Yaro, 2 march 2016
czasem tak po prostu
lubię napić się
piwko ewentualnie dwa
gdy sobotę
prawie chwytam w dłonie
w głowie układam plan
koledzy niczym królowie
wyciągają mnie jak kij z wody
grubo imprezę napędzam jak starą lokomotywę
na stole dragi by noc miała moc
bez spiny rozkręcam by otwarte było
ściskam w dłoniach krowę
związany z nałogiem na wersalce salto robię
nie lubię na drugi dzień
ślubna do kościoła wygania mnie
a ja nie lubię modlić się
tak do siebie gadam
pacierza i piwa nie odmawiam
żegnam ciepłą pościel
ratuje się wymówką
kilka czułych nie złożonych ciepłych zdań
niedziela wieczór a ja wyczuwam poniedziałkowy dół
jeszcze jedno piwo ewentualnie dwa
na chwilę targa mną dziwny stan
unosi ponad przestrzeń wyobraźni jaki jestem mądry
dlaczego tak krótko trwa wszystko co dobre
nie rozumiem czegoś bez dwóch zdań
czekam sobotniej nocy
Yaro, 24 february 2016
narzeczona jego siostry
trzyma w dłoni
strusia piórego
pije kakao z bułką zeszłego tygodnia
smarowana nożem
na twarzy Jerzy ma wypryski
gdy wyciska tryska maż na tremo
o kurwa to już ósme piwo
jeszce jeden kufel dla kolegi ratowania
krytycy geje i lesby łączcie się z zachodem
Yaro, 24 february 2016
wyrównaj rachunki te z podstawówki
naładowany jak majdan żydówki
w głowie w sercu emocjonalne wydarzenia
nic się nie dzieje nic nie zmienia
przetaczają hektolitry krwi jak cysterny ropy
przez suche piaski pustyni
w dłoni z berylem z potem na oczach
w garści tylko łyżka po F_1 kawałki mięsa
zapach gumy jeszcze pamiętam
po mieście błądził jak lęk po knajpach
przed kacem krył twarz w lustrzanym odbiciu od dna
przez ruszta przez mury długie kominy jak nadzieje do nieba
nasze modlitwy nie docierają do Boga
gdzieś błądzą koło Nieba
świat płonie ognia nie widać
zostanie popiół i kilka kropel
uciec ale dokąd
nie uciekam tu zamieszkam
na nowo się urządzę w dłoni dłoń dziewczęca
nie zgaszaj mnie do urzędu
było by błędem znaczyć się w teczkach z bestią
Yaro, 22 february 2016
strach gorszy od bólu
zakwita w myślach jak chwast w polu
zamyślony
zagubiony w sercu skarb
kiełkuje ziarno nadziei w zlęknionej duszy
zielono w koło
gdzie dolina ściele radości koniczynę
niezatopieni w smutku bez szans na lepsze jutro
biegniemy do światła bram z blizną na czole
gdzie bat zaznaczył piętno znak czasu
głupio gdy człowiek jest bez szans
nadzieja umarła z nią cały świat
Yaro, 17 february 2016
zrzucam z ramion życia troski
wszelkie sprawy niezałatwione
odstawiam jak nałogi
problemy już ich nie mam
nie ważne co zjem gdzie usnę
życie jest cudem zrozumiałem
słowa Moniki przytaczam
byliśmy jesteśmy będziemy
nie błądzę po świecie
lecz na nowo kocham
z szacunkiem do wszystkiego
co rośnie
biega pije wodę
dziecko pogodnie chwytam w dłonie
motyle kwiaty i liście zielone
uśmiechem gaszę niezgodę
wszelkie waśnie
nie wagą przetrwania
są sprawy rzeczy poświęcić im uwagę
ważne byś był
jak anioł dobry duch
zastanów się pomyśl
co ważniejszego
od spotkania się z Panem Bogiem
na ścieżce życia
chcę żyć
nie umierać w okopach
gdzie rewolucja otwiera usta
pieniądze ropa złoto Tobruku
ubieram dzieci swoje do szkoły
każdego z nas tak ubierano
zawsze rano
życie nie wymaga wiele
człowiek robi to co inni
powiela
zazdrości zabija niepotrzebnie
muzyka ukojeniem
droga zbawieniem
lasy szumią radośnie
uspokaja mnie zapach twoich włosów
zawsze nocą nim zaśniesz
cisza nad jeziorem
gdy Księżyc topi leniwie spojrzenie w zimnej wodzie
byle nie z gołą dupą na mrozie
Yaro, 17 february 2016
dlaczego pokój
następuje po ciężkich walkach
gdy miasta zniszczone
a w duszy lęk
w głowie niepamięć
tak
każą nam myśleć
nastaje nowy prządek
nowa władza obiecanki
biesiady literackie
festyny dla maluczkich
wata cukrowa i lody dla dzieci
ich da się przekupić
a mi nie wolno wierzyć
nie zgadzam się z prawem bezprawia
manipulacji uderzeniem w sumienie
oni mogą wszystko
nam każą się modlić
spowiadać ze wszystkiego
a w dupie nie puszczę batmana w czarnej szacie
niech kołacze tylko szkoda drzwi
gdy prawda odnajdzie ujście
otworzą się oczy nie uśniesz
w kosmosie
każde słowo Bóg waży
klepsydra jeszcze kilka ziaren do końca
kochaj mnie tak jakby ostatni raz
spojrzenia w oczy
zerkasz jakby po raz pierwszy
czerwieniom ust zachwycasz serce
przyjdź będziemy dalej żyć
a świat ominie nas jakby nie było nas
w przestrzeni echem
Yaro, 17 february 2016
zamiast siedzieć na necie
i stukać w klawiaturę
wypisując bzdury
weź się w garść
ćwicz celność karabin chwyć mocno
tak trzymaj
jest co raz gorzej
lepiej nie będzie
jakby chłodniej na świecie
zbuduj okopy
wyspawaj stary czołg
łopaty złamany sztil
to nie twoja wina
zmienia się realistyka
naucz się obronić rodzinę i siebie
by wnukom wieczorami legendę słać
Yaro, 17 february 2016
słowa trafiają w serce
jak miecz przecina tętnice
wyrywa mięso
rodzi się ból
tam gdzie jego miejsce
gorzkie dłonie cierpną
w duszy niepokój
zrodzony dla poniewierki
umrze nikt nie uwierzy
ślepcy
błądzą w świecie materii
opanować nie umiem
gdy drży serce w oczach szydercy
błądzą słowa jak ślepcy
trafiają do serca
tam najbardziej boli
dusza się lęka
Yaro, 17 february 2016
już późno nastała jesień
skrada się na przedmieściach
woda w pobliskim stawie mętna
spojrzenia spod powiek w amoku
blisko sklepu
w dłoni jak kamień zielony
butelka prawie pusta
jak słowa w ich ustach
na drzewie liść drzemie
szary blask cienie
zmierzcha ma się do snu
życie marne biedne ale wieczne
słowa na pożegnanie bez nadmiaru życzeń
co ma być to będzie
obyś wrócił po kolędzie
smutny obraz za szkłem
w kieliszku w kilku kroplach na dnie zamykam rozdział
zanurzam palec sumuje kilka dat
kreski wyryte w futrynie
już czas
zakręcam krótkim łykiem
marszczę w grymasie twarz
jutro nie nadejdzie
kilka zmian w życiorysie
tęsknoty po kieszeniach monet brak
w oknie stróż straszy noc
urywa się film znikł prysł jak wyprysk
budzę się w ramionach
blisko tylko ciebie być
Yaro, 6 february 2016
obecnie istnienie
harówa od szóstej do czternastej
chamówa na ulicy w sklepie
w autobusie w parku lać po drzewie
w domu depresja zasłonięte okna
płacz dziecka zmieszany z reklamą
tato mamo kup mi to
bo powiem pani co robiliście w nocy
istnienia na Ziemi to ból grzech
ciągle umartwianie się zwykły czyściec
manipulacja to marsz bydła po łące
mówią że to życie
rzygać się chce
marzysz pieprzysz jesz idziesz marszczysz
istniejesz w internecie
istniejesz choć mało kto o tym wie
grubo spoko wojsko
w MONIE przypomną ci że istniejesz
zapięty w brązowy pas ścierpnięty
lubisz kosmos nie zwiejesz to jest istnienie
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
15 october 2024
Rereading HistorySatish Verma
14 october 2024
To ma być kaszka?Jaga
14 october 2024
1410wiesiek
14 october 2024
Jesień - niby kolorowo,Eva T.
13 october 2024
Pain Of PainSatish Verma
12 october 2024
Thou Shall Not CrySatish Verma
11 october 2024
Deep FearsSatish Verma
10 october 2024
01010wiesiek
10 october 2024
Dalia z pajączkiemJaga
10 october 2024
Yellow Day in October.Eva T.