Yaro, 16 czerwca 2024
brakuje nam nadziei
krótkie noce na sen
opłakują kolejny dzień
słońce blade blady cień
rozpływa się ulica
dzieciństwo upłynęło szybko
woda pomiędzy palcami
piasek pustyni sypki rozgrzany
fala porwała nas na środek jeziora
tkwię jak cierń w twoich oczach
zapomnieć nie potrafię ciebie
myśl zbyt długo trwa
płynie czas starcza twarz
wiesz to i ja to wiem
zapomnieć wszystko
zostawić cień
odbity od starych ścian
ślad na ławce w parku to ja
inicjały wydłubane niezgrabnie
byliśmy młodzi jak we śnie
zabrałaś cząstkę szczęścia
ja też od ciebie zabrałem
co chciałem
coś co mam dotychczas
ten wiżajn czas w głowie
kilka miłych chwil pięknych słów
sam53, 16 czerwca 2024
gdyby ktoś wcześniej uprzedził mnie
że tych dwóch słów nie da się połączyć
że zostaną gdzieś w polu
każde sobie samopas
jak dwie drogi prowadzące w różne strony
dzień i noc albo słońce i księżyc
jak dwa ziarnka piasku odwrócone do siebie plecami
gdyby ktoś wcześniej
uwierzyłbym nie tylko w krzyż wiszący na ścianie
w naszym magistracie
Arsis, 16 czerwca 2024
Wiesz? Patrzę na twoją fotografię. W twoje oczy –- gwiazdy na nieboskłonie. W te migoczące
kryształy źrenic.
I tak mi jakoś, kiedy obrysowuję owal twojej twarzy.
Albowiem jesteś w moich oczach czerwoną różą o zapachu jaśniejszym niż słońce.
Tak oto kartkuję zakurzone stronice swojego życia.
Coś pomiędzy wierszem a powieścią.
Pełno tu tego.
Skreślone w tym
albo w innym
języku (miłości)
Oddane w estetyce zagadkowego symbolu. Emocjonalnych skojarzeń.
Dużo tu tego.
Tych zapisanych kartek. Wierszy...
Tej całej gmatwaniny słów.
Tej nieskończoności postrzegania świata.
Srebrzą się na krawędziach zakurzone na półkach foliały Beksińskiego, Aleksandra Błoka…
W pomarańczowej jutrzni, o świcie
(w czerwcu, albo któregoś innego dnia gorącego lata)
Patrzę na ciebie, moja jedyna.
I gładzę dłonią
twoją szyję. Całuję…
Odchylasz głowę,
zamykając powiekami niebo.
Kiedy tu piszę.
I śnię o tobie
na jawie i we śnie.
Wiesz? Dzisiaj jest wiatr
w tym ogrodzie,
co wydawał się już beznadziejnie cichy i pusty.
Ale teraz śpiewa.
Kołysze się ulotną chwilą anemonów.
W półcieniu i w słońcu. W zmierzchającym dniu późnego lata.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-16)
***
https://www.youtube.com/watch?v=HuymFexipsA
Teresa Tomys, 15 czerwca 2024
wyobrażać sobie zachwyt
kiedy myśl przełożę na blejtramę
czasem jednak
zamiast maków mam motyle
kolorowe oczko wodne
nad nim lipę pełną miodu
i bociany
żółte lilie tuż nad brzegiem
a na środku nenufary
temat taki niby inny
niemniej jednak kolorowy
moje lato
VI.2024/T.Tomys/Eliteraci.pl
Maria Kieś, 15 czerwca 2024
Patrz, moja dłoń jest krucha
a twoja – za twarda
lecz gdy ją ściskam
wiem że ty, ja
stanowimy jedno
To nasze splecione palce
są one zamiast słów
co płyną za szybko
przemijają
a ten uścisk niech trwa…
Gdy w roztargnieniu puszczam
ukochaną rękę
to czuję ciepło
dzięki tobie
my – to nie tylko słowa
sam53, 14 czerwca 2024
jeszcze wczoraj śniłem o końcu świata
szukałem słów do ostatniego wiersza
plątałem się bez celu po pustych ulicach
jeszcze wczoraj myślałem że nic dwa razy
choć echo zaprzeczało moim refleksjom
patrząc w lustro nie widziałem twarzy
każda zmarszczka przypominała smutne wczoraj
każdy siwy włos ciągnął za sobą popełniony kiedyś grzech
rozgrzebane wspomnienia wracały z myślą o jutrze
tylko dziś trwało jak ból który powoli zaczął się starzeć
w nocy śniło mi się kwitnące serce w szaro-sinych chmurach
obdzieliłem nim wszystkich Znajomych na Fb
krewnych i Przyjaciół
obudziłem się ze słońcem
pachniałaś kawą
Deadbat, 14 czerwca 2024
I rozpadły się wieże pamięci
Rozpadły
I nie jestem już tamtym człowiekiem
Nie jestem
Grzebie rękami w popiołach wspomnień
niegdyś jeszcze tak ciepłych
Z wstydliwą nadzieją że sparzę się jeszcze jakimś
niewygasłym węglem
Iskrą bodaj iskierką co została z pożaru
który niegdyś pożarł ściany mojego domu
W jakiejś niezdrowej nadziei
że mnie jeszcze ogrzeje
Zdumiony brakiem ich substancjalności
jestem
Jakież ulotne są one i lekkie
...
Jest mi zimno i wieje
Arsis, 14 czerwca 2024
W słońcu. W stepie. W dalekich echach nie wiadomo czego. Na tej równinie pod wielkim kloszem
kobaltowego nieba…
Jestem tutaj w tej udręce oczekiwania (na ciebie?)
nie wiem. Być może. Kiedy wychodzę z bunkra.
Kiedy się opieram o betonową ścianę łapię chciwie hausty skażonego powietrza…
Powyginane żelazne pręty fundamentów. Rozdarte trzewia.
W blokach betonu. Pomiędzy blokami…
To się przekształca.
Faluje na wietrze.
Podarte łachmany. Zawieszone.
Leżące obok. Wszędzie…Kiedy idę. Albo, kiedy nie idę.
Kiedy się przeciskam rodnymi kanałami nuklearnej śmierci. Wychodzę w światło.
W jaźń jaskrawszą od gwiazdy. Wyłaniam się. Wnikam w ciepło powietrza.
I wyłaniam się w tym wyłanianiu
do nie wiadomo czego. W nadziei wniebowstąpienia.
Cały w świętości.
Z ramionami rozwartymi szeroko, jak krzyż wynoszony w męce,
przez kogoś
przytłoczonego jego ciężarem. Przez kogoś, kogo już nie ma.
Wyłaniam się w nieziemskiej infule, jarząc się na krawędziach.
W rozbłyskach neutronów.
Spopielony radiacją.
Gdzieś z tyłu.
W półmroku.
W nocy podziemi.
Trzask drzwi w ogromnym przeciągu. Metaliczne
uderzenie. I jeszcze raz. I jeszcze…
Takie ciągłe uderzenia kowalskim młotem.
Skrzypienie
zawiasów.
Przeciągłe.
Ciągnące się długą frazą…
Kiedy mówię w gorączce. Kiedy śnię, śniąc dalej na jawie. Słyszę wołanie.
Tam.
W głębi niczego, gdzie bez powietrza w mur wrasta skrzydlata trwoga.
Wśród okrzyków. Wśród niewyraźnych słów
zdegradowanych milczeniem.
A więc rozkładam szeroko ramiona, unosząc wysoko głowę.
Jakbym szedł w rozstrzelanie przez cząsteczki blasku.
Idę wolniej po gruzie, ciągnąc za sobą szatę asymetrycznego cienia. W odorze rozkładu.
W cichym chrzęście rozbitego szkła.
W zwojach splątanych kabli. Popękanych kineskopów.
Wśród nowotworowych guzów
naciekających ściany
cichym szmerem nieskończonego wzrostu.
Wśród pyłu.
Rury znikające w głębi…
Dziurawe. Pozrywane. Pogięte...
Coraz więcej tu tego.
Rozbłysków gamma.
I całej menażerii zwidów
nacierającej zamaszystym krokiem.
Nacierającej na coś, co było kiedyś człowiekiem.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-14)
***
https://www.youtube.com/watch?v=qn9Uo-Kz7L8
violetta, 13 czerwca 2024
Jestem kremową różyczką pachnącą miodem.
Zaproponuj mi kawę i spacer w okolicy.
Popodziwiajmy miasto z czekoladowym frappe
teraz latem przytuleni do siebie.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
25 listopada 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 listopada 2024
2511wiesiek
25 listopada 2024
Bajkaabsynt
25 listopada 2024
0019absynt
25 listopada 2024
Pod skrzydłamiJaga
25 listopada 2024
Widzenie wielu poetówdoremi
25 listopada 2024
refleksjasam53
25 listopada 2024
AniołyBelamonte/Senograsta
25 listopada 2024
Wróciłem do domu, MamoArsis
24 listopada 2024
Nie ma lekko...Marek Gajowniczek