Stefanowicz

Stefanowicz, 26 august 2018

ORTODROMA I CIGARETTES AFTER SEX

ORTODROMA I CIGARETTES AFTER SEX 
 
 
czasem nie ma kamieni by wyrazić co myślę
choć ich stosy się piętrzą pod palcami i obok
kiedy stukam w klawisze w końcu któryś się wytrze
dziś chcę pisać o sobie ale nie chce być sobą
 
messengery niebieskie bierzcie jedzcie albowiem
wam się można spowiadać z bólu głowy i krzyża
czego wam nie napiszę tego nigdy nie powiem
personalne watsupy - like a Personal Jesus
 
gdzieś znalazłem to słowo brzmiące jak melodramat
ortodroma - najkrótsza droga stamtąd donikąd
zanim pójdzie muzyka zwykle leci reklama 
zanim włączę spotify wszystko jest tu muzyką
 
potem nagle jest cisza i trzy procent baterii
żeby jeszcze dopisać coś co wszystko tłumaczy
dzisiaj ktoś gdzieś żarł jarmuż, kiedy ja mięsożerny 
zjadam ciastka z wróżbami żeby nimi się raczyć
 
mnie się ciągle coś marzy ale zwykle się maże 
gdy to wklejam w Iphone’a  ekran topi się w kleksie
kiedy pierwszy chcę rzucać  kamień w palce mnie parzy 
kończę puszczam spotify – Papierosy Po Seksie… 


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 30 may 2015

do czasu

jest późno pomimo zegara
tak mówią zleżałe rupiecie
i wszystko wydaje się naraz
a reszta wydaje się przecież

a jeszcze jest po co wyciągać
głód rąk z błękitnymi żyłami 
i chcieć i pożądać by w środku
wytrawiać by nigdy nie strawić

gdy myślę o byłych pewnościach
choć wiem że jest późno to nadal
chcę móc cudzołożyć z lekkością
bym znów miał się z czego spowiadać

pragnąłem i kradłem garściami
szczególnie lubiłem kraść w święta
żałuję że mało tych grzechów
że więcej ich dziś nie pamiętam


number of comments: 3 | rating: 7 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 july 2014

Martwa natura.

Pusta szklanka na stole,
popielniczka z petami
(jeszcze ciepłe, ze szminką 
na kremowym ustniku).
 
Susz w wazonie i udko
na talerzu opodal.
Radio stare przeboje 
sączy z ciemnych głośników
 
ponad hałas ulicy.
Kilka plamek czerwonych
psuje biel falujących
w oku okna firanek.
 
Karton mleka na blacie,
za to kawa na ziemi.
Pośród włosów w nieładzie,
ziarna lśnią rozsypane.
 
Drzwi otwarte nieznacznie,
klamka chyli się jeszcze.
W progu płaszcz, dżins i półbut
pastowany, że podziw.
 
Światło bawi się cieniem
choć dzień jeszcze jest młody,
jakby wciąż się dziwiło,
chciało krzyczeć - wychodzi!
 
 


number of comments: 3 | rating: 7 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 12 may 2014

Pieprzotliwie.

Wypluwasz kroplę. Ja ją łapię.
Syty widoków i niesyty.
Powietrze stygnie, cieknie wola.
Niepewny jestem ale silny.
 
Mam cię pod sobą ale znikam
w tobie bo jesteś wszędzie wokół.
I nie wie czułość czy jest górą,
nim cię bestialsko wybebeszę.
 
Najpiękniej gdy się zapominasz
a to jest przecież niemożliwe,
jak to że widzisz mnie tak blisko
i że masz czas na bezcelowość.
 
Kiedy sięgamy po oddechy
znowu jesteśmy obok siebie.
Jak łódki na rozbieżnych falach.
Wiatr wieje w żagle - dryfujemy.


number of comments: 14 | rating: 15 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 11 may 2014

duszno, ciemno

noc jest duszna 
więc nocą śpi się krótko i mało
a gdy zaśnie się wreszcie  można poczuć ten ruch, 
gdy się niebo zapiekla. 
dzisiaj we śnie widziałem
jak z poduszki pot kapał w parach pustki i bzdur.
 
dawne cienie znajomych 
rozedrgane - a stałe
zapałkami bez siarki chciały spalać ten świat.
tarły drewnem o ścianę 
i o siebie nawzajem
po czym łyse karlały rozdmuchane przez wiatr.
 
a za oknem, 
na drodze, 
kawalkadą na oślep
kroczył tłum pomarszczony starych pryków i bab.
szedł miarowo i równo 
nucąc hymn "do młodości"
i był silny jednością choć co uszedł to słabł 
 
potem brzuchy ciężarne zobaczyłem 
w suficie.
opuchnięte i pełne dumą z siebie i ciąż. 
i raziło mnie światło 
pełni życia w rozkwicie,
światło w którym usychał ojciec płodu i mąż.
 
nagle spadłem.
z wysoka!
ale miękko mi było
upaść w stosy banknotów i nie czułem co ból.
na rewersach królowie 
z miną mądrze nadgniłą
powtarzalny ład talii kładli kartą na stół.
 
miałem jeszcze w zanadrzu 
myśli pewne - bo moje,
odkładane na chwilę, kiedy znajdzie się czas.
wziąłem zatem ten diament 
i zaśmierdział mi gnojem
ręce zbrudził mi pudrem z nałożonych stu warstw
 
chciałem wstać a leżałem.
nieruchomo mi było.
chciałem krzyczeć - chrapałem i tak zastał mnie dzień.
noc jest duszna, 
dlatego, 
a co więcej - pomimo,
wciąż rozglądam sie wokół.
tak to musi być sen.


number of comments: 9 | rating: 12 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 23 november 2013

portret wielokrotny

wystawiam w niebo żywe usta
chociaż niezdolne się otworzyć
pod nimi równo ja i pustka
oba stworzenia sztucznych tworzyw

zawisam roztopiona z blatu
guzami wspinam się w powietrze
świat mnie wyniszcza a ja światu
wygładzam zmarszczki przeszłych nieszczęść

wytapiam w dal patrzące twarze
zastygam w swoich ciał dynastii
i tylko tu mi się nie starzeć
bo co jest trwalsze niż sam plastik

w nim tylko nigdy się nie zmieniam
kiedy już weźmie ze mnie części
i nieparzystą chęć tworzenia,
jak nieparzyste moje piersi

jest we mnie chwiejna lekkość bytu
tyle nieznośna co i łatwa
wtapiam się zatem w stos pomników
i idę wolno w stronę światła

Alinie Szapocznikow, artystce genialnej i jednokrotnej.

http://culture.pl/sites/default/files/images/imported/sztuki20wizualne/portrety/portret20wielokrotny20alina20szapocznikow/portret20wielokrotny20alina20szapocznikow_5779973.jpg


number of comments: 14 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 18 november 2013

my niepiśmienni

w codziennych twarzach ślady zdarzeń
w zdarzeniach zwykła nieodzowność
i słowa wbite w kalendarze
w których zamarzną albo zmokną
 
dotknięci niepodzielną tremą
próbując siebie raz wykrztusić
wpadamy we wszechmocną niemoc
i zostajemy niemogłusi
 
możemy spisać się a jednak
w zapisie fałsz a w fałszu cisza
i bliżej jest do dna niż sedna
które by w ciszy ktoś usłyszał
 
zostaje pustka i zagadka
zamknięte usta w dole twarzy
w oczach litery tego światła
co nie potrafi się zestarzeć
 
a z liter jest coś więcej jeszcze
bezsłowny język głuchoniemych
wszechświaty naszych szczęść i nieszczęść
których wam nigdy nie spiszemy


number of comments: 19 | rating: 17 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 18 november 2013

pajac

Rozdmuchało się na dobre i na złe
trochę w liście, trochę w posmogowy strumień.
Na jesieniach siedemnaście nagłych mgnień
w zgniłym swądzie wiatru, szamba i perfumie.
 
Patrzysz w bok i widzisz jakiś biały błysk.
Krzesło, lampę, ekran, na nim czarną dziurę.
Przed ekranem uśmiechnięty biały pysk,
zagapiony w czarną dziurę jasny dureń.
 
Twarz Pierrota, jego wybielany frak
Farba zdradza, że się dawno nie malował.
I co z tego, że nie myśli wcale tak,
z gęby czytasz, że ten świat się nie podoba.
 
Znowu patrzysz w przód a wtedy oka kąt
chwyta lustro, w którym czysto się odbijasz.
Zamiast strachu czujesz tylko lekki świąd.
Za sumienie swędzi niedomyta szyja.
 
Biały Pierrot na klawiszach czarnych ślad
pozostawia pisząc białą uwerturę.
I w jesienny, rozwietrzony cyberświat
leci stukot z pierrotowej klawiatury.


number of comments: 18 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 16 september 2013

Zjawa i jawa

Z uchylonej firanki
smuga złota i cienka.
Pod firanką zesłanka -
Zjawiskowa Panienka.
 
Naprzeciwko zsiniały,
z bólem głowy pijanym
leży sztywny Poeta,
cały w opad i plamy.
 
Panna piękna i jasna
on stał, stał tak, aż zasłabł.
On tak pusty jak flaszka,
ona wdzięczna igraszka
 
Ona tańczy nad ziemią,
on jest cisza i niemoc.
On jest dziura żałosna,
ona z wiatru ma postać
 
Jego nie ma, choć leży,
lecz to dla niej - nie przeżyć.
On chce pisać – nie umie.
Ona wizja i strumień.
 
W ciszy jemu nie patrzeć.
Jej zaś być, lecz nie zawsze.
Ona nierzeczywista
On pieprzony artysta
 
Z uchylonej firanki
smuga złota i cienka.
Pod firanką zesłanka -
Zjawiskowa Panienka
 
Naprzeciwko zsiniały,
z bólem głowy pijanym
leży sztywny Poeta,
cały w opad i plamy.


number of comments: 28 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 9 september 2013

Tumiwisi - Tuwimowi

Skotłowany, skołtuniony
krzyknę w górę: - tere, fere!
Padnę trupem niedochrzczonym
na podłogi miałki teren.

Aż z podłogi wstanie deseń
dla tej chwili, dla tej chwili,
trochę w wiosnę, trochę w jesień,
wstanie deseń nim się schyli.

Nim się schyli nad upadkiem,
którym zniknę w takiej porze
i zanuci z czarnym światłem:
„świeć pod nogi dobry Boże”.

A ja będę tam - o Matko! -
leżał w chwili takiej czystej,
nim ostatni zgasi światło
nieuchronnie wiekuiste.


number of comments: 14 | rating: 20 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 27 august 2013

posłowie

w głowie mam taki zbiór tytułów
że oprócz nich już nic nie piszę
bo zresztą nie ma i dla kogo

na twardo wyprawiłem skórę
wyrazy składam w głuchej ciszy
żując swój własny gorzki ogon

nie mam też dobrych rad zbyt wielu
dla tych co gaszą pożar moczem
albo zdmuchują go mruganiem

dla mnie dziś celem jest brak celu
i przymykanie z lekka oczu
na wszelkie światła rozedrganie

w kartkach świątecznych swój testament
na raty zapisuję prozą
skrótem i starą dobrą sztampą

co stać się musi to się stanie
nim słowa same się ułożą
a zgasną pełgające lampy


number of comments: 13 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 27 august 2013

Łajka

zazdroszczę szczerze
głębokiej czerni i tych plam błękitu
nie da się zmierzyć
tej nieważkości czy ważkości chwili

twardo na ziemi
syty obiadu i pewności siebie
zostaję niemy
rozkładam słowa w cichej lewitacji

człowiek też zwierzę
a autopilot już bez funkcji „aport”
zazdroszczę szczerze
wytycza drogę do nieskończoności


number of comments: 13 | rating: 10 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 25 october 2012

o kimkolwiek

ściemnia się szybko i sennie smuży
niebo podwija kieckę do góry
a nic już nie ma pod tą sukienką
wycieka błękit światło i czas
 
spoconym drzewom zmierzch się wydłużył
na widok chwili miękną postury
lamp chodnikowych wreszcie cień sięga
bruku i lepko pada na twarz
 
jeszcze gdzieś przyszłość – jaka świetlana
spod mroku w hałas słabo zaświeci
na rany okien przyłoży ucisk
uśpi sumienia w słomianym śnie
 
kiedy wstaniemy będą tu dla nas
dzień trupy gazet pod próg zamiecie
skąd się dowiemy że M nie wrócił
ktokolwiek widział ktokolwiek wie


number of comments: 41 | rating: 33 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 october 2012

spowiedź dziwkarza

z sumieniem brudnym klękam wam u stóp w niedzielę
w wirówkach pralek piorę plamy z modnych gaci
bo za odpusty lekką ręką tak niewiele
bierzecie z góry po czym łatwo rozgrzeszacie
 
wam się wywnętrzam i spowiadam z niepowodzeń
z gorączki pychy i lenistwa które trawi
wypruwam flaki a gdy znowu nie wychodzi
jak zwykle mocno postanawiam się poprawić
 
nie chcecie słuchać a słuchacie moje święte
kiedy przelewam wolę w myśli ciutzepsute
wewnątrz i ponad ukrywacie mnie ze skrzętem
z kolejną plamą gdzieś w bebechach na pokutę
 
złociutkie moje wiotkowijne moje mleczne
kurewki piękne dziwki słodkie miododojne
spowiadam się na waszą chętność wszechwszeteczną
zadośćuczyniam to co umiem i co pojmę


number of comments: 47 | rating: 27 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 25 april 2012

wiosna

nieważny żaden powiew wiośniany
kiedy za oknem jesiennie mży
jedno co kwitnie to grzyb ze ściany
między ścianami gnijemy my

z kart kalendarza śmieją się datą
wiosenna potwarz i cycki pań
a my nie mamy już siły na to
żeby się wdzięczyć i puszczać w tan

kiedy na zewnątrz sypie i siąpi
wklejeni w okna zerkamy w dal
wierząc że przyjdzie jeszcze dostąpić
wybuchów słońca zieleni salw

nam pozostaje z zatęchłych pąków
wznosić kaprawy do góry wzrok
z porozpinanych dawno rozporków
zwieszać wahadła co zmylą krok

kiedyś nadejdzie wreszcie ta wiosna
jaką nam wróżą stragany dat
by wreszcie zmienić tę rzeczy postać
którą nam kwiecień bezczelnie skradł


number of comments: 14 | rating: 20 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 2 march 2012

wiersze niemiarowe - zima

gołębie umierają leżąc
przechodzą w inny stan skupienia
z lotnego w całkiem już nielotny

śnieg przyjmie każdą ilość brudu
zależnie od temperatury
z roztopem nic się nie odstanie

nie znamy rady na niestałość
fizyka jest tak bardzo ścisła
że nie schowamy się w szczelinach

pomiędzy tym co było wczoraj
tym co być może lub bynajmniej
a tym co kryje się pod śniegiem


number of comments: 5 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 25 february 2012

Song debila

miałem znaleźć a zgubiłem
lekką ręką choć na siłę
taką wymyśloną chwilę
hej, o hej!
 
wciąga mnie zielona mila
miałem styl i nie ma styla
został tylko song debila
hej, o hej!
 
a wierzyłem tak przepięknie
że jest więcej coś niż lęk, nie
tylko to co w głowie brzęknie
hej, o hej!
 
siedzę w kucki i jem pilaw
umkła mi ta piękna chwila
został tylko song debila
hej, o hej!
 
dmucha ten co się poparzył
wierząc że się jeszcze zdarzy
w końcu zawsze wolno marzyć
hej, o hej!
 
wierzę więc w kolejną chwilę
gdy się wierzy żyć jest milej
nawet gdy się jest debilem
hej, o hej!


number of comments: 30 | rating: 32 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 february 2012

Thanatos - J.Malczewski 1898-1899

czekałem – jesteś,
dyszałem – przyszłaś.
lekko, zmysłowo, jak po pieszczotę.
 
w ujęty zielnie,
późny międzyczas
i z blaskiem, który barwi cię złotem.
 
a maj jest przy nas,
we mnie październik,
weźmiesz mnie zaraz w siebie głęboko.
 
błękit ugina
bzy w dół do ziemi,
na którą broczysz sukni posoką.
 
a tutaj hałas.
to pies cię wita,
z grzbietem wygiętym psią jego trwogą.
 
a przecież z ciała
spokój ci czytam.
na kogo warczysz kundlu, na kogo?
 
jesteś nieśpieszna,
masz czas – ty jedna,
a ja tak chciwie sięgam po ciebie.
 
czy jesteś piękna,
lekka, zaśpiewna?
milknę zdumiony, nie widzę, nie wiem.


http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/56/Malczewski-Thanatos.jpg


number of comments: 24 | rating: 24 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 26 december 2011

wiersze niemiarowe - Macondo

odejdźmy tam gdzie jest inaczej
zabierzmy sobie nie za wiele
 
zmyślonych pragnień i tłumaczeń
 
możemy się poruszać śmielej
w kieszeniach wszystko jest co znaczy
ciszą pisany głośny temat
 
jeszcze możemy więc odejdźmy
a drugiej szansy przecież nie ma
samotność tyje drwi i patrzy
 
daleka chwilom zapomnienia
odejdźmy tam gdzie jest inaczej
 
i wszystko jest a nas tam nie ma


number of comments: 16 | rating: 18 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 november 2011

jesienne zaoknie - jeden z najpiękniejszych wierszy o jesieni :)

ognistość pawi się za oknem
i wyjaskrawia tak rzęsiście.
a ja tu stoję, ja tu moknę
gdy z tamtej strony płoną liście.

tam chodnik błyszczy samospłonem,
gdy oto po tej stronie szyby
kurzowe pyłki ust milionem
szemrzą i wszystko jest na niby.

nic nie zapali się wśród sprzętów
tonących w rzece codzienności.
i brak tu tchu i argumentów.
zabraknie wkrótce przytomności.

a tam pożarzą się płomienie,
broczą chodniki rdzą czerwoną.
i nie wiem – fakt to czy złudzenie,
a tak ochoczo bym tam spłonął.


number of comments: 27 | rating: 27 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 november 2011

przesilenie

kolejne żółte liście spadają
masłem do dołu z mokrej krawędzi
ziemi... tej ziemi.
 
która to jesień w tym roku? - pytasz.
nie odpowiadam, patrzę i żółknę,
przechodnie krążą
 
dziwnie paskudni, paskudnie dziwni
i niewspółmierni, w deszczowej brei
niepogodzenia.
 
jedyne niebo jakie tu widać,
kiśnie odbite w brudnych kałużach
rdzawym błękitem.
 
nie patrzę w górę, co jeśli w górze
zostało tylko szare odbicie
płyt chodnikowych?


number of comments: 20 | rating: 15 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 21 october 2011

zaduszni

niewiele jest piękniejszych rzeczy
niż te płonące zniczne pola
pod cichociemnym mroźnym niebem
 
niewiele takich zapamiętań
parafinowo mroczną porą
w której się zmieszczą nieobecni
 
można używać zeschłych liści
lub zapomnianych dawno dotknięć
tak samo dobrze rozpalają
 
jesteśmy cisi oprócz dzieci
one tak dużo muszą jeszcze
zużyć płomieni nim zapomną


number of comments: 38 | rating: 38 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 6 october 2011

kwiat paproci - nasięźrzale


Nasięźrzale, nasięźrzale!

Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią;
Karczmarze, owczarze, sołtysi,
A potem z całej wsi;
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże!
- zaklęcie ludowe dające pannie urok i płodność (do inkantacji, koniecznie tyłem do tarczy księżyca)
 
nasięźrzale podejźrzonie
wypiękniałeś wyrastałeś
wyłuszczyłeś płodosedno
daj mi teraz choć to jedno
zanim noc się zbroczy w koniec
daj mi na otwarte dłonie
gorąc i nasienie białe
 
złotym kwiatem spod Kupały
wylej wyświęć mi na ciało
nocnej mary mrokocieniem
i tę błogość i pragnienie
zanim pójdę w przyszłowisko
daj mi proszę takie wszystko
co pogrzebie niedośmiałość
 
zakwitałeś za nas dwoje
odgoń proszę pierwszą bojaźń
daj mi poczuć trzewi płomień
niech mnie ujmie i owionie
grzęzawiskiem niech ugrzeszczy
pozwól wić się każ mi wrzeszczeć
zanim jego będę twoja


number of comments: 26 | rating: 24 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 2 october 2011

słodycz przejrzewa

czy wierzba płacze nad upadłą gruszką?

sedno poznaje się w kontrastach
słodycz odróżnia od goryczy
tylko ich krawędź i granica

pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem
konfiturzeje i przerasta
miąższ tym co zdoła zapożyczyć

jest więc a nie ma go zarazem
na końcu myśli czy języka
posmak którego nie wypowiesz

i ma coś przecież z przekwitania
w abstrakcie chemii lub wyrazie
w tym też jak szybko przywykł znikać


number of comments: 10 | rating: 12 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 25 september 2011

czaszka z papierosem - ekfraza

bywa że jestem zamyślony
pustkę mam wtedy zamiast wzroku
świądem wnętrzności wytrzewionych
dziwię się czerni drżącej wokół

pustką oglądam dno przeszłości
pustką oceniam bezmiar czasu
rozrzucam kości nad nicością
nicością ważę ciężar zasług

gdy ty urządzasz kiepski teatr
odgrażasz mi się drżącym gestem
i w twarz wypluwasz że mnie nie ma
ja udowadniam ci że jestem

czego potrzeba żebyś przestał
nad sobą wreszcie się użalać
wciąż zamyślony czuję niesmak
papieros z wolna się dopala

http://www.impresjonizm.art.pl/vangogh/gogh28.jpg


number of comments: 2 | rating: 7 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 september 2011

bezsenność

08.09.11                                                3:33
mimo ciemni bezciemność oprócz ciszy bezcisze
wydumane wymżone nibyzwykłe bezładne
nie wiem skąd jest co widzę po co wszystko to słyszę
i dlaczego choć spadam wiem że wcale nie spadnę
 
w nocy cienie znikają skoro tylko jest ciemność
tak bym chciał stać się cieniem ściemnieć zniknąć i zgasnąć
ale światło jest we mnie za mną pod i nade mną
jestem światłem a ono musi palić się jasno
 
chciałbym móc zapamiętać mroczną dłuż takiej chwili
w tle jest cisza a ciszę kryje czerni muzyka
za to pozór skupienia może tylko mnie zmylić
zamiast pustki jest pełnia znika czas i ja znikam


number of comments: 22 | rating: 16 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 22 august 2011

sonet o niczym

...i słów pachnących dymem studzienny niedostatek
wymdławia się z tej ciszy w jałową ciemną glebę
a wszystko co jest wokół i mówi wprost przez ciebie
nad dziurą której nie ma nakleja nibyłatę
 
tak łatwo rośnie w ustach i słodycz i mydlina
jak rosną snopy myśli wiązane - bo bez sznura
rozpadłyby się w siano a na pokłośnych wiórach
ty zaspałbyś i sparciał jak to co dziś je spina
 
nad wszystkim stoją tamci choć dawno już omszali
zostały po nich szmaty i czasem wierszy tomik
a choć co się paliło to musi się wypalić
 
zostają dymne słowa a w słowach jacyś oni
i ich upstrzone pleśnią gasnące wolno znicze
bez których jesteś niczym jak to co teraz piszesz...


number of comments: 8 | rating: 9 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 11 august 2011

rapa nui

a kiedyś lubiłem patrzeć przez fale
mogłem stać długo bez zamyślenia
teraz przeglądam się w horyzontach

coraz to węższych i coraz bliższych
czekanie nie jest podobne do kija
i tylko jeden zawsze ma koniec

choć wtedy wiedziałem – będę ariki
wystarczy ukraść jajo i wrócić
owalem czasu na gładkim czole

którym sięgałem kiedyś przez fale
dziś kamienieję niemym moai
szeptem poszumu ciszy kruszeję


number of comments: 15 | rating: 13 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 31 july 2011

peele latarianie

pod latarnianym mdławym światłem,
chociaż tak licznie, nienajśmielej,
co wieczór zdani na niełaskę
stają w świetlanej szarobieli,
peele.
 
każdy na jakimś jest zakręcie,
z bagażem skrzepłych w bliznę zdarzeń,
wiarą w konieczne wpismowzięcie
u wszystkich płaskich snów witraże,
i twarze.
 
każdemu śni się inna mara,
i innej mary jest odcieniem,
a miarą życia w nich jest wiara
w polatarniane zaistnienie,
zdziwienie.
 
wraz ze schodzącą z latarń farbą
schodzą i cienie snów zaprzyszłych,
na płaskich twarzach, płaską skargą
wykwita żądza by się wyśnić,
jak myśli.
 
do światła ćmią się w dwuwymiarze
sami o siebie wsparci ciasno.
stłoczeni, zbici, twarz przy twarzy,
latarnie dają sprawy jasność,
nim zgasną.


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 23 july 2011

winobranie

najbardziej chciałbym tej czerwieni
 
wina pitego niepośpiesznie
z jednego kubka na łączysku
 
myśleliśmy popojutrzami
o ciemni której jeszcze tyle
w obrazie ciągle układanym
w niewystawiony nigdy bilet
 
pamiętasz piliśmy na trawie
kreśląc przyszłości byle jakie
wszystko w połowie jest i prawie
ja jestem durniem ty pijakiem
 
z tamtego wina na łączysku
pitego z kubka niepośpiesznie
 
najbardziej brak mi tej czerwieni


number of comments: 14 | rating: 14 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 20 june 2011

kłębce

okno odbija zgasłe twarze
światłocień sieni a za oknem
przetacza się korowód zdarzeń
i każde takie nieistotne
 
jest niedorzeczność w cichej scenie
jakaś niezręczna rzeczyzwisłość
cóż gdy niczego już nie zmieni
to co tak łatwo kiedyś przyszło
 
wirują kłębce nad czajnikiem
kolejna parzy się herbata
prawda że byłem kiedyś nikim
teraz mam wszystko nie mam świata
 
spuchnięte myśli drętwy język
stolik a na nim słów międzyczas
chwytam się resztek tej poezji
co jest już tylko prozą życia
 
rozdwaja się wytarta lina
wiążąca codnia rytm i schemat
a choć jest z nami w nas i przy nas
niczego poza nią już nie ma


number of comments: 17 | rating: 18 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 8 june 2011

w szpitalu

teraz jesteś cichy.
czasem tylko westchniesz.
na powiekach ciężko
zawisł sen, czerwień warg
łuszczy się płatkami róży.
jesteś taki cichy
i taki nie jak co dzień.
więdniesz mi przez ręce.
nie chcę pisać o niepokoju.
mogę już nigdy nie pisać.
bylebyś  był zdrowy.


number of comments: 26 | rating: 12 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 7 june 2011

Cyk, cyku, cyk

Cyk, cyku, cyk,
Pstryk, pstryku, pstryk,
Cyka zegarek z szafeczki.
Cyk smyku, cyk,
Pstryk smyku, pstryk,
Srebrzyste drżą wskazóweczki.
Cichutko cyt,
Bo głośno zbyt,
A zasnąć chcą zabaweczki.
Cichutko, cyt,
Bo każdy zgrzyt,
Odgania sen znad główeczki.
 
 
Cichutko smyku,
Bo spać w koszyku
Kładą się już klocuszki.
Cichutko smyku,
Bo na stoliku
W sen zapadają kwiatuszki.
Cyk, cyku, cyk,
Pstryk smyku, pstryk,
Spać wreszcie chcą poduszeczki.
Więc bądź cichutko,
Przytul leciutko,
Poduszki do swej główeczki.


number of comments: 12 | rating: 4 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 30 may 2011

requiem dla Wandy

z bladością na ustach i skronią pod wiankiem
na skarpie ciemnego podzamcza
przysiada jak co noc w poblasku kaganka
w królewskich purpurach i zamszach

błądząca i błędna jest snem choć nie we śnie
własnością i panią na włościach
pustymi oczami spogląda boleśnie
ze smutkiem i w duszy i w kościach

jamistym wapieniem wawelski fundament
pospołu ją więzi i gości
przez Wisłę i z Wisły toczonym balsamem
naciera śródnocne nicości

jak co noc gdy z nocą się ściga w przetrwaniach
z wyrzutem spogląda przez palce
gdzie Miłosz z Asnykiem śnić mogą bajania
pozgonnym zaspaniem na Skałce

na ciche podwale skąpane w półcieniach
i Brackiej deszczową ciasnotę
w pragnieniu i głodzie sennego istnienia
co nie ma już przedtem i potem

wołają ją fali głębinne wahania
choć nie śpi gwałt zmierzchu ją budzi
bo w śmierci topielczej jest bezsen nic zamiast
i wolno jej tylko się łudzić


z cyklu: krakowskie zacisza


number of comments: 15 | rating: 16 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 28 may 2011

villanesca nel boschetto

jak długie może być czuwanie
tak wielka czasem jest czerń źrenic
gdy staną lęki o pół kroku

zdrętwiała chwila wpół się łamie
ziemistym cieniem na zieleni
szakłaku witką drży niepokój

coś może stać się więc się stanie
gdy ciszą tkwimy ogłuszeni
czernieją nawet błyski w oku

zdrewniali w kłącza ścięci w kamień
gąszczem jesteśmy i czekaniem
a lęki stoją o pół kroku




komentarz poetycki do grafiki Leszka Kostuja

http://www.kostuj.netgaleria.pl/files/W20zagajniku20.JPG


number of comments: 9 | rating: 6 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 26 may 2011

chłopiec którego nie ma

tamtego dnia brzozy 
trzęsły się z gorąca
i nudów a trzmiele szeptały
ciepły wiatr
                 pyli mak
                             żadnych skarg
powietrze nie znało
asercji nie było niczego
do pojęcia więc nie istniało
niepojęte
             prominentne
                              i pośpieszne
chłopiec którego nie ma
gonił za latawcem a ten
nie miał czasu by czekać
trudno powiedzieć kto był
bardziej ulotny

inspirowany wierszem laury bran "To nie był sen II"


number of comments: 14 | rating: 11 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 24 may 2011

widziałem

przeze mnie początek i koniec
chłód słowa skroplony na skórze
nad głową w granatach rys nieba

odcienie cieknące przez dłonie
przede mną błękitu przedburze
w rzek mroźność się wtapia i wlewa

znajome obrazy łakomie
odbijam w lustrzanej naturze
znajome obrazy łakomie

w rzek mroźność się wtapia i wlewa
przede mną błękitu przedburze
odcienie cieknące przez dłonie

nad głową w granatach rys nieba
chłód słowa skroplony na skórze
przeze mnie początek i koniec


number of comments: 23 | rating: 9 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 23 may 2011

paleta szarości

między cieniami na twojej twarzy
żaden proszony rozbłysk nie gości
w grawiurze skóry rys skończoności
oboje tacy jesteśmy szarzy

popiel pejzaży rozmyty cwałem
chwil okulałych w zdziczałym pędzie
i nic już po nas i z nas nie będzie
wciąż bardziej jestem kim się nie stałem

sięgam po ciebie a tam już pustka
szaro się gęsi i drwi bezgłośnie
mijam i nie znam już żadnych olśnień
i tylko twoje znam szare usta


number of comments: 13 | rating: 4 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 22 may 2011

hanusiny mezozozoik

dawno dawno temu dzisiaj
w wełnianym lesie dywanu
dwa dinozaury stoczyły bój
na śmierć i życie

triceratops z iguanodonem
starły się gwałtownie
być może jeden z nich
musiałby umrzeć całkowicie
i pójść do nieba
 
gdyby nie to że zakochały się
w sobie bez pamięci
triceratops powił dziecko
a iguanodon się cieszył
zamieszkali razem
 
ostatnie promienie
październikowego słońca
wróżyły koniec pewnej ery
wkrótce już nie będzie dinozaurów


number of comments: 7 | rating: 1 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 22 may 2011

villanesca di passagio

szarością pośród szarych ludzi
wyciera krokiem swoją ścieżkę
i buty ciszą ubłocone

tu światła trzeba by się łudzić
przedsięwzięć trzeba nieomieszkań
zamiast barwionych wiatrem mrzonek

zapięty w kurtce każdy guzik
wyschniętych ust zacięta kreska
w spoconej dłoni pyłki monet

choć pomyślałbyś że się zgubił
on tylko idzie - jak tu przestać
z biletem w sobie znaną stronę
 

w duecie z "villanella alienatio" Miladory";


villanella alienatio 
Pocztówka z filmu „Nocny kowboj”.


gdzieś przez październik brnie samotnie
w kowbojskich butach z pustką w głowie
w kurtce zapiętej na guziki

wśród tłumu ludzi tak przelotnie
opływających go swym chłodem
jakby nie istniał lub był nikim

u rąk w kieszeniach brzęczą sople
zgrabiałych palców licząc drogę
z okruchów monet tworzą mity

wędruje poza w głąb i w siebie
w dni nie będące żadnym chlebem
w dni których już nie można zliczyć


number of comments: 3 | rating: 6 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 20 may 2011

taniec Isadory

tańczysz sinowietrzna w rwący takt muzyki
nad rzeką
w powiewnej tunice rozszalałej w szepty
i w echo
piękną linią pleców lekkim zgięciem w karku
złamanym
kreślisz ślad błyskawic świetlistym cabriole
ze łzami
wrzącym tchem cię porwał wspomnień rozszarpanych
teatrzyk
tylko to już umiesz tylko tego pragniesz
więc tańczysz
pod stopami w toni w oczach dzieci wyrzut
i letarg
ponad rąk arrondi dynda ci stopami
poeta
szalem dławisz żale wryte w pulsu drżenia
i w duszę
teraz możesz krwawić tylko samym tańcem
geniuszem
tańcz więc sinowietrzna nad płynącą w senną
dal rzeką
w leciutkiej tunice zatopiona w nicość
i w echo



pamięci Isadory Duncan


number of comments: 13 | rating: 9 | detail

Stefanowicz

Stefanowicz, 19 may 2011

villanesca mattinata

w przedbiegach wiośnia słoneczne zabiegi
i cichcem wstaje z milczenia to miasto
kolejną nocą knajpianą zmęczone

gołębie lotki w kolorze gołębim
ptaków co wstają choć nie mogły zasnąć
w poranną duszę zlewają aloes

nad płytą rynku wiosennej mgły pledzik
dziwi się nocnym krzykliwym toastom
odbitym echem w słoneczni ruchomej

tylko Skrzynecki jak siedział tak siedzi
nad filiżanką w oparze poezji
vis a vis brzasku wpatrzony w ten moment



z cyklu: krakowskie zacisza


number of comments: 28 | rating: 18 | detail


10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1