Roberto Szymański, 12 listopada 2011
W Świątyni kłamstw spokój znajduje
Gdy prawda w serce kłuje
Gdy wychodzi na jaw co knuje
Gdy na śmierć czekam radosny
Spoglądam na swe czyny
Natchniony i przeklęty
Widzę szarość spokoju
Gwałtowność i naiwność swego stroju
Czasami nienawidzę się za kłamstwo
I za prawdę co w głowie huczy
Czasami myślę, że rozdziobią mnie krucy
I żadnego pożytku z tego kłamstwa miłego
Bo prawdą się karmiąc truję
A kłamiąc w śmierci się zapamiętuje
Okłamane ego zwraca się do właściciela swego
A własnością moją jest mój własny fałsz.
Roberto Szymański, 12 listopada 2011
Nienawidzę miejsc niezrozumienia
Miejsc sztucznego odkupienia
Kolorowego upojenia
Wolę mrok swoich ścieżek
Powietrze, woda i ogień
Lepszym są kompanem
Od ludzkiej głupoty
Kocham uciekać w miejsca odpoczynku
W miejsca pełne energii jednolitej
Dziwaków tam pełno
Podróżników dróg poskręcanych
Nienawidzę ludu iluzyjnego śmiechu
Wolę lud śmierci i prawdy
Wina i brandy
Dźwięków i wspomnień
Epoka wierszy żarówiastych
Pisarzy mądralińskich
Sądów tłustych i naiwnych
Nudnych ulic obsranych przez drące się psy.
Roberto Szymański, 7 czerwca 2011
Nic mi nie jest
Znów z kolan powstaje
Jak feniks z popiołów
Znów Bogowie ucząc mnie
Upokorzyli mnie
Gdy już psa swego jadłem na obiad
Nadzieja spadła z pluskiem
W kałużę łez przede mną
Nie pytajcie czemu i jak to?
To życie jest dziwnym kręgiem
Nauki głupców
Mądrości małych
Upadkiem i wzlotem ciągłym
Szarym i czarnym
Czerwonym i zielonym
Znów to nadchodzi
Dni w dolinie śmierci
Już za horyzontem widzę...
Okiem krwawym
Topór wbijam w ziemię i rum piję
Na pohybel diabłom w mej głowie.
O Bogowie...
Roberto Szymański, 14 maja 2011
Biegiem, szeptem
Spadam z kaskad ideałów
Skokiem, wrzaskiem
Staczam się z kryształowych schodów
W poszukiwaniu chleba...
Powściągliwe sądy brodatych głów
Cierpliwe pohukiwania ślepych sów
Z olimpu skał mglistych
Krew spływa soczyście
Z rezydencji sądów i piorunów
Szepty słychać ploty
Oto Bóg upadł....
Plotka jak to plotka
Z czasem mchem kłamliwym porośnie
Mitem przaśnym się stanie
Zapomni o żywych czynach
I martwym osądem osiądzie na laurach...
Mity mitami, lata wylatywały białymi oknami
Wieki przykryły powieki nad erami kolejnymi
I wtedy plotka powstała z mitem razem jak upadły anioł z dna...
Mówić zaczęto w srebrzystych pałacach dziwne rzeczy
Dzieci uszami ciekawie łowiły sensacyjne wieści
Matki chowały je w jaskiniach nieświadomości
A ojcowie ambrozje sączyli drapiąc się po brzuszyskach
Aż wreszcie fundamentem wstrząsnął gniew...
Kłótnie strachem, głupotą pchane
Pogrążyły boski świat ideałów w chaosie
Jedni mówili:to głupota!Nieprawda to przecież!
Drudzy: Zabić, ukrzyżować natychmiast!
Oto wrócił Upadły czarny jak noc...
Olimp w końcu zrozumiał strach i żal, gniew i ból
Lecz będąc po stronie stabilizacji
Pragnął bronić swej boskiej cywilizacji
Wojna wstrząsneła umysłami poetów i pijaków
Jak wściekły ogar upadły wpadł w serce spokoju mięso rwąc...
Wraca to coście dawno w ślepocie zasiali
To czegoś się bali i o czym świadomie zapominali
To kaznodzieje na ulicach głosić poczęli mądrość po szkodzie
Jak gdyby to coś wnosiło nowego do jeziora chaosu boskiego
Upadły zabił światłego po czym spojrzeniem spalił jego dzieci
Kobiety zgwałcił bólem by swe zasiać ziarno
Te co otrzymał kiedyś, gdy spadał w dół
Strącony za zbyt wielkie pragnienie w duszy
Ziarno kołem się toczy, chaos i porządek jednoczy...
Upadły odszedł w dal z pogardą. ukrzyżował się sam
Poeci wiersze na jego cześć poczęli pleść
W strachu bogowie pozostali
Pokory nauczył ich upadły bękart światłego
Lecz teraz i maluczcy poznali bunt
Trzeba przecież o porządek dbać
Poetów zabić, księgi o mitach spalić musimy
By upadek nie wrócił gdyż to byłby nasz koniec
I wtedy urodziły się upadłe dzieci....
Roberto Szymański, 9 maja 2011
Nie musisz wiedzieć
Kim jestem
Nie musisz patrzeć
Jak idę po szarym chodniku
Niewolnicze kazamaty
Dotyczą nas wszystkich
W galerach płyniemy
Po nasze wypłaty
Krążymy szaleńczo jak elektrony
W okół jąder miast
I systemu głowy
Szeptem daję wam znać
Kiedy skończę pracę
By wybrać się
Do wiersza....spokoju
W pokoju....nie ma nikogo...
prócz mej duszy
Po piwie suszy
Ale piwo dni jednakowe kruszy
Prawię zgniotłem dzień ten
Wierszem pisanym z biegu jak leń!
Roberto Szymański, 6 maja 2011
Jestem swobodny
kwiatki wąchać i od spodu mogę
Jestem istotą
Mogę od końca czytać dzień cały
Obiadem westchnąłem do prostoty życia
Dźwiękiem okrągłym
Szybkim gestem
Świstem...wilczym kłem
Rozdarłem zasłonę świątyni!
Mogę utyć na swoich słowach
Jak chomik gromadzić mogę
Pokarm ducha w polikach wypukłych
Mogę...nie zabronisz!
I tak zrobię by w radośc perlistą
Wbiec móc, na skrót i z zapasem
Na długi czas...
Rosę spijam ze skał mchem przyprószonych
Wyję do drzew zielonych
Do ludzi brudnych naturalnie
Kocham się z ziemią matką swą
Kazirodczo czcze jej łono
By perły pradawne wywołać w sobie
By ukochać to co kochane być musi
To co niezmienne i delikatne zarazem
Ziemia jest srebrem a woda w słońcu złotem.
Ja jestem bogiem jej i czczicielem.
Roberto Szymański, 5 maja 2011
Błyszczące korzenie nieba sięgąją
splątane istnień powrotami i...
Tron światów mglisty i prawdą nieskażony.
Lekko wizji drogą prowadzony
podążam pierwszą drogą w ostateczność
i uleczony nerwem absolutu spokojnego patrzę...
I widzę..wieczność biało - niebieską.
Nakreślone kreską mleczną
Stoją tam kurhany wspomnień
Zamglone jak opiumowe wizje
Skąd ja teraz wezmę tyle słów
by wpisać w ten nasz zwykły świat
tą wiecznośc przejrzystą...
Wycieram pióro i pędze!
Do lasów i łąk spokojnych
tam przecież kapkę tego znów znajdę
po co żyje...i po to w śmierć spadnę
By pisać o tym czego jeszcze nieodgadłem.
Roberto Szymański, 5 maja 2011
Ciałem przywłaszczony.
Skórą związany.
Przyjemnie naćpany.
Oglądam się jako ja drugi
przeszkadzają trochę lustra smugi
zapowiada się dzień długi.
Niedoskonałością obdarowany
Wstydem śmiesznym obwarowany
Konwenansem - na co dzień - ubrany?...
Mówię: koniec ciała zniewolonego
od dziś na kolację seksu miseczka
i żadnego na kroczu listeczka!
Adam i Ewa przeminęli
Teraz nastała epoka cielesnych meneli
Krocz więc sprawnie w ciele niewyrażenia.
Roberto Szymański, 5 maja 2011
Prosto - oryginalne słowa
Utopione w rzece urojonego Boga
Poezja wyuczona formą
Krojona z werwą uczniaka
Slodkie wyznania miłości i zazdrości
Gówniane stoliki z szanownym jury
Spaszteciałe społeczeństwo miastowej dziury
Nigdy nie stanę w tym szeregu milionowych jegomości
Prostota - głupota - jak twarz rozjechanego kota
Wersy, wersiki - szare buciki
Skrop komputer swą kawą poranną
Bo tym chlustem tylko
Możesz dźwięk z siebie wydać inny
Niż w deszczu samochody i rynny.
Roberto Szymański, 3 maja 2011
Jestem tu dziś jak Ty
Czekam na śmierć w drodze rozpoznania
W snach tunelu błądzę orgazmicznym wrzaskiem
Krwawą ścieżką armagedonu
Kroczę szaleńczo chłonąc mrok w usta chętnie
Rozumem serce mordując a sercem świat, krwią spływając
Jestem nikim w niczego sensie
Nie próbuj mnie zrozumieć wędrowcze miły
By i Tobie liryczne me koszmary realne się nie spełniły
Błądze w labiryncie znaczeń
Na granicy bieli i mroku
Gniew i ekstaza decydują o moim kroku
Albowiem kto ma siłę w sobie
Ten siłą zniszczon będzie
Świat zmieni duszą zapłaciwszy
Chyba, że siłę odrzuciwszy złoty środek wybierze
I schowa się w strachu
Nad śmiercią, na królestw dachu.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga