5 maja 2013
Hopsasa
Siedzący przede mną blond- aniołek jest ubrany w różową bluzeczkę z Justinem Bieberem i jasnoniebieskie jeansy. Dwa warkoczyki. Ma trzynaście lat, wygląda góra na dziesięć.
Rozpoczynam nagranie.
Przedstawia się. Anetka. Dwutysięczny rocznik, kurwa mać.
- Była sobota. Mama jak zwykle w pracy, ja jak zwykle zostałam z Patrykiem w domu. Przewalone, połowę weekendu spędzać opiekując się małym dzieckiem, karmić, zmieniać pieluchy.
Mój tata odszedł od nas jak miałam siedem lat, Patryk był dzieckiem Mateusza, konkubina mamy. Jasne, konkubenta, sory.
Ale on nie mieszka z nami, ten konkubent znaczy, bo jest żonaty i ma trójkę dzieci z tą żoną i nie chce ich zostawić, a z mamą to nie układało mu się.
Na początku miałam być córką Marka, pierwszego męża mamy, ale on nie oddał pieniędzy kumplowi, tamten wynajął ruskich zbirów, którzy tego całego Marka wykastrowali na weselu.
Co warty taki- choćby i świeżo poślubiony- chłop bez tych, no... genitalii? Ani to powspółżyć, ani to dzieci mieć...
I mama rozstała się z nim. Do rzeczy, dobrze, przechodzę do rzeczy. Więc tak siedzę w domu, sama, no nie sama, bo z młodszym bratem. Przyrodnim.
Oglądałam koncert Rihanny na 4Fun tv, Patryk leżał spokojnie w łóżeczku. Nagle pomyślałam, że chcę być sławna jak Rihanna, bo wie pan, ona ma wszystko, ciuchy, biżuterię, kasę, samochody...
Ale nie- myślę- to niemożliwe, takich dziewczyn jak ja są steki, tysiące, poza tym tu jest Polska, a nie UeSA, tu się tyle nie zarabia.
Choć fajnie byłoby być sławną, albo chociaż niesławną, bardzo niesławną, tak jak Waśniewska, mama Madzi z Sosnowca. By przejść do historii, by ludzie o tobie mówili, pisali w gazetach.
O Marku też pisali, był to pierwszy przypadek w historii, by na weselu obcięli ptaka z jajkami panu młodemu. Zyskał chwilę sławy, choć podobno wstydził się udzielać wywiadów i zapomniano o nim.
Debil, mógł pójść do tok szoł, do Drzyzgi, zarobić trochę hajsu na opowiadaniu.
Nie myślałam długo, poszłam do siebie do pokoju, wzięłam poduszeczkę, taką zieloną w ładne wzorki, wzorzystą znaczy, potem poszłam z nią do Patryka i przyłożyłam mu do główki. Dusiłam go z całych sił.Trwało to długo, opornie mi szło, on nie chciał umierać, była w nim ta wola przeżycia, co jest w nas, w każdym.
Ale w końcu mi się udało, przestał się ruszać, umarł. No to zaczęłam się zastanawiać, co dalej. I wtedy wymyśliłam, by być jak ten Chińczyk, czy tam Japończyk, który w Stanach zabił studentkę, pokroił i zjadł jej spore kawałki ciała. Wzięłam noże, tasak z kuchni i zaczęłam podrzynać gardło bratu, teraz to już byłemu bratu, bo nie żył i był
trupem.
Wtedy się opamiętałam, przecież ja nie umiem gotować, a surowe mięso jest ohydne i można się od niego pochorować. Mogłabym zacząć smażyć na patelni, ale kto wie? Może ludzkie mięso podczas smażenia śmierdzi nieziemsko i zlecieliby się sąsiedzi? Tego by jeszcze brakowało. No, ale ja pitolę, głowa była już prawie odcięta. Rzeźnia, mówię panu, ile w człowieku jest krwi, nawet nie sądziłam, jakby stado świń zarżnęli w tym łóżeczku. Ręce miałam upindolone krwią aż po łokcie.
Wzięłam tę głowę i zaniosłam do zlewu w kuchni, umyłam. A ona cały czas na mnie patrzyła, bo oczka się Patrykowi nie zamknęły, jak słyszałam, że się zamykają trupom, ludziom w chwili śmierci. Widocznie nie wszystkim. Wtedy pomyślałam, że zrobię szoł. Wróciłam i obcięłam mu rączki, razem z ramionami, choć ramiona to też rączki, ręce, no w każdym razie ucięłam mu całe ręce, o tak powiem. Też je umyłam w zlewie. Potem ręce, dokładnie, swoje. Następnie te jego ręce zawinęłam w woreczki śniadaniowe, takie spore, a głowę w reklamówkę. Żeby nie przeciekały.
Bo wie pan, ciężko tak wypłukać co do kropelki, zwłaszcza, jak człowiek jest w nerwach. Wzięłam taką dużą torebkę mamy i tam je wrzuciłam.Potem się przebrałam, bo całe ubranie miałam we krwi. Zamknęłam drzwi i poszłam do galerii. A w galerii do kibla, do kabiny. I tak nasłuchiwałam.
Jakieś dwie dziewczyny wyszły z sąsiednich kabin i coś gadały myjąc ręce. A ja odpakowałam ręce brata, zsunęłam spódniczkę (majtek nie miałam), wsadziłam sobie jedną rączkę w tyłek, drugą w ci..ę, po czym zamaszyście otworzyłam drzwi kabiny i krzyknęłam: - Wytwórnia Performance'ów Anetka i Patryk, przedstawiają- ,,Taniec z Rękami", wypadłam na środek kibla i zaczęłam wywijać piruety na jednej nodze, rękami przytrzymując jego martwe ręce w swoich dziurkach, żeby mi nie wypadły. Dziewczyny najpierw popatrzyły osłupiałe jak na wariatkę, potem wybuchnęły śmiechem, normalnie pokładały się. Myślały, że to sztuczne ręce.
Potem wyjęłam te rączki i zaczęłam nimi klaskać, jedna o drugą i śpiewać ,,Call Me Maybe", a one płakały ze śmiechu, znaczy dziewczyny. Po zakończeniu przedstawienia wbiegłam do kabiny, naciągnęłam spódniczkę, ręce wrzuciłam do klopa i - mijając rozbawione, duszące się ze śmiechu laski- wyszłam jakby nigdy nic.
Z głową poszłam do parku. Dzieciaki się bawiły w piaskownicy, matki siedziały na ławce i gadały. Młoda jestem, nie budziłam podejrzeń, jakie wzbudziłby stary chłop idący do dzieci, matki podniosłyby wtedy wrzask, że pedofil im pociechy chce zabić i zgwałcić. No ale ja to ja.
Więc podeszłam do tych szkrabów, wyciągnęłam reklamówkę z głową i powiedziałam ,,Dzieci- mam tu dla was głowę lalki, chcecie? Wiem, że nie można brać niczego od obcych, ale ja przecież nie gryzę. Zobaczcie, jaka fajna, jak ją pociągnąć za uszy to te oczka się otwierają i zamykają. Jak będziecie grzeczne, to dostaniecie resztę lalki, wiecie- gdy ją złożycie do kupy, to będzie potrafiła mówić, nawet śpiewać piosenki". I dałam im tę głowę. I poszłam. A matki były cały czas zajęte plotkowaniem.
Wróciłam do domu i myślałam, co dalej. Wiedziałam, że mój czas topnieje, że zaraz wszystko się rypnie. Zwłoki Patryka, korpus z nogami leżały w kałużach krwi.
Wzięłam je, owinęłam może z pięcioma reklamówkami, wszystkimi, jakie miałam, wrzuciłam do torebki i poszłam. Gdzie? Sama na początku nie wiedziałam. Łaziłam po mieście bez celu, a resztki brata coraz bardziej ciążyły. W Kerfurze kupiłam loda, Algidę śmietankową. Wychodzę ze sklepu, rozglądam się po parkingu. Jakaś stara baba, z sześćdziesiąt lat, wysiada z Sejczento i idzie. A samochodu nie zamknęła. Innych ludzi nie było w pobliżu, jakieś dzieciaki, ale daleko. Mijam się z tą babą, idę coraz wolniej, kątem oka widzę, że weszła do sklepu. Podchodzę do tego jej złoma, otwieram torebkę i wrzucam jej centralnie na przednie siedzenie resztki brata, znaczy byłego brata. Wiem, że jest monitoring na parkingu, więc uciekam jak szalona, chowam się między najbliższymi blokami i obserwuję sytuację.
Baba wychodzi po jakimś czasie, człapie wolno z wózkiem pełnym zakupów. Otwiera i taka zdziwiona podnosi zawiniątko, rozwija. I słyszę jej krzyk, wrzask, O Jezu, o Jezu!,
Zawiniątko wypada jej na ziemię, a ja skręcam się ze śmiechu. Babsztyl lamentuje, ryczy jak bydlę, schodzą się ludzie, stary ramol- ochroniarz, a ja leję ze śmiechu. Wszyscy drą mordy, łapią się za głowy, rozglądają w poszukiwaniu tego, kto to podrzucił. Jakby nigdy nic idę sobie, już nie biegnę, by się nie zdradzić. Znowu wracam do domu, jem śniadanie, właściwie to już obiad. No i idę na komendę, do was. A tu poruszenie, rejwach jak to się w staropolszczyźnie mówiło. Podchodzę do dyżurnego, czy jak tam się ten policjant nazywał. ,,Ja w sprawie niemowlaka znalezionego pod Kerfurem, wiem, kto to zrobił" A on gały wytrzeszcza.
-Kto?
-Ja.
Wyśmiał mnie, myślał, że byłam tylko świadkiem odnalezienia korpusu z nogami i jaja sobie robię. No to mu mówię, żeby pojechał, albo wysłał patrol na Skarżyńską, do naszego mieszkania, bo to miejsce zbrodni. A on mi na to, że nie będę mu dyktowała, co ma robić.
Wtedy wyciągam asa z rękawa, mówię, że wiem o głowie, bo to też moja robota, to podrzucenie, a trup to był mój brat Patryk. To go zastanowiło. Na korytarzu mijam się z roztrzęsioną, całą we łzach babą od Sejczento.
-,,Jak tam dzidziuś, którego pani znalazła? Zdrowy? "- mówię do niej z uśmiechem.
Spojrzała na mnie, jakbym z piekła wylazła, he he he. I znów w ten swój ryk:
- On nie żyje, on nie żyje... - zawodziła
- Oj tam, może tylko tak źle wyglądał? Mój kotek też kiedyś źle wyglądał, ale trzeba go było tylko odrobaczyć- ciągnę tę gierkę z cukierkowym uśmiechem. Baba przyspiesza kroku powtarzając jak głupia ,,On był porżnięty, on był pokrojony"
***
Wiem, jestem sławna, byłam na wszystkich kanałach, we wszystkich stacjach, nawet ma powstać film o mnie, na razie dokumentalny, ale później kto wie? Może nawet fabularny. Miley Cyrus powinna mnie zagrać, choć jest za stara, ale można ją ucharakteryzować.
***
Czego się boję? Tłumu się boję, linczu tak zwanego, że kiedyś mnie nie obronią policjanci i mnie tłum zabije.
***
Nie jestem niegrzeczna, mam piątkę z plastyki i religii, oprócz tego same czwórki i ani jednej trójki, nie piję, nie palę, nawet się nie całowałam jeszcze. A- i na pielgrzymce do Lichenia byłam w zeszłym roku.
25 listopada 2024
Wróciłem do domu, MamoArsis
24 listopada 2024
Nie ma lekko...Marek Gajowniczek
24 listopada 2024
0018absynt
24 listopada 2024
0017absynt
24 listopada 2024
0016absynt
24 listopada 2024
0015absynt
24 listopada 2024
2411wiesiek
24 listopada 2024
Ile to lat...doremi
24 listopada 2024
od wczorajsam53
24 listopada 2024
Anioł stróż (Budda)Belamonte/Senograsta