Veronica chamaedrys L | |
PROFILE About me Friends (64) Collections Poetry (109) Prose (3) Photography (25) Graphics (1) Postcards (2) Diary (57) |
Veronica chamaedrys L, 10 march 2013
urodzony bez czepka z nieskazitelnym
kodem genetycznym w pełnej rodzinie
pod choinką układałeś oceny przewiązane
kokardami pochwał za sumienność
grzeczny uśmiech bo tak wypada do fotografii
biała jedwabna koszula jeszcze dziś są ozdobą
szkolnej galerii prymusów na drugim piętrze
zawsze kiedy tamtędy przechodzę zatrzymujesz
studia na renomowanych uczelniach
przypieczętowane trzema doktoratami
funkcjonalny dom według własnego projektu
w nim żona syn na obraz i podobieństwo
siadasz w ogrodzie pod drzewem które zasadziłeś
zsuwasz obrączkę z palca uwiera jak wyrzut sumienia
dzwonisz do mnie zapominając jak wiele wydarzyło się
od tamtego czasu kiedy wspiąłeś się na czubek sosny
powtarzasz do słuchawki telefonu niczym duch platona
brakuje mi twoich wierszy twojego w nich uśmiechu
i co z tego że niedziela wieczór że mróz i co z tego
to echo pytało
Veronica chamaedrys L, 31 august 2013
zwykle mówisz zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu
daj rękę a ja wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
co powiesz na spotkanie przed północą pod montmartre
i nie myśl że chodzi o władzę czy wspinanie po schodach
podam ją nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal
spotkania palców to nie corrida lecz potrzeba dotyku
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts
spojrzałam z góry wydaje mi się że krążę jak chomik
w przezroczystej kuli szukam środka ale nie mogę oderwać
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła choćby
biedronki zbyt ciężka jestem patrzę na barki na most
to nic że palce skute że nadają się jedynie do amputacji
przecedzam świt dłońmi pytam słońce o jutro przecież
ono powinno wiedzieć jak zbudować kroplokształtny dom
na sekwanie jak pomalować barkę czerwienią zachodów
siedzę cichutko żeby ciebie nie zbudzić piję łykami
sycę się twoim oddechem czekam na świetlisty
deszcz i księżycowe kałuże rozjarzające bruk
w miejscu gdzie obiecany taniec
......................................
zwykle mówisz *
zabieram cię na spacer do sekretnego ogrodu daj rękę
wolałabym żebyś bez słów poszukał dłoni
nie chcę narażać się na rozgoryczenie i żal
spotkania palców to nie corrida
dzięki tobie znowu znalazłam się w paryżu na pont des arts
obrotowa figura inercja gdyby tak mieć skrzydła
zbyt ciężka patrzę na rzekę barki i most
to nic że skute palce nadają się jedynie do amputacji
przecedzam świt widząc jak słońce buduje
kroplokształtny dom na sekwanie
maluje barkę czerwienią zachodu
cicho patrzę gdy śpisz
nasycona twoim oddechem czekam na deszcz
księżycowe kałuże rozjarzają bruk
w miejscu gdzie obiecany taniec
*druga wersja
Veronica chamaedrys L, 25 february 2014
Kobieta urodziła sobie mężczyznę. Mężczyzna jest jej tylko przydany. *
delikatna biel kwiatów rumianków skrywająca jasną postać
letni kapelusz trilby wepchnięty w kieszeń lnianej marynarki
czułość cierpliwość łagodność kontra pobieżność gwałt żądza
w świetle poranka burza włosów do kolan pod nią nagość
alabastrowe łydki kostki i stopy w czerwonych baletkach
nieobcy błysk flesza pozowanie wyssane z mlekiem matki
osobno a jednak razem czerwonokrwiste paznokcie
oddzielające płatki kwiatów od słonecznego środka
kopiec usypanych pierwszokomunijnych coraz wyższy
po obu stronach obiektywu niezrozumienie w chęci poznania
ułamki sekund dryfujące niczym pyłki w promieniach słońca
liczby przesłony zamykającej się jak ostrza wokół źrenicy aparatu
w akcie tworzenia nie tylko ciało stało się swoją własnością ale
pamięć wyobrażenia marzenia pobiegły nieuczęszczanymi szlakami
obdarzony łaską patrzenia podążasz za nimi tajemną ścieżką
ramki to piękny prezent
* Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie”
Veronica chamaedrys L, 8 may 2014
niebo tamtego dnia nie mogło zdecydować się na kolor
potrzebowało czasu tak jak ty by zrozumieć konieczność
bólu tegorocznej wiosny słońce zza chmur wyglądało jak
srebrna ostryga wiatr milczał niczym owce idące na rzeź
przyszło nieuniknione szarość zagościła na dłużej
pamiętaj ani teraz ani potem gdy nadejdzie czas
nie panikuj każdy dzień przeżyj normalnie postępuj
zgodnie z etalonem przechowywanym w sercu
człowieczeństwo ma się w nim dobrze a nawet lepiej
niż ty sam bezpieczniej niż w sevres ktoś je zasiał
zakorzeniło się wypuściło pędy zakwitło pachnie
tuberozą i tobą ogrodniku czuję nie zdołasz zaprzeczyć
pielęgnuj przyleci motylem nie chce straszyć ludzi
albo przyjdzie obutym cieniem byś po sposobie stukotu
obcasów mógł rozpoznać wyglansuj szpice niech lśnią
od gwiazd lub zapal zapałkę nocą na balkonie jak latarnik
rozpoznasz będzie tak blisko że bliżej nie można
najpilniejszemu z uczniów należy się nagroda
o zachodzie słońca zobaczysz chłopca z konopną
czupryną albo mężczyznę o saksofonowym sercu
zagra ty też tylko powiąż zerwane struny nastrój
gitarę nie sposób zapomnieć chwytów do fair play
sztafeta trwa nie zgub kostki i ustnika córka sama
wybierze instrument bo dźwięk dobra zna od lat
* Zegarmistrzowi Dobra
Veronica chamaedrys L, 23 november 2013
Nic nie jest stracone, jeżeli ma się dosyć odwagi, aby twierdzić, że wszystko jest stracone*
skradłeś mi sen choć noc nie była świętojańska czekałam
miasto zakwitło żółtym światłem przepaliła się pętelka czasu
przypięte do sukienki lata rumianki pachniały niespełnieniem
pod mostem artystów sien mruczała kołysankę dla rocamadura
saksofon łkał berenika rozplatała warkocze nad kołyską newtona
poczułam wibracje amourville przyszedłeś pogwizdując
na zarezerwowanym stoliku serwety zatrzymują rozlany czas
i czerwone wino myślę sobie pamiątką po dalim mokra sukienka
przylega do ud dotykasz przepraszasz onieśmielony uśmiechem
to nie twoja wina fala chybocze statkiem patrzę na różę a ty
zdziwiony tym moim patrzeniem żeby się spotkać trzeba się sobie
przypatrzeć napatrzeć się trzeba żeby się spotkać tłumaczę
porywaczu udajesz odważnego ale trzęsiesz się jak osika
głos więzisz w gardle uginasz nogi mówisz łatwiej być
odważny w walce ze śmiertelnym wrogiem tchórzysz bo
tu obowiązują wersale nie wiesz co zrobić z rękami oczami
zaciskasz nerwowo palce na ustniku usiłujesz zagrać warg mało
wprawiasz w ruch kulę w zabawce jest reakcja odchodzisz pogwizdując
jutro wymienię prezent w palais garnier wystawiają czarodziejski flet
albo nauczę się gwizdać
*Gra w klasy - Julio Cortazar
Veronica chamaedrys L, 16 september 2013
w czasach gdy nazywałaś mnie angie i całowałeś niezabudki
bym nie patrzyła zza wielkich okularów na przymusową nagość
wierzyłam w anioły
układałeś do snu tak byś mógł pod warkoczem bereniki
zwoływać demony a potem niczym ćmy palić w świetle vegi
szczątki trzeszczały pod stopami jak zeszłoroczne cykady
teraz już wiem tamto plastikowe miasto to wielkie
kamienne łoże na którym wysłannicy odgniatają pięty
w alei gwiazd owinięte marzeniami depczą niebieskość
Veronica chamaedrys L, 30 september 2012
opadły mgły a ty otworzyłeś okno na kolorowy sobą
październik znów mnie wezwałeś tym razem po nitce
babiego lata wysłałeś depeszę bieszczadzie. pamiętasz
kluczem żurawim mnie zagarnąłeś zaraziłeś wolnością
a nasz pierwszy raz już wtedy czułam że na zawsze
roznieciłeś ogień choć zbyt młoda wtedy by zrozumieć
spragniona gasiłam kroplami rosy zbieranymi z traw
do menażki tam na caryńskiej po nocy pod pałatką
dziś spadłam z łopiennika albo z wołosania w dolinę
niesiona na skrzydłach anioła o włosach kudłatych
czerwonych buczyną prosto w żółtobrązowe serce do
siekierezady by spokój odnaleźć i ulżyć gorączce
posadziłeś na wysokim stołku przy barze kiwającego
się barda o twarzy pooranej zmarszczkami w kapeluszu
z wielkim rondem przysłaniającym tęsknotę spisaną
w tomiku poezji krzyczą ruszaj się rysiek setkę podano
i piwo jeszcze dla poetki pisz dedykację póki możesz
w twoim kapeluszu mnożą się robaki i myśli nieuczesane
joannie matce od aniołów na radość na wszystkość
stawiam kolejkę na wesołość inność miłość zrozumienie
zabieszczadujmy
Veronica chamaedrys L, 20 september 2014
Kobieta nigdy nie jest tylko kobietą...jest też, a raczej przede wszystkim, mężczyznami,
których miała, ma i mogłaby mieć. Żadnej nie da się zrozumieć bez nich… *
piję nero d’avola rubinowa sukienka w kieliszku unosi się zapachem śliwek
smakuję prosisz do tanga starej gwardii przez cabeceo patrzę prosto w oczy
zbędny dialog nie potrzeba słów tylko turyści się gubią w różnych buenos aires
jedwab koszuli spływa czernią po czekoladowym torsie nęci miękkością usta
unosisz lewą rękę lekko przyginając poznajesz mnie po oddanej dłoni palcami
prawicy zagarniasz zamykając delikatnie w ramionach stawiających gracko opór
tańczę już choć teraz dopiero docierają do mnie dźwięki bandoneonów odwiedzione
przez łokcie oczy patrzą w tym samym kierunku jedyny kontakt na wysokości przepony
nogi zbyt silne mała powierzchnia zbliża kroki równoległe nie prowadzą do spotkania
poruszasz mnie w czasie aby pokonać tę smutną myśl którą tańczymy nie znając
zyskujesz łabędzie sekwencje ruch przeciwny do wskazówek zegara oznacza długie
życie nie sposób przez nie przejść w tych samych butach i to w dodatku na obcasach
potrzebuję zrozumienia
*„Mężczyzna, który tańczył tango”- Arturo Pérez-Reverte
Veronica chamaedrys L, 25 october 2013
lubię wędrowanie z tobą milczku kiedy wybiegasz
zza ściśniętych ust uśmiechem skaczesz wprost
w górskie potoki mrucząc bezgłośne piosenki jak
pstrągi gdy potem suszysz ten wyjątkowy na pogodę
wśród ochry i czerwieni liści na nitkach babiego lata
to nie są wcale komplementy ale ty rozczulasz się
widać wzruszenie wdzięczność i łagodność oczu
spod przymrużonych powiek nie pażdzierniczę
najbardziej tęsknię kiedy jesteśmy u szczytu
a mgła ściele doliny stawów w bawełniankach
na dłoniach zasuwasz kurtkę zakładasz kaptur
bo halny odpoczywam w cichej przystani ramion
już blisko na kasprowy rozgrzejesz się korzenną herbatą
z zapałkami w oczach powitasz giewont nic nie mów
najlepiej rozmawia nam się z większej odległości
kiedy na przykład płyniesz barką po sien a ja rozpalam
domowe ognisko gdzieś nad jeziorem na mazurach
Veronica chamaedrys L, 21 december 2013
piszesz o trzech cywilizacjach pytasz czy widzę związek historii
z treścią religii anioły odcięły skrawki alb przysłoniły twarze
nikabem połowicznym na głowach złote jarmułki zamiast aureoli
nie odróżnisz jednych od drugich są w takich samych przykrótkich
życzysz wesołych świąt tego by w nadchodzącym roku życie
zechciało układać się po mojej myśli miłości zdrowia i miłości
wyjazdy przyjazdy odjazdy kiedy nie chcesz nie wiesz co to lęk
umrzesz młody tysiące kilometrów w śnieżycy jak ruski człowiek
nie odbijasz starych palców na czarnych klawiszach fortepianu
tylko mrużysz oczy i odciski znów młode słońce utrwala w bieli
w śniegu pod palmami ślady bosych stóp a może sandałów lub
piór z opadłych skrzydeł w czasie medytacji brak komercji
jeszcze wypijasz wiadro wódki jeszcze osiemnastce kręcisz w głowie
jeszcze nie umiesz składać wierszy to takie niemęskie jak twierdzisz
gdybyś nie podążał do jerozolimy by pisać telefon nie dzwoniłby
wieczorami nie pytaj dziś nie potrzeba słów graj na harfie i cytrze
przywieź mi gwiazdę betlejemską mirrę złoto kadzidło i uśmiech
*dla Was Wszystkich Miłości, Zdrowia, Miłości i Uśmiechu ... tego by w nadchodzącym roku życie zechciało układać się po Waszej myśli...
Veronica chamaedrys L, 18 august 2012
za to że kłamałeś by móc wtaczać
za spotkania oczu
za dotyk dłoni
za butonierkę
za motyla
błogosławiony bądź
za to że jesteś gdy spadam
za uśmiech na ustach kamienia
za koncerty na jedenastu strunach
błogosławiony bądź
Veronica chamaedrys L, 19 december 2012
Kobieta, która nie używa perfum, to kobieta bez przyszłości.
Coco Chanel
rozglądasz się nieco bezradnie w tygielku
szafran dobry nie tylko na depresję
chodź do mnie poczytam na głos twoje
wiersze jesteś taka barwna kiedy się
droczysz z tobą nie ma mowy o nudzie
pocałuj mnie
dreszcze spuszczone rolety w alembiku gorąco
na sitach skraplane strofy skwierczą olejkiem
nienapisanych poczętych na dnie w sekrecie
chcesz wydobyć zapach mojej duszy na dowód
nie czuję chcę prawdy a ty się uśmiechasz
zimno przytul
zdejmij sukienkę w kieszeniach jeszcze piasek
z plaży płatki centyfolii jaśminu z grassa
nabyte wonie drażnią dziewczynkę z zapałkami
ona nie chce kobiety z przyszłością
zbyt mocno kręci się w głowie
pachnidłem czuję ciepło
Veronica chamaedrys L, 4 april 2014
gdzieś w głębi domu ukrainka anna śpiewa wesołą dumkę o starości
w kuchni ciemno pusto zimno w stajni kare konie rzeźbią rżeniem
ciszę wiosennego wieczoru z trudem wspinam się po stopniach
strome drewniane schody trzeszczą pod naporem niepokoju
zaglądam do sypialni przez dziurkę od klucza zwykle trwał film
dla dorosłych telewizor milczy płomień świecy drży na ekranie
przybywam by zamknąć drzwi za dzieciństwem mocuję się
szarpię stare i nienaoliwione płaczą z bezsilności wyrzucasz
że nie myślę o bezłzawych z natury chwytam zimną dłoń
przyciskam do ust przekazując gorączkę proszę o jeszcze jeden
spacer nad wodospad wilczki do kościółka na górze iglicznej
milczysz skrzypce rzewnie łkają krople tańczą na policzkach
biegnę teraz już mogę nikt nie śledzi prócz zielonych oczu
jałowców wśród korzeni i gałęzi drzew domki miłości
przycupnęły obok siebie niczym jaś z małgosią przed laty
wieczne sieroty odurzone ciepłem tamtego mleka
Veronica chamaedrys L, 29 june 2012
wydaję ucztę
znalazłam zgubioną drachmę
będziemy świętować
na śnieżnobiałych atłasowych rzekach z tiulem
puszczam słodkawy zapach lilii świętego Józefa
poprzetykany salutem mieczyków
pąki pną się ku zwornikowi
płomienie świec i woń kwiatów
wspinają się coraz wyżej
odnalazłam skarb w ciemnościach
dzięki jego własnemu światłu
Veronica chamaedrys L, 15 august 2012
na cmentarzysku dębów katakumby budują
pręty odgięte zastąpią silne korzenie
betonowy mur oporowy pnie
ręce zaciśnięte w pięści gałęzie
koszulki zwycięzców liście zielone
wrzaski kibiców śpiew ptaków
co z tego że olbrzymem byłeś mój dębie
kiedyś zapalę świeczkę lub trzy zapałki
oddając życie. cóż może jemioła bez dębu
liście laurowe potrzebne jak nigdy dotąd
po co zdobywać skoro można ściąć
człowiek siekierą i piłą dla drzew
Veronica chamaedrys L, 28 april 2013
deszcz przyszywa bożą podszewkę do ziemi
używa szpilek zamiast fastrygi
wielka igła przebija na wylot skowronki
radosne myśli zbudzone po nocy
przewleka przez wielkie oko
szyje wymyślnym ściegiem
niby maszyna koronkowych tortur
niszczy wszystko co się chce wymknąć
rzuca wyzwanie feniksowi
może on zdoła
uratować choćby jednego
Veronica chamaedrys L, 28 april 2013
niewyraźne kontury majaczą we mgle
coś zaszło w samym środku świata rozsądku
kompleks arkadii szepce w trawie
tęsknota za rajem utraconym czai się
w białych kiściach bzów
gdzieś w ciemnym kącie ogrodu
ślad zapomnianego królestwa
w nagłej śmierci niebieskiego tulipana
kara za pamięć
w kropli deszczu w uśmiechu niezabudki
przypomnienie
czas wrócić na ziemię
do świata rozsądnych ludzi
Veronica chamaedrys L, 9 december 2012
na dworze mróz
wepnę narty i zjadę
w głąb siebie
na złamanie karku
w życie które było
lawendę i smutek
coraz zimniej
Veronica chamaedrys L, 9 october 2012
rękawiczki migdałowe wciągam na siłę wiem że trochę przyciasne
wciąż jednak miękkie od kiedy wyjechałeś zakładam w sezonie
jesienno-zimowym gdy wybieram się do teatru grałeś pół życia
na scenie nikt o tym nie wiedział ani żona ani córki nawet ty
weszłam kiedyś do galerii zielonej właśnie paliłeś wiśniową fajkę
patrząc poza obraz jego lekkość i zmysłowość niczym jedwabny
szalik owijały szyję dym utrwalał fałdy zapachowym werniksem
al dotknął twojego ramienia smuga światła spięła chwilę klamrą
prezent w kolorze kształtu oczu niepokoił powiedziałeś wypływam
do filadelfii nic nie mów przychodź tu irysy zostawiam za ramą list
wszystko zawirowało gorące fale virginia ucieczka w godziny
poszłam do kina dla muzyki dla glassa dla siebie by zrozumieć
przestałeś grać zostałeś malarzem
Veronica chamaedrys L, 24 september 2012
ach te sobotnie rozmowy z tobą. znowu nie spałam
dziś od rana coś przypalam rozlewam ale cieszę się
nawet ciepłą wodą z kranu tak jak radziłeś. tym że
zaraz przyjdziesz na niedzielny rosół z oczkami
lubię patrzeć jak myjesz ręce i siadasz przy kuchennym stole
jak obierasz jabłka na szarlotkę i śmiejesz się do ostrużyn
które potem rzucasz za plecy podając wynik wróżby na
lustrze w przedpokoju z dopiskiem byłem i zjadłem kotlety
ciągle ci mało mojego uśmiechu więc grasz na flecie
żonglujesz rajskimi jabłuszkami wygłaszasz odę do jesieni
spuszczasz żaluzje bo światło mnie razi to przez migrenę
mówisz. sadzasz na kolanach odgarniasz włosy masujesz
przytul mnie niech wreszcie przestanie boleć
twoje poniedziałkowe wyjście do pracy
Veronica chamaedrys L, 12 may 2013
złote igły z prędkością błyskawicy
przyszywają pracowicie jak mrówki
fioletowe frędzle do przykrótkiej sukienki
wiatr na każdym pętli dziesięć supłów
szamocę się z dziewięcioma
związane węzłami marynarskimi
za wszelką cenę chcę zlikwidować
szarpiąc zaciskam możliwości
poczułam borę mam czas
choć rybakiem bywam rozplątałam
zostawiam najważniejszy
nawet nie muszę pamiętać
jest we mnie czuję pod palcami
sam mówiłeś że pierwszy kluczowy
Veronica chamaedrys L, 15 may 2013
w twoich wierszach jest metoda
nawet jeśli deformujesz urodę
nie detronizujesz nie patrzysz w oczy
pióro czyni bardziej atrakcyjną
mam za mało rozsądku albo nie zauważam
pozornego zapisu stoję tyłem siedzę
patrzę w dół albo leżę zamyślona powtarzasz
piękna z uporem powoli staję się ofiarą
nie zawsze oddajesz wiernie odbicie światła
w błękicie tęczówek to nie wina stalówki
zrozum bezlśniąca wpisuję
czynny imiesłów obok nazwiska
nie odbijam jestem nieszczęśliwa
ze szczęścia tatuaż w kąciku oka zrobiony
przez nieuwagę czuję zapach bzu kręci głowie
tak jak mąci się kobietom
Veronica chamaedrys L, 26 october 2012
w jednej ręce ściskam Twój
łańcuszek z cytatem o marzeniach*
i matczyny testament w różańcu z granatów zawarty
drugą sypię wibhuti na poskładane sukienki
w do połowy pełnej walizce*
zieloną zakładam Tobie
proszę talitha kum
popsułam wszystkie krany
kapie woda słyszysz obudź
się wreszcie
Nesca
*to z Twoich wierszy
Veronica chamaedrys L, 6 january 2014
„największą w życiu mądrością jest kochać z wzajemnością”
urodziłeś się w rodzinie silnych kobiet nie miałeś szczęścia
bo bez czepka mężczyźni zbyt wrażliwi nieprzystosowani
mama nazywała marysią nie znała ideologii gender chciała
byś wygrał z życiem nosiłeś długie włosy i różowe pajacyki
dziś stoisz przed lustrem widzisz to co czujesz w majtki
nie musisz zaglądać córka pyta tato czy ty zrobiłeś kupę
zakładasz szlafrok żona strofuje udało się poza tym nic
co z tobą przestań się mazać jak baba chłopaki nie płaczą
bądź prawdziwym mężczyzną zaciskasz powieki zajrzyj
w książeczkę wojskową albo w płeć mózgu albo sprawdź
na afiszu bilety wyprzedane brak polskiej dystrybucji
premiera anulowana masz wybór mars albo wenus
najpierw wypędź z siebie dybuka joanny d'arc
a potem już tylko wybacz matce i pokochaj siebie
*J. Kolski „Egzamin z oddychania”
Veronica chamaedrys L, 22 november 2012
wchodzisz kiedy właśnie zastanawiam się
nad tym czy grzech podstawowy byłej żony
to oziębłość czy kokieteria
nie jestem jeszcze gotowa
podobno uczysz się od drzew
nawet one na znak wypuszczają
pączki przybywasz punktualnie
tylko tam gdzie jesteś oczekiwany
mówisz że dawno wybaczyłeś
dlaczego za każdym razem
ponoszę ofiarę
napraw dzwonek
odpuść
Veronica chamaedrys L, 25 september 2012
dusze bez imion zszyć doprowadzić do spotkania
niech się wreszcie przytulą i nie tułają samotnie
dziury w koszyku połatać zło tamtej nocy wypadło
zatrzymać dobro na wieczność niczym niezabudki
zanieść łaknącym nie czekając na następną wiosnę
pałąk utkać z babiego lata zawieszonego między
zielonymi listkami wikliny nie zastanawiać się nad
ściegami. jeż z natury elegancki i pożyteczny bywa
jak usunięcie niewymierności z mianownika. potem
przenieść święconkę tam gdzie jeszcze czekające
bez ramion. odpowiednich igieł użyć by nie bolało
za bardzo. karmić nie trzeba same się wyżywią
nic więcej
Veronica chamaedrys L, 7 november 2012
czwarta nad ranem piąta szósta każda opuściła dom
zostawiła bezpieczeństwo między wskazówkami zegara
nie czekając na sygnał kukułki wybrała tułaczkę
sen wymknął się spod kontroli dobrowolnie poszedł
w jawę bose stopy odrzuciły ciepło i miękkość kapci
osierocone odbyły swój codzienny marsz ku kawie
dłonie postanowiły nie skrywać się dziś w głębokich
kieszeniach szlafroka otwarły drzwi balkonowe
pomogły stojącym u progu niecierpliwym już
skłębionym wariatkom smakować wolność
myśli uciekły z pofałdowanych szarych zwojów
rozpięte między drzewami zawisły ciężkie niczym
druty telefoniczne siódma spakowana cichaczem
nie wiedzieć jak i kiedy ona też została sierotą
pamięć ubożeje oczy gubią błękit usta czerwień
ósma i ta następna już do odlotu gotowe porzucają dom
dzień zostawia schronienie wstaje przeciąga się rusza
jak kloszard bez możliwości wyboru tylko przed siebie
by z kolejnym wieczorem spółkować i dać początek nowej
nieprzespanej nocy której rano nie chce się wstawać z łóżka
Veronica chamaedrys L, 2 november 2013
byłam na cmentarzu nie czułam jak kiedyś zapachu jedliny
tylko zimno zapaliłam znicze poprawiłam rude kokardy
przywołam w pamięci wytarte obrazy zza kaflowego pieca
list napisałam palcem na płycie rozpłakanej deszczem
pod rozłożonym parasolem wspomniałam alka zośkę rudego
a ty mi wysyłasz pozdrowienia z bagnistej luizjany bawełną
wspominasz teksas a w nim strach przed sandy opowiadasz
o nowym orleanie o zachwycie ze spotkania z missisispi
piszesz że za tydzień turkusy key west zgarniesz rzęsami
że oswoisz aligatory i zabierzesz opaleniznę z plaż miami
tęsknię tak chciałabym móc teraz przytulić przygarnąć
powiedzieć znów jak bardzo palce zgrabiały język kołkiem
podwinęłam rękawy zbyt krótkie ręce wciąż za daleko do mnie
Veronica chamaedrys L, 5 december 2013
„Albo będzie z niej wielka duma, albo wielki wstyd”*
końskie kopyta rozniosły jesienne błoto zabryzgane
zady przyprószył pierwszy śnieg nastał czas tęsknoty
głodne wrony w grudach ziemi szukały hiobowych wieści
skrzypki umilkły harfy zawisły na topolach tabor zasnął
patrzyłaś w ognisko skry strzelały prosto w niebo
cygańska poetko zaśpiewaj a capella pieśń o leśnej miłości
załóż spódnicę z kwiatów przystrój uszy kolczykami ze złotych
dębowych liści włóż serdecznik na pięć palców jak rękawiczki
ozdób przeguby kastanietami wygrzebanymi z tobołka
niech dzwonią by nikt nie mówił że z kozich cycków
tańcz boso rozgrzej zmarznięte stopy zmęcz piersi niech
falują z czerwienią korali na wietrze jak złote łany zbóż
rozrzuć czarne warkocze dłonie unieś wysoko nad głową
modląc się całą sobą do księżyca i gwiazd wywróż sobie
szczęście albo napisz patykiem wiersz na gorącym popiele
poskładam każdą literę opłaconą skradzioną kurą
ostatni postój a ty tak pięknie nucisz o lesie o wodzie
o wolności chcę posłuchać zapłacę jak gadź** choć mama
mówiła do mnie cygańskie dziecko gdybym była wasza
śpiewałabyś za darmo wierna swoim zapomniałaś
że wygnali, że nazwali dziuklory***
*Bronisława Wajs Papusza
** Nie - Cygan po cygańsku
*** suka po cygańsku
Veronica chamaedrys L, 29 october 2012
niewidoczna wygrywam twój triumf
wkrótce potem bezsilność i bezruch
w chmurach szepczesz szczerozłote
bluźnierstwa od ashy mi wymyślasz
mierzysz stamtąd głębokość snu
nie zapominaj kim jestem kocham
ośmiotysięczniki chyba powinniśmy
zamienić się rolami przed następnym
razem wybiorę się do wypożyczalni
nastrojów nie dziś bo mam gorączkę
każdej wspólnej nocy pleciesz kolejne
stopnie sznurkowej drabiny podążam
chcąc osiągnąć tysiąc pierwszy szczyt
nie mów że robisz to jedynie ze strachu
przecież twoje oczy skrzą wśród śniegu
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
N1absynt
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
0405wiesiek
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma