29 stycznia 2014
Pieski żywot
O! Kolejny poranek przede mną, bo gdy pierwsze słońce zagarnia mrok z mojej budy nachodząc mnie przez mały kwadratowy otwór, przez który z trudem się przeciskam do środka, wtedy wiem, że to już nowy dzień…następny, monotonny dzień. Otwieram jedno oko, drugie mam zaklejone ropą. Ale to nie słońce mnie zbudziło dzisiaj. Rozchylam nozdrza, zwilżam nos i próbuję wywęszyć co to za swąd postawił mnie na łapy, łbem dotykam już sufitu. Zrazu rozpoznaję. Alkohol i smród melanżu, którego to nienawidzę ni mniej ni więcej od walących szczynami dachowców. Menel snuje się za płotem, szpera w krzakach, szuka puszek. Nie mam ochoty go nastraszać, ani przeganiać, złość miesza się z kwasem żołądkowym i urojonym jedzeniem, moje ujadanie ostatnio zawodzi. Wprawdzie zapach żula działa mi na nerwy, ale jestem słaby, głodny i spragniony, a miski stoją puste od dwóch dni. Ta, w której niegdyś była woda, zarosła glonem. Gdy zwijam się w kłębek i kładę mordę na tyłku, gniotą mnie wystające z niego kości. I pomyśleć, że kiedyś byłem mięsistym pulpecikiem, pupilkiem rodziny. Co za wstyd! Moje kudłate ciało zamknięte z czterech stron płotem, którego nie sposób sforsować i łańcuchem krępującym ruchy należy do Pana Właściciela. Co do łańcucha, co pordzewiał na deszczu, to gdy się splącze, nie pozwala mi dotrzeć do miski, która czasami jednak bywa pełna. Wtedy to nienawistne, żałosne spojrzenie wbijam w dachowce raczące się MOIMI resztkami z obiadu. Co do płotu, to wszystkie luźne dechy, które pieczołowicie nosem trącałem, zostały zabite innymi dechami. Teraz to nawet nie widzę otoczenia…kwas żołądkowy trawiący wnętrzności dał za wygraną apatii...tyle. Brak siły na zabawy w ziemi…łażę po własnych odchodach, które wiszą mi u tyłka…menel oddala się…właściciel skosił trawę…szpaki wydłubują z niej robale…żeby chociaż robale były do zjedzenia…w budzie jest ich sporo, wpełzają pod uszy podczas snu…ostatnio mi się śniło, że byłem na spacerze! Biegałem po polu za tłustą kuropatwą. Gdy ją złapałem, Pan podszedł do mnie, przyklepał sierść na grzbiecie i rzekł „dobra psina”, zacisnąłem szczęki, w których utkwiła Jego ręka…
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek