Stefanowicz, 20 june 2011
okno odbija zgasłe twarze
światłocień sieni a za oknem
przetacza się korowód zdarzeń
i każde takie nieistotne
jest niedorzeczność w cichej scenie
jakaś niezręczna rzeczyzwisłość
cóż gdy niczego już nie zmieni
to co tak łatwo kiedyś przyszło
wirują kłębce nad czajnikiem
kolejna parzy się herbata
prawda że byłem kiedyś nikim
teraz mam wszystko nie mam świata
spuchnięte myśli drętwy język
stolik a na nim słów międzyczas
chwytam się resztek tej poezji
co jest już tylko prozą życia
rozdwaja się wytarta lina
wiążąca codnia rytm i schemat
a choć jest z nami w nas i przy nas
niczego poza nią już nie ma
Stefanowicz, 19 may 2011
w przedbiegach wiośnia słoneczne zabiegi
i cichcem wstaje z milczenia to miasto
kolejną nocą knajpianą zmęczone
gołębie lotki w kolorze gołębim
ptaków co wstają choć nie mogły zasnąć
w poranną duszę zlewają aloes
nad płytą rynku wiosennej mgły pledzik
dziwi się nocnym krzykliwym toastom
odbitym echem w słoneczni ruchomej
tylko Skrzynecki jak siedział tak siedzi
nad filiżanką w oparze poezji
vis a vis brzasku wpatrzony w ten moment
z cyklu: krakowskie zacisza
Stefanowicz, 18 november 2013
w codziennych twarzach ślady zdarzeń
w zdarzeniach zwykła nieodzowność
i słowa wbite w kalendarze
w których zamarzną albo zmokną
dotknięci niepodzielną tremą
próbując siebie raz wykrztusić
wpadamy we wszechmocną niemoc
i zostajemy niemogłusi
możemy spisać się a jednak
w zapisie fałsz a w fałszu cisza
i bliżej jest do dna niż sedna
które by w ciszy ktoś usłyszał
zostaje pustka i zagadka
zamknięte usta w dole twarzy
w oczach litery tego światła
co nie potrafi się zestarzeć
a z liter jest coś więcej jeszcze
bezsłowny język głuchoniemych
wszechświaty naszych szczęść i nieszczęść
których wam nigdy nie spiszemy
Stefanowicz, 30 may 2011
z bladością na ustach i skronią pod wiankiem
na skarpie ciemnego podzamcza
przysiada jak co noc w poblasku kaganka
w królewskich purpurach i zamszach
błądząca i błędna jest snem choć nie we śnie
własnością i panią na włościach
pustymi oczami spogląda boleśnie
ze smutkiem i w duszy i w kościach
jamistym wapieniem wawelski fundament
pospołu ją więzi i gości
przez Wisłę i z Wisły toczonym balsamem
naciera śródnocne nicości
jak co noc gdy z nocą się ściga w przetrwaniach
z wyrzutem spogląda przez palce
gdzie Miłosz z Asnykiem śnić mogą bajania
pozgonnym zaspaniem na Skałce
na ciche podwale skąpane w półcieniach
i Brackiej deszczową ciasnotę
w pragnieniu i głodzie sennego istnienia
co nie ma już przedtem i potem
wołają ją fali głębinne wahania
choć nie śpi gwałt zmierzchu ją budzi
bo w śmierci topielczej jest bezsen nic zamiast
i wolno jej tylko się łudzić
z cyklu: krakowskie zacisza
Stefanowicz, 8 september 2011
08.09.11 3:33
mimo ciemni bezciemność oprócz ciszy bezcisze
wydumane wymżone nibyzwykłe bezładne
nie wiem skąd jest co widzę po co wszystko to słyszę
i dlaczego choć spadam wiem że wcale nie spadnę
w nocy cienie znikają skoro tylko jest ciemność
tak bym chciał stać się cieniem ściemnieć zniknąć i zgasnąć
ale światło jest we mnie za mną pod i nade mną
jestem światłem a ono musi palić się jasno
chciałbym móc zapamiętać mroczną dłuż takiej chwili
w tle jest cisza a ciszę kryje czerni muzyka
za to pozór skupienia może tylko mnie zmylić
zamiast pustki jest pełnia znika czas i ja znikam
Stefanowicz, 12 may 2014
Wypluwasz kroplę. Ja ją łapię.
