Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 9 february 2015

Pod wieczór a może z rana


nieustanna gorączka
chwiejna krawędź we mnie
która twardnieje w ostrze klingi
i zawsze zgiełk przede mną
kiedy mówię świat
i zawsze ciemność we mnie
gdy kiełkuje wiersz
porzucany przez siebie
budzę się niekiedy
w szarym milczeniu ścian
w pustych ramach twarzy
kiedy wypływam to wyrusza cień
gdy zawijam do portu to cumuje ołów
i wciąż we wszystkie strony
muszę co dzień iść
bo widać żadne z miejsc
nie może mnie przyjąć
 
                        29.11.2014


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 19 november 2013

Przyczynek

krople deszczu na sznurze
drżenie nad przepaścią
porzucone na piasku
milczenie ust
                        19.10.2013


number of comments: 0 | rating: 9 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 19 november 2013

Zapiski lustratora bazarów

kroczenie przez szkło pajęczyna świtu
może milczenie da się zaprosić na rozmowę
na lwowskim bazarze radzieckie medale huculski garnek kakofonia monet
jeszcze nie zdążyłeś przyłożyć dłoni do gorączki miasta
a ono już się od ciebie odkleja albo pokazuje plecy
obrazy to kubeł trocin grzebiesz w nim
raczej na podpałkę niż na mozaikę
 
na cmentarzach odświętnie o każdej porze
mijają się kroki wspomnienia  sny
czasem budzą się we mnie obrazy
w których wędrują umarli
czasem zasypiają we mnie słowa
w których chciałem ożywić żywych
jak trudno złowić ławicę która przeze mnie przepływa
 
każde miejsce jest twarzą innej tęsknoty
pewnie dlatego niepokój
który każe porzucać i szukać dalej
deszcz zasypuje moje ślady
piasek wypija moje tropy
wiatr czyha na spojrzenie i dotyk
w każdym miejscu roztargnienie i lęk
 
oddech wędruje dalej
sondując całą ruchliwość
nieobjęte wymyka się a leży pod ręką
nieuchwytne ucieka a chce zostać złapane
przepływające zmienia koryta a pragnie być złowione
cała ruchliwość marzy
aby opowiedziano ją od nowa
 
                                               11.11.2013
 
 
 
 
 
 
 
 
 


number of comments: 8 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 19 november 2013

Refleksy

dreszcz jaszczurki spod buta albo zygzak węża
wieczór wystawia w oknach utracone srebra
pękanie kropli puchnięcie konarów
łachman snu porzucony w bramie
 
czyjaś stopa na krawędzi morza
albo oczy w zaułkach miasta
smukłe palce odnajdują dotyk
który spada na chłodne klawisze
 
egzotyka pod kopułą cyrku
tabor ciągnie strunami gitar
porzucone w pośpiechu obrazy
dawna świetność wypłowiałych barw
 
                                   18.10.2013
 


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 5 august 2013

Domysły


we śnie
podpełzam do siebie
niczym indiański tropiciel
wsłuchuję się uważnie
w oddychającą twarz
 
morze
zagarnia gwar
ludzkich stóp
potem po śladach
wchodzi do domów i miast
 
strach
czai się
w wąskich przejściach
niewielu potrafi sprostać
jego zagadkom
 
                        16.07.2013


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 3 june 2013

Symultaniczne

przed snem w ciemności widzi to wyraźnie
wagony metra zasysają płaszcze i kurtki  plecaki i torby
a potem wypluwają je na najbliższym przystanku
niektóre z twarzy próbują rozerwać kokon
i wydostać się na powietrze
zamaskowany harpun meandruje w tłumie
i raz po raz wyławia jakąś postać
potem na uboczu dopełnia dzieła
 
po szorstkiej korze brzozy pełznie bąbel żywicy
i połyka śpiącego owada
wiatr przekonał gałęzie aby ostrzegły go na migi
lecz on widać nie zdążył opanować tego języka
 
znowu wyruszam w las aby szukać siebie
w moich śladach obozują mrówki
pleśń wytrwale dzierga swe koronki
lis szykuje legowisko pod okapem
mojego dawno zgubionego cienia
jeszcze się nie zjawiłem
a już zaginałem
 
                                               18.02.2013
 
 
 


number of comments: 4 | rating: 10 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 3 june 2013

Wywiedzione z deszczu

śmierć jest dziewczynką o szarych oczach
która rygluje wszystkie przejścia
a potem podśpiewując znika za rogiem
 
                                   29.05.2013


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 june 2013

Siedem i pół psa



 
dźwigać splątane korzenie
kopce węży wygrzewających się na słońcu
stosy lin w kącie okrętu
które nagle ożywają i rzucają się na marynarzy
sterty gałęzi ocierających się o siebie niczym szpada o szpadę
 
w nocy przypłynęła do mnie matka na spróchniałej kłodzie
chciałem ucałować jej dłonie
ale rozsypały się przy pierwszym dotknięciu
ojciec stał w beretce i gumiakach na grząskim polu
 patrzył na wiertniczy szyb cały w bąblach rdzy
 
płynąłem w łodzi podwodnej metra
i nie za bardzo chciałem się wynurzać
krążyć wraz z innymi w ludzkiej termitierze
resztki twarzy wystawiać na pustynny wiatr
 
rozchylałem jej uda
aby językiem namacać wilgotne wejście do jaskini
pokusa powrotu który nie może się udać
 
łyżki koparek wygrzebywały z ziemi czaszki i kości
które biegli w swym fachu opisywali z wielką starannością
akcje czaszek i kości zawsze dobrze stoją na politycznych wiecach
w końcu śmiertelni po to grzebią umarłych
aby następni mieli co wygrzebywać
 
szanowni państwo wobec kryzysu
a co za tym idzie obiektywnych ograniczeń
żarcia starczy tylko dla siedem i pół psa
 
                                                               29.05.2013
 
 
 
 


number of comments: 3 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 january 2013

Ugór

Chciałabym zapytać, dlaczego zarasta ziemia.
                               Magdalena Zych
 
stoję na polu
na którym kołtun
wyschniętej poprzerastanej trawy
dlaczego odpadła od  ziemi
żylasta ogorzała ręka
dlaczego nie przychodzą inne ręce
aby przywrócić ziemi nadzieję i siłę
 
stoję na umierającym polu
udając żywego
i nie przeraża mnie
że moja ręka nie spieszy
aby przywrócić ziemi siłę i nadzieję
 
stoję na polu
na którym wiatr
buszuje w kołtunie wyschniętych traw
dotykam ciała powalonego Mohikanina
który postradał szczep plemię i Wielkiego Ducha
 
                                   14.01.2013
 
 


number of comments: 4 | rating: 11 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 5 january 2013

Cień

drzazga cienia na murze rozpoczyna opowieść
ale zaraz przerywa obawiając się słów
 
które dziarsko ruszają duktem grząskim i prostym
gdzie zupełnie im obce kolec oścień czy gwóźdź
 
wszystkie usta je miały mełły na bladą papkę
aby potem nią spluwać na bliźniego i świat
 
każdy język je huśtał niczym dziecko pokraczne
wyglądając tej chwili która złamie mu kark
 
znają je wszystkie kraje kontynenty narody
udające w nich dobroć solidarność i gest
 
mamroczące w nich mantry dobrobytu swobody
obojętnie lustrując tych co idą na śmierć
 
znają je zbiegowiska i masowe areny
gdzie się ryczy ujada atakuje i klnie
 
gdzie możliwe są tylko barwy nasze i wrogie
a co chce być pośrodku trzeba zdeptać i zgnieść
 
drzazga cienia na murze chciała zacząć opowieść
ale gdzie szukać słowa w którym żarzy się blask
 
skoro wszystko na sprzedaż skoro wszystko na wynos
a kto troską rażony musi pozostać sam
 
                                                           30.11.2012
 
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 january 2013

Przebywania

przynależeć a jednak wciąż trafiać na dziury
po miejscach miały oczy i twarze wygięty łuk pleców
dłonie czerpiące wodę usta haust powietrza
a jednak pochwyciła je pod wieczór mgła
która wszędzie zastawia niewidzialne wnyki
 
jakby ktoś szedł ulicą i wpadł do wykopu
albo wędrując zboczem osunął się w przepaść
roztargnione powietrze chwilę się szamocze
poszukuje ciężaru który je wypełniał
ale szybko zabliźnia ranę nieistnienia
 
czasem w powietrzu coś jakby znak wodny
wyblakła pieczęć skrawek palimpsestu
coś prześwituje świta prawie świeci
otwiera przesmyk gdy mocarna ręka
odwala delikatnie kamień widzialnego
 
                                   17.12.2012
 
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 january 2013

Że

że tu jestem  że patrzę  że idę  że czuję
że  próbuję plan jakiś codziennie szkicować
że  rozmijam się  z sobą  że omijam  innych
że  nie umiem  wymówić  właściwego słowa
 
że  wciąż  mi nie  po drodze  z tymi  co  też  w drodze
że  słyszę  jak  się we mnie przesypuje piasek
że  świat  jest  mega rzeźnią że kłamstwo  że absurd
że  ciągle  się  rozrasta  tłum  pokracznych  masek
 
że nie umiem na dłużej zamieszkać w eremie
że się  lękam  że gardzę  rozgrzeszam  nikczemność
że  już ruszył  że idzie  że pogasi światła
i że wreszcie zapadnie ostateczna ciemność
 
                                               31.12.2012


number of comments: 12 | rating: 9 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 january 2013

Plama

plamy miast chaszcze ulic wzbierające gęstwiny slumsów
ludzkie kukiełki nawleczone na kłącza
rozpięte na kratownicach  coraz szybszych kół
cel jest nieuchwytnym a może tylko oszukańczym mitem
przy którym wciąż się grzejemy z braku lepszego opału
 
plastry jezior plamy mórz rozpostarte mapy oceanów
na których chybocą się skrzypiące  stateczki
a na nich twarze zarośnięte mchem snem  pragnieniem
głębia jest  nieuchwytną  a może tylko wyschniętą studnią
z której próbujemy zaczerpnąć i ożyć
 
plamy stron kartek ekranów
po których ciągną kolonie liter
tabuny słów  o niezliczonych gatunkach
sens jest nieuchwytną  a może już tylko wymarłą doliną
ku której wędrujemy i ślad po nas ginie
 
                                               30.11.2012
 
 
 


number of comments: 3 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 january 2013

Na swobodnych wodach

same  czarne owce
każdy pije co chce
                Jack Sparrow
 
dziób okrętu tnie wodę klinga wchodzi w metal
pług w ziemię dłuto w kamień nóż w tkaninę skóry
w głębiach zapadnie wirów otwierają usta
i połykają ciała omdlałe z wysiłku
 
igła kompasu pokazuje nigdzie
wiatry zastygły niczym mim uliczny
mgła osiada powoli na leniwej wodzie
która zaczyna syczeć jak spieniony metal
 
księżyc odsłania prawdę a słońce rozstawia
stragany pełne podniet dla oczu i pragnień
na grzbietach prądów zbudzone obrazy
porzucają na zawsze domowe zacisze
 
sterczą kikuty masztów a dziurawe burty
oglądają swe rany w cynowej poświacie
w oddali plamki świateł karnawał ogników
odgłosy zdradzające zabawy Tortugi
 
 
                                               05.12. 2012


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 2 january 2013

Chłód

piszczele gałęzi i drgawki ostatnich liści na wietrze
szkielety prehistorycznych stworów na które trafiasz
zwykle pod wieczór gdy mgła wyprowadza na spacer
masywne cielsko
 
warstewki lodu na źrenicach i sople
wewnątrz ciał pełnych jadów znużenia i zgiełku
gdzie nie staniesz od razu wyczuwasz ślizgawkę
więc ostrożność która i tak przed niczym nie chroni
 
czasem grzane wino brata się z krwią
robi się wtedy żwawo i przestronnie jednak nie na długo
gdyż odłamki szkła potrafią przedziurawić
nawet najszybszy płomień
 
                                               30.11.2012
 


number of comments: 1 | rating: 9 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 october 2012

+++


jak tu zamieszkać w drzewie otwartym przez piorun

panika drzazg kolców odłamków włókien

które przed chwilą płynęły korytem pnia

a teraz przypominają kopnięte mrowisko ścięte mrozem

wobec drzewa otwartego przez piorun

rozpłatany wół Rembrandta albo Soutine’a

to prawie legowisko witające  wędrowca

obietnicą wytchnienia w gnieździe snu

jak więc zbliżyć się do drzewa otwartego przez piorun

może drzazgą naciąć skórę

i zawrzeć spóźnione braterstwo krwi

albo wydać siebie na pastwę kolców

bo tylko cierniem można zszywać ranę

która jątrzy i jątrzy w każdym z nas

 

                                                                              17.08.2012
 


number of comments: 6 | rating: 14 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 6 october 2012

Wyczekiwania


tyle kotwic chybocących na wietrze
i ani śladu lądu
                               25.08.2012
 


number of comments: 9 | rating: 15 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 6 october 2012

Znikania

 
kręgi na stawie zanikanie w dreszczach
a może opadanie i przemiana w ciemność
 
stopa na skale dłoni wymyka się lina
i ciało na kamieniach jak zgubiony sweter
 
w pubie u zbiegu ulic czekam na kogoś
kto spiesząc na spotkanie nie oczekuje nikogo
 
                                                                              19.08.2012
 
 
 
 
 


number of comments: 1 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 6 october 2012

Nieuniknione

kiedy ledwie wyczuwalne drżenie zaczyna występować z brzegów
oczy mogą co najwyżej brodzić w rojach motyli
które przylatują nie wiedzieć skąd
i mnożą się z prędkością zaciekle pracującej kopiarki
 
szczeliny w ścianach nagle ożywają
i pełzną w stronę korzeni
jakby glina pomyliła się im z gniazdem
a piasek ze źródłem
 
ręce wiszą wzdłuż tułowia jak uschnięte liany
gdzie im marzyć o przymierzu z dłonią
albo o splataniu w powietrzu mostów
po których idą błękitni wędrowcy
 
czółna krwi ciągle płyną
ale oddychają z wysiłkiem
bo niewidzialny oścień
kaleczy ich dna
 
 
kiedy więc ledwie wyczuwalne drżenie mnoży sieci
z prędkością wściekle pracującej kopiarki
szykuj ząb grzechotnika albo kolec skorpiona
bo nie wiesz ostatecznie którego przyjdzie ci użyć
 
                                                                              17.08.2012
 
 
 
 
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 6 october 2012

Ubywania

jeszcze nie zmierzch raczej ospałość letniego popołudnia
które zaległo w śpiącym kocie wtulonym w brązowy koc
tyle jeszcze kierunków stron rozwidleń skrzyżowań
gdy jednak przyjrzeć się im z bliska
przy wielu z nich można zauważyć znak ślepej ulicy
masywne tau które nie kruszy już skał
 
jeszcze nie panika ale już solidnie zagnieżdżony lęk
przechodnie niby przechodzą domy niby stoją
słowa się słowią a gesty odbywają swe codzienne rytuały
wystarczy jednak trzask pękającego na mrozie pnia
albo rzężenie dachowej więźby na wietrze
żeby włókna drgawek zostały wprawione w ruch
 
jeszcze nie bankructwo ale już pośpieszna wyprzedaż ryzyka
żeby ratować  rzecz trwałą -  chwilową iluzję pewności
a przecież wiatry wieją morza się mnożą głowy główkują
jak tu innym głowom wybić z głów to co lęgnie się w ich głowach
głaszczesz skórę drzewa a tu drzazga otwiera ci żyły
otulasz główkę dziecka w której być może kiełkuje mord
 
jeszcze w pozycji pionowej ale już z ciągotami do zalegania
solidne marszruty codziennych polegiwań
antrakty leżeń skreślające kawałek po kawałku
fabuły zdarzeń scen i epizodów
wytrwały trening aby nie zostać zanadto zaskoczonym
kiedy nadejdzie kiedy teraz i już
 
                                                                              17.08.2012


number of comments: 2 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 8 october 2011

Ziemia raz jeszcze


I
przebudziłem się na piasku
leżałem na wznak i patrzyłem w niebo
niebo to ocean z wysepkami chmur
z piaskiem rzecz wygląda inaczej
gdyż pustynia jest tautologią na wszystkie strony
 
ilekroć budzę się i spoglądam w siebie widzę młodzieńca
czasem spotykam go na stadionie w Tarnowcu w trakcie meczu
przejmuje piłkę w okolicach dwudziestego metra od bramki rywala
mija dwóch obrońców i strzela po ziemi tuż przy słupku
innym razem zastaję go w pokoju przy biurku nad kartką
pisze wiersz a cień stojący za jego plecami
zjada kawałek po kawałku biel strony
i wreszcie widzę go na leśnej ścieżce
pochylony bada ślady odciśnięte w mokrej ziemi
gdyby urodził się Indianinem byłby wytrawnym tropicielem
choć już niekoniecznie myśliwym
 
kiedy niedawno
wszedłem w podziemia warszawskiego metra
świst pociągu kroił mnie na plasterki
i rozrzucał jak kolorowe konfetti
 
kiedy indziej
stałem na werandzie schroniska nad Morskim Okiem
i wpatrywałem się w prolog burzy
błyskawice zjawiały się jedna po drugiej
kąsając skały i drzewa
czy i ziemię połknie kiedyś
anakonda kosmosu
 
II
 
czy byłeś kiedyś stertą ulotek
rozrzucaną przez wiatr na ulicach miast i kontynentów
na każdej ten sam slogan w uniformie kolorów
wyrazy bez znaczeń słowa bez rzeczywistości
więdnące liście które nigdy nie zaznały drzew
a czy byłeś gnijącym ciałem
w którym pracują metodycznie
kolejne pokolenia robaków
ktoś nie wyłączył oka
które utknęło w jakimś teraz
i musi patrzeć na powolną przeróbkę
organów w minerał
a czy leżałeś
na ruchliwych dywanach mórz
czując jak kłębią się w tobie wiry
na podobieństwo młodych węży
by nie przedłużać wspomnę jeszcze o
pociągach przewożących śnieżny puch
krokach szukających nóg korpusów i twarzy
głosach wiszących ledwie przez chwilę
na pajęczynie powietrza
jeśli tym nie byłeś jaki sens otwierać usta
i pomnażać nieistotność mowy
 
nieznośna łatwość w znoszeniu
codziennej ociężałości
jak najdalej od lasera lancetu przenikliwego spojrzenia
jak najbliżej newsa przeboju gazetki z kauflandu
skoro dryfujesz po powierzchni
nie podejmujesz ekspedycji w głąb
skoro wystarcza sms
nie wspinasz się granią poematu
i tak mijają dni tygodnie lata
i zostaje nic
 
płyną niczym ławice
suną jak kolonie owadów
wędrują w sprawnie zorganizowanych hordach
mieszkańcy miast i metropolii
czasem niektórzy z nich
nie mogą już znieść kroków głosów twarzy
wtedy odbezpieczają broń i strzelają na oślep
by wyrąbać dla siebie kawałek przestrzeni i powietrza
kończą w klatce więzienia albo szpitala dla obłąkanych
celebrując w sennej jawie swój rozpaczliwy czyn
w ławicy niewiele to zmienia
kolonia owadów sunie dalej
horda grzebie zabitych
i rozchodzi się do swych zajęć
 
urodziłem się
więc jestem
włączony
złowiony
zgubiony
 
III
 
przebudziłem się na trawie
leżałem na wznak i patrzyłem w niebo
niebo to preria ze stadami bizonów
z trawą rzecz wygląda inaczej
wystarczy wyciągnąć rękę żeby napotkać jej miękką sierść
 
kiedy szedłem miastem ludnym
bez trudu stawałem się każdym z przechodniów
gdy jednak spojrzałem w siebie
nie zastałem nikogo
wtedy pomyślałem
trzymaj się z dala od tłumu
przebywaj  jak najbliżej siebie
może zdołasz jeszcze ocalić
ruchliwą pieczęć swej twarzy
 
to było w innym miejscu i czasie
rozmawiałem z wiatrem
próbowałem uspokoić ogień
morze powierzało mi swe najskrytsze tajemnice
najgorzej szło ze skałą
ale i ona zostawiała dla mnie szyfry i znaki
potem utraciłem zdolność rozumienia
wiatru ognia morza  kamienia
i wszystko wskazywało na to
że postradałem siebie
ale na dnie suchej studni usłyszałem głos
wstań i idź
wyznaj że już nie jesteś synem Króla
wstałem więc i wyruszyłem
i tak zaczął się mój ozdrowieńczy powrót
 
 
spotykam go czasem na działce
mężczyzna pod siedemdziesiątkę
siwe włosy ogorzała twarz żylaste ręce
gdy podwiązuje pomidory
albo przycina uschnięte pędy malin
odsłania się przede mną jego spokój
ale też zrozumienie oraz wyrozumiałość
dla konwulsji stworzeń i pracy czasu
jakby w palcach obracał całość
jakby całość niosła go w dłoniach
 
26-28.07.2011
 


number of comments: 12 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 november 2010

Live

na ogół dreptanina nawyki i sekwencje rutynowych działań
po wielokroć ćwiczone pytania odpowiedzi gesty i grymasy
jakby programista który to majstruje niespecjalnie się sprężał
przedkładając wyraźnie repetycję nad innowacyjność
pewnie że zdarzają się odstępstwa kiksy zachowania niestandardowe
nazywa się je trochę na wyrost –  wolnością ale bliższy ogląd
nie pozostawia złudzeń to po prostu anomalie wbudowane w system
inżynieria w mrokach genu i memu a w świetle świata – karnawał osobliwości
tylko osób ze świecą szukać bo epidemia mimikry trwa w najlepsze
ale z drugiej strony ku czemu tu się wychylać skoro każdy wychył
wpada wcześniej czy później w pejzaż o dobrze znanych parametrach
powiedzmy tak coś się skończyło i coś się zaczęło
ale póki co mamy niemałe trudności w określeniu
jak się owe cosie mają się do siebie
 
                                                               14.11.2010
 
 
 
 
           
 
 


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 november 2010

Zew

przed snem myśl żeby wrócić w ten zakątek lasu
gdzie gniazdo w cierniach tarniny a obok pętla wnyku
ślad stopy w glinie wilgotnej a w konarach olchy
ucho igielne blasku zapraszające do środka
 
podpowiedzi oddechu czy podszepty krwi
a może kalkulacje starego wyjadacza
który innym opycha produkt pod nazwą keep smiling
lecz sobie już niczego nie potrafi sprzedać
 
kiedy do siebie dzwoni nie zastaje nikogo
a cisza jest tak nieznośna jak pisk styropianu na szybie
wtedy myśli o cieple i rozgwarze tawern
albo o ścisku w metrze czy na koncercie rockowym
 
z rana ma zwykle kilka mocnych postanowień
lecz później gdzieś mu znikają jak kumple co mieli być
ale  coś im wypadło zostaje  sms
że na pewno nie dotrą i że przepraszają
 
ciągle jednak ta myśl nadzieja ogarek monstrancji
że uda się jeszcze siebie rozpocząć od nowa
choćby teraz w tym miejscu gdy wierzby za oknem
negocjują z wiatrem wydanie ostatnich liści
 
                                               12.11.2010
 
 
 
 
 
 
 


number of comments: 3 | rating: 6 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 9 october 2010

Przezroczystość

już mi się nie odkleić od tej leśnej ścieżki
ugniatanej codziennie kołami roweru
pilnować muszę kruchej równowagi
której ciągle zagraża piaszczyste podłoże
 
 
już mi się nie opędzić od chłopców z osiedla
z którymi grywam podwieczorne mecze
podpatrują me kiwki kiksy irytacje
ale też umiejętność przełknięcia przegranej
 
 
już mi nie rozstać się z tą pierwszą klasą
do której chodzi pewna Paulina
oboje wiemy –  bylibyśmy razem
gdyby się urodziła dwadzieścia lat wcześniej
 
 
już nie zostawić mi mojego teścia
(Pokolenie Kolumbów AK Solidarność )
choć czasami mam dosyć tego zadufania
co na oślep rozdaje kopniaki i laury
 
 
już nie porzucić mi mej małżonki
chociaż diety i kiecki pretensje i żale
bo koło ratunkowe nocnych nasiadówek
znów nam pozwala zaczerpnąć powietrza
 
 
już nie uwolnić mi się od tych wierszy
co drą w kawałki zasłonę złudzenia
bo bez nich życie parcieje i rzednie
a ja sam sobie przeciekam przez palce
 
 
i już nie zamglić jasnego widzenia
które żarzy się we mnie pełnokrwistym zdaniem
w tym zdaniu stoję nagi i zdany na siebie
bo wiem – w nagłej potrzebie nie przybywa odsiecz
 
 
 


number of comments: 11 | rating: 10 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 9 october 2010

Stonka

do białego poobijanego garnuszka zbieram stonkę
rzecz dzieje się na trzyarowej działce
którą w połowie obsiałem trawą i obsadziłem drzewami
a pozostałą ziemię własnoręcznie przekopałem
nawiozłem obornikiem i posadziłem ziemniaki
posiałem fasolę rzodkiewkę ogórki i marchew
no więc do poobijanego garnuszka zbieram stonkę
a także starannie odrywam zielone listki
z żółtymi kropeczkami jajeczek i umieszczam w naczyniu
zwykle strzepuję do garnuszka pojedyncze sztuki
ale zdarza się też że muszę przerwać kopulację
i dwa osobniki których płci nie rozróżniam
uderzają o metalowe dno
potem zawartość garnuszka wysypuję
na skraj betonowej wylewki
i miażdżę skórzaną podeszwą półbuta
skrzypią pancerze wydziela się żółta posoka
wypełzają oślizłe jelitka
no cóż godziny stonki są policzone
z larwy powstała i w mokrą plamkę się obróci
nie wiedząc skąd przychodzi kim jest i dokąd zmierza
do główki by jej nie przyszło że jest szkodnikiem
i że jej być albo nie być zależy od tego
czy będę miał czas pojechać na działkę
sorry miażdżona stonko
ale tak się złożyło
że to właśnie mnie nakazano
czynić sobie ziemię poddaną


number of comments: 5 | rating: 5 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 august 2010

Się

żyje się
a przez to się
ani siebie porządnie zobaczyć
ani siebie rzetelnie doświadczyć
ani siebie uczciwie ocenić
w rzadkich chwilach jasności
czysty  głos
i ty jesteś z Galilejczyka
ależ skąd
nie znam tego człowieka
kogut pieje do ochrypnięcia
a ja  coraz mocniej
powtarzam nie znam tego człowieka
 
                                   04.08.2010
 


number of comments: 10 | rating: 18 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 7 august 2010

Zwłoki

Pamięci Czesława Świerada
                            
dlaczego w liczbie mnogiej
dlaczego blp
a przecież w tarnobrzeskiej kamerze
leży mój teść pojedynczy
wypełniając sobą  trumnę
pewnie że nie jest już w pełni osobą
ale też nie można powiedzieć
że zmienił się nie do poznania
lekarze orzekli że umarł
ksiądz zapewnia że
nasze życie zmienia się
ale się nie kończy
i komu tu wierzyć
ale dlaczego zwłoki
że  został tylko manekin ciała
że wygasł osobniczy élan vital
zwłoki
niepoliczalne nie do ogarnięcia
niby jeszcze zwarte a już rozproszone
wydane na pastwę rozkładu
bo nie potrafią zadbać o siebie
zwłoki
reszta po kimś
kto jeszcze parę dni temu
żył  po ludzku
i może wciąż jakoś istnieje
a w trumnie zostawił zewłok
a może nie miał czego zostawiać
bo jest bez reszty tym
co wypełnia teraz dębową trumnę
trup od paznokci po włosy
wieczność rozkładu siebie nieświadoma
 
                                               04.08.2010
 
 


number of comments: 4 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 16 may 2010

+++

przebudzony
spoza
na siebie patrzę
mokre ślady na piasku
świeże tropy w zaroślach
plamy cienia na kamieniu i trawie
stamtąd
wyraźniej widzę
siebie
tym i tamtym
03.05.2010


number of comments: 1 | rating: 9 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 16 may 2010

Postanowienia

w miarę możliwości jak najdalej od ulic
gdzie głównie dryf śniętych oczu i bałagan kroków
pewnie że zdarzy się czasem ślad z obietnicą wyprawy
albo twarz w którą wpadasz jak w gęstwinę
ale najczęściej chropawa tafla
po której ślizgasz się aż do znudzenia podeszwy

w miarę możliwości z daleka od twarzy
które dały za wygraną
i już tylko kserują siebie na kopiarce dni
ani im w głowie czuwanie przy splątanych korzeniach
albo wspinaczka karkołomnym zboczem
gdy góry ani widu ani słychu

w miarę możliwości z daleka od postu
jak również od karnawału
bo popiół na pochylonych głowach
mniej więcej tyle znaczy
co plusk pękających balonów
gdy kończy się rok albo wiek

w miarę możliwości jak najdalej od dali
jak również od bliskości
bo wycie wilków za wzgórzem
to nie melodia z mp3
a ruch węża przy nodze
to nie obraz w high definition

w miarę możliwości jak najbliżej siebie
a nawet jeszcze bliżej
o ile pozwolą na to oczy i nerwy
a wtedy w otwartym otwiera się otwarte
i bezszelestnie rozrasta się w tobie milczenie
które wie i trwa

13.12.2009


number of comments: 1 | rating: 8 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Ars poetyka która się potyka

zawsze tęskniłem do zapisu który obyłby się bez czytelnika
i nie idzie mi o to że nie myśli się o nim podczas pisania
ani o to że stawia się przed nim zasieki słów i zdań
by się zdrowo namęczył zanim cokolwiek zrozumie
takie igraszki dobre dla tych którzy nigdy nie opuścili
modernistycznego teatru i jego kuluarów

no to o co mi właściwie idzie może o to
by poprzestać na sobie jako piszącym i czytającym
w końcu nie można pisać nie czytając
tego co napisane a jak potrafi dowalić napisane
dobrze wiedzą ci którzy siebie dali w zastaw
i co słowo co zdanie budzą się – z niczym

no dobra to co tutaj rozkminiam poezją zgoda nie jest
ale poezja po prawdzie jest ostatnią rzeczą
o którą by mi chodziło co mnie ona obchodzi
skoro ja ją niewiele obchodzę albo inaczej
czy pamiętacie to uczucie ze spotkań poetyckich –
Jezu jakie smęty – spieprzać stąd jak najszybciej do – życia

a propos życia czy wiecie jakie swoje spotkanie autorskie
uważam za najbardziej udane otóż to na które nikt
nie przyszedł świetnie super alleluja zamiast słuchać
mnie byli w tym czasie sobą u siebie
a ja ze Stanisławą na zapleczu przy kawie
odbyliśmy istotną Polaków rozmowę

i tego jak powiada poeta trzymać się
bo wiersze wolno pisać gdy idziesz na wszystkie strony
gdy nikt cię nie ratuje nic nie usprawiedliwia
gdy wisisz na sznurze jak Judasz gdy bełkoczesz jak Celnik
gdy w panice szukasz jakiegoś okrycia
a już wiesz że nagość tylko nagość zawsze nagość

05.05.2010


number of comments: 4 | rating: 9 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Zawężenia

najpierw jest rozlegle
wyspy na morzach morza przelewają się za horyzont
horyzont za słupami heraklesa a nawet dalej
na myśl o ograniczeniach uśmiech politowania albo ironii
bo niby kto albo co może nam podskoczyć
przecież świat to modelina którą będziemy ugniatać i formować
jak nam się podoba

pierwsza zgaga
rzadko bywa poważnym ostrzeżeniem
to przecież tylko podpisanie niezobowiązującej lojalki
z tym kawałkiem świata z którym powoli się obwąchujesz
zresztą nie trzeba wielkiej przenikliwości by zauważyć
że jest to strategia powszechna więc czemu akurat ty
miałbyś się wyłamywać

kolejne zgagi
do przyjemnych nie należą ale od czego łeb na karku
i biegłość w sztuce racjonalizacji która odruch moralny
przerabia na obiektywne trudności ograniczenia paradygmatu
przebiegłość abstrakcyjnych systemów immanencję dyskursów
nie żeby się usprawiedliwiać albo dawać za wygraną
ale mus to mus

kiedy ten moment
w którym to zakrzepło przybrało postać odruchu i wzoru
pamiętasz jak przez mgłę ale raczej ci umknęło
pewnie że to niedobrze ale kto wytrwa w czujności
gdy sprawy walą się ze wszystkich stron
a ty je podtrzymujesz podpierasz łapiesz za rękę
w ostatniej chwili

dni i noce nie śpią
ty w dniach i nocach coraz szybciej i obojętniej
i gdy prawie pewność że masz to pod kontrolą
nagle widzisz że w klatce i że nie da się wyjść
bo klatka tobą ty klatką a wszystko wiruje i płynie
a co z wyspami na morzach na myśl o wyspach i morzach
gorzki śmiech i płacz

18.12.2009


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Osady

jakby każdy oddech osadzał we mnie szadź
albo wsypywał się do środka giętką wstążką piasku
zwłaszcza pod wieczór gdy rzeczy leżą w pokrowcach
i nie chce się im znaczyć ani współpracować

nazwy są daleko niczym dzikie zwierzęta
uciekające w popłochu w głąb kurczących się lasów
czują bezbłędnie że lepszy skok w urwisko
niż krótka smycz wybiegu albo zaduch klatki

jest jak słup bez słupnika szałas bez eremity
pochyla się nad strumieniem i nie widzi siebie
jakby już dawno przepadł odpłynął z inną wodą
albo zmyty z plaży rozpuścił się w oceanie

tak to już jest pod wieczór gdy przycicha zgiełk
a dzienna fatamorgana rozwiewa się bez śladu
myśl niby czegoś szuka ale nie za długo
bo szybko trafia na pewność że nie zostaje nic

08.01.2010


number of comments: 2 | rating: 12 | detail

Grzegorz Kociuba

Grzegorz Kociuba, 14 may 2010

Na bezrybiu

wyrzucanie przed siebie wyrazów albo zdań
żeby pochwycić i oznakować
jakby można na wędkę złowić ocean
albo wsypać pustynię do dziecięcego wiaderka

żeby jeszcze natrafiać na coś twardego
ale najczęściej mgła roje motyli albo błysk fajerwerków
nazwy wracają z pustymi głoskami
a w sieciach zdań wisi śnięta płotka

dlaczego więc kolejne wyruszanie
jakby już zapomniało się o ostatnim połowie
i znów podsyca się opowieści o ławicach
albo legendy o białym wielorybie

09.01.2010


number of comments: 4 | rating: 11 | detail


10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1