Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 august 2010

Się

żyje się
a przez to się
ani siebie porządnie zobaczyć
ani siebie rzetelnie doświadczyć
ani siebie uczciwie ocenić
w rzadkich chwilach jasności
czysty  głos
i ty jesteś z Galilejczyka
ależ skąd
nie znam tego człowieka
kogut pieje do ochrypnięcia
a ja  coraz mocniej
powtarzam nie znam tego człowieka
 
                                   04.08.2010
 


number of comments: 10 | rating: 18 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 6 october 2012

Wyczekiwania


tyle kotwic chybocących na wietrze
i ani śladu lądu
                               25.08.2012
 


number of comments: 9 | rating: 15 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 october 2012

+++


jak tu zamieszkać w drzewie otwartym przez piorun

panika drzazg kolców odłamków włókien

które przed chwilą płynęły korytem pnia

a teraz przypominają kopnięte mrowisko ścięte mrozem

wobec drzewa otwartego przez piorun

rozpłatany wół Rembrandta albo Soutine’a

to prawie legowisko witające  wędrowca

obietnicą wytchnienia w gnieździe snu

jak więc zbliżyć się do drzewa otwartego przez piorun

może drzazgą naciąć skórę

i zawrzeć spóźnione braterstwo krwi

albo wydać siebie na pastwę kolców

bo tylko cierniem można zszywać ranę

która jątrzy i jątrzy w każdym z nas

 

                                                                              17.08.2012
 


number of comments: 6 | rating: 14 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 8 october 2011

Ziemia raz jeszcze


I
przebudziłem się na piasku
leżałem na wznak i patrzyłem w niebo
niebo to ocean z wysepkami chmur
z piaskiem rzecz wygląda inaczej
gdyż pustynia jest tautologią na wszystkie strony
 
ilekroć budzę się i spoglądam w siebie widzę młodzieńca
czasem spotykam go na stadionie w Tarnowcu w trakcie meczu
przejmuje piłkę w okolicach dwudziestego metra od bramki rywala
mija dwóch obrońców i strzela po ziemi tuż przy słupku
innym razem zastaję go w pokoju przy biurku nad kartką
pisze wiersz a cień stojący za jego plecami
zjada kawałek po kawałku biel strony
i wreszcie widzę go na leśnej ścieżce
pochylony bada ślady odciśnięte w mokrej ziemi
gdyby urodził się Indianinem byłby wytrawnym tropicielem
choć już niekoniecznie myśliwym
 
kiedy niedawno
wszedłem w podziemia warszawskiego metra
świst pociągu kroił mnie na plasterki
i rozrzucał jak kolorowe konfetti
 
kiedy indziej
stałem na werandzie schroniska nad Morskim Okiem
i wpatrywałem się w prolog burzy
błyskawice zjawiały się jedna po drugiej
kąsając skały i drzewa
czy i ziemię połknie kiedyś
anakonda kosmosu
 
II
 
czy byłeś kiedyś stertą ulotek
rozrzucaną przez wiatr na ulicach miast i kontynentów
na każdej ten sam slogan w uniformie kolorów
wyrazy bez znaczeń słowa bez rzeczywistości
więdnące liście które nigdy nie zaznały drzew
a czy byłeś gnijącym ciałem
w którym pracują metodycznie
kolejne pokolenia robaków
ktoś nie wyłączył oka
które utknęło w jakimś teraz
i musi patrzeć na powolną przeróbkę
organów w minerał
a czy leżałeś
na ruchliwych dywanach mórz
czując jak kłębią się w tobie wiry
na podobieństwo młodych węży
by nie przedłużać wspomnę jeszcze o
pociągach przewożących śnieżny puch
krokach szukających nóg korpusów i twarzy
głosach wiszących ledwie przez chwilę
na pajęczynie powietrza
jeśli tym nie byłeś jaki sens otwierać usta
i pomnażać nieistotność mowy
 
nieznośna łatwość w znoszeniu
codziennej ociężałości
jak najdalej od lasera lancetu przenikliwego spojrzenia
jak najbliżej newsa przeboju gazetki z kauflandu
skoro dryfujesz po powierzchni
nie podejmujesz ekspedycji w głąb
skoro wystarcza sms
nie wspinasz się granią poematu
i tak mijają dni tygodnie lata
i zostaje nic
 
płyną niczym ławice
suną jak kolonie owadów
wędrują w sprawnie zorganizowanych hordach
mieszkańcy miast i metropolii
czasem niektórzy z nich
nie mogą już znieść kroków głosów twarzy
wtedy odbezpieczają broń i strzelają na oślep
by wyrąbać dla siebie kawałek przestrzeni i powietrza
kończą w klatce więzienia albo szpitala dla obłąkanych
celebrując w sennej jawie swój rozpaczliwy czyn
w ławicy niewiele to zmienia
kolonia owadów sunie dalej
horda grzebie zabitych
i rozchodzi się do swych zajęć
 
urodziłem się
więc jestem
włączony
złowiony
zgubiony
 
III
 
przebudziłem się na trawie
leżałem na wznak i patrzyłem w niebo
niebo to preria ze stadami bizonów
z trawą rzecz wygląda inaczej
wystarczy wyciągnąć rękę żeby napotkać jej miękką sierść
 
kiedy szedłem miastem ludnym
bez trudu stawałem się każdym z przechodniów
gdy jednak spojrzałem w siebie
nie zastałem nikogo
wtedy pomyślałem
trzymaj się z dala od tłumu
przebywaj  jak najbliżej siebie
może zdołasz jeszcze ocalić
ruchliwą pieczęć swej twarzy
 
to było w innym miejscu i czasie
rozmawiałem z wiatrem
próbowałem uspokoić ogień
morze powierzało mi swe najskrytsze tajemnice
najgorzej szło ze skałą
ale i ona zostawiała dla mnie szyfry i znaki
potem utraciłem zdolność rozumienia
wiatru ognia morza  kamienia
i wszystko wskazywało na to
że postradałem siebie
ale na dnie suchej studni usłyszałem głos
wstań i idź
wyznaj że już nie jesteś synem Króla
wstałem więc i wyruszyłem
i tak zaczął się mój ozdrowieńczy powrót
 
 
spotykam go czasem na działce
mężczyzna pod siedemdziesiątkę
siwe włosy ogorzała twarz żylaste ręce
gdy podwiązuje pomidory
albo przycina uschnięte pędy malin
odsłania się przede mną jego spokój
ale też zrozumienie oraz wyrozumiałość
dla konwulsji stworzeń i pracy czasu
jakby w palcach obracał całość
jakby całość niosła go w dłoniach
 
26-28.07.2011
 


number of comments: 12 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 august 2010

Zwłoki

Pamięci Czesława Świerada
                            
dlaczego w liczbie mnogiej
dlaczego blp
a przecież w tarnobrzeskiej kamerze
leży mój teść pojedynczy
wypełniając sobą  trumnę
pewnie że nie jest już w pełni osobą
ale też nie można powiedzieć
że zmienił się nie do poznania
lekarze orzekli że umarł
ksiądz zapewnia że
nasze życie zmienia się
ale się nie kończy
i komu tu wierzyć
ale dlaczego zwłoki
że  został tylko manekin ciała
że wygasł osobniczy élan vital
zwłoki
niepoliczalne nie do ogarnięcia
niby jeszcze zwarte a już rozproszone
wydane na pastwę rozkładu
bo nie potrafią zadbać o siebie
zwłoki
reszta po kimś
kto jeszcze parę dni temu
żył  po ludzku
i może wciąż jakoś istnieje
a w trumnie zostawił zewłok
a może nie miał czego zostawiać
bo jest bez reszty tym
co wypełnia teraz dębową trumnę
trup od paznokci po włosy
wieczność rozkładu siebie nieświadoma
 
                                               04.08.2010
 
 


number of comments: 4 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Osady

jakby każdy oddech osadzał we mnie szadź
albo wsypywał się do środka giętką wstążką piasku
zwłaszcza pod wieczór gdy rzeczy leżą w pokrowcach
i nie chce się im znaczyć ani współpracować

nazwy są daleko niczym dzikie zwierzęta
uciekające w popłochu w głąb kurczących się lasów
czują bezbłędnie że lepszy skok w urwisko
niż krótka smycz wybiegu albo zaduch klatki

jest jak słup bez słupnika szałas bez eremity
pochyla się nad strumieniem i nie widzi siebie
jakby już dawno przepadł odpłynął z inną wodą
albo zmyty z plaży rozpuścił się w oceanie

tak to już jest pod wieczór gdy przycicha zgiełk
a dzienna fatamorgana rozwiewa się bez śladu
myśl niby czegoś szuka ale nie za długo
bo szybko trafia na pewność że nie zostaje nic

08.01.2010


number of comments: 2 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Na bezrybiu

wyrzucanie przed siebie wyrazów albo zdań
żeby pochwycić i oznakować
jakby można na wędkę złowić ocean
albo wsypać pustynię do dziecięcego wiaderka

żeby jeszcze natrafiać na coś twardego
ale najczęściej mgła roje motyli albo błysk fajerwerków
nazwy wracają z pustymi głoskami
a w sieciach zdań wisi śnięta płotka

dlaczego więc kolejne wyruszanie
jakby już zapomniało się o ostatnim połowie
i znów podsyca się opowieści o ławicach
albo legendy o białym wielorybie

09.01.2010


number of comments: 4 | rating: 11 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 january 2013

Ugór

Chciałabym zapytać, dlaczego zarasta ziemia.
                               Magdalena Zych
 
stoję na polu
na którym kołtun
wyschniętej poprzerastanej trawy
dlaczego odpadła od  ziemi
żylasta ogorzała ręka
dlaczego nie przychodzą inne ręce
aby przywrócić ziemi nadzieję i siłę
 
stoję na umierającym polu
udając żywego
i nie przeraża mnie
że moja ręka nie spieszy
aby przywrócić ziemi siłę i nadzieję
 
stoję na polu
na którym wiatr
buszuje w kołtunie wyschniętych traw
dotykam ciała powalonego Mohikanina
który postradał szczep plemię i Wielkiego Ducha
 
                                   14.01.2013
 
 


number of comments: 4 | rating: 11 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 9 october 2010

Przezroczystość

już mi się nie odkleić od tej leśnej ścieżki
ugniatanej codziennie kołami roweru
pilnować muszę kruchej równowagi
której ciągle zagraża piaszczyste podłoże
 
 
już mi się nie opędzić od chłopców z osiedla
z którymi grywam podwieczorne mecze
podpatrują me kiwki kiksy irytacje
ale też umiejętność przełknięcia przegranej
 
 
już mi nie rozstać się z tą pierwszą klasą
do której chodzi pewna Paulina
oboje wiemy –  bylibyśmy razem
gdyby się urodziła dwadzieścia lat wcześniej
 
 
już nie zostawić mi mojego teścia
(Pokolenie Kolumbów AK Solidarność )
choć czasami mam dosyć tego zadufania
co na oślep rozdaje kopniaki i laury
 
 
już nie porzucić mi mej małżonki
chociaż diety i kiecki pretensje i żale
bo koło ratunkowe nocnych nasiadówek
znów nam pozwala zaczerpnąć powietrza
 
 
już nie uwolnić mi się od tych wierszy
co drą w kawałki zasłonę złudzenia
bo bez nich życie parcieje i rzednie
a ja sam sobie przeciekam przez palce
 
 
i już nie zamglić jasnego widzenia
które żarzy się we mnie pełnokrwistym zdaniem
w tym zdaniu stoję nagi i zdany na siebie
bo wiem – w nagłej potrzebie nie przybywa odsiecz
 
 
 


number of comments: 11 | rating: 10 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 3 june 2013

Symultaniczne

przed snem w ciemności widzi to wyraźnie
wagony metra zasysają płaszcze i kurtki  plecaki i torby
a potem wypluwają je na najbliższym przystanku
niektóre z twarzy próbują rozerwać kokon
i wydostać się na powietrze
zamaskowany harpun meandruje w tłumie
i raz po raz wyławia jakąś postać
potem na uboczu dopełnia dzieła
 
po szorstkiej korze brzozy pełznie bąbel żywicy
i połyka śpiącego owada
wiatr przekonał gałęzie aby ostrzegły go na migi
lecz on widać nie zdążył opanować tego języka
 
znowu wyruszam w las aby szukać siebie
w moich śladach obozują mrówki
pleśń wytrwale dzierga swe koronki
lis szykuje legowisko pod okapem
mojego dawno zgubionego cienia
jeszcze się nie zjawiłem
a już zaginałem
 
                                               18.02.2013
 
 
 


number of comments: 4 | rating: 10 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1