2 february 2015

Szansa

Stoję i czekam.  Ciemno już... A  nie tak znów zupełne ciemno, bo tu i tam latarnia świeci i widać jakieś oświetlone okno, ale to mnie nie ratuje od uczucia beznadziei, bo pekaesu już nie będzie. Stało tu jeszcze kilka osób, lecz większość z nich już się rozeszła. Z tych co zostali ten i ów wciąż jakby niezdecydowany. Może samochód jakiś? Ale gdzie tam. Mało kto na wsi ma samochód, a to jest szosa przelotowa  przez Wólkę Mlądzką, Kołbiel, jeszcze dalej.. Najwyżej jakaś ciężarówka. I co ja mogę zrobić? Iść? W pantoflach na obcasach? W nocy?
Pójdę. Bo muszę.
Prawie płaczę. I po co było leźć do tego kina. Nikt nie zaczepił, nie zagadał. Dobiegłam do Śródmieścia  łapiąc pociąg. Z pociągu na autobus. No i stoję. Strach.  Szosa przede mną niczym otchłań. Już jestem sama? Tamci poszli? Być może złapią coś po drodze.
I na co czekam? Sama nie wiem.
 
A jednak ktoś się zatrzymuje. Samochód. Mały jakiś. Osobowy. Ktoś drzwi otwiera, zabłysło wewnątrz słabe światło, człowiek wychylił się, zapytał
     - Podwieźć?
Chcę mu się przyjrzeć. Nic nie widzę. E… Kto by to nie był, wszystko jedno. Ktoś kto w tych czasach ma samochód nie jest na pewno byle kim. Lecz ten samochód taki sobie,  nie maluch, ani duży fiat. Tamten zagarnia coś z siedzenia,  jakieś rzeczy. Lampka się pali, Siadam z przodu i widzę że jest brudno. Stary grat. Ostrożnie zerkam, na mężczyznę. Nie gruby, ale chyba dość wysoki. Zajmuje dużo miejsca w samochodzie.
    -  Pani daleko?
Mówię mu. Boję się, że nie będzie mu po drodze, ale nie. Jedzie tamtędy, tylko dalej. Jestem onieśmielona trochę, obcy człowiek i to właściciel samochodu. Chyba przygląda mi się, czuję to. Ruszamy.
Odezwać się, czy on coś powie?
      - Nie było autobusu? - mówi.
Narzekam na komunikację w taki sposób, żeby domyślił się kim jestem, że nie ze wsi.
     - Codziennie ten sam problem – mówię – przyjedzie, albo nie przyjedzie.
Patrzy przed siebie i teraz ja na niego mogę zerknąć z boku. Wydaje mi się nawet dość przystojny.
     - A pani co? Studentka?
     - Nie, nie. Pracuję w biurze
Chwila ciszy.
     - Zawsze tak późno pani wraca?
     - Byłam w kinie – mówię. Popatrzył na mnie
     - Sama?
     - Czemu nie? Lubię być sama.
Być może się uśmiecha. Nie uwierzył.
     - A mąż?
Przyznam się, co mi szkodzi
     - Nie mam męża.
Na pewno nie powinnam mu się zwierzać, ale tak mi się powiedziało, nie wiem czemu. Jestem spięta. To przecież obcy człowiek. Co z tego, że może nawet  sympatyczny, męski. Pewno zajęty. I tak za chwilę dojedziemy i trzeba będzie się pożegnać. Szkoda. Wtedy on pyta tak  swobodnie i jakby od niechcenia, czy może mnie odwiedzić. Jestem tym zaskoczona, mówię
     - Proszę bardzo – Wyjaśniam mu, że mieszkam z mamą.
     - Tak?
Wygląda na zawiedzionego. A może mi się tylko zdaje. Teraz ja pytam   gdzie on mieszka.
     Mówi zdawkowo
     - Trochę dalej.
Po chwili on, że może się spotkamy jeszcze. Nie wiem, co na to odpowiedzieć.
     - Pewno tak.
I mówię niby żartem, że może kiedyś  na tej trasie znowu nie będzie autobusu.  Ale on co innego ma na myśli. Chciałby się spotkać gdzieś na mieście. A ja się zastanawiam. Cóż? Właściwie on mi się podoba, chociaż nie widzę go zbyt dobrze, bo tylko profil i to tylko wtedy, kiedy ktoś jedzie z naprzeciwka. Pytam się gdzie? I to jest błąd. Bo nie powinnam tak od razu. I to mnie onieśmiela.  On mówi, że na Emdeemie. Jutro. Teraz milczę, ociągam się. Niech sobie myśli, że się zastanawiam, że może nie mam czasu, albo już jestem umówiona z kimś. Nie trwa to długo. Mówię
     – Dobrze.            
I to jest coś, co nas już wiąże, dlatego rozmowa się nie klei. Zbliża się ta  miejscowość w której mieszkam. Nie trzeba mnie podwozić do samego domu, stoi przy szosie, niedaleko.
Zatrzymujemy się, żegnamy  – do jutra. Teraz już wiemy gdzie i kiedy. On chyba usiłuje mi się przyjrzeć,  ja również widzę jego twarz, choć także niewyraźnie, w mroku. No cóż? Mężczyzna jak mężczyzna. Wydaje mi się dość przystojny.
 Idę przed maską samochodu na drugą stronę szosy. On patrzy za mną. Idę tak, żeby mógł  mnie ocenić należycie. A on odjeżdża. Już go nie ma.
 
Do mamy mówię, że poznałam kogoś. Na razie to wystarczy. Żeby nie pomyślała sobie bóg wie co. Wie tylko, że to właściciel samochodu.
 
A potem, po kolacji zanim zasnę myślę co zrobić? Iść, czy nie iść?  Może i trochę głupia sprawa, bo jednak nieznajomy. Co za różnica? Nieznajomy. Każdy był kiedyś nieznajomym. Ale jest  jeszcze coś. Tak prosto z pracy? A makijaż? Trzeba się będzie lepiej ubrać. Zawsze ubieram się starannie, bo jestem starszym referentem, lecz to wymaga czegoś ekstra. Ktoś pewno w biurze powie - randka? A ja odpowiem - nie. A skądże. Bo im, tym w biurze wciąż się zdaje, że już powinnam być zamężna. Ale to nie jest takie proste. Nie powiem, czasami robię znajomości. Zwykle  przelotne. O zamążpójściu nigdy nie ma mowy. Bo wszystko niby się układa, zanim nie powiem im, że mieszkam z mamą, a mama jest kaleką. I zajmujemy tylko jeden  pokój u takich ludzi na wsi, bo to taniej. Wtedy przestają się interesować.
Może tym razem? Sama nie wiem.
 
Jest  wczesna jesień, ale szaro, mglisto. Mam  czas, godzinę może więcej, wiec zamiast do kawiarni Niespodzianka idę posiedzieć gdzieś na ławce.  Plac Konstytucji. Na przystanku. Kręci się tutaj tyle ludzi, że nawet jeśli mnie zobaczy to nie pozna. A ja? Ja chyba się domyślę. Czas mija. I mija ta godzina na którą byliśmy umówieni. I wtedy widzę ten samochód. Przejeżdża Marszałkowską w stronę Alej. Ten sam, stary, a jakiej marki nie wiem, bo się nie znam. Iść do tej Niespodzianki nie ma po co. Posiedzę sobie jeszcze trochę i poczekam.
 
Jest!  Widzę go. To on, na pewno. Ale on jakby mnie nie dostrzegł. Nie poznaje. Idzie pod arkadami prosto do kawiarni. Wysoki, elegancki, w dżinsach. Gdy znika w drzwiach, ja wstaję z ławki i mówię sobie; tylko bez pośpiechu. Wchodzę, rozglądam się. Mieliśmy spotkać się na antresoli, więc idę tam powoli, od niechcenia. Widzę go, siedzi w głębi,  sam, a wiec to on. Siądę na drugim końcu sali, niech podejdzie. Na razie zbliża się kelnerka. Mówię do niej
- Poproszę kawę
Potem co jakiś czas podnosząc filiżankę spoglądam  w tamtą stronę starając się uchwycić jego wzrok. On się rozgląda, ale mnie nie widzi. Po chwili, kiedy mi się zdaje, że patrzy na mnie zza dymu papierosa spuszczam głowę, a potem znowu zerkam. Rozgląda się, a wiec mnie nie poznaje. Co zrobić? Sama nie wiem.  Przecież nie wstanę, nie podejdę i nie powiem – czy my się znamy?. Nie wypada. A on, wydaje mi się czeka na coś, może na kogoś. Pewno na mnie. Muszę coś zaraz postanowić, żeby nie stracić takiej szansy, bo on mi się podoba.  Ale ostrożnie, żeby się nie skompromitować. A z głębi sali ktoś mi się przygląda. Szary jakiś, w pomiętym garniturze, pewno ze wsi. A tamten zbiera się do wyjścia . Płaci.
Człowiek w pomiętym garniturku także wstaje. I wtedy przychodzi mi do głowy, że może to nie tamten, tylko ten? Musiałam się pomylić. Szkoda. Więc siedzę z miną obojętną i czekam aż podejdzie do mnie, powie
     - Czy my jesteśmy umówieni?
Lecz nic takiego się nie dzieje. Przechodzi obok milcząc pewny siebie chyba  z powodu tego  samochodu. Nijaki jakiś, szary. On to, czy nie on, sama nie wiem. Udaje, że mnie nie zna? Pewno tak. Nie musze wszystkim się podobać.  
Mam trochę czasu, siedzę sobie. Zdążę na przedostatni pekaes




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1