20 listopada 2014
Gra w wyzwania
Pomiędzy tym co napisane, powiedziane, zrobione, a tym co pomyślane – eony samotności. Przestrzeń jest złudna. Że sobie odpoczniesz, że relaks i tym podobne. Aż tu potrzeba. Tapety myśli. I słów. Na antyprzestrzeń. Ale wpierw wyłów co potrzebne. Co istotne. Jak ostatnio na mieście grałem w wyzwania z bratem, to tak mnie nakręciło, że od razu otworzyłem się na ludzi. Mój brat jest zajebisty. Choćby dlatego, że jest kompletnym zaprzeczeniem mnie samego. Drugim biegunem. Fizycznie i mentalnie. Myślę, że gdyby nas połączyć w jedną osobę, to powstałby jakiś pojebany nadczłowiek. Albo podczłowiek, chuj wie. Musiałem, musiałem wtedy otworzyć się na ludzi. Żeby nie wyjść na ciapciaka, tępaka, czy kogoś takiego. Ogólnie to chciałem stłumić ten zewsząd atakujący wstyd, przed kontaktem i relacją z nieznajomymi. Przecież jesteśmy wspaniali. No i zaczęło się. Zlecaliśmy sobie nawzajem najbardziej popierdolone rzeczy, jakie przychodziły nam do głowy. A tak na serio, to nie były one aż tak popierdolone, tylko takimi nam się wydawały, bo kontury postrzegania zostały nam mocno zmiękczone i nagięte przez szkło butelek z pienistym płynem, który przedostawał się z nich wprost w nasze spragnione gardła, żołądki i mózgi. Zaczęło się niewinnie. Od tego, że miałem stanąć w drzwiach do pubu i do wszystkich bywalców się szczerze i szeroko uśmiechnąć, co nie miało związku z szyderstwem (na razie). Oczywiście nikt tego nie zauważył, bo większość była zajęta rozmową, albo sama się szczerze i szeroko uśmiechała. W zamian brat miał tę świeczkę, co to przed chwilą, nijaka i wyglądająca na nudną, kelnerka, zapaliła na naszym stoliku, położyć sobie na głowie. Wykonane. Bez wosku na głowie i spalonych włosów. Mało kto to dostrzegł. Ale jacyś obcokrajowcy grający w dziwną karcianą grę przy stoliku obok, polegającą na piciu jak największych ilości polskiej wódki niezależnie od układu kart, zafascynowali się nami, gdy ze słomek do drinków zrobiliśmy miecze i przyczepiliśmy je do naszych „twierdzowych” butelek z piwem, rozpoczynając walkę na miecze. Możesz jeździć na moim ogonie kiedy chcesz! A ty na moim! Jak w tym filmie, gdzie Tarrantino bierze pod lupę Top Gun, rozwikłując zagadkę głównego bohatera, którą był ukryty homoseksualizm.
Drugim moim zadaniem było podejście do brodatego barmana, którego nie pomyliłem z hobbitem jedynie dlatego, że miał na nogach tenisówki. Miałem go zapytać czy nie odgrzałby mi na zapleczu moich mrożonych pierogów od mamusi, co to mam je w plecaku. Z wykonaniem tego zadania mierzyłem się, nie wiedzieć czemu ładnych parę minut, aż w końcu zadziałałem. Wszyscy przy barze, łącznie z moim bratem, mieli niezłą pompę, więc teraz już jestem prawie pewny, że częstotliwość tego typu kulinarnych wybryków klientów należy do rzadkości. Jasne, że nie było żadnych pierogów. Kolejne zadanie dla brata. W tej sali, w której obecnie siedzieliśmy, na małym stoliczku pod tą ścianą z barem, dla wszystkich tych, dla których luźne gadki o problemach prozy życia codziennego, to za mało, ułożono, jedna na drugiej, różne planszowe, mniej lub bardziej hipsterskie, gry towarzyskie. Wśród nich scrabble. To była sala bardziej cicha, nastawiona na możliwość prowadzenia rozmowy, naprzeciw tej sali, w której trzeba było wydzierać się komuś do ucha, aby cokolwiek do niego dotarło przez posklejany muzyką tłum, który wchłaniał cię bezlitośnie, a gdy chciałeś zamówić piwo, odstawiałeś szereg geometryczny modłów i języka migowego, po czym w mig dostawałeś, to czego nie zamawiałeś. Wiara nie jest ślepa, tylko często się myli. Zadanie, które zleciłem bratu, przyznam, było w stylu jak najbardziej przyziemnym, prostackim i trywialnym. Kto upojonemu nie wybaczy? Brat miał ułożyć na planszy od scrabble, zdanie: „robię gałę w kiblu”. Jakaś panna, mijając nasz stolik, nieznacznie rozchyliła usta w rozwarstwieniu krzywego uśmiechu i zażenowania. Wykonane, odhaczone. Czułem, że teraz to się na mnie mocno zemści.
- Masz podejść do którejś kobiety i spytać się czy kobiety lubią seks oralny.
Ale spoko. Zachowałem zimną krew. Chociaż na początku pomyślałem, że to bzdura, że to cios poniżej pasa, że na bank babka da mi w ryj, że zanim zapytam, będę krążyć po knajpie z pół godziny. Ale upatrzyłem sobie ofiarę aparycji zwyczajnej i pospolitej.
- Cześć, studiuję socjologię i cholera, zamiast bawić się w najlepsze, musze skończyć do jutra moją ankietę.
- Cześć, a czego dotyczy?
- Nie wiem czy jesteś odpowiednią osobą, której powinienem o tym powiedzieć.
- No śmiało, o co chodzi? Albo jak chcesz to nie mów. – I powiedzcie mi, że to nie jest typowo babski sposób na wyciągnięcie informacji. Tylko dlatego nie parsknąłem śmiechem, bo sam odstawiałem farsę.
- Brakuje mi jeszcze kilku odpowiedzi i będę mógł zakończyć projekt.
- No?
- Czy kobiety lubią seks oralny?
I w tym momencie zamknąłem oczy, czekając na uderzenie. A gdy nic się nie wydarzyło, byłem niemal pewien, że ona już o wszystkim wie, że gram z bratem w wyzwania, a to nie jest żadna ankieta, i żadne prawdziwe pytanie.
- Tak!
- Dzięki! – Szybko usunąłem się, niesiony wstydem w tłum, po czym w drugim końcu sali dorwałem zadowolonego z siebie brata.
- Masz podejść do stolika z minimum pięcioma osobami i powiedzieć im, że przyjechałeś z Sanoka, jesteś bezdomny i szukasz pracy i czy nie mają czegoś dla ciebie, i że możesz pracować za kanapki!
Poszedł, wykonał. Dostał namiary na sprzątanie studenckiego mieszkania po jakiejś grubej bibie.
- Masz podejść do którejś kobiety i sprawić, żeby pocałowała cię w policzek.
- Cześć, widzisz tego gościa? To mój upośledzony brat. Strasznie lubi patrzeć jak nieznajome kobiety całują mnie w policzek. Tylko to potrafi wywołać uśmiech na jego obłąkanej twarzy. Zobacz jak on wygląda. Zlituj się nad nim i cmoknij mnie o tutaj, tak żeby on to widział. Z pewnością przedłużysz mu życie.
Jest cmok od pyzatej blondynki i jej chudej, rudej koleżanki.
- Masz podejść do dziewczyny i zdobyć jej numer telefonu.
Stop! Nie wiedziałem. Nie wiedziałem, że mój brat ma tak głęboko tkwiący problem w kontaktach z kobietami. Chodził przez prawie godzinę, czaił się, garbił, prostował, już podchodził, potem odchodził. Nie przełamał się. Złamał się. Triumf. Jest! Znalazłem jego słaby punkt.
I zrobiło mi się strasznie głupio. I to nie w obawie przed kolejnym wyzwaniem dla mnie. Po prostu, odezwała się we mnie jakaś braterska więź. Naruszyłem granicę. To już nie była gra. Ale i tak wyśmiewałem go przez resztę wieczoru. Tak zazwyczaj kończy się gra w wyzwania.
5 listopada 2024
Wierszyk specjalnyMarek Gajowniczek
5 listopada 2024
0511wiesiek
5 listopada 2024
Klub Kawalerów OrderówMarek Gajowniczek
5 listopada 2024
"W żółtych płomieniachJaga
5 listopada 2024
Jesień.Eva T.
5 listopada 2024
AgnieszkaYaro
5 listopada 2024
odczuciaYaro
4 listopada 2024
WiewiórkaMarek Gajowniczek
4 listopada 2024
0411wiesiek
4 listopada 2024
z ręką w gipsiesam53