Ludwik Perney, 3 march 2011
im bardziej go wycinano,
tym bardziej się rozrastał
Burżuazyjny dureń wycina najlepszy kawałek
i delektuje się sam; nie pojmuje jak smakuje
podgardle, nie zna sztuki zaspokajania głodu,
przesuwania ustami słoniny do krańca pajdy.
Burżuazyjne bzdury wyjaławiają charakter,
deformują geny: z mędrca powstaje głąb,
z gajówki kukułka* – rozpycha się w gnieździe,
dusi dzieci żywiciela, wciąż żebrze o jedzenie.
Afgańskie ziemie mogły kwitnąć urodzajem
– Trofim Łysenko wiedział jak zmienić głód
w abstrakcję, udomowić drapieżną biologię,
gdy rozstąpiło się morze, naukę pokrył szlam.
*wg łysenkizmu gajówka karmiona gąsienicami miała zmienić się w kukułkę
Ludwik Perney, 13 may 2011
Panie, przywróć prawidłową ścieżkę dźwiękową.
Nie słyszysz? Rozmodlone usta kobiety nie pasują
do głosów - szepcze i krzyczy, czego chce i nie chce,
jak bardzo pragnie, żebym chciał i bym nie chciał.
Opuściła głowę i milczy, a kolejne słowa wybrzmiewają,
że nie ma wody, która mogłaby zaspokoić pragnienia,
żebym został, że stanowczo zakazuje rozpalać ogień,
a ciszę zmącą jedynie modlitwy, bo to twój dom, Panie.
Mężczyźni śmierdzą potem i łajnem, są jak śmieci
zawieszone na gałęziach przez wezbraną wodę.
Tak, milcząca kobieto, wyobraź sobie jak strzęp folii
będzie lśnił, zmieniał kształty, falował w nurcie rzeki.
Ludwik Perney, 2 august 2011
Stoję obok zafrasowanego ogrodnika, patrzymy
na sadzonki sosny czarnej – kilkanaście drzewek
w czarnych doniczkach.
Słucham o przędziorku, ochojniku i grzybach,
ogrodnik tłumaczy działanie oprysku – gęsta masa
zakleja jaja pasożytów i dusi.
Oleisty oprysk jest droższy od zwykłego, efektowne
wyobrażenie śmierci kosztuje. Ogrodnik wciąż mówi,
a ja myślę o ruchu dłoni brudnej od ziemi
– rolnik przeniósł larwę z rozbitej bryły na trawę.
Sens naszych istnień orientuje się na szczęście
robaków, które pożywią się ciałem.
http://perney.pl/audio/2011/08/meal-worm-morio.jpg
Ludwik Perney, 27 may 2011
Chłopiec i dziewczynka trzymają się za dłonie i skaczą
zupełnie nie do rytmu piosenki. Dziś są użyczeni bajce,
ale ich dusze już osiem lat temu zaprzysięgnięto Bogu.
Infantylne słowa i takty wyrywają się drobnym stopom
– łatwiej byłoby wymienić siedem głównych grzechów,
albo pięć przykazań kościelnych czy przykazania miłości.
Minęła północ, dziewczynka ucieka, zmienia się sceneria,
wbiegają koniki. Chłopiec, choć nie pojmuje dziewczynki,
miłuje ją nad wszystko. Nad wszystko co jest stworzone.
Dziewczynka posłusznie podciąga sukienkę, odsłania
nagą stopę, pozwala wsunąć pantofelek. Bajka się kończy,
trwa prawda o Bogu żywym, w trójcy jedynym, prawdziwym.
Ludwik Perney, 17 may 2011
W pewnym kraju w zupełnie innej strefie klimatycznej
sto dni piechotą od równika – w tym część na kolanach,
część bez ruchu, parę dni wręcz wstecz! – jest miejsce,
w którym ludzie robią ludziom źle. Dobrze czujesz,
meritum tego wiersza jest pełne ran, będzie smutno.
Rzecz dotyczy mężczyzn w kwiecie wieku, starców,
kobiet i dzieci – tu ustalmy tagi: przeraźliwie, ból,
cierpienie, wstrząsające, przemoc, brutalny, seks.
To ma być wiersz, nie poemat, dlatego skupmy się
na dzieciach (istota seksu wypełniła się poprzez
samo wspomnienie o nim). Krzywdzą maleństwa!
Dzieci cierpią katusze, to cud, że niektóre wciąż żyją!
Dopiszę jeszcze jedną zwrotkę, bo czuję niedosyt
i mam wrażenie, że ty również: Nie mają ubranek!
To znaczy mają brudne łachy! Nic nie jadły na obiad,
na śniadanie, nie będzie kolacji! Jest im naprawdę źle!
Po słowie „naprawdę” temat dzieci się wyczerpał,
pora wspomnieć o starcach – kiedyś byli silni i młodzi
jak ty, a teraz nie są. Mdleją z bólu, głodu i upokorzenia.
Modlą się o śmierć, co wcale nie znaczy, że się jej nie boją.
Przepraszam, ale nie mam już siły pisać o kobietach
i mężczyznach w sile wieku – co to za siła, skoro są bezsilni?
Ludwik Perney, 20 march 2011
bo jestem panem w domu swoim
i robię i mówię co mi się podoba.
Woda spenetrowała pęknięcia i w nich zamarzła,
farba na płaskorzeźbie nagrobka też się łuszczy,
a przecież niedługo stanę przed Panem – pragnę
zapachu olejku mirrowego. Nasączajcie skórę,
niech lśni każdego dnia przez sześć miesięcy.
Słyszę jak krzywią się felgi. Opony wzbijają kurz,
litery epitafium wyblakły, schną nagrobne kwiaty.
Przez sześć miesięcy wcierajcie we mnie balsam
i wonne kosmetyki – usiądę z Panem przy stole,
rozlejemy palinkę, zagram na gitarze i opowiem
o radości jaką potrafi dać życie: o wyśmienitych
podrobach, pięknych kobietach, które mi uległy,
najgorętszych nocach – jeśli mnie upomni usmażę
mamałygę taci şi-nghite*. Wspomnę o dziurach
w drodze na cmentarz – poproszę o gorący asfalt.
http://perney.pl/wp-content/uploads/2011/03/51_rumunia_wesoly_cmentarz.jpg
*nazwa potrawy rumuńskiej – dosłownie "zamknij się i połknij"
Ludwik Perney, 20 june 2011
Przeciętny dzień – szpak spod parapetu
drze dziób i wali skrzydłami o blachę.
Za chwilę odfrunie, by wracać i zerkać
na mnie zza różowych ciałek dżdżownic.
Góry na miejscu, druty wiszą na słupach,
rozpędzone samochody szumią z oddali
zwyczajnie. Dlaczego, w takim razie, czuję,
a nawet wiem, z hiszpańskimi naukowcami,
że kończy się czas? – wykrzywia się w tor
rzuconego kamienia. Pamiętam ze szkolnych
zajęć, że poleciałby najdalej rzucony
pod kątem czterdziestu pięciu stopni.
Naskórek na palcu wskazującym zgrubiał,
wyraźnie formuje się w coś, co nie chce być
mną. Znam więcej miejsc, gdzie pod skórą
zbroją się obce grudki, jednak to palec
wskazuje najwymowniej. Szpak drze dziób
codziennie, ale od kiedy? Tej wiosny
zadomowił się pierwszy raz. Żre czereśnie
z całym ich fermentem, wraca pod parapet
i śpiewa pijackim głosem, że kończy się czas,
kamień rzucono mocno, za mocno w górę.
Ludwik Perney, 8 march 2011
Poruszę wszystkie narody, tak że przyślą
kosztowności i napełnię chwałą ten dom,
bo do Mnie należy srebro i do Mnie złoto.
Wejdź do mojego domu, jeśli chcesz, wejdź,
o ile w nim jeszcze nie byłeś – jest chłodny.
Posłuchaj jak pięknie brzmi słowo, czy pieśń,
sprawdź z jaką łatwością powietrze wypełni
płuca znużone skwarem, pokryte kurzem.
Stań przy relikwiach Trzech Króli i nie umykaj
do resztek ciał, które obróciłem w pył. Patrz
na finezję złoceń, na szlachetne kamienie.
Chciałbyś spróbować, czuć kształty nadane
moim sygnetem – dłonią Mikołaja z Verdun?
Całunki i czułości matczyne, braterskie
namiętnie złożone złotnikowi – są moje.
Kto pieścił złotnika, ten polerował sygnet.
Jesteś brudnym kamieniem, porzuconym
samorodkiem – ukłoń się, a ozdobię palec.
Ludwik Perney, 24 july 2011
Uwierzę w epitafium, którego prostota
i niebanalna treść czynią zmarłego zacnym
– wystarczy żyć zgodnie ze wzorem.
Treść popłynie do czytających niczym woda
z podziemnych skał – uderzy perspektywą
podaną chłodno i orzeźwiająco.
Pozbędę się niepokoju, męczących decyzji:
jak wypełniać czas, którym bogom się kłaniać,
z czego składać ofiary; będę żył w pewności.
Z tą chwilą znów się narodzę,
zostanę żywym pomnikiem starego życia,
pożegnam je i podsumuję słowami:
Spoczywa tu mężczyzna, który nie tylko poznał
sens istnienia, ale również go zaprojektował.
Ty, który czytasz epitafium, uważaj:
prawda połykana z należytym dystansem
ukoi, nadmierna zachłanność ściśnie gardło,
przypomni dziecinny ból zmrożonej skroni.
Jeśli nowe epitafium uznam za niedoskonałe,
pochowam moją drugą martwą połówkę
obok pierwszej i narodzę się po raz trzeci
Nie obowiązują mnie prawa szklanki,
w naszej kulturze trzy połówki to niewiele.
Ludwik Perney, 21 september 2011
Zdaje się, wczoraj przekonywałem rozmówcę,
że Azjaci produkują nie tylko tanio ale i dobrze,
a dziś skośnooki facet z drugiego końca świata
pisze do mnie, że wie jak wydłużyć mojego chuja.
Azjaci, czytałem o akcji protestacyjnej w Indiach
– chcecie mniejszych rozmiarów prezerwatyw,
bo standardowe zsuwają się podczas igraszek,
plączą się i potrafią zepsuć najlepszą zabawę.
Czy wasz list jest objawem męskiej solidarności,
czy zwykłego pragmatyzmu, jesteście w błędzie.
Nie raz patrząc na ciosy zadawane z szybkością
filmowych klatek, trapiłem się nad waszą krzywdą
skrywaną pod przesadnie luźnymi uniformami.
Nawet mnisi z Szaolin nie potrafili jej przeskoczyć
– tyle o solidarności, a co do pragmatyzmu, sorry,
nic nie zamówię, więc, bracia we płci, chuj z tym!
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
1 may 2024
0105wiesiek
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
QuartzSatish Verma