27 listopada 2016
Nad Kuchenką
Za pasem grudzień, a już szkli... Zaspana skrzy obojętność
Moja bezsenność gwiżdże nade mną, też chce być w tym wierszu
Mróz pędzlem przywarł do szyb i lśni, jakby był nie na miejscu
Bezczelnie z łóżka wywlekł mnie dziś, piejący krzyk nad kuchenką...
Wrzątek zaparzonej mgły zamienił urwane sny w Twą obecność
Świeżo zmielony aromat kołyszący się w powietrzu
Niewypierzona w pół zdania myśl i cała masa argumentów
przez które kolejny łyk, skraca tę naszą odległość...
Poranna kawa, szelest kartki i bit, lekko uchylone drzwi
i jeśli stanęłabyś teraz w nich, nie dokończyłbym tekstu...
Zasłonami wpuściłbym świt, w cholerę, w kąt, rzucił w mig!
By już do ucha móc nucić Ci puentę dla dwóch następnych wersów
Bo to są właśnie te dni, kiedy budzisz i w słowa włazisz do krwi
i wtedy nie potrzebuję już nic, prócz Ciebie obok i atramentu...
23 października 2025
wiesiek
23 października 2025
wiesiek
23 października 2025
violetta
23 października 2025
sam53
22 października 2025
ajw
22 października 2025
ajw
22 października 2025
sam53
22 października 2025
Belamonte/Senograsta
22 października 2025
Jaga
21 października 2025
tetu