Pietrek, 4 march 2012
dziadek chciał zdobyć wodę
pierwszego dnia powstania
ojciec poszedł po dziadka
szukał go całe życie
kto miał synowi
podpowiadać bajki
wnuki kołysać
Pietrek, 8 october 2013
historia którą chciałbym opowiedzieć nie wydarzyła się
dotąd i nie będzie miała miejsca w przyszłości
jej bohaterowie pozostaną nienarodzeni bezimienni
po kres czasu
prawdopodobieństwo niezaistnienia jest czymś wyjątkowym
w naszym kosmosie mnożących się jak króliki szans i możliwości
mniemam więc że byłaby to opowieść doskonała
gdybym tylko znał odpowiednie słowa do jej zapisania
alfabet ujemnych znaków
jak fasety czarnego koh-i-nor’a
pożerające światła słońc
Pietrek, 6 february 2012
w jednym z najbliższych odcinków naszego serialu
wszyscy kluczowi bohaterowie umrą
niektórzy we śnie inni zostaną zamęczeni
dwóch może trzech zmartwychwstanie
lecz moc stygmatów rozjuszy tylko tłum
a mnogie relikwie pojawią się niebawem nęcąc
pozłotą kunsztownych puzderek
inni zastąpieni przez postacie trzecioplanowe
zostaną zapomniani bądź wyklęci więc skrycie czczeni
w hermetycznych kręgach jak kręgi na wodzie
w zasadzie nie będzie to już nasza nowela i być może
spadnie oglądalność lecz bez przerw na reklamy łatwiej
będzie się nam poruszać w kolejnym obiegu
wokół jądra szarości
Pietrek, 8 february 2012
można kamienie spod serca brane
przetapiać w domy świetliste szklane
można też ciskać żwirkiem na kupkę
ołtarzyk paciorek linczyk
smutne
Pietrek, 13 november 2012
rozpiździuchany jestem jakiś
no
każdy kawałek
kawałeczek z kawalątków
kiedyś puści fastryga
klej kit nit
i wszystko frrruuu!
droga mleczna andromeda
rozsypana
tylko
nie dla astronogów
paproszki
pośród nerwów zdeptanych
alejek
szkielety ławek
sterczą
przy szkieletach róż
Pietrek, 22 april 2012
ze splątanego szeptu traw
wystają niebiańsko brudne
popękane pięty
i żagielek pióra białawy czymś upaprany
angelologiczny żart
nurt załamuje się na skale wodnego smoka
malachitowe sploty w wirach malachitu
sieją spustoszenie pośród słodkich kłączy
tatarak mlecznym sokiem ocieka znikając
w gargantuicznym pysku
migotliwa harmonia
z nasyceniem i głębią barw
właściwą jedynie obrazkom na szkle
brak tylko sygnatury autora więc pejzaż
powstał sam z siebie
albo wcale go nie ma
a jednak słychać plusk wody motorki owadów
w lepkim jak miód powietrzu
mości się do drzemki
syty siódmy dzień
Pietrek, 9 february 2012
patrzę pod słońce
na świt
jak mieni się krzemiennymi ostrzami
ochrą cynobrem umbrą
gładząc hipnotyczny owal
próbuję zgadnąć
czy trafię w gwiazdę poranną
w przyszłe dni
Brian W. Aldiss „Helikonia*
Pietrek, 23 may 2013
*
słabnący to jedyna siła mocnych
więc zwycięzcy niech wiedzą
z czyich drzew liście na laury
*
wzgardzeni nieczułym winni są
rozgrzeszenie miłość zbyt rzadka
by pochopnie rozcieńczać ją łzami
*
u progu śmierci zbieraj godnie resztki
życia dla żywych bo kruche jest
i zewsząd potrzeba mu wsparcia.
Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Pietrek, 28 february 2014
kobieta płaci cenę żyjąc po wielokroć
oddaje włókna skóry blask przemienia
w chleb krew ciało i wino
jej mężczyzna chytrze wyłgany
cudzołoży z własną młodością
choć biedak i tak pewnie umrze
wcześniej szczerze lecz praktycznie
opłakany jak chomik
póki co dogląda orchidei
kwitnących z rzadka choć nadal
tak obficie że nieomal drwiąco
pośród ścian w blednącej sepii
okien na zachód
pośród dłuższej niż wszystkie dotąd
a przetrwane zimy
Pietrek, 17 may 2014
któregoś dnia ojciec przepiłował
małżeńskie łóżko i połowę w której
sypiała mama wstawił do mojego
pustego pokoju bo byłem wtedy
w wojsku a podchorąży jest bezbronny
i wolno anektować cywilną przestrzeń
podchorążego bezkarnie
niewiele w tym honoru Boga jeszcze mniej
ojciec przepiłował małżeńskie łóżko po tym
jak zdjął z mamy włochatego adonisa
samobieżne prącie niezwykle użyteczne
na melinach gdzie damom przystoi wszystko
mama sypiając w połowie małżeńskiego
łóżka rozchorowała się bardzo lecz ojciec
był twardy jak granit mimo że krwawiła
obficie i ledwie odratowano moją biedną
niewierną mamę
żyli potem jeszcze wiele lat razem zaskakująco często
szczęśliwi lecz ja swojego pokoju nie odzyskałem
już nigdy nawet gdy ostatecznie wykreślono mnie
z rejestrów wojskowej komendy uzupełnień
Pietrek, 27 june 2012
w skrzyneczkach
na balkonie
słoneczników
płomień
nie trzeba
czarnoziemów
by być
Pietrek, 18 march 2014
wojna wojenka
wojniusia
żołnierz żołnierzyk
żołnieżądełko
karabinek puk puk
postrzałek farbuje
tup tup hyc hyc
i leży
jak długi
jak drugi
jak nic
pstryk!
Pietrek, 29 december 2013
moje prawnuki usypiając
absurdalnie starych rodziców
będą wierzyły w społeczny
interes i prawa jednostki
wyswobodzonej z ucisku macicy
wprost na rozpalony bruk
by jak w zamierzchłych czasach
mogła uczyć się ziemi sama
pełzając
poprzez obiecujące niezależną
pełnię indywidualnego rozwoju
rozległe puste przestrzenie
zeszklonych ersatzem słońca
miast
Pietrek, 19 april 2013
Przywędrowali tu podczas okupacji, z Tarnowa;
przyzwoicie mieszczańscy gorliwi katolicy.
Dziadek Kazik pieklił się na leniwych czeladników,
w zakamarkach Kryształowej spijając brandy
do nasączania ciast.
Na babcię mówiło się Blondynka, jakby jej platynowe włosy były
dumą całej rodziny; zawsze w ruchu, w wirze interesów i mężczyzn,
których dobierała sobie zależnie od koloru nieba, kursu dolara
czy aromatu kawy.
Mama nie była wcale to a wcale podobna do dziadka.
Mogłaby być naprawdę piękną żydówką. I nie farbowała włosów.
Nigdy. Dopóki całkiem nie posiwiała. Jednego dnia.
Pietrek, 24 june 2013
ojcowie mrą na nawóz
grudki życiodajnego gnoju
między odwróconymi skibami
matki umierają na pacierze
by się ich nauczyć już nigdy
niczego nie zapomnieć
dzieci jak małe zwierzątka
odchodzą w ciszy i skupieniu
całkowitej ciszy
absolutnym skupieniu
sekunda po sekundzie
eon za eonem
dzieci umierają bez końca
poza śmierć
Pietrek, 30 june 2014
Jak to możliwe, by jeden doktor
wiedział aż tyle o miłości.
Wszystko jest miłością, brakiem miłości,
jej opisem lub opisem nienasycenia.
Obiekty, te seksualne i te kosmiczne,
krążą w podobnie nieskończonej pustce,
poddawane działaniom niewidzialnych sił.
Trajektorie koronkowych determinacji.
Źdźbło wznosi pieśń ku spopielającemu słońcu,
które w każdej sekundzie traci bezpowrotnie
swą niewyobrażalną, lecz skończoną energię.
Jeśli jest coś prawdziwie wzniosłego,
to agonia gwiazd.
Wszelka wilgoć wysycha. Tysiącletnie ziarno
zadziwia kiełkując i to też jest aspekt miłości.
Pleśń pożera niedojedzony chleb, a wygłodniały
nie wzgardzi nadgryzionym bochenkiem. Z nielicznych jaj
lęgną się pisklęta, jednak żadne jajo się nie marnuje.
Wino i chleb zawdzięczamy zakochanej pleśni.
Urodzony, niosę w sobie, za sobą i przed sobą śmierć.
Ani to złe, ani smutne.
To tylko aspekt. Możliwość opowieści.
Tło dla pocałunków.
Światłocień.
Pietrek, 3 august 2012
jesteś zgęstkiem czasu
lepkim od pamięci
przyklejają się powidoki uliczek
igliwie ziarenka zapachu
muszle
a z muszlami morza
z których wyszedłeś
smakując przyciąganie księżyca
suchość w ustach
pełen tęsknoty i wiary
w głęboki
falujący sen
Pietrek, 15 march 2012
kiedyś wszystko
było cacy
oni źli my dobrzy
ameryka ameryką
najemnicy u forsajta
przeglądając anonsy eroduję w nieznane
wyczulony na krew i trofea
gdzieś niedaleko
ostatni eremici na szańcach
ascetycznych reklam
blogują niebu w desperacji
tablety łykając garściami
Pietrek, 5 january 2014
najwięksi artyści
to antypodyści
na jędnym ręku
stoją bez lęku
jedno nogo
wiele mogo
a dwiema
to wprost
poema
.
.
.
.
.
t
Pietrek, 28 march 2015
już dawno należało
odświeżyć
wszystkie niebostyczne sufity
w głębioszarą dorosłość
przedświtów
warowne mury umbrą ochrą
i sieną rozpalić pomiędzy
stołem a łożem unikając jednako
światła jak cienia
okien wytrzeszczonych
na obojętne podwórka
powieki powlec pejzażem jak śniedzią zielonym
sporyszem
się sycić
ołowianym
błękitem
cukrem umarłych
Pietrek, 16 june 2014
w żadnym języku
nie ma wszystkich
słów
brakujące
pęcznieją
w gardle
jak proso
nawoływania które słychać
pośród nieomalże
bezludnych wysp
zbełtane monsunem
mleczno słodkie
osiadają na palmowych liściach
szczypcach krabów na piasku
mieszając się z księżycem
martwo lśnią
Pietrek, 27 august 2013
Prąd jest szybki, rwący. Zdradliwy.
Jak światło. Miriady fotonów. Bitów.
Werble. Werble.
Zbyt dużo werbli. To nie muzyka.
Nakłucia. Tatuowanie nieba.
Bity pędzą. Wirują nie tańcząc.
Od werbli aż gotuje się piach;
nawet suchorośl zmieniona
we mgłę. Nawet mgła.
Zwiotczali, przenicowani, osiadamy.
Jak kurz.
Ani odrobiny wilgoci.
Tylko trzaski. Zero. Jeden.
Zero.
Pietrek, 11 july 2012
nie mamy
czasu
- mówiłem!
czas prysł
bańka
nanopogodnych dni
nie mamy czasu
- kochana!
spójrz sny
śnią się już bez nas
dym
zasnuwa świt
Pietrek, 4 july 2014
Jak rój pszczół
do ula
przed nocą powracam*
lat osiemdziesiąt kilka
niegroźnych choć nużących
chorób trzyma na dystans serca
dzwon miarowo pompuje
coraz to słodszą krew
jak miód
zlatują się złotouści
pszczoły nektar spiją
aż do dna
lecz jeszcze
nie dziś
dziś jeszcze nie
___________________________
* http://e-poezja.pl/wiersze/65078_konary.html
Pietrek, 30 august 2013
sierpień 2013
stadka dronów sejmikują przed odlotem
do ciepłych krajów
Jesień idzie
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga