Carrie, 14 september 2013
wpuszczam do nozdrzy ciszę. bezkres dni
tak odmiennych od zwykłego kłamstwa.
teraz mogę się zgodzić - prawdy wyrastają powoli
na językach a jeszcze wolniej w myślach.
dochodząc do końca przystaję, w namiastkach chwil
uczę się czekać - między słowami, gdzie dotąd ciężko było
postawić kropkę. w znakach zapytania buduję przyszłość
już pozbawioną lęku, gdy teraźniejszość trzymam mocno w garści.
z palcem na ustach dojrzewam cierpliwie
a nowe życie wyłania się za horyzontem.
Carrie, 21 january 2013
między wargi wsuwam słowa. czerwoną szminką
pogrubiając nagłówek. treścią gryzę, podkreślam.
przestałam się wahać po ostatnim zbliżeniu ust.
stałam się odważniejsza. nie stronię od epitetów,
stanowczo rozpoczynam kolejne wątki. akapity
budują napięcie, gdy czas jak listonosz podbiega szybciej.
rozrywasz skrępowane ramiona. po natłoku słów
na języku, na pierwszy plan wysuwa się milczenie.
powinnam się martwić? wręcz przeciwnie.
niedopowiedzeniem pragniesz mnie bardziej.
Carrie, 8 january 2013
rzekła do siebie w myślach, mijając ostatni konfesjonał.
nigdy nie narodziłeś chleba. dwudziestoczteroletniej walki
z samym sobą nie da się zażegnać corocznym
wyczekiwaniem na pierwszą gwiazdkę.
umywam ręce ze złota z czasów pierwszej komunii,
nie miało nic wspólnego z wartościowym kruszcem.
tombak zanurzony w nieczystościach. kadzidło dusi,
przy astmie jest za gęste – zatyka nozdrza
i skleja podniebienie.
każdy dzień odkrywa więcej korzyści.
pozdejmowane obrazy ze ścian i mniej kurzu.
z sentymentu ostała się jedna doniczka przy oknie.
pamiętam jak dziś. „w domach z kwiatami na parapecie
muszą mieszkać dobrzy ludzie”.dla świętego spokoju
nadal zachowuje pozory.
to nie tak, że nie próbowałam.znam na pamięć:
„błogosławieni ci pełni wątpliwości”.
ale trzeba być dzieckiem,aby otrzymać bilet
do disneylandu. a dziecku wraz z wiekiem na nowo
wstawiono wyłupane oczy. powoli podniosło się
z klęczek i nauczyło soczyście kląć.
już dorosłe trzyma w portfelu dziesiątek z paciorków.
prezent z czasów, gdy jeszcze nikt nie upadł
tak boleśnie, aby nie móc się podnieść. przed oczami
pudełka pełne rozmytych obrazów.
a nie wystarczyłoby ściany na wszystkie gwoździe.
Carrie, 16 december 2012
bród nie zamoczy kolan
wychowana przy rzece wiesz dobrze
jak unikać przypływów
kilka głazów utopionych w tafli
i konary drzew oblepione wodorostem
nie chcę źle wróżyć
(bałwochwalstwo jednym z podstawowych przewinień)
(ale to nie ja) przeliczam dni przez palce
poraża jasność tego słońca
coraz niżej i krócej na horyzoncie
tęcza popękała na krańcach piorunów
Carrie, 17 november 2012
na papierze linijka po linijce
odciskać w pamięci
noce dni krótkie i brzydkie
za miastem mienią się chwasty
nie trzeba zagęszczać ich kwiatem
to tutaj pod piersią często rozdzielaj
zarośla
Carrie, 14 november 2012
jak na lekarstwo słyszalne są kroki
mijane słowa płonne obietnice
grzechy po latach wypisane bruzdami na twarzy
tymczasem przy marmurze kolana same przyklękają
usta zdają się być bardziej rozmowne
oczy szerzej rozwarte widzą więcej
serca poupychane we fiolki
Carrie, 13 november 2012
w kratkę
na ile kresek wycenisz swój cios
przy zaciśniętych pięściach w ustach wytłuszcza się p
resztę dorasza deszcz
Carrie, 11 november 2012
nie osiądę na mieliźnie. perspektywy tego miejsca
są zbyt płytkie - zawierają się w jednym bogu, trzech hektarach
czy braku zezwolenia na swoje zdanie.
politeizm poglądów przynosi więcej szkód niż korzyści,
jednak uszy przestały się samoczynnie zatykać
w imię wysłuchiwania entych narzekań.
dwie pary rąk, nóg, iloraz inteligencji w normie
nie tylko mogą góry przenosić lecz nawet postawić
własne od podstaw.
zbieranie laurów w myślach. zerwałem parę listków
i zbiłem w oprawę.
bunt przybrałem w ramki- wraz z laurem
zawisł na ścianie.
Carrie, 21 june 2012
w ustach zagniatam garść słów mieląc
ze śliną pozlepiane grudy i parząc podniebienie
w miedzy czasie zastanawiam się czy na szali
zębów warto postawić minione wczoraj
a może jednak przepiłować szpary w kościach
i wypluć z resztami jedzenia palące jutro
lecz już dzisiaj sumienie jak trup pod lawą
nadaremnie woła o szklankę wody
Carrie, 1 march 2012
śnieg mógłby już odejść - kwiaty chcą przebić gruz.
(nic dziwnego) każdemu zdarza się znudzić,
tylko przeleżeć odłogiem zimę.
z braku perspektyw na uniesienie,
kąciki warg podnoszą się z letargu przy brzasku
lampy. bowiem tak jak łodygi mają swój barwnik
i trzeba je karmić.
(już wiesz czemu)
nadal słodzę róże cukrem
jeszcze wierzę, że mogą urosnąć.
Carrie, 28 august 2011
dodatkowym nakryciem czy parą kaloszy
kęsem który nie staje w gardle przy próbie połknięcia
modlitwą o nowy początek
budynki tak jak ludzie mają wiele twarzy
przy niektórych kwiaty więdną a zwierzęta same gubią
drogę powrotną
na rozwidlonych ścieżkach szukamy progu
otwartego na oścież
Carrie, 27 august 2011
mięsień poprzecznie prążkowany
wielkości pięści
uciska w szkle
niemniej niż przerośnięty
pod żebrem
jego miejsce już z nazwy
jest w śródpiersiu bądź na talerzu z dodatkiem
dwóch gałek węglowodanów i łyżki witamin
a nie na wystawie sklepowej z przybraniem w ramki
Carrie, 25 august 2011
kościelna dzwonnica wybiła południe
To już czas
garścią złotych monet nasycić głód
Nie mamy kolejnej kozy
może to i lepiej - następnej śmierci by już nie zniosła
w dłoniach puchną uszy
nieprzyzwyczajone do pustki na małżowinach
Teraz nie musisz żebrać i wdzięczyć się jak ladacznica
Jest garbaty i kuleje - w ustach wyczuwa zgniliznę
mimowolnie przywdziewa welon
Karty nie są antidotum na przeznaczenie
na placu koło kościoła wzrasta rusztowanie
gdy w powietrzu krzepnie krew a sługa boży wiąże ludziom ręce
Carrie, 18 march 2011
wieczory zagęszczają się ciszą.
nie rozsuwa już zasłon.on odszedł.
ten dzień.ten sen.i ta miłość przeżyta
na papierze.legła w koszu.
od nowa przelicza obgryzione paznokcie.
księżyc przeżuwa gwiazdy.noce wypluwa ciemnością.
niebo zastyga w bezruchu.patrzy.
zielone migdały wypływają gęstym wersem.
Carrie, 6 march 2011
woda rozpływa po żyłach
w procentach nawadnia organizm
słowa chwieją się nocą po uszach
jak łódka ilekroć bym ci powtarzała
nie pamiętasz że cierpię na chorobę morską
nie wsiadłabym do kajaka mam krótkie ręce
i jeszcze krótsze samopostanowienie wzięcia
siebie w garść
zdaję sobie sprawę że marna ze mnie aktorka
nie umiem położyć się na tafli i zagrać topielca
wolę już zamknąć oczy i usta docisnąć do ściany
obok krzyków zasnąć udając niemowlę
i śnić łatwowiernie dziecięcym snem
jak w poszczególnych fazach rem nawet mnie
unosisz do warg zamiast szklanki
…
na skraju dnia docieram do krawędzi
wnętrze dłoni cuchnie wódką
Carrie, 24 february 2011
podział dwudziesto cztero godzinny
nadany odgórnie
już nie mam pretensji
nad mlekiem kubki i garnki
nauczyły się dotrzymywać mi towarzystwa
oni patrzą
ale rzadko który pozoruje prawdę
reszta w spojrzeniach programuje
kłamstwa
na metkach i logach podają sobie dłonie
a czas zajęty na następne
trzy lata
i jakby kolejne nadgryzione jabłko*
miało załatwić sprawę
* chodzi o firmę Apple
Carrie, 24 february 2011
ona ma nogi do nieba - możliwe
że przydają się jej kiedy sezonowo
obrywa owoce z drzewa
jako manekina na szczudłach
jej nie zatrudnili - twierdzisz
zdziwiłabym się gdyby było inaczej
nie była pojętną uczennicą na lekcjach
radzenia sobie życiu
zgryźliwość przebija mi twarz przybraną
w doliny zmarszczek przeciągam we włosach
pierwsze prześwity a opadłe gruszki pod
kręgosłupem koryguje osiągnięciami bieliźniarstwa
z twoich słów wyławiam znudzenie
nie noszę już kutych bransoletek
i przestałam fundować wspólne urlopy
ostatnio lato u nas było równie
upalne jak na Majorce - mogłam pod
brzoskwinią rozłożyć leżak i w myślach
kreślić finalny rozdział
w pudełkach pochowałam parę
koszul, pantofle i wodę kolońską
ode mnie
a teraz możesz zapłacić
po orgazmie za każde
niedopowiedzenie prawdy
wszak kochankiem byłeś niezłym
Carrie, 17 february 2011
spuszczonymi oczami
popatrzeć na stopy one tak wiele mówią
o człowieku brudne i wrośnięte paznokcie na polach
ugniatają ziemię w szarej koszuli łuskają ziarna
przy domykającym się słońcu
niebo okrywa przeszłość
kilka grzechów rozpatrzy jutro
Carrie, 16 february 2011
krwią ludzkich rąk bez podziałów
polski alfabet zna więcej słów niż
tylko a łamane przez b i zero
odwiedzin przy opustoszałych nagrobkach
transfuzje wiary w kilku bogów
i niezliczone zakończenia świata
następne galaktyki człowieczych przemian
wody w wina
Carrie, 15 february 2011
słowem podnieść z ulicy
suchy kawałek chleba potem namoczyć
w drugim człowieku i włożyć do ust kolejny
bagaż doświadczeń
przegryźć czerstwe przepraszam
na ścianie krwią wymazać prosbę
o następne zbawienie
bez mesjasza
Carrie, 5 february 2011
jedenaście lat to wystarczająco
aby poprawnie nakreślić ostatnią literę
alfabetu greckiego ?
doświadczenie łamane przez
do zobaczenia
nigdy
sprawdzian z logiki zdany
jednym punktem do tyłu plus
nie-za-poznane ułamki zachowania
bezpieczeństwa
wystarczająco by pobiec za piłką
i na schodach w dół pocałować
śmierć na dobranoc
...
przy piwnicy pachnie kawałkami
dziecka. nie otwieraj lodówki
jest jak kostnica niedomknięta
obok skrzynki z narzędziami zbrodni.
nie do-budź się jeszcze
po drugiej stronie ulicy oczy
na ścianie znaczą mordercę.