Syty widoków i niesyty.
Powietrze stygnie, cieknie wola.
Niepewny jestem ale silny.
Mam cię pod sobą ale znikam
w tobie bo jesteś wszędzie wokół.
I nie wie czułość czy jest górą,
nim cię bestialsko wybebeszę.
Najpiękniej gdy się zapominasz
a to jest przecież niemożliwe,
jak to że widzisz mnie tak blisko
i że masz czas na bezcelowość.
Kiedy sięgamy po oddechy
znowu jesteśmy obok siebie.
Jak łódki na rozbieżnych falach.
Wiatr wieje w żagle - dryfujemy.
Stefanowicz, 8 november 2011
kolejne żółte liście spadają
masłem do dołu z mokrej krawędzi
ziemi... tej ziemi.
która to jesień w tym roku? - pytasz.
nie odpowiadam, patrzę i żółknę,
przechodnie krążą
dziwnie paskudni, paskudnie dziwni
i niewspółmierni, w deszczowej brei
niepogodzenia.
jedyne niebo jakie tu widać,
kiśnie odbite w brudnych kałużach
rdzawym błękitem.
nie patrzę w górę, co jeśli w górze
zostało tylko szare odbicie
płyt chodnikowych?
Stefanowicz, 23 july 2011
najbardziej chciałbym tej czerwieni
wina pitego niepośpiesznie
z jednego kubka na łączysku
myśleliśmy popojutrzami
o ciemni której jeszcze tyle
w obrazie ciągle układanym
w niewystawiony nigdy bilet
pamiętasz piliśmy na trawie
kreśląc przyszłości byle jakie
wszystko w połowie jest i prawie
ja jestem durniem ty pijakiem
z tamtego wina na łączysku
pitego z kubka niepośpiesznie
najbardziej brak mi tej czerwieni
Stefanowicz, 16 september 2013
Z uchylonej firanki
smuga złota i cienka.
Pod firanką zesłanka -
Zjawiskowa Panienka.
Naprzeciwko zsiniały,
z bólem głowy pijanym
leży sztywny Poeta,
cały w opad i plamy.
Panna piękna i jasna
on stał, stał tak, aż zasłabł.
On tak pusty jak flaszka,
ona wdzięczna igraszka
Ona tańczy nad ziemią,
on jest cisza i niemoc.
On jest dziura żałosna,
ona z wiatru ma postać
Jego nie ma, choć leży,
lecz to dla niej - nie przeżyć.
On chce pisać – nie umie.
Ona wizja i strumień.
W ciszy jemu nie patrzeć.
Jej zaś być, lecz nie zawsze.
Ona nierzeczywista
On pieprzony artysta
Z uchylonej firanki
smuga złota i cienka.
Pod firanką zesłanka -
Zjawiskowa Panienka
Naprzeciwko zsiniały,
z bólem głowy pijanym
leży sztywny Poeta,
cały w opad i plamy.
Stefanowicz, 18 november 2013
Rozdmuchało się na dobre i na złe
trochę w liście, trochę w posmogowy strumień.
Na jesieniach siedemnaście nagłych mgnień
w zgniłym swądzie wiatru, szamba i perfumie.
Patrzysz w bok i widzisz jakiś biały błysk.
Krzesło, lampę, ekran, na nim czarną dziurę.
Przed ekranem uśmiechnięty biały pysk,
zagapiony w czarną dziurę jasny dureń.
Twarz Pierrota, jego wybielany frak
Farba zdradza, że się dawno nie malował.
I co z tego, że nie myśli wcale tak,
z gęby czytasz, że ten świat się nie podoba.
Znowu patrzysz w przód a wtedy oka kąt
chwyta lustro, w którym czysto się odbijasz.
Zamiast strachu czujesz tylko lekki świąd.
Za sumienie swędzi niedomyta szyja.
Biały Pierrot na klawiszach czarnych ślad
pozostawia pisząc białą uwerturę.
I w jesienny, rozwietrzony cyberświat
leci stukot z pierrotowej klawiatury.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
17 may 2024
1705wiesiek
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga