Ludwik Perney

Ludwik Perney, 12 september 2011

Kto ma najszybszy skuter w mieście?


Martwe od lat przeboje obijają się o surowe zbocza
przy Szosie Transfogaraskiej, szukają powietrznego
pochówku, ale tu nie ma sępów, tylko owce i świnie.
 
Szymon domyka zamek tropiku, wtula twarz w śpiwór
i złorzeczy, że zaraz pójdzie do diabelskiego koczowiska,
spojrzy demonowi w oczy i wykpi jego muzyczny gust.
 
Cyganie zasypiają, dwa tysiące metrów nad poziomem
morza zapada cisza. Szymon włącza idiotyczny kawałek,
wyskakuje z namiotu i drze się z wokalistą i chórkiem:
 
„Nie, Sydney, nikt cię nie dogoni!”. Owinięty śpiworem
skacze wśród owczych bobków, rozkoszuje się myślą,
że refren będzie nękał Cyganów przynajmniej całe jutro.


number of comments: 7 | rating: 7 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 1 september 2011

Ile zła ma w sobie echo?


W Turcji obowiązuje stare prawo umożliwiające
budowanie domu w każdym miejscu, o ile uda się
to zrobić w jedną noc – przypomina sobie Kacha.
 
My jednak jesteśmy w Rumunii. Jeśli gospodarz
zechce nas przepędzić, uprosimy go polską wódką,
albo po prostu spakujemy namioty i odjedziemy.
 
Chyba nas nie zauważył, za to jego pies szczeka
niepokojony odszczekiwaniem z lasu. Dyskusja
się nie kończy, bo ten z lasu przedrzeźnia stróża.
 
Odpowiedzi są echem – zdumiewająco wyraźnym,
głośniejszym od oryginału! Szymon nieruchomieje,
trawi myśl, która strawi go każdego wieczoru przy lesie.


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 31 august 2011

Czy mogę przywiązać się do twoich przedmiotów?

Monastyr okazał się krzyżem pomalowanym 
wściekle czerwoną farbą. Kuszące fantazje 
o noclegu w ogrodzie pod okiem Boga prysły. 

Szymon, Agnieszka i Kaźmirz zasypiają w fotelach
Alhambry na parkingu obok przydrożnej knajpy.
Ryglując wszystkie zamki wspominali ostrzeżenie: 

„Otwarte drzwi stanowią dla Cyganów zaproszenie” 
– ciekawe jak odbierają lekko opuszczoną szybę?
Szymon śni przebudzenie, smagłą twarz za oknem,

próbuje odczytać jej wyraz. Przejeżdżający samochód
oświetla ją na moment – ciemne oczy wyraźnie pytają.
Pytanie zostanie w Szymonie do końca wszystkich snów.


number of comments: 2 | rating: 10 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 30 august 2011

Gdzie podział się rumuński demon?

Kościelny dzwon wisi na tymczasowej konstrukcji
tuż nad ziemią. Dzwonnik – chudy, szary chłop
o charakterystycznej twarzy – to idealny obiekt.
 
Szymon skupił się na nagrobkach, nie zauważa
demonicznie zaklinanego sakramentu chrztu
– matka klęczy pochylona w niewygodnej pozycji,
 
trzyma dziecko tuż pod grymasami popa i dłonią
która jest mimem rozgniewanego Boga. Edyta
szuka najlepszego światła, naciska spust.
 
Demon chyba nie chce opuścić ciałka, modlitwa
trwa już kilkadziesiąt minut. Głos dziecka zachrypł,
wrzask nie ustaje. Twarze demona zastygły
 
na matrycach Edyty i Kachy. Szymon unosi obiektyw,
dzwonnik uderza w dzwon i pojawia się pytanie,
które zostanie w Szymonie do końca wszystkich chrztów.


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 2 august 2011

Szczęście

Stoję obok zafrasowanego ogrodnika, patrzymy
na sadzonki sosny czarnej – kilkanaście drzewek
w czarnych doniczkach.
 
Słucham o przędziorku, ochojniku i grzybach,
ogrodnik tłumaczy działanie oprysku – gęsta masa
zakleja jaja pasożytów i dusi.
 
Oleisty oprysk jest droższy od zwykłego, efektowne
wyobrażenie śmierci kosztuje. Ogrodnik wciąż mówi,
a ja myślę o ruchu dłoni brudnej od ziemi
 
– rolnik przeniósł larwę z rozbitej bryły na trawę.
Sens naszych istnień orientuje się na szczęście
robaków, które pożywią się ciałem.

http://perney.pl/audio/2011/08/meal-worm-morio.jpg


number of comments: 30 | rating: 8 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 24 july 2011

Trzy epitafia na jednym grobie

Uwierzę w epitafium, którego prostota
i niebanalna treść czynią zmarłego zacnym
– wystarczy żyć zgodnie ze wzorem.
 
Treść popłynie do czytających niczym woda
z podziemnych skał – uderzy perspektywą
podaną chłodno i orzeźwiająco.
 
Pozbędę się niepokoju, męczących decyzji:
jak wypełniać czas, którym bogom się kłaniać,
z czego składać ofiary; będę żył w pewności.
 
Z tą chwilą znów się narodzę,
zostanę żywym pomnikiem starego życia,
pożegnam je i podsumuję słowami:
 
Spoczywa tu mężczyzna, który nie tylko poznał
sens istnienia, ale również go zaprojektował.
Ty, który czytasz epitafium, uważaj:
 
prawda połykana z należytym dystansem
ukoi, nadmierna zachłanność ściśnie gardło,
przypomni dziecinny ból zmrożonej skroni.
 
Jeśli nowe epitafium uznam za niedoskonałe,
pochowam moją drugą martwą połówkę
obok pierwszej i narodzę się po raz trzeci
 
Nie obowiązują mnie prawa szklanki,
w naszej kulturze trzy połówki to niewiele.


number of comments: 18 | rating: 7 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 16 july 2011

Pozagrobowe życie kobiet

Dobre kobiety również umierają,
ale po śmierci trafiają do raju,
by robić tam wszystko, co powinny.
Oczywiście to o czym pomyślałeś,
robią w twoim raju, ja mam swój.

Umierającym kobietom doskwiera
uporczywe swędzenie w miejscu,
w którym nie mogą się podrapać.
Swędzenie jest coraz dotkliwsze,
ostatecznie prowadzi do śmierci.

Purytańskie panie nie są dobre,
one jedynie wstydzą się podrapać.
Dobre kobiety umierają patrząc w niebo.
Po śmierci skrzydła rozrywają sukienki
– dobre kobiety wchodzą do raju

ubrane jedynie w skarpetki i białe majtki.
Ich rzekoma bezpłciowość to bujda,
a czystość dotyczy jedynie higieny
– właśnie dlatego dobre kobiety
zmieniają czasem majtki na czerwone.

http://perney.pl/audio/2011/07/majtki.jpg


number of comments: 13 | rating: 10 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 12 july 2011

Luz Ma Być!

1.
Jest późno, żelbetonowe ściany zmęczyły się
przenoszeniem dźwięków piosenek i słów,
a właściwie ostatnich sylab. Ktoś krzyczy,
ale niepokoić może tylko cisza.
 
 
2.
W lodówce zostały tylko jajka, hasał trwa,
daję ci jedno i krzyczę wprost do twojego ucha
– Jeszcze nie jadłem surowych jajek,
moglibyśmy spróbować!
 
Nakłuwasz skorupkę, zbliżasz dziurkę do ust
i wsysasz luźne białko. Bezwładne uderzenie
żółtka o wydmuszkę. Pęka błonka, słodycz
rozlewa się na języku i rozczarowuje
 
 
3.
Nie pamiętam wielu imion. Byli starsi
o tyle, że znikali, zanim zdążyłem się pojawić.
 
Jaga nieco zwlekała ze zniknięciem, próbowała
budzić się zmięta i nieobecna jak zwykle,
ale nie pasowała do rumianych chłopaków,
którzy chichotali do ostatniego łyka wina
kupionego za drobne.
 
Pojechała grabić liście we wrocławskim parku
– wyobrażałem sobie jak porusza grabiami
nucąc piosenki Kate Bush. Kate też znikła,
 
po latach nagrała nowe wersje starych przebojów.
 
 
4.
Licealna wychowawczyni purytańska rusycystka
nasączona miłością katolickiej szkoły z internatem
uderza trzykrotnie linijką w blat biurka
– Luz Ma Być! – Siadamy na ławkach i zastygamy.
Wszystkie trampki wiszą, pani unosi brwi
i mówi – Jestem mile rozczarowana.


number of comments: 10 | rating: 3 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 24 june 2011

Cheese, umieramy!

Przewróciło się Życie Pi i odsłoniło Czyste czyny,
zaległa cisza podobna do tej sprzed burzy 
– burzą było uderzenie Życia w parapet. 

Przewracałem się z prawego ramienia 
na brzuch, z brzucha na lewe ramię,
później zerkałem na księżyc i słuchałem
jak łamie cię w kościach – umówmy się, 
wszystko wieszczyło ten zwrot.

Życie przewrócone do góry życiorysem,
Wiedemann zdążył pożegnać się z koszulą,
zaczyna siąpić deszcz. 

Pamiętasz, pocieszałem cię, że ból 
kiedyś się skończy. Pytałaś kiedy,
ale przecież nie mogliśmy poznać
dnia ani godziny.

Każda kropla jak procent odmówionej modlitwy,
przychylność bogów kokietowanych przez Pi. 
Nie lękajmy się, gdziekolwiek leży koszula Adama, 
jej brudny kołnierzyk jest w fazie namaczania.


number of comments: 13 | rating: 8 | detail

Ludwik Perney

Ludwik Perney, 20 june 2011

Alkoholowy metabolizm szpaków

Przeciętny dzień – szpak spod parapetu
drze dziób i wali skrzydłami o blachę.
Za chwilę odfrunie, by wracać i zerkać
na mnie zza różowych ciałek dżdżownic.
 
Góry na miejscu, druty wiszą na słupach,
rozpędzone samochody szumią z oddali
zwyczajnie. Dlaczego, w takim razie, czuję,
a nawet wiem, z hiszpańskimi naukowcami,
 
że kończy się czas? – wykrzywia się w tor
rzuconego kamienia. Pamiętam ze szkolnych
zajęć, że poleciałby najdalej rzucony
pod kątem czterdziestu pięciu stopni.
 
Naskórek na palcu wskazującym zgrubiał,
wyraźnie formuje się w coś, co nie chce być
mną. Znam więcej miejsc, gdzie pod skórą
zbroją się obce grudki, jednak to palec
 
wskazuje najwymowniej. Szpak drze dziób
codziennie, ale od kiedy? Tej wiosny
zadomowił się pierwszy raz. Żre czereśnie
z całym ich fermentem, wraca pod parapet
 
i śpiewa pijackim głosem, że kończy się czas,
kamień rzucono mocno, za mocno w górę.


number of comments: 21 | rating: 7 | detail


  10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1