Yaro, 26 listopada 2020
świt rozprasza mrok
noc wciąga takie bagno
żabie tango wśród traw
zapadnia za dnia
otulony w samotności
zamykam powieki by zasnąć
nie mogę śnić za słaby na dziś
dotykam zimnej ściany
pot ciężki jak łzy
blady lęk na twarzy
wyryte blizny sprzed laty
zatapiam statki jeden po drugim
na szachownicy samotny król
zapadam się po pierwszym
nie starcza do ostatniego
najem się snami
Yaro, 26 listopada 2020
bez ciebie usycham
brakuje w atmosferze tlenu
jesteś wodą
pragnę pić
jesteś chlebem
jem czerstwy
nie żegnaj mnie
żółkną trawy
na oczach blade sny
bez ciebie nieważne
słabe dni
bez ciebie płaczę
razem ze mą
niebo patrzy zasmucone
Yaro, 25 listopada 2020
rżnij wnuczku babci pudło
niech odpadnie sklejka z ikony
obrazu miłości sprzed laty
niech zostania okopcona dziura
starej podartej szmaty
Yaro, 25 listopada 2020
zagląda do okien
późny wieczór jak pies
przenika
poprzez ciało zimna noc
szron maluje szkło
w dłoni ściskam rudą whisky
przesiąknięty tytoniem
puszczam kółeczka
dym rozpływa się w eterze
igła wolno sunie po starej płycie
ostatnie liście wazonie
w kominku rozegrana walka o ogień
ciepło otula stopy
daleko chodziły
wyczuwalna odległość
zapach pokoju
w świetle indyjskiego salonu
pośród palm świeca dogasa
nie piszą wierszy poeci
odeszli stąd
pozostał papier pióro
puste szkło
Yaro, 18 listopada 2020
opadły żółte liście na stoliku stare koperty
chorzy na schizofrenię spacerują lasem
bez emocji patrzą na świat urojonych myśli
babie lato cichy wiatr porusza suche liście
w głuszy leśna filharmonia ptaków
na pytania brakuje odpowiedzi
smutno jesienią na języku z tabletką
potrzeba zajrzeć do apteczki
białe kitle pielęgniarek pośród
trosk i spraw w wyczekiwaniu na remisję
historie są prawdziwe ludzi chorych
winnym czuję się zawalił się świat
przeminie dzień przeminie noc
od rano jedno i to samo nauczę się żyć od nowa
przecież potrafię spytaj mamy
pamięcią sięgam do lat niewinnej dziecinady
jako dziecko kochałem wszystko dookoła
mamo tato mieszkam w wielkim mieście
dokąd nogi mnie wiodą drogi labiryntem
nie jestem samodzielny by zwyciężyć
jesień przygnębia ból głowy nadchodzi o zmroku
szaro wszędzie zapach deszczu dźwięki co bolą
szyby w nich kraty oddzielają jestem chory
jestem niewolnikiem własnych myśli
zmęczony życiem w niewoli
Yaro, 5 listopada 2020
wyjdź na ulicę i krzycz
z lasu do Hondurasu
wyjechać ale dokąd
może do Cmolasu
zamknięte granice
duszę się z pętlą na szyi
nie pomoże lekarz ani farmaceuta
nie pomoże składka w NFZ
podajcie antidotum może tabletka
boję się biec nie widzę dokąd
życie lekarstwem na ziemski pobyt
widzę świat do góry nogami
co się kryje za kurtyną zła
opadła ciężka jak mgła
nie widzę od urodzenia
przez różowe szkiełka
biorę wszystko co się da
nie zabierzecie życia niechaj trwa
ciało mdłe trujecie duszę
spaliny chemia kominy
pośród moich krótkich włosów
zamknę się w psychiatryku na stałe
podzielę się tabletkami z gołębiami
nie będę Chamem
chcą zatrzymać mnie
ale ja nie dam się
z boku stanął świat
na baczność dnia
widzę świat do góry nogami
co się kryje za kurtyną zła
opadła ciężka jak mgła
nie widzę od urodzenia
przez różowe szkiełka
biorę wszystko co się da
nie zabierzecie życia niechaj trwa
ciało mdłe trujecie duszę
spaliny chemia kominy
pośród krótkich włosów
Yaro, 3 listopada 2020
na polskiej ziemi zawrzało
szybka piątka nieudana opcja zabijania
jedni leczą ducha inni leczyć pragną ciało
wszystko i nic czarne z białym pomieszane
w jednej z betoniarek
gniewem karmieni strachem niepewności
życie na kredyt lub ucieczka stąd bilet donikąd
asfaltem idzie siła bagno betonowym chodnikom
z jadem na języku z żalem droga prowadzi w pustkę
jedni wielbią Boga drudzy wolą Szatana
na ołtarzach kładą ofiarę za zapłatą
prawda kłamstwo dobro zło
w pakiecie na obrazkach
Colosseum wielkiego miasta na tabliczkach hasła
beton milczy przyjmuje wszystko
chłonie słowa okrzyki młode pokolenie
naprawdę nie potrzebują nikogo chcą żyć
bo życie wyciska ostatnie siły krwawe łzy na skórze
załamane dłonie proszą o pokój na świecie
niewinne obeliski naznaczone drzwi świątyń
pragnę spokojnie zasnąć dzieci boją się
płonie ogień serc
płonie gniew
płonie grzech
płonie niewinność
niech każdy żyje jak chce zostawcie nasze dzieci
one idą gdzieś niewiedzące dokąd
brak słów by wyrazić móc by czuć sens istnienia
niczego nie dawajcie nam
nie zabierajcie tego co już mamy
krzyk rozpaczy
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
20 września 2025
wiesiek
20 września 2025
Sztelak Marcin
20 września 2025
dobrosław77
20 września 2025
Belamonte/Senograsta
19 września 2025
jesienna70
19 września 2025
absynt
19 września 2025
wiesiek
19 września 2025
absynt
19 września 2025
ajw
19 września 2025
ajw