5 february 2011
Zapaść
Kochaliśmy się bardzo. On był zawsze gotowy w łóżku, a ja zawsze chciałam go dotknąć, pocałować, objąć. Mieliśmy zamiar wybudować dom. Jesienią, z kupionej przez nas prawie za bezcen działki bez prawa do zabudowy, poprzedni właściciele zebrali swoje kartofle i żyto, a my zaczęliśmy się starać o pozwolenie na postawienie domu na tej łasze piasku.
Stasiek niedawno zarejestrował warsztat kowalstwa artystycznego, wygrał przetarg i zaczął produkować meble ogrodowe. Ja pracowałam w biurze i rano pędziłam na przystanek. Mieliśmy jedno dziecko. Syna. Chodził do podstawówki. Był lipiec, miał wakacje, a więc ganiał po wsi. Stasiek zostawał w domu sam. No dobra, niezupełnie sam. Do cięższej pracy zatrudniał sąsiada pijaczynę. Robota szła szybko, termin
oddania mebli był napięty, a nam były potrzebne pieniądze, ponieważ póki co, żyliśmy z mojej pensji.
Gdzieś tak w połowie lata zauważyłam, że Stasiek
zaczyna robić płot przy drodze, która prowadzi do nikąd, czyli nad brzeg rzeki. Poszłam tam po południu i widzę paliki, sztachety jakieś, a płotu kawałek tylko. Może dlatego grodzi, bo w zaroślach na brzegu rzeki zbierały się jakieś męty? Zarośla też należały do nas. Zobaczyłam rudego psa, spaniela, a także kobietę z dzieckiem. Nieogrodzony lasek, każdy może się tu rozłożyć. Przyjrzałam się kobiecie, dziewczynie raczej. Piękna, długowłosa. I nogi też długie. Tylko na jednej wklęsła szrama. Zrobiło mi się
jej trochę żal. Wygląda na pozostałość po wypadku.
Dziwne. Po południu tego samego dnia Stasiek zamiast spokojnie siedzieć przed telewizorem nienaturalnie ożywiony zaczął rozprawiać o muzyce. To było dość niezwykłe, bo nie miał o tym pojęcia, a tu, ni stąd ni z owąd zainteresował go polski zespół, raczej mało znany. Przerwałam te wywody i powiedziałam mu, że na naszej działce siedziała letniczka z dzieckiem – ciekawe u kogo mieszka. Ucichł. I wtedy zauważyłam uśmiech i ten błysk w oczach. Od razu coś mnie tknęło. Już nie pytałam o nic. Wiedziałam; on też ją widział. On też jej się przyglądał. Na pewno się poznali i rozmawiali. O muzyce? Poczułam lekki ból gdzieś tak powyżej żołądka. Czyżby niepokój? Pewno tak. Powinnam być teraz czujna.
Kiedy syn zasnął, my poszliśmy do łóżka i kochaliśmy się tak, jak nie kochaliśmy się od dawna, namiętnie, długo, pomysłowo, zupełnie tak, jak wtedy, kiedy nie byliśmy małżeństwem. Domyśliłam się - w końcu nie jestem głupia, że tym razem on wcale nie spał ze mną.
Pojechałam do pracy następnego dnia i poprosiłam o urlop od zaraz, od już, od dziś. Trochę było grymasów, ale udało się załatwić. Wróciłam autobusem i nie zachodząc do domu od razu poszłam w stronę działki. Byli tam oboje. On oparty o płotek, ona stała tyłem do wózka, odchylona, cała w błękitnym dżinsie, a rudy pies biegał po naszym polu. Nie, nie podeszłam do nich, a oni mnie nie widzieli. Oni niczego nie widzieli, pochłonięci rozmową, która pewno nie miała większego sensu, ale była porozumieniem, a ja to wiedziałam.
Stałam. Widziałam jak się żegnają niecierpliwymi gestami z których można było wyczytać; „to na razie..”, a potem ona pchając niedbale wózek poszła w stronę plaży.
Tego dnia nie odstępowałam Staśka. Powiedziałam, że wzięłam urlop, żeby mu pomóc w pracy. Zapytałam go w pewnej chwili kim jest ta kobieta, a on opowiadał mi bardzo chętnie, widocznie mówienie o niej sprawiało mu przyjemność. Wiedział u kogo mieszka, wiedział, że mąż jest menadżerem zespołu rockowego, że jeżdżą z zespołem w trasy, a tutaj mąż przyjeżdża tylko na niedzielę. Był piątek. Pomyślałam, że to nie potrwa długo.
Stasiek nie podejrzewał chyba, że jest pilnowany, a jednak czegoś się domyślał. Krążył po domu, po ogrodzie, działce. Troche wypił. Usiłował się wymknąć, nie mógł, a moze bał się i najwyraźniej się męczył. Wiedziałam jak to jest, chce iść do niej, nie może, czuje że się dusi. Usiedzieć też nie może, nie wie gdzie się podziać. Patrzył na telewizor niewidzącym wzrokiem. Czuwałam nad nim do nocy, wreszcie poszliśmy obydwoje spać. Starałam się go przygarnąć, ale był zbyt pijany, a może tylko udawał? Musiałam się zdrzemnąć, bo nagle zauważyłam, że go nie ma. Poczułam strach i rozpacz. Byli umówieni? Wybiegłam i zobaczyłam go; otwierał właśnie furtkę ogrodową, tą od strony rzeki. A więc to tam, na plaży. Poszłam za nim. Był ubrany, no proszę, zdążył się nawet ubrać, ja byłam w koszuli. Doszedł do brzegu rzeki, rozglądał się, szukał czegoś. Nie znalazł. Rozejrzał się jeszcze raz i poszedł w stronę zabudowań we wsi . Trudno, jestem w koszuli, ale pójdę za nim. Wiedziałam do kogo idzie, nie było to zbyt daleko. Kiedy go zobaczyłam, stał tam wpatrzony w puste okno. To okno było ciemne, ale on stał i patrzył. Zbliżyłam się, podeszłam i powiedziałam – Chodź. W pierwszej chwili jakby się żachnął, ale poszedł ze mną, być może samotność bez niej była jeszcze gorsza. Objęłam go a on trząsł się tak, jakby mu było zimno. Przytuliłam go jeszcze mocniej i tak objęci szliśmy w stronę domu.
Następnego dnia starałam się nie spuścić go ani na chwilę z oczu, ale już nie chodziłam za nim, a on pokręcił się po warsztacie i poszedł w stronę działki. Na plaży za ogrodem jeszcze nikogo nie było i Stasiek leniwie i od niechcenia zaczął wbijać słupki. Patrzyłam na to z daleka i nagle zobaczyliśmy ich na drodze; przystojny facet pchał wózek, a obok ona w tych swoich błękitach. Rudowłosa. Widziałam, że Stasiek znieruchomiał, a ona przeszła obok zerkając zza pleców męża. Szli na plażę. Przez chwilę poczułam ulgę. Nie muszę pilnować Staśka, ale on jakby zszarzał, zmalał. Nie poszedł do domu ze mną, a ja nie nalegałam. Został tam. Plaża była po drugiej stronie rzeki, a on stał i patrzył.
Tak boli rozpacz, ja wiem. Weszłam do domu, robiłam to, co musiałam, stale będąc jak gdyby na granicy płaczu. I jemu współczułam też. Niemal fizycznie czułam co przeżywa i jak się bardzo męczy pragnąc tej kobiety. Od kiedy ona tu jest? Tydzień? Może dłużej? A więc poznali się już dość dobrze. Jak dobrze? Tego nie wiem.
Syn w ogrodzie miał namiot do zabawy, ale wolał ganiać po drodze z kolegami. Stasiek wrócił z butelką wódki i wlazł do namiotu. Nie chciał jeść. Zostawiłam go tam samego, niech się uspokoi. Kiedy po pewnym czasie zajrzałam do namiotu udając, że to przez przypadek, on leżał zupełnie goły, obnażony. Nie spał. I był pijany. Płakał.
Jakoś minęła ta noc. Rano padał deszcz, na plaży w ciągu
całego dnia nikt się nie pojawił. Od sąsiadów dowiedziałam się, że wyjechali.
Stasiek też wiedział. Chodził ponury. Nie smutny, bo
tęsknota to nie jest smutek, to coś dotkliwszego. Uczucie, które każde miejsce, gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli czyni niemożliwym. Wieczorem poszedł gdzieś. Niech idzie.
Dowiedział się od gospodarzy (ja też się dowiedziałam), że
wyjechali w trasę, ale to ani mnie, ani Staśkowi nie przyniosło ulgi. Zaczął teraz wyjeżdżać do Warszawy, rzekomo coś załatwić. Ale niczego nie załatwiał. Znał jej adres. Na pewno znał. Na pewno stoi pod jej domem. Czeka. I wciąż wydaje mu się, że ją widzi. Biegnie, dogania, to nie ona. A co by zrobił, gdyby ją nagle spotkał? Nieelegancki. Bez pieniędzy?
A jednak z czasem wszystko wróciło do normy. Pod koniec sierpnia już nie jeździł. Nie musiałam się o to martwić. Z miasta przyjechali po zamówione meble. Ktoś chciał ogrodzenie. Będą pieniądze na dom. Wydaje się, że obydwoje byliśmy dobrej myśli.
W grudniu listonosz przyniósł kartkę. To ja ją znalazłam w
skrzynce. Pocztówkę. Bez koperty. Życzenia od niej i dopisek, że czeka na telefon. Dałam Staśkowi kartkę, a co miałam zrobić? Patrzyłam, jak ją czyta. Bez emocji, a nawet jak gdyby z gniewem. Przez chwile nie wiedział, co zrobić, a potem podarł kartkę i powiedział – Kurwa.
21 december 2024
2112wiesiek
21 december 2024
Wesołych ŚwiątJaga
20 december 2024
2012wiesiek
19 december 2024
18,12wiesiek
18 december 2024
1812wiesiek
17 december 2024
tarcza zegara "miasteczkojeśli tylko
17 december 2024
3 zegary ceramiczne - środkowyjeśli tylko
17 december 2024
1712wiesiek
16 december 2024
1612wiesiek
14 december 2024
Zawiązała naturaJaga