Yaro, 3 listopada 2025
brzegu obudzony
błotnistej drogi kresem
jak podkuty koń do ciebie
obłoconych na nogach butach
wlokę się do wioski
zapukam do drzwi
obym wcześniej nie pobłądził
droga prosta wciąga mnie
i płyt betonowe gdzie nie gdzie
róż czar prysnął
wywróciłem się kilkakrotnie
cały moknę
ocierając krople z myślą o tobie
Yaro, 3 listopada 2025
piękny dzień
myślę spokojnie taki cichy
będzie dobrze będzie przychylnie
otwieram oczy w oknie słońce
przez zamknięte drzwi
oddzielony od świata
pomiędzy ciała a planety
wiem że wszystko się ułoży
w głowie plan bez pomocy
na przekór ciemnej strony mocy
co wydaje się mocniejsza
ale dla tych bez serca
znieczulenie ogólne
jednako jarzmo wspólne
twardo stąpam po gruncie
nie mam za wielu przyjaciół
kot i pies wierzą we mnie
daję im jeść wspólne śniadanie
nierozerwalnie związany ku kresowi
zwierzęta żyją krócej
to boli to czas kiedy kochasz
musimy się liczyć
że każdy przeżyty dzień
jest wiele wart
wiele uczy mimo naszych wad
w szkole nie jest najgorzej
lecz mogło być lepiej
wystarczy mi wiersz z szuflady
napisał go dla mnie dziadek
pamiętaj być dobrym chłopcem
nie poddawaj się chodź tam
gdzie cię chcą gdzie szanują
masz siłę masz wiarę i moc
pokaż swoją twarz
gdy nadejdzie czas
wybacz wszystkie zło
ludzie byli i będą zawsze
walcz z sobą samym zażarcie
miasta nie są takie szare
uśmiechem gaś złe słowo
rób to co wypada
dobrze sprzedaj swoją pracę
dobrze mówić będą o tobie
dziękuję za każdy
przeżyty centymetr drogi
przebyty w ciągu dnia
ostatnio myślę że warto kochać
siebie mocno i bliźniego swego
wrogami nazywaj przeszkody przed nami
słońce wschodzi i zachodzi
kładziemy się spać
po drugiej stronie
na innych czas by wstać
podobne myśli płyną w dal
wiążą cały świat w jedną całość
w rodzinę w miłość
Yaro, 3 listopada 2025
w snach czuję smak popiołu
zapach palonej gumy i nafty
w oczach gryzący dym
zbudzony składam kolana
zgarbiony wyczekuję świtu
by nie zasnąć jeszcze raz
wyśnić świat który błądzi
pośród pożogi w cieniu gwiazd
człowiek posiada wszystko co złe
buduje wynajduje niepotrzebnie
Bóg ofiaruje wiele nic w zamian
człowiekowi za mało chce więcej
nienażarte wieprze śmierdzą
brodzą w gnoju szczają pod siebie
opasłe brzuchy ciągnąc po ziemi
w szyderstwie gnoją innych ludzi
Yaro, 31 października 2025
niepotrzebny dzień
chyli się za horyzont
noc głaszcze powieki
niepotrzebny
stary sweter
kilka dziur
na skwerze miasta
przyjacielu
wróć dla chwil
powiedz kocham
noc
zabierze
za horyzont
Yaro, 29 października 2025
mijają pory roku
dokładam kolejne tabletki
jeśli spotkanie to w przychodni
jesteśmy razem przez wiele jesieni
dzisiaj kończy się październik
ostatnie opadły liście
znicze oświetlają nagrobki
pamiętać warto, włóczą się myśli
to tak niedawno jakby wczoraj
ktoś nam kradnie bliskich
dzisiaj padał deszcz
czuję pachnie jesienią
smutno i z żalem
zapisane inicjały na skale
Yaro, 28 października 2025
zaszło słońce
daleko
dotykając lasu
paznokciem promieni
namalowało cień na mojej dłoni
podarowało błysk w oku
odpływam w kropli deszczu
świat otoczył uśmiechnięty
w kolorach tęczy
piękny widok
koła wyraźne na niebie
Yaro, 18 października 2025
co tam u ciebie
na razie się waham
między niebem a piekłem
wciąż emocje niebezpieczne
prawda wypływa na powierzchnię
zegar ścienny cyka wahadło
wokół ciemno samo barachło
jesteś daleko ode mnie
nie chcę cię stracić
biegnijmy do siebie
tak blisko kręci się śmierć
dopóki krew jest ciepła
możemy biec razem objęci
czas odmierzają zegary
dzwony biją my się kochamy
jak najdalej jutro
wystarczy popcornu
zapomnimy dni zimnych nocy
gorące ciała jak źródła światła
na płaskowyżu naszych pośladków
Yaro, 13 października 2025
Bóg powiedział spotkasz ją
spotkałem ciebie przed wiekiem
śniłem o tobie jeszcze nie byłem człowiekiem
błękit oczu twych prowadził mnie
błądziłem wśród gwiazd
błądziłem w przestrzeni
mleczna droga wiodła do ciebie
twoje włosy warkocz komety
splątane z moimi włosami
rozczesywałem palcami
Yaro, 11 października 2025
patrzę na płótno poszarzałe z czasem
kurz na ustach zastygł
zastygło serce
w objęciach samotności
czekam gdy wpadniesz w moje ramiona
kilka słów wypowiem
zatańczmy wczesnym wieczorem
księżyc nie zgaśnie na niebie
jak nadzieja
czekam ze smutną miną
jesień niesie echo po lasach
na polach spłoszona zwierzyna jak moje serce
szelestem liści usypiam na ławce w parku
napijemy się po lampce wina
wróć tak jak wiosna wraca
przewraca w głowie i prowadzi do ołtarza
z wiatrem popłyniemy łodzią z obrazu
pokochaj mnie tak od razu na wrzosowym polu
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 listopada 2025
wiesiek
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
sam53
3 listopada 2025
Arsis
2 listopada 2025
absynt