać już nie ciągać Cię do naszych niedorosłych bajek
 
bo wiem, że i tak mnie poprosisz bym nas ukrył tam jeszcze
zielony dla Ciebie, jajecznica ze świtem i uśmiech przez ramię
nie miałem serca Cię budzić, śniłaś, gdy wyszedłem...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 5 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 września 2013

UiEiH (Literiada)

 
mówić poprawnie, tak nam przecież trzeba
albo naginać słów nie można wcale!
moje pewnie krzywe są jak stąd do nieba
 
więc sio od nich, wara! idź tragizuj dalej!
 
dlaczego któury dostało u z kreską?
u chciało może dostać tą posadę
przecież w wyrazie może dwa się zmieszczą?
i tak wersem wyżej skończyłem ich zwadę!
e chciało również, w końcówkach się znaleźć
 
za ortografięe dało by się kroić
ale niestety ktoś wetknął swój palec
sam widocznie muszę nerwy e ukoić
a h herbat nie pija. słownik to wymusił
dlaczego ja jeden rozumiem te żale?
yeti pewnie prędzej by się nad h wzruszył
 
i zaklął pod nosem skurwiele zuchwałe!
 
ostatecznie przecież, czy to o to chodzi?
rozmowy sprowadzać do zasad przedwiecznych
to czy przekaz trafil, na drugi plan schodzi
o! "kolejny lapsus! zabrakło kreseczki"
gramatyka, pisownia, setki tomów nowych
raczej nie są dla mnie te sztywne budowle
analfabetycznie wolę trafiać w głowy
fraszkami odpłacać pięknym za nadobne
i pewnie Ci obce pojęcie akrostych
ęwentualnie wygoogluj na wiki
ekspresja słowna, wniosek chyba prosty
 
! wykrzyknik - mój podpis, autor tej liryki.


liczba komentarzy: 1 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 października 2013

Tarany

„Komnaty Cieni”
 
POEMA
 
„Tarany”
 
Poeta:
Serce ruszyło, pierś już rozogniona
szept z ciał połączonych przez skórę ucieka
splecione ręce, ściśnięta przepona...
 
Kasja:
O Jezus Maria! Trafił się poeta!
 
Poeta:
Zamknij się! przecież nie za to ci płacę
to raczej nie nowość że po tobie piszą
nie znasz mnie jeszcze gdy cierpliwość stracę
więc wij się i pracuj rozpalaj mnie ciszą.
 
Gdy ludzki duch krwawi najlepsza osłoda
kryje się w doświadczeń fizycznej chciwości
będziesz kim zapragnę to moja nagroda
chwila ukojenia, twojej uległości.
 
Dlatego tej nocy wybrałem twe imię
bo wciąż jest w twych oczach niewinność zamknięta
uwolnię ją słowem, a potem zabiję
staniesz się nicością, staniesz się...
 
Kasja:
...wyklęta?
 
Poeta:
...beztętna, lecz żywa, pośród zdechłych wersów
wyrwana z kontekstu, zimna jak me zdania
pozbawiona ciepła, tak odległa sercu
nie zdołasz nic poczuć, będziesz...
 
 
Kasja:
...niekochana?
 
Poeta:
...jak mania w mych dłoniach, owładnięta tekstem
będziesz drżeć w pragnieniu, błagając o więcej
rozdartym w swych ustach, szczytującym jękiem
na kolana padniesz, przed moim...
 
Kasja:
...mów głębiej
 
Poeta:
...talentem dosięgnę, najdzikszą zachciankę
nierytmicznym oddechem, stworzę jej realność
twoje ciało wpędzę w obłędu pułapkę
byś ujrzała prawdę, byś ujrzała...
 
Kasja:
...światłość!
 
Poeta:
...marność! Noce komnat, zapomniane cienie
tu pośród rynsztoków rodzą się artyści
poznasz niemoc bólu, zwierzęce cierpienie
tu rodzą się wiersze, rodzą się...
 
Kasja:
...dociśnij
 
Poeta:
...me myśli, ich krocie, mnożące się roje
rozbiegane mrowiska, bijące z ciśnieniem
ławice, watahy, toczące wciąż boje
słowa w mojej głowie są jak ja, mym pieniem
 
szkieletem, podporą, konstrukcją znaczenia
fizycznym świadkiem, mojej obecności
krótkim błyskiem bycia, dowodem istnienia
twardszym od spiżu obrazem trwałości.
 
spisanym, zagranym, wykrzyczanym Jestem!
namalowanym, wyrzeźbionym w wiekach
potwierdzającym oddychanie sensem
niezbitym pejzażem, bytności człowieka!
 
pulsem rozbieganym, przez serca membrany
tłoczony żyłami, na odwrót, wbrew nurtom
chciwością smaganym, przez wersów kurhany
by wbić swe tarany w nadchodzące...
 
Kasja:
...zrób to!
 
Poeta:
...jutro nocą sądu inicjacji iskrą
dymem zwiastującym, narodziny ognia
dudniącą nachalnie, detonacji myślą
która wszystko trawi, jak żywa...
 
Kasja:
...do końca!
 
Poeta:
...pochodnia, w mych dłoniach, galaktyczne mleko
karływy palone, gwiazdozbiór wymarły
zwiędły laur na skroniach, wyżej już nie wzlecą
dziś każdy skreślony, zapomniany...
 
Kasja:
...wystarczy!
 
Poeta:
...na tarczy leżą w rzędzie połamane pióra
roztopione skrzydła gdyż byli za słabi
synowie Dedala, pogrzebani w chmurach
chociaż sedno mieli pod swymi stopami.
 
Kasja:
Ranisz!
 
Poeta:
Do granic gdzie błądzić nigdy nikt myślał,
gdzie błyski ich kopii nigdy nie dosięgły
wzlecieli na próżno, utracili kryształ
stworzyli krzyk słaby, bez wiary, ...
 
Kasja:
...przeklęty!
 
Poeta:
...giętki jak osika, drżąca przed otchłanią
która była tylko, wietrznym szczytu pyłem
Do granic gdzie krok dzieli by sprostać wyzwaniu
za gardło przywlekę emocji...
 
Kasja:
...odpłynę!
 
...lawinę rozpędzę z tych błękitnych krańców
miotąc ich spróchniałe wysuszone kości
przebiję skorupę, kotwicząc cna łańcuch
i sam bez milionów spojrzę w twarz...
 
Kasja!
...litości!
 
Poeta:
...ciemności na proch zetrę ostrokół osierdzia
wyryję inicjał nad propylejami
zasiądę na tronie, czerń złem się zwycięża
dzierżę w ręku czeluść!
Ja!
Książę...
 
Kasja:
...krwawi!
 
Poeta:
...Tyranii wydźwignę niewzbudzony eter
wystrzelę go z piekieł by rozbrzmiewał trupi
ryk nocy rozciągnę nad zgasłą planetę
samozwańczy bękart pokalanej...
 
Kasja:
...dusi!
 
Poeta:
...sztuki co korynckie deptała sumienia
nieproszonym gościem zakończyła gusła
rozdzieliła głogu żałobne kwilenia
siniąc swą goryczą słowikowi...
 
Kasja:
...puszczaj!
 
Poeta:
...usta twoje Kasjo nie uraczą słońca,
słona struga przetnie ich łkającą...
 
Kasja:
...zginę!
 
Poeta:
...linię poprowadzę od końca do końca
palce dla bogów mocząc w krwawym...
 
Kasja:
W Imię...
 
Poeta:
...winie twej odstąpię, miejsce po prawicy
triumfalne igrzyska smagane mym batem
gdzie każdy kto tulił się do twej miednicy
wytoczy swe pieśni przez rodzonym bratem,
 
bo byłaś im matką, domem dla tych głupców
ślepą piastunką pierwszego płonienia
przenosiłaś góry natchnionego kruszcu
by w skale wykuli swe wieczne więzienia.
 
Powstaną poeci...
 
Kasja:
Nie wytrzymam więcej!
Zakończ! Nie chcę! Błagam!
 
Poeta:
...rozognieni bitwą,
 
Kasja:
To boli! Upadam!
 
Poeta:
bo byłaś ich pięknem,
kwitnącą poezją, a stałaś się
 
Kasja:
...dziwką.


liczba komentarzy: 5 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 września 2013

Nakłam

Nakłam prosto w serce, tak bym Ci uwierzył
bym mógł patrzeć na słońce nie bojąc się światła
jeśli trzeba będzie, nazmyślaj na siłę
by nasza historia przestała być martwa.
 
Dajmy jej początek, zarys bez kierunku
bez akcji, statystów, bez planów na lata
niepotrzebnych wątków, bez zbędnych dialogów
stwórzmy ją sami, dla siebie, bez świata.
 
Zniknijmy po prostu, tak teraz, do kiedyś
do rana, do jutra, do świtu, do zawsze
rozpłyńmy się w nagle, pryśnijmy jak bańki
błyśnijmy jak krople, dwie istoty jasne.
 
Miejmy się za bardzo, że bardziej się nie da
toczmy nieprzerwanie naszych sumień bitwy
balansujmy na linie, ryzykując wersy
stąpając po lodzie na krawędziach brzytwy.
 
Nakłam prosto w serce, bo sobie nie wierzę
namieszaj mi w życiu, raz jeszcze, od nowa
nie chcę chyba wiele, odrobina ciebie
podaruj mi uśmiech, Twe oczy i słowa.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 września 2013

Wiecznie młodzi

Ślady stóp na złotym piasku
błękit nieba nad głowami
słońce, księżyc w końcu miną
zostaniemy kiedyś sami
 
Wszelkie szepty, które znamy
dni zimowe i te letnie
wątłe iskry naszych spojrzeń
wszystko zniknie i wyblednie
 
Pogubimy gdzieś swą wiarę
utracimy nasze siły
zapomnimy swych uśmiechów 
nic nie będą już znaczyły
 
Wytracimy pragnień rozpęd
zatracimy swe istnienia
zrozumiemy tak na prawdę
że to świat, nie my się zmienia
 
Kiedyś w końcu czas nasz pryśnie
przyjdzie nowy duch przyszłości
jedno pozostanie wiecznie
my - marzenie o wolności!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
niedojrzali, tacy sami
uwierzymy w swą historie
mając życie za plecami
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
w naszych sercach które biją
którym podcinamy skrzydła
które nigdy się nie wzbiją
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
łapiąc w płuca wdech z nadzieją
prosto w niemoc, wykrzyczymy
Dum, a potem Spiro Spero!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
doskonale znasz tę prawdę
bo choć bardzo byśmy chcieli...
wiecznie młodzi już na zawsze
 


liczba komentarzy: 4 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 27 lipca 2016

List do ***/5


Zostawiłem Cię na brzegu... Powiedz jak przełknąć to zdanie?
gdy noc podchodzi pod burty czekając mnie na pokładzie
Mam je prowadzić w te szkwały, przeciw kolejnej armadzie
którą zatopię wbrew sobie zamieniając w litą skałę...

Mówią, że czas wiąże blizny... w szczególności te żeglarzy
Obojętny grymas tęsknot wyrzeźbiony słonym wiatrem
Szept fal wypełnia Twą pustkę, krąży jak sęp tuż nad masztem
wszelki krzyk zbywając ciszą, niezmiennie trwając na straży

Zostawiłem Cię na brzegu, by zwrócić im słowo dane
Przypływ rozmył Twoje ślady, dni i mile łącząc w węzły
Zaprzedałem dechom duszę w zamian za nasz jeden taniec

o którym wie tylko księżyc, my i pijane ściany tawerny...
Wieczna toń morskiej tułaczki za Twój spokojny poranek
bom kapitan martwych Cieni z klątwą szafirowej Perły


liczba komentarzy: 1 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 września 2013

Ja i on, Wrzesień

Nigdy wcześniej tak bardzo nie czekałem na jesień
znów mam w głowie zaklęty sino-szary wrzesień
krok w krok kroczę za deszczu kapiącymi łzami
uciekam poprzez okno wezbranymi rzekami
potokami, słowami, pustymi chodnikami
spływam rwącym nurtem wraz z mymi myślami
i tak godzinami krążę z latarniami
księżycami, które bezsennymi nocami
szukają odbić między kałużami
ulicznymi lustrami...


Zamkniętymi powiekami
walczę z wiatrakami
z optycznymi iluzjami
z zimnymi potami
z migawkowymi witrynami
z kolejnymi moimi twarzami
to jak z dwiema kroplami
skopiowani! 
ja! znów ja!
ci sami?!


Odbijani kalkami, 
tuszem nabazgrani
obaj wyimaginowani
nieskładnymi wersami
kolejnymi kartkami
pełnymi zdaniami
zapisani!
lecz nie ołówkami!
niezmazalni gumkami
rzeźbieni piórami


tak między marginesami
zostaliśmy sami!
Ja i on, wrzesień
nigdy wcześniej tak bardzo nie czekałem na jesień.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 17 listopada 2014

Nie pozwól...

Ze smakiem kawy przychodzisz zbyt łatwo
poranek gorzej, ale nie w tym rzecz...
Nie pozwól mi mówić, przecież wiesz czego chcę
jeszcze nie zdążyłem podnieść nawet zasłon
 
Równie dobrze jak Ty kocham mgłę jesienną
powinienem od razu dopić ją do końca...
Nie pozwól mi mówić, bo zacznę roztrząsać
i znowu wyleczę Tobą swą bezsenność
 
Nie pozwól mi mówić, spraw bym był niemową
Nim znów wyląduję na skraju szaleństwa
Nim znów czuć coś zacznę tłukąc w ten mur głową
 
i znów Ciebie stracę, zapomnę, lub przećpam
Nim znów prosto w oczy będziemy łgać słowom
które są przepustką do naszego gdzieś tam...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 4 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 czerwca 2016

List do *** /3

Dobrze znałem konsekwencje, wagę słów Tobie spisanych
Wszystko czym wtedy żyliśmy pozostało na mieliźnie
Moja wachta na tych dechach, była tym jedynym wyjściem
które miało raz na zawsze zatrzasnąć za mną ich bramy

Stała się mym nowym domem rzuconym w otchłań odmętu
Pośród fal, sztormów i lęków, do których dawno przywykłem
Za każde Twoje wspomnienie, spłacam tu bajońską lichwę
próbując utrzymać w ryzach, by w pełni nie stracić sensu

Każdy dzień na niej przekleństwem... ciągnącym się po horyzont
którego ramy i ogrom nakreśla bezdenna pustka
Stały kurs wyznacza kompas... Dziś to nic nie warty przyrząd!

Wypycha mnie na powierzchnię, bym na przekór dotrwał jutra
Każdy dzień na niej bez Ciebie spędza sen bezduszną bryzą
bo gdy tylko ląd dostrzegę, napełnia w przeciwną płótna...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 19 czerwca 2016

Test Tape Numer Siedem

Przyjechałem tu po dyplom, zdławić ból i znaleźć szczęście...
Plan poszedł w pizdu i nie mów nic już... Butters wypisał receptę
Rozwiał obiekcje, dał w łapy lejce, bym mógł każdą lekcję nadrobić
Trzy i pół roku później stoję znów tu gdzie, los miał mnie szturmem... Rozbroić
Mam strzępy zbroi, wiarę spod Troi, a we mnie się goi popękana ściana
Wpisana w te arkana, o których nie uczy drama, tętnicą okablowana membrana
Na twarzy mam wyraz chama i w chuj ich do spisania! Dobrze wiesz co te zdania dla mnie znaczą
Ciężką tyrą i pracą klepię je już na akord choć i tak wiem, że za to... Nie płacą
Nie umiem być dyplomatą... To kontrakt z prolongatą, wystawiany tym wariatom co pod kreską
Nazwij mnie socjopatą, choć z CV'ki amator, daj arkusz i długopis, a rozpętam piekło!
Tekst skorelowany z presją, żebrać za nie to zdzierstwo, czas jest ceną niepojętą dla głupoty
By utrzymać na nie popyt wylewam ostatnie poty, cisnę uparcie zwroty i to nawet nie za zwroty
Spełniam funkcję asymptoty... Krzywa ja versus hajs? To idiotyzm! Co wynika z prostoty rachunku
W dzień, noc, na posterunku, dwa cztery w tym rynsztunku, przez autopsję bez ratunku do fechtunku
Noszę w sobie blizn, ran, multum, tego nie podliczysz w słupku, kopie rozrywane w wiór, gnój! Na potęgę!
Dostałem nie jedną cięgę, teraz z marszu widzę więcej, doświadczenie rośnie we mnie... Jest pełniejsze
To ekspansja przez awersje, bo dopiero gdy coś jebnie, chwytam pułap, stąpam pewniej, trafiam celniej
Wydeptałem sobie to miejsce z żółtodzioba, aż po ekstrem, przeszedłem twardą selekcję... nie sukcesje
Dlatego każdy na setkę, nie przelewem... Prosto! Sercem! Atramentem... To mój Test Tape numer siedem
Zdarte gardło przez pacierze do dudniącej ciszy w eterze, szlifowane po literze na papierze
Wyklejam nimi pręgierze, możesz łoić ile wlezie, jeśli ulży... Kurwa! Szczerze? Bierz za frajer..
Bo tego co to mi daje nie przełożę Ci na miarę... To flow! Skill! To poszło w parę! W pełną skalę!
Chuj! Przeczytasz, albo wcale... Bo to trochę jak murale, staniesz, bądź też pójdziesz dalej... Moja strata
I choć nie mam na lokatach tego co się mieć opłaca, odłożyłem tutaj w ratach... Wszystkie lata
Nie raz gryzłem piach na matach, dziś to procentuje, wraca, bo choć lubię się zatracać w swych emocjach
Twardo trzymam się tych podstaw, na dwóch połamanych łokciach, by dać radę i móc sprostać... Się nie poddać
Całym sobą czuję w kościach... Wykrzyknik! Szept wielokropka... Rytm w tych poszarpanych zgłoskach, ich fakturę
Tchem Ci w lot wyrecytuję, każdą frazę wspartą chórem, każdy werset cięty piórem... Nie żartuję!
Żadnego z nich nie żałuję, coraz grubszą noszę skórę, jestem gburem, ładuj kule! Taki mam sznyt
I nim stwierdzisz, że to shit! "Too long story, didn't read" Skumaj! Mam za co jeść i żyć... Odpuść kwit!
Będę do utraty sił... Do usranej z nimi gnić! Padać na ryj, by wciąż iść! Oto moje Let it Be... z nadgarstka
Bo nie potrzebuję majka, mogę nawinąć do gwiazd wam, a cappella na kartkach level masta... Łapta!
Przestałem liczyć na farta, niech inni szukają w zdrapkach, ściskam mocno przyszłość w garściach... Mam kontrolę
Pierwszy na otwarte pole, zawsze gdy walczę o swoje, to przez mą zaciekłą wolę... Nie spierdolę!
Dziś nie stoję przed wyborem... Mieć czy być? To przecież chore! Każdy aspekt ma swą rolę... Tak już bywa...
Obowiązków wciąż przybywa, z dnia na dzień mi dnia ubywa, bo choć drugi leży odłogiem sam za masło się nie wyda!


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 19 marca 2016

Jeden i Drugi


Od zawsze było ich dwóch jeden z krwi, a drugi duch
I kiedy tekst idzie w ruch to żaden nie pamięta sumienia
Pierwszy zna magię słów, drugi ciemność, Cienie, mur
Tak każdy na swój strój... Nieodzowną częścią mego przedstawienia
 
Halo! Ziemia! Czas zbudzenia, wstać z uśpienia, z odrętwienia
Bez zwątpienia po promieniach w stan natchnienia do strumienia...
Szlaku nie ma? Co to zmienia? Gdy pragnienia tyczą ducha
Nie dla zasad, nie dla fasad, nie dla form i nie dla ucha
Chodź!  Stań tutaj!  Sercem słuchaj, ono poprowadzi w przestrzeń
Z każdym wersem zrób, co zechcesz, możesz wszystko, nawet więcej!
Mówię do was od dekady, bez przesady... Wyruszałem, gdy świat moknął
Zaczynałem jak umiałem... Zobacz, do czego to doszło!
Wiecznie grząsko, stale pod prąd, wyuczyłem się wspinaczki
Gdy dotarłem tam gdzie chciałem... W dole odpływały statki
Z fascynacji w swej narracji przeceniałem smak zwycięstwa
Zrozumiałem, że w tej drodze, liczy się tylko trud wejścia
Krok z Czterech Ścian w nowy wszechświat, znów u podnóża podejścia
Widok za mną roztacza kąt, wzmaga pęd mojego zacięcia
Tylko bezmiar, długa niecka, chcę jedynie piąć się w górę
Bo gdy piszę, nie oszczędzam... Wtedy żyję, kiedy czuję!
Gnam za piórem jak ten dureń, wciąż przed siebie na wyżyny
A każda linijka to nowy kierunek wyłaniający się z nad rozpadliny
Dystans uwalnia siły, nie dbam tu o godziny, gdy wszystko poświęcam tworzeniu
Sens upatruję w dążeniu, skupiam myśli na celu, po skalnym sklepieniu, ku Niebu!
Upadki to tylko szczegół, gdy walczysz z wiatrakami, gonię za marzeniami dla chwili
Wzdłuż zaostrzonych grani, by poszerzać rys granic, by oddychać płucami pełnymi
Za plecami mam limit, ruszam w nowe dziedziny, to jak strzał dopaminy błękitem
Sam na sam z monolitem, wszystko, co nieprzebyte, jest dla mnie wyznacznikiem, mym szczytem!
Zadatki na neofitę, stawiam Tekst ponad Bytem, wierzę w moc sprawczą liter… Wyznaję
Każdy wtoczony kamień, który donieść zdołałem, jestem tu by być dalej, na amen!
Swego losu kowalem… Zapracuję na talent, tylko taką uznaję kolejność
Czy to nadal Poezją? Dziś już raczej mą ścieżką, mą wartością niezmienną... Jak przeszłość
Chłonę wszelką percepcją, scena podnosi tętno, stoję tuż nad krawędzią... przed Wami
Spacer w chmurach nad krańcami bieli z didaskaliami… Wychodzę z emocjami w głąb sali
Wszyscyśmy tu wędrowcami, każdy z nas to pergamin, jak zostanie spisany, zależy od Ciebie
Choć przyszłości nie znamy, choć kłody pod stopami… Musisz wszystko postawić! Musisz chcieć!
Dla siebie...
 
Od zawsze było ich dwóch, obydwu cechuje głód
I gdy twarzą w twarz tu,  nic się nie liczy, gdy uciekają w sztukę
Pierwszy ponad niebem głów, drugi szybko wpada w cug
By Teatr istnieć mógł, jeden i drugi... Jak przyczyna i skutek
 
Dobrze wiedziałem jak zacząć, wyrwałem margines kratom
Choć słyszałem je jak kraczą, jak jazgoczą!, jak cudaczą?
Niech się raczą kartki szmatą! Bazgram znów swój tusz po ścianach
Znów mam w planach paćkać zdania... Widzisz! Ciekną! Czarna plama!
Wrócił dramat, dobrze znana, ta śpiewana w kącie modła
Cssyt... Pochodnia… W dół po stopniach, poszarpany jawą koszmar
Cierpki posmak, gorycz ostrza, na mych ustach ich melodia
Tam u podstaw, jak na rozkaz, jednym wersem, wszystkie powstać!
Stęchła rozpacz, ten chłód komnat, który rwie się wprost ze środka
Słów warownia, ma samotnia, nie zna Gwiazd i nie zna Słońca
Idę w mrok mam... w oczach moc, a każdy krok jak gong poprzedza tykanie
Jak na zawołanie, za mną ramię w ramię, na moje wezwanie... Czuwanie!
Rozdrapałem znamię i wiem, co się stanie, ten napis na bramie... Zamarzły
Urojony Martyr, ze swej wiecznej wachty, co łupi antrakty, co czuje, choć martwy
Mam mankiet wydarty, głos bardziej uparty, wzrok głębiej zapadły... Pobladły
Puls niewyczuwalny, dech niedostrzegalny, zabity...? Wracajmy?  Świece zgasły!
Krwią zawarłem pakty, by nie dotknąć prawdy, oddałem ostatni haust światła
Zatłukłem zwierciadła, przystawiłem do gardła, zawyła wnet aria... Makabra!
Zapraszam do tańca, niech porwie nas farsa, trzy czwarte na palcach w ten atłas
Lecą na łeb wahadła, w północ zastygła tarcza, w kręgu stoi ma armia... Upadła!
W żyłach skostniała magma, wbita w piersi apatia, nad ich głowami matnia zapalna
Powietrzem kołysze siarka… Tylko iskra i wariat! Pokusa zbyt nieodparta,  abstrakcja?
Zerwałem się z kagańca, zbiegły syndrom skazańca, żelastwo mam w nadgarstkach wżarte
Te drzwi były otwarte, szarp mocniej tę klamkę, zatrzasnąłem zapadnie... Poważnie!
Ciągnę zgrzyt po posadzce, łatwo wpadam w reakcję, setna noc w setnym akcie nieśniona
Ofiara niespełniona, wszyty sztorm w ciąg zachowań, łapię ton jak grafoman... Kakofonia!
Gram ich pieśń na trytonach, w waszych lękach i trwogach, znów witamy w swych progach… Przeklęci
Pozbawieni pamięci, bez twarzy, bezimienni, wszeszczopisy komedii w maestrii
Trupa tragiincepcji, gną się w tok akcji deski, kurtyna darta w strzępy… Dosłownie
Szpetne Cienie toporne, pod banderą, nie z godłem, na scenę wdziera się odmęt, mój Okręt...
Płynie znów i chcę mocniej! Nieważne gdzie i jak... Głośniej! Tu gdzie wszystko umowne... Pozornie
Czas już opuścić widownie… Łap za ścierę i do mnie! Bo prędzej znajdą Cię za burtą, niż zaśniesz z ryjem w popcornie!
 
Od zawsze było ich dwóch i pomimo tylu lat już
Nadal nie wiem jaki cud byłby w stanie ich zjednać
Na straży swoich ról, dzielą spektakl na pół
bo gdy uderzysz w stół, jeden i drugi zdąży się odezwać.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 lipca 2016

List do *** /4

Zapomniałem liczyć dni już, wszystkie zabrały te fale
Dziś mój pokładowy dziennik przelewać możesz przez palce
Jeszcze kilka? Kilkanaście? Aż w końcu tylko okładce
będę mógł zanucić szanty, o których milczą bulaje...

Jeśli nadal czekasz żagli, błagam! Nie przestawaj wołać!
Dali już nie mogę ufać widząc Twe odbicie w toni
Krzycz cokolwiek! Chcę usłyszeć! Choć na próżno ucho goni
gdyż każdy odgłos pochłania wszechogarniająca połać...

Co noc ślę do Ciebie listy, za którymi ślad się zrywa
Może któremuś omyłką los oszczędzi doli zgubnej
z ładowni nikną butelki, większość dryfuje po niwach

by na koniec wstecznym prądem, rozbić się z jękiem o burtę
Z każdym trzaskiem wciąż się łudzę, że być może Twój przypływa
lecz nim zdołam podnieść sieci, wyławiam jedynie pustkę...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 sierpnia 2016

List do ***/6

Noc ma Twe niesforne loki zaplecione w ostrze dziobu
i roztaliowaną suknię, poszarpany tren na wietrze
spojrzenie utkwione w szafir, usta hebanowa czerwień
której niesłyszalne wersy cisną się do mego progu

Znów mnie włóczy tuż nad krawędź, wierząc, że przypomni Ciebie
i gdy zagląda przez ramię, błagalnie chce złamać fikcję
lecz jej galionowe rysy, obojętne są i zimne
jak te cztery strony świata, które martwe są bez Pereł

Nie umiem ustać na pokładzie, gdy wraz z nią na przekór gwiazdom
i miotam się w swej głowie, szaleniec! oddechy do dechy...
Na trzysta sześćdziesiąt pięć dni, żaden już na lądzie, przepadło!

Skazany na tę szkaradną łajbę i błędne, rozchwiane oko lunety
Powiedz czy prócz tej świecy, gdzieś tam... tli się jeszcze światło?
Czy to tylko bełkot rumu i ja... usilnie zawodzący sonety?


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 sierpnia 2016

List do ***/7

Sól wypłukała z dna rany, czerń oplotła w swoje sidła
ostra brzytwa, której tonąc łapie się naiwny głupiec
Grotmars wysyła sygnały... Ci co nie zdołali uciec
bowiem biada nieszczęśnikom, których wiatr przed bukszpryt przygnał

Nader łatwo do apatii przyzwyczaja tych dech brzemię
Twe istnienie z gorzką prawdą przez czas mi przecieka
Sam już nie wiem… Ile we mnie jest jeszcze z człowieka
któremu portowe dzwony świtem zgasiły nadzieję?

Z furt działowych rozgrzmiewają na mój rozkaz kolubryny
wilki morskie, szpad psubraty, postrach dumnych galeonów
Na rejach zorane szmaty! Nad głową sterane liny!

Brasy potargane strzępy! Wanty nie trzymają pionów!
W ogniu salw, ryku załogi, jęku fal, swądu padliny...
Stoję z grabieżczym uśmiechem bez serca, Ciebie i domu


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 8 września 2016

List do ***/8

Nie ma we mnie kropli czucia prócz pustkowia abisalu
Różę wiatrów mogę dać Ci w zamian za bijące trzewie
Słów tok staje się nieznośny, a krok pewny siebie
odkąd wyzbyłem się lęku, emocji i szalup...

Poskąpiono im odwrotu, doku, dla mojej kotwicy
Butna zgraja martwych Cieni z bezdusznym furiatem
W mojej głowie tylko chwiejba, narwany kilwater
gdyż na ukojoną flautę nie mogę już liczyć...

Jak powracający koszmar... moje notoryczne kłamstwo
Eskapistyczna pułapka, okręt po niebie z papieru
najpierw Ściany, teraz Dechy, tak mijam się z prawdą

wierząc perłowej legendzie, trzymając kurczowo steru
Bo jeśli te maszty padną, to niech ciągną z sobą na dno
gdybym miał już nigdy więcej żywy spotkać Cię na brzegu!


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 29 września 2016

List do *** /10

Była Twym sennym odbiciem znad chyboczącego lustra
kiedy czuła wiatr we włosach, żaden szpon nie mógł jej dostać
Twoim pięknem... samym w sobie, któremu tak chciałem sprostać
lecz co niewypowiedziane milczeniem zamyka usta
 
Gnałem ją na pastwę losu mimo czerni chmur na niebie
w sam środek serca żywiołu, który rozprzestrzeniał w oku
Jeśli sens w tym! Nie na marne! Jeśli tak! Podyktuj sposób!
Gdyż najtrudniej jest mi pisząc okłamać samego siebie...
 
Niemoc przejęła na burtach drzazg otwartych wyłamania
Dechy nabierają wody, toń zaciska bryt w swe macki
Pod stopy wdziera się głębia, ta głucha, nieprzejednana
 
i świadomość bezsilności płynąca z niewoli kartki...
Nic mi już nie pozostało! Nikt! Prócz Cieni i pytania
Czy podążycie kamraty za nią?! W ten nasz bój ostatni


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 listopada 2016

Bliskość

Nieludzka bywa odległość, a wraz z nią wszelkie symptomy
Tak niecierpliwa nieznośnie, gdy odmierza dni złaknione 
Chodź tu... Błagam! Choć na moment! Bo ramiona roztrzęsione
gdy nie czują Twoich skroni tak ufnie im powierzonych
 
Nasza niepohamowana jesień ma postać temperamentną
Głód rozbudzonych emocji, między szeptem, a opuszkiem
Zdarłaś ze mnie całą ciemność, którą wszyto mi podskórnie
bym bez Cienia zawahania, mógł na nowo odkryć piękno 
 
Dziś mam usiąść do kartki, tylko co ja jej powiem?
Że na ustach smak powiek? Że brak słów? Że to wszystko...
daje mi tak wiele, że aż odjęło mi mowę?
 
Że aż się boję zapeszyć ile ma dla nas przyszłość?
Że to mój pierwszy Listopad kiedy nie marzną dłonie?
i że dopiero teraz wiem jak tęskna może być bliskość?


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 27 listopada 2016

Nad Kuchenką

Za pasem grudzień, a już szkli... Zaspana skrzy obojętność
Moja bezsenność gwiżdże nade mną, też chce być w tym wierszu
Mróz pędzlem przywarł do szyb i lśni, jakby był nie na miejscu
Bezczelnie z łóżka wywlekł mnie dziś, piejący krzyk nad kuchenką...
 
Wrzątek zaparzonej mgły zamienił urwane sny w Twą obecność
Świeżo zmielony aromat kołyszący się w powietrzu
Niewypierzona w pół zdania myśl i cała masa argumentów
przez które kolejny łyk, skraca tę naszą odległość...
 
Poranna kawa, szelest kartki i bit, lekko uchylone drzwi
i jeśli stanęłabyś teraz w nich, nie dokończyłbym tekstu...
Zasłonami wpuściłbym świt, w cholerę, w kąt, rzucił w mig!
 
By już do ucha móc nucić Ci puentę dla dwóch następnych wersów
Bo to są właśnie te dni, kiedy budzisz i w słowa włazisz do krwi
i wtedy nie potrzebuję już nic, prócz Ciebie obok i atramentu...


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Dominic Butters

Dominic Butters, 11 grudnia 2016

Od wczoraj

Chciałbym dać Ci spokój ducha, byś sny miała już łatwiejsze
Zapracować na to miejsce, być przy Tobie ramię w ramię
I choć życia jak Ty teraz, sam czasami nie poznaję
Chwyć za rękę, popatrz w przestrzeń tam znajdziemy nasze szczęście
 
Mimo przeszkód, dać się musi... Naprzeciw pochmurnym myślom
Bo od słów, przez język, aż po koniuszki palców Cię czuję
Do wczoraj jakoś to było, dziś przestać wierzyć nie umiem
Gdyż tylko razem zdołamy wytrwać, iść pod prąd i ponad wszystko
 
Tacy przestraszeni od wczoraj jesteśmy, poruszeni
Umówieni byliśmy na już, nie na chwilę odpowiednią
To przedziwne jak sens może, punkt widzenia zmienić 
 
Gdy w obliczu ziarnka grochu, wielkie sprawy nagle bledną
Tacy zatroskani od wczoraj jesteśmy, tej  jesieni
Pogubieni, lecz odnalezieni... Pamiętaj o tym, Perełko...


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły


10 - 30 - 100  




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1