17 lutego 2014
Międzyczas (spróbuj gniewnie wypowiedzieć słowo bąbelki)
Ławka na ulicy Świdnickiej. Zjadana klonowym cieniem pospolitym, w odmianie ‘Globosum’ – wiecie, tej o kulistym pokroju drzewa. Nieopodal klonu pada wrocławski rynek. Pada chyba z radości na wieść o wiośnie. A może z wycieńczenia. Wrocławski rynek lubi ludzi. Nasz obserwator przysiada na tej ławce zjadanej klonowym cieniem pospolitym. Być może też właśnie ma ochotę paść, jednakże z innych niż rynek wrocławski pobudek, bo ulegając ciężarowi obecnego momentu. Dobrze jest niekiedy wprowadzić się w taki stan, między otoczeniem a czasem. W międzyczasie dużo rzeczy można wypatrzeć, wyprzedzić. Nic nie umyka. Suchy wiosenny dzień. Słońce osiada siatką skomplikowanych wzorów z liści, pieczętując twarz obserwatora. Zielonkawość. Poświata. Niewyjawiony i niewyjaśniony magizm. Ludzie pospiesznie chodzą po chodnikach starego miasta. Chodzą bardzo zajęci. Każdy przechodzień dokądś pędzi. W swoją stronę, albo w czyjąś inną. We własnym kierunku, albo w przeciwnym. W prywatnym zakresie istnienia. Zamyślony albo przejęty. Jedzeniem lodów, kanapki; niesieniem walizki, prowadzeniem psa, rozmową z towarzyszem obok, albo w telefonie. Druzgotany zachwytem nad przedwczesnym ciepłem. Gołębie - złodzieje niczyich przestrzeni – gruchają nerwowo i złowrogo: nie rusz, zostaw, moje! Uwagę obserwatora przykuwa kobieta z dzieckiem. Drobna, filigranowa, niewidoczna. W typie tych, o których dobry znajomy obserwatora powiedziałby – kieszonkowa. Kobieta puszcza dziewczynce mydlane bańki . To nie to samo, co puścić dziecku bajkę, żeby mieć je z głowy na jakiś czas. Dziewczynka cieszy się radością autentyczną, ochoczą i niekłamaną. Kolorowe bańki, masa baniek mieniących się odcieniami tęczy skąpanymi w blasku słonecznym. Fruwają, to tu, to tam, subtelnie, niesione lekkim wiatrem. Gołębie oburzone. Srają ciasno ze strachu o utratę terytorium. Dziewczynka biega za bańkami. Nie daje za wygraną. Przepełniona determinacją. Chce je wszystkie wyłapać. Nawlec na nić uśmiechu i mieć wyjątkową biżuterię dla prawdziwej damy. I gdy jest już bardzo blisko i wydaje się, że jej rączka jedną z nich chwyta, bańka pryska i znika. Mała nie przejmuje się. Mama zanurza obręcz w zbiorniczku z mydlinami, wyjmuje i przytyka do ust. Usta składa studząc zupę z origami. Zmysłowość. Dojrzała kobiecość. Aż czas zatrzymuje się i pyta zdziwiony: co jest u licha? Kobieta puszcza następne bańki, dziewczynka nadal próbuje, podskakuje uchachana. Bąbelek goni bąbelka. Dorośli mijają sytuację, nieświadomi, że sami dzień w dzień gonią za bańkami, które rozpryskują się w nicość. Niektóre bańki rozbijają się o ich anonimowe ciała, szczelne uniformy. Dorośli nic nie wiedzą.Dziewczynka zagania jedną z baniek pod cukiernię. Tamta drga zawieszona, jak niepewna bombka na choince drży przed kotem. Wydaje się rosnąć. Mała dotyka przezroczystej błony bańki. Rączka rozmazuje się mgliście w osłonce. Przekracza kulisty próg. Kroczek w przód. Już jest troszeczkę w środku, za chwilę troszeczkę bardziej... i nagle unosi się w bańce. Powoli dryfuje, coraz wyżej. I wyżej. Aż jest już tak wysoko, że przebija pierwszą wiosenną chmurkę.Kobieta nadal dmucha w obręcz, niespokojnie i z większym zapałem. Przechodnie mijają ławkę. Obserwator oddala się w tłumie. Ludzie chodzą po chodnikach starego miasta. Chodzą bardzo zajęci.
17 listopada 2024
piekło czyli parzyYaro
17 listopada 2024
Moje szczęście poszłoMarek Gajowniczek
17 listopada 2024
1711wiesiek
16 listopada 2024
listopadowe zakochaniesam53
16 listopada 2024
na wiekiYaro
16 listopada 2024
1611wiesiek
16 listopada 2024
Brzoskwiniowevioletta
16 listopada 2024
Katastroficzny dramat...dobrosław77
15 listopada 2024
Bez zapowiedzisam53
15 listopada 2024
1511wiesiek