7 marca 2019

Opowieści spod sztucznej szczęki

- Stój - wysapałem. - Jesteś dla mnie za szybka.
Starość zatrzymała się zdziwiona.
- Ja? Szybka?
- Właśnie. Ty! Ledwie za tobą nadążam. Poza tym, w twoim wieku, już nie wypada tak gnać.
- W moim wieku? - powtórzyła bezmyślnie. - Zwariowałeś czy próbujesz mnie obrazić?
- Spójrz tu! - Podstawiłem jej pod nos kieszonkowe zwierciadełko. Przygładziła zmarszczki, poprawiła włosy, zalotnie przekrzywiła głowę, usta wygięła w powabny uśmiech.
- Niczego sobie, nie uważasz? - Spojrzała na mnie z lekką niepewnością.
- Szczerzej! - warknąłem.
- Co szczerzej? - Chyba celowo powtarzała, żeby mnie zdenerwować.
- Uśmiechnij się szczerzej!
Arbuz nie byłby zbyt wielki, tak szeroko rozdziawiła gębę.
- O kurde! - Nagle jej oczy zrobiły się okrągłe. - Gdzie...one...są?
- Hmm... - udałem, że myślę intensywnie. - Dentysta! Widziałem je jakieś dziesięć lat temu u dentysty.
- Nieeeeeeeeeee - wrzask był przeraźliwy i wzbudzający litość.
- Nie przejmuj się - spróbowałem pocieszać. - Też przez to przechodziłem.
Tym razem ja uśmiechnąłem się promiennie. Sztuczny blask szczęki zlał się z trupią bladością jej twarzy. 
- Czasami się odkleja, rzadziej wypada, ale, ogólnie rzecz biorąc, można z tym żyć - kontynuowałem pocieszanie.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - tym razem wrzask był dwa razy dłuższy, trzy razy głośniejszy, przechodzący w pisk do złudzenia przypominający odgłos torturowanego styropianu. Czas stanął, echo uciekło, wiatr przestał wiać. Chmury wyparowały. Drzewa wyrwały się z korzeniami. Ptakom zesztywniały skrzydła. Od słońca odpadły promienie. Cisza rozpłakała się na głos.
- Wracam! - W oczach Starości ujrzałem stal i nieodwołalną decyzję. 
- Jak to, po co, dokąd? - protestowałem nieszczerze. - Przysięgałaś, że już zawsze razem, że do końca!
- Mam to gdzieś, wracam po moją własność! - po raz ostatni zapiszczała i znikła, a wraz z nią ból kręgosłupa, łupanie w prawym kolanie, dzwonienie w uszach, skleroza, siwizna i chyba bezsenność, bo nagle spać mi się zachciało jak diabli.
- Nadspodziewanie łatwo poszło. - Przeciągając się błogo i mrużąc oczy, zachwycony swoją inteligencją i sprytem, sięgnąłem po zimne piwko. Nowe i piękne perspektywy rozciągały się przede mną niczym pejzaże z sennych marzeń.
- Nalej i mnie!
Głos dochodził gdzieś z tyłu i tak mnie przeraził, że włosy ( na łydkach, rzecz jasna ) stanęły mi dęba. Odwróciłem się gwałtownie.
- A pani, to kto? - pytanie należało do tych głupich i zbytecznych. Stał przede mną trzęsący się babsztyl o posturze wygłodnialego szkieletu,  z oczami jak dwa jądrowe wybuchy i wielką kosą w łapach, przy której nóż Kuby Rozpruwacza byłby zdecydowanym powodem do optymizmu.
- Głupa rżniesz? Chyba nie odmówisz łyczka spragnionej i zapracowanej staruszce? - wysyczała przymilnie.
Nie wiem czy to ziemia zaczęła drżeć, czy moje ręce, w każdym razie wlanie piwa do szklanki, umiejętność, którą, zdawałoby się, wyssałem z mlekiem matki, stało się nagle trudniejsze niż oplucie muchy w pikującym locie na dno piekła.
- Dawaj! Sama poleję. - Śmierć wyrwała mi butelkę z dłoni, wyraźnie przestraszona, że jeszcze chwila, a będzie zmuszona do odsysania piwa z zapaskudzonej podłogi.
Nie tylko ręce, ale i głos mi drżał, gdy mówiłem:
- To może pani usiądzie, napije się, odpocznie, może nawet zdrzemnie, a ja - obiecuję, że szybciutko - odnajdę moją przyjaciółkę, pomogę poszukać jej zębów i wtedy wrócimy tu sobie grzecznie ze świeżym zapasem piwka, pogadamy, pośpiewamy, co tylko pani zechce!
- No proszę, jeszcze jeden spryciarz - zarechotała Śmierć. - Nic z tego, cwaniaczku! Zrobię, co do mnie należy, a potem ty rób co chcesz. 
I uniosła kosę dokladnie na wysokość mojej szyi. Stal rozbłysła światłem tysiąca gwiazd, przed oczami stanęla mi Przeszłość, ale nie zdołałem z nią pogadać, bo okazala się niekomunikatywna, poza tym Teraźniejszość, stara zazdrośnica, zrozumiawszy, że nie ma już żadnej przyszłości, tak bardzo zajęła się sobą, iż wszystko inne zblakło, wyparowalo, straciło ważność.
Dokładnie w momencie, gdy głowa oddzielala się od reszty ciała, zjawił się on, jak zawsze niezawodny, wierny, świadomy siebie i mnie. Obudziłem się.
- Jak dobrze znów cię czuć, przyjacielu - wyszeptalem do Bólu w prawym kolanie.
Rozochocony, wszedł także do lewego, ale to już inna historia.




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1