Carrie, 30 january 2011
mówiłeś że będziesz uważał
nasza codzienność poskładana
grosz do grosza przesypuje
się leniwie poprzez palce
to tylko minuta co potrwa
o czternaście dłużej lub
może trzy razy więcej
a potem wyjdziesz trzaskając
drzwiami i pójdziesz chrapać
na swojej kołdrze
jeszcze chwila i kolejny raz
trzeba przerabiać sukienki
a piersi nie mieszczą się
w dłoniach
wiesz że nie potrafię się złościć
po prostu wtedy wychodzisz
Carrie, 29 january 2011
pozwól mi patrzeć kiedy unosi się
klatka piersiowa a w atmosferze nadal
pachnie wczorajszym uniesieniem
nie dajesz o sobie zapomnieć
ilekroć przesuwam palce po skórze
pogniecionej jak pościel
bywa szorstka i drażni niczym
życie z którego ciągle trzeba
powstawać
jeśli kiedykolwiek miałbyś
dopisać je do końca
przede mną
w testamencie
na ostatniej stronie zezwól
na transplantację
o ile się zgodzisz przeszczepię
sobie puls pod skórę i będę żyć
w rytmie twojego tętna
już nie prosząc o więcej
Carrie, 21 january 2011
to kolejny dzień w którym słońce
nie miało nic do powiedzenia
jego promienie zagniły w szczelinach
pomiędzy szybami a stęchlizną nie ogrzejesz
nawet pustego pudełka po zapałkach
szron kurzu pokrył garstkę zieleni
obrosłej swego czasu w mojej szafie
i powoli płowieją nawet ukradkowe złudzenia
przez moment wygładzone pod palcami
na podartych karkach
po cichu w kostkach zagryzam smutki
Carrie, 21 january 2011
po kolei odpadają im skrzydła
jak spróchniałe łyko w stuletnim drzewie
potem drętwieją stopy i rozrywają szaty
nić po nitce więdną niczym kwiaty
w zatrutej ziemi której zabrakło wilgoci
osuwają się samotnie pod powierzchnię
snów i po cichu we mgle przechadza
się śmierć
Carrie, 3 january 2011
przy powiekach zasnąłeś
pomiędzy rzęsami
szczypałeś łagodnie kąciki oczu
a krople spływały stopniowo
gładząc policzki
nie raz nie dwa
przywiązałam się jak wrosłeś
w linię twarzy
a nieroztropnie
jest się wiązać na stałe bez
uprzednich ustaleń
to nieświadomie
starłam cię ze smugą tuszu
pod źrenicami
przepraszam wiem
że wolałeś się jeszcze zdrzemnąć
choćby o łzę szczęścia
dłużej
Carrie, 6 december 2010
noc na sześć milimetrów
odmierzanie do końca
linia z której nie można zboczyć i drżenie rąk
palce się lepią sklejone potem
a nerwy roztrzęsione niczym halucynacje
po głębszych haustach
tylko nie chuchnę zza zasłon zakryty
niemrawo w szybie przegląda się świat
nie wstanie bo jutra nie ma
zadecydować jak tchórz lepiej
niż się męczyć po omacku
zardzewiałymi oczami wyplatać sznur
chcesz rozrysować dla mnie słońce
niczym wariat nad przepaścią jedną ręką
prujący koszulę jakby miała wystarczyć na linę
możesz próbować wyciągnij metal i zapal światło
ale mi nie kłam jak oni miliony razy
że nie ma przeklętych i muszę uwierzyć
Carrie, 25 october 2010
jeśli stanęłabym na skraju
naszego jabłka zrosłego z połówek
większego ciebie i mniejszej mnie
i rozchylając wargi wsunęłabym
sok po języku smakując na
podniebieniu zleżałą cierpkość
to tak jakbym z ochotą przyjęła
zatruty owoc godząc się na
wystawny pogrzeb za życia
Carrie, 17 october 2010
przez porowatą strukturę twarzy
nieśmiało prześwituje uśmiech
a dłonie kleją się do powiek przecierając
pozostałości słonych kropel
gdy stopniowo framuga okna strzepuje
zalegający kurz
jeśli przez chwilę wątpiłeś w specyficzne
uwarunkowanie optymizmu
po głębokim deszczu na sercu
wyrasta tęcza
Carrie, 10 october 2010
nadgryzione fragmenty siebie
opalam nad ogniem
rozgrzewam do granic
koniecznych
martwicę ułomnych części
niepotrzebnych
i skubię po naskórku przeżycia
które odeszły nieuchronnie
zaschniętą strugą po policzku
nieuleczalnie zadając sobie ból
nie chcę pamiętać więcej
Carrie, 4 october 2010
mówienie bez ogródek to życie
ciężkiego kalibru
można przypadkiem nadepnąć
na czyjeś pole minowe i wylecieć
z hukiem
a potem jak zużyty granat w okopach
dopalić się bezgłośnie
dlatego obecnie coraz częściej
nabieram w słowa garść
zastanowienia
Carrie, 25 september 2010
znam nieco słów
zużytych przekleństw
i zmechaconych metafor
często noszę
gołębi sweter - dziurawy
do cygańskich kolczyków
wyjętych z pudełka o nazwie
innej bajki
wypowiadam kilka zdań
dobitnie za dużo
choć powinnam naostrzyć
nóż i przyciąć język
o niepokorny koniec
odbieram wskazówki
od zawsze
że muszę zaokrąglić krawędzie
i trochę się dopasować
by wzbogacić sobą całokształt
ale jestem lekko
przygłucha na jedno ucho
a świat potrzebuje paru wariatów
Carrie, 7 september 2010
zaczęłam od dietetyka
kilo owoców cytrusowych
i wyroby słodko-kakaowe
tyle że w spożywczym
na rogu
asortyment wybrakowany
banany sprzedają bez
serotoniny a czekolada nie wie
z czym je się magnez
poszukam dalej
w księgarni parę książek
sekret o potędze podświadomości
może jestem za głupia a może
realizm zbytnio zakorzenił się
w głowie raczej to nie dla mnie
panie doktorze mam problem
w odpowiedzi garść tabletek
i terapia grupowa
rozregulowały mi okres a w sali
nie wykrztuszę ani słowa
mojego kota przyślę jest bardziej
cywilizowany ode mnie
poddaję się
wasze wskazówki głęboko
zagnieździły się w części ciała
na cztery litery
z odpływu ciągle wybieram
więcej włosów a po strukturze
twarzy dalej rzęsi deszcz
trudno
na dzisiaj kończę
jutro też jest dzień
chyba
Carrie, 31 august 2010
w pustawym barze nie przypominasz amanta,
z łysiejącą czupryną w ciąży spożywczej.
odzienie dość specyficzne - podejrzewam
że nawet w latach 70 nie byłoby na czasie.
po piątym głębszym patrzysz łapczywie.
mi również zbyt wiele brakuje : kilka kilogramów
za dużo, krzywe zęby i perkaty nos.
na ulicy gwizdali za mną jedynie gdy wyszłam
z psem na spacer - też niezbyt urodziwym
ale merdał pociesznie ogonem.
podchodzę.do stracenia parę godzin z głowy.
z tym opróżnionym kieliszkiem niewiele
zrobisz - ile można obracać szklankę ?
pospiesz się. na tyle za barem.
będziemy się pieprzyć.
byle prędzej.
póki jeszcze nie wytrzeźwieliśmy.
Carrie, 30 august 2010
może kiedyś
w dłoniach pokruszę zmierzch
nauczę się kochać
przy dziennym świetle
i wmówię sobie że błękit
to mój wymarzony kolor
potem
wyjdę i zapoznam świat
kupię czerwone szpilki
jedwabne pończochy
i w końcu
znajdę idealną sukienkę
w moim rozmiarze
winem zapiję rozsądek
nawet zacznę wierzyć
że miłość na jedną noc
nie zawsze bywa grzechem
może kiedyś
zastąpię boga i napiszę
od nowa swój życiorys
może kiedyś
na razie idę spać
Carrie, 30 august 2010
(pod sufitem zawisła nawałnica)
od kilku dni gwałtowny kontakt ze mną
jak z prądem - nie jest bezpieczny
za dużo cieczy
zupa zbyt słona a spód od ciasta
miał być brązowy nie czarny
pobłażliwie spuszczasz głowę
znowu opróżniając śmieci
z samych tamponów
staram się ale z hormonami niczym
z potopem do tej pory prawie nikt
nie wygrał a na arkę nasze m-3
się nie zanosi
rozpłaszczasz rękę zastępując
termofor ociepla podbrzusze
na piątce - pamiętasz
gotowe na wszystko
wtulasz się
niebieska piżama
w misie
bez sprzeciwu wiesz dobrze
dzisiaj robisz to sam
Carrie, 29 august 2010
dziesiąta trzydzieści.wieczór.dawno wystygła
kolacja.powoli dopala się druga świeca woskiem
ornamentując obrus.House przestał mnie uwodzić
cynizmem. wolałabym z kimś innym zagrać w doktora.
leniwie zsuwam spódnicę.prześcieradłem gładząc
nierówności na udach.słyszę.skrzypienie drzwi
do klatki schodowej.rozgrzewam się.nie to nie ty.
ty tupiesz. pewnie to sąsiad z naprzeciwka.
zdejmuje buty.czarne na szpilkach.lubiłeś
kiedy wbijałam ci je w pośladki szczytując.
drżę.wiatr przez uchylone okno ciekawsko
zagląda mi między nogi.to nie dla niego.
rozpinam haftki.po sutkach falują włosy.
oczy mam wielkie niczym małe dziecko
w sklepie ze słodyczami.na czerwone usta
samoistnie wypływa uśmiech.
dźwięk klucza w zamku. odwracam się.
trzęsącym głosem szepczę.
kochanie dzisiaj chcę to zrobić
jak jaskiniowcy
Carrie, 25 august 2010
kiedy słońce było bogiem
niebo grzmiało ze szczęścia.
po strugach dzieci rosły jak plony
dorodne a przez dłonie przesypywała się
glina żyzna na lata obfite w sytość.
teraz na zgliszczach
czerwień
dawno obeschła.
uszczypnij mnie.
przecież obiecywał raj
dla wszystkich.
Carrie, 14 august 2010
spoglądał z drzewa niczym
kat miłujący się nad ofiarą
to ta godzina o której
kiedyś rozwarło się niebo
płakałam jak ona
dwa tysiące lat wstecz
za wszystkie
tam była na kolanach
ostatni raz obmywając
ślady przebitych stóp
od tej pory już nie zgrzesz
odeszła we mnie wyłaniając
brzemię zdradliwie
to nie czas na łzy
podskórnie szczypała
policzek karcąco
nie posłuchałam
chociaż deszcz niczym
duch święty kroplami
próbował oczyścić winy
ten grzech po-pierworodny
wyryty pod naskórkiem
oni już nas potępili
jak bydło ostemplowali
zmazą na piekło
jestem kobietą
nie możesz mnie zbawić
Carrie, 12 august 2010
przewiązał mi oczy
mówiąc że ta miłość będzie
po prostu bardziej bolesna
często wcześniej powtarzał
że mocniej niż jątrzące blizny
doskwierają niespełnione obietnice
usłyszysz jedynie huk
to jak uderzenie pioruna
można się przyzwyczaić
wystarczy potrząsnąć
niebem i wywołać deszcz
a drogi donikąd to również
jakieś ścieżki
rozpacz nie jest wyborem
lecz nikt nie pozwolił nam
wybierać
pamiętaj kiedyś
kielich musi się przelać
obojętnie czego
Carrie, 11 august 2010
nakłuję cię chwilą.
to odurzony sen
na parę spełnionych marzeń.
zaufaj.
nie rozchlapie czerwieni.
zagęszczę jedynie obszary
pomiędzy.
teraz już nie boli.
uśmiechnij się
słońce zaczęło być hiacyntowe.
Carrie, 11 august 2010
kolejne dni dopływają do pustki
a na dnie naczyń śnięte źrenice
wybrzuszają się bezmyślnością.
nadmierne łyki rozstrajają żołądek
aż jego ściany do złudzenia ukazują
nowy wymiar pogorzeliska.
ja i on - napuchnięty zbiornik
po insulinie i odcedzony magazyn
na proteiny.
bezradnie pozatykane tętnice
nadaremnie próbują przecisnąć
przez nas substancje płynne i stałe.
gdybyśmy tylko mieli ręce
już dawno złożylibyśmy petycję
o adopcję na drugiej stronie
gdzie codzienność nie wygląda
jak Hiroszima po inwazji
Carrie, 10 august 2010
ciało jest jak kurz zdmuchiwany
wiatrem.retrospekcja słów
z pamięci.
nazywaj to teraz łatwowiernością
ale nie okazałeś się zbawieniem
a ja nie miałam na imię Magdalena.
marznę.niczym wtedy przy schodach
na stojąco.gdy mieliłam w ustach
za siedem plików rozdartych banknotów
każdy kęs judaszowych wyrazów,
a złudzenie nabrzmiewało jak
łechtaczka drażniona przez
moment jedynie w godzinach
okołonocnych.
na pustej kopercie zanim
wetkniesz ją głębiej, przeczytaj
u dołu wiadomość :
kochałam cię na zawsze
które skończyło się
wczoraj wieczorem
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
16 may 2024
1605wiesiek
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
1505wiesiek
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma