Robert Hiena, 6 october 2010
Zaglądnę do szafy i dmuchnę
Na kurz, pokrywający lukrowe słowa
Przypudrowane dokładnie, złotem przytykane
Z jednej odlewni i jednego wzoru utoczone.
Milczę w żalu czując myśl płynącą
Ze strumieni setek, zaś duszą kopii
Jednej z miliona i każda ta sama.
Rzucam na wiatr zmyślny umysł
On zaś go rwie na kawałki i obrzuca
Śniegiem chłodnej zimy
Mojej własnej samotności.
Gdy nie czuję ciepła z symboli
Widzę jedynie Słoneczniki Vincenta
Namalowane gdzieś w Rewalu.
Robert Hiena, 4 october 2010
Dobywasz ostatnich słów
które chroniły twe serce
i rzucasz je śmiało
na zwinny wiatr
One zaś pędzą ku twoim
nadziejom ponad światem
i ponad wrogami
Lśniąc złotem i nucąc
cicho anielskie pieśni
witane hukiem dzwonów
okrążają glob
W poszukiwaniu jedynego
który ci ducha zniewolił
uśmiechem czułym.
Robert Hiena, 3 october 2010
Gdy już słońce zajdzie
a ziemia popiołem się skryje
ty zawyjesz cicho
w ostatnim skurczu żołądka
wołającego o pomstę
do twego zaślepionego umysłu
Gdy utracisz już wszystko
zaś koniec będzie pisany
WIELKIMI LITERAMI
pojmiesz wtedy jak bardzo
spierdoliłeś własne jestestwo
które miast życiem
stało się egzystencją
a innym kolcem w stopie
raniącym każdy krok
w ich samotnym życiu
Bez twoich absurdalnych
Krzywd.
Robert Hiena, 3 october 2010
Zapisujesz słowo rozkazując innym
czytać je w ten sam, właściwy
ale też demokratyczny sposób.
Zaglądasz do swej księgi wolności
i widzisz tyle kartek wyrwanych
co zakrytych krwią. Improwizuj.
Czy każdy może mieć to co chce
kiedy inni widzą w innych nic.
Uległościowa pornografia.
Rozwijasz kolejny etap swych działań
ostrząc kolejny bagnet i miecz
na kolejną walkę, której nie stoczysz
Zamykasz oczy i widzisz co chcesz
ten świat jakiego pragniesz
i ta rzeczywistość, którą rządzisz
Spoglądając lekko w dół, milczysz
ze strachu, że spadnie twa korona
i z brzdękiem pobije Miraculum.
Robert Hiena, 3 october 2010
Krople życia uderzają o podłogę
bezgłośnie urywając pulsującą
nadzieję przedłużenia gatunku
Ty zaś się cieszysz tępo
z własnej naiwności i pustego
odczucia chwilowej ulgi
Wycierasz pot z czoła po wszystkim
co jedyne sprawia ci radość
w twoim bez-uczuciowym życiu.
Napawasz się upływającym czasem
gdy zaś chłód i ból powracają
ty znów nie radzisz sobie
z rzeczywistością
Robert Hiena, 2 october 2010
Rodzajowi ludzkiemu rzucone na pożarcie -
łkające w języku niemowląt marzenia
umierają beztrosko bez świadomości
co ich nie zdążyło otoczyć.
Animalizując pojęcia jakich nie znałeś
zdajesz sobie sprawę z faktu
że tak naprawdę personifikowałeś
jedynie swój chory umysł
Zieloną wodą i powietrzem pędzony
Glob obraca się powoli, nie widząc tego
co dzieci jego pragną i rżną wnętrzności
byle dalej, byle mocniej
Interweniując ostatkiem logiki
skaczesz z wieżowca i rozumiesz wszystko
co miało być i będzie i co było
a już nigdy ciebie nie dotknie.
Rodzajowi ludzkiemu rzucone na pożarcie -
wyjące w języku dorosłych idee
wznoszą się dumnie świadome
co mogły otoczyć.
Robert Hiena, 1 october 2010
Parszywie wzdychając
Merdasz mentalnym ogonem
Prosząc swego pana
O więcej, o jeszcze.
Patrzysz kocimi oczami
Na świat, co ciebie otacza
Licząc naiwnie że ludzie
Może cię posłuchają.
Podgryzasz kości
Własnego istnienia
Sapiąc zgniłym oddechem
Prosto w twarz
Niewinnych wiernych.
Robert Hiena, 29 september 2010
Kroczysz złotą ścieżką
wśród oddechu mokrego
jesieni, co za dłoń łapie
chłodem jedynie.
Spoglądasz na ławkę
dopatrując ducha
z grymasem żalu
widząc tylko liście..
Kroczysz złotą ścieżką
wśród odległych nadziei
wiosny, co żegna cię
chustką jedwabną
Spoglądasz na ławkę
dopatrując jego
z cichym westchnieniem
oglądasz liście.
Robert Hiena, 29 september 2010
A gdy słowo - miast ciałem
flegmą się kryje
ty patrzysz i płaczesz
gdy ból bruzdy ryje
nachodzi powoli
zabrania oddechu
odbiera nadzieję
i siłę twej woli
gwałci, pożera
uciec już pragnie
ty zaś przyglądasz się
temu dokładnie
i liczysz.
.
Robert Hiena, 27 september 2010
Popełniwszy symbol wiary
uchodzi tobie płazem
bycie uszanowanym
przez siebie samego.
Zraszanie krzyża krwią
jest modne, gdy wiara
co go trzymała, rdzewieje
a on usycha i opada.
Paradoksalnie nienawidzisz
to co powineineś kochać
i patrzysz złowrogo
na jedyna prawdę Boga-
miłości bliźniego.
Jak siebie samego -
ranisz zuchwale
spoglądając psu w oczy
nie widzisz świata
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
25 november 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 november 2024
2511wiesiek
25 november 2024
0019absynt
25 november 2024
Pod skrzydłamiJaga
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt