6 października 2016
Bo to miasto...
Chodź, wyciągnę gdzieś za miasto, pełen bak, we włosach wiatr, bo...
ludzie tutaj wiecznie łakną, nie tak łatwo potem zasnąć, zgasić światło, znaleźć wartość...
Tu gdzie miasto, tuż zza zasłon, napawa jesienną aurą, śniąc apatią, irytacją i marnacją...
W Luśce mruczy cicho radio, noc wypełniona narracją, auto-terapią wielokropkową...
Zapominam, że tuż obok, nikt nie siedzi, jadę drogą, wierząc słowom, ich namowom i przestrogom...
Pod nosem tak sam ze sobą, sznur lamp bezwiedny nad głową, coraz częściej nałogowo, wypadkową moich świateł...
jest poczucie, że coś tracę, z każdym dniem pogłębiam krater, toczę własny beef ze światem o swą rację...
Jednak to, czego tak pragnę, zakłada koleją maskę, sprawia, że czuję się błaznem własnych zaklęć...
Wieje deszczem na poważnie i to z dnia na dzień dosadniej, a ja dopisuję farsę, by mieć szansę...
wypełnić w połowie szklankę, widzieć więcej niż abstrakcję, wznieść się ponad tę frustrację, desperację...
Wersy płyną po asfalcie, tyle wylanych przebarwień, niebo pozbywa się zmartwień kosztem ciszy...
dźwięk wyrwany z niemej kliszy, zazwyczaj go nikt nie słyszy, krople, których nie policzysz, między taktem...
Jeśli jesteś tym przypadkiem, który trafia się raz... w pauzie... jednym tchem zagranym aktem, mym ekstraktem...
to pozwól osłonić płaszczem, bym przy Tobie był naprawdę, niech sens chwyci raz na zawsze nas za gardło...
Bo tu ludzie wiecznie łakną, nie tak łatwo potem zasnąć, zgasić światło... bo to miasto... Anastasio...
24 grudnia 2025
wiesiek
24 grudnia 2025
sam53
24 grudnia 2025
ais
23 grudnia 2025
wiesiek
23 grudnia 2025
jeśli tylko
22 grudnia 2025
Eva T.
22 grudnia 2025
Marek Jastrząb
22 grudnia 2025
Yaro