Yaro, 9 kwietnia 2025
ludzie nie wysławiają Boga,
nie boją się kary, liczy się mamona
nie szanują drugiego człowieka
Ojciec mieszka w każdym
nikt nie patrzy sercem
nie potrzebuje spokoju duszy
wystarczy na bieżąco się bawić
nadużywać, krótkie stany euforii
ciągłe topienie robaka
zło toczy od środka
za późno gdy za żywota
dopada trwoga
sam53, 9 kwietnia 2025
wiosna - nawet nie wiem co powiedzieć
pogodowy galimatias
a jednocześnie błysk w twoich oczach
poranny pocałunek którym stawiasz na nogi
wszystkie zmysły
wiem lubisz moją czułość
tęsknisz do ciepła w dłoniach
dotyk nawet we śnie sprawia przyjemność
noc z wieczornym szeptem
tajemnicze hasło - weź mnie
i magia jak libretto jak sacrum
przyzwyczajamy się do siebie
kocham nasze milczenie
muzyka serca usypia
ajw, 9 kwietnia 2025
wycisz jednostajnym szeptem. oddechem
pisanym mgiełką na skórze przewleczonej
na lewą stronę. muśnięciem spojrzenia,
od którego miękko zapadnę się
w siebie,
w ciebie.
znajdź na ciele południowe zbocza wzgórz,
zapełnij obfitością dłonie. w zacienionych
oczach nie szukaj ochłody.
_______________________
Belamonte/Senograsta, 9 kwietnia 2025
szliśmy do Kościeliskiej
ale skręciliśmy w prawo, przez strumień, na łuk łagodnie powracający do głównego szlaku
biegnący równolegle i trochę pod górę
na odnodze była kapliczka Okres świąteczny Więc była tam myślę Rodzina Święta
domek dusz, może on-ja, ona-ona-siostra-matka-kochanka, dzieci-my
mijamy kapliczkę, obrzucam ją zdawkowym spojrzeniem
pcham wózek na kółkach jak z listami, wiem że niepotrzebnie mam go ze sobą
ale to chyba walizka, wiem że muszę ją ze sobą ciągnąć
w pewnym momencie tłumaczę wesołej towarzyszce
sam będąc smutnym albo na odwrót
będę z tobą zawsze, nie idziesz sama
wystarczy że jest tu mój uśmiech, moje oko, spojrzenie
jestem tu choć mnie tu nie ma tak do końca
zawsze tak będzie i niech to ci wystarczy To ci wystarczy
od tej kapliczki do nieznanego schroniska
mój uśmiech, patrzenie i wózek
nasze małżeństwo i schronisko przed nami
a ja jestem w kapliczce, albo na innej drodze
też chyba z wózkiem i czyimś patrzeniem, śmiechem
za towarzysza podróży
z kim dojdę
sam53, 8 kwietnia 2025
za oknem wieczór i wiatr milknie
światła latarni cicho gasną
gdzieś za firanką wiosna kwitnie
zielenią pachnie całe miasto
i choć po nocach bywa zimno
a łąki srebrzy siwa rosa
wiosna wydaje się być inną
tę inność chciałbym jeszcze poznać
w bieli konwalii w bzu fiolecie
a może w ślubnej sukni gruszy
ta inność gdzieś przy sercu gniecie
gotowa mi się zawieruszyć
tę inność wpiszę w twoje imię
niechaj się złączy z tą w obłokach
już północ - usiądź wreszcie przy mnie
w kolorach wiosny chcę cię kochać
Arsis, 8 kwietnia 2025
Czekam. Stoję w smudze słońca. Na podłodze. Na lśniącej podłodze.
Na dębowej klepce pościeranej od tysięcy kroków
w tę i z powrotem.
Od kroków szurających, ulotnych. Od kroków.
Moich? Od kroków dawno przeszłych.
Zaprzepaszczonych
w odmętach minionych epok i lat.
Całych dekad…
To tutaj. Albo i tam. Coś skrzypnęło.
Zatrzeszczało w drewnie szafy,
stojącego trema…
To tutaj albo nigdzie… To musi być, gdzieś tutaj…
Nasłuchuję. Węszę jak pies, starając się wyłuskać w płynącym powoli kurzu najmniejszą cząsteczkę twojego zapachu.
Stoisz razem ze mną. Niema.
Stoisz obok, zwrócona do mnie profilem swojej jasnej, niemalże białej twarzy. Albo trochę z tyłu.
I mimo że czasami jesteś blisko, bądź dalej, bądź jeszcze w różnych ode mnie oddaleniach,
zdajesz się istnieć wyłącznie w takich jakichś przeskokach nieruchomej figury,
co się przemieszcza zrywami po szachownicy.
I zawsze jesteś do mnie zwrócona bokiem. Nigdy przodem. Widzę tylko twój bok. Policzek. Ucho.
Nos...
I jesteś zimna jak posąg martwy,
jak rzeźba wykuta z marmuru.
Jesteś w sukience. Chyba w sukience. Może to coś innego. Nie wiem.
Albo w spodniach i w powyciąganym wełnianym swetrze.
Takim zwykłym. Zwyczajnym.
Kiedy zamykam oczy, widzę ciebie. Otwieram -- widzę…
Jesteś wciąż obok.
Jak ten cień co przerasta mnie pod wieczór.
Jesteś tu w ciszy. W szumie.
W piskliwym szumie idącym od okna. Od drzew….
Stoję rzem z tobą. Stoimy… -- w milczeniu.
W tym okrutnym milczeniu rzeczy. W tym pustym domu martwym jak omszony głaz.
W pulsującym szumie płynącej w żyłach krwi, który rozsadza uszy
jednostajnym, rwącym wodospadem postępującej entropii.
Spójrz na mnie! Choć raz! Spójrz! Proszę…
Twoja nieruchomość przytłacza mnie
niczym górski, szary masyw.
Milczenie odbija się od ścian,
kiedy wpatruję się w połysk
padający od okna.
Bez ruchu. Bez najmniejszego poruszenia.
Naśladując ciebie, zapadam w letarg.
W jakieś katatoniczne otępienie. Będąc na jawie? We śnie?
Od słońca. To idzie od słońca
w tej całej rześkiej jaskrawości. Od słońca chylącego się powoli za koniuszki drzew.
Za chwiejące się nerwowo gałęzie, gałązki. Za dęby. Klony. Za strzeliste topole. Za nagie korony.
To wszystko od słońca chylącego się ku śmierci.
Ku lodowatej otchłani nocy.
W porywach wiatru. W zimnych porywach…
-- obłoki – prące, gdzieś do przodu, niczym poszarpane łachmany.
Podążające bez celu. Bez niczego
W pokoju. W przedpokoju.
Na szafce
leżące w nieładzie stare przedmioty matki.
Jakieś korale, łańcuszki…
Na szafce broszka, guziki, jedna spinka do mankietu koszuli ojca…
Zdają się jarzyć jakimś wewnętrznym blaskiem, mżyć tymi szarymi pikselami białego szumu...
Na tym drewnie
połyskuje
słoneczna plama.
Pada pod kątem.
Migocze. Przesuwa się.
Nieruchomieje na profilu twojej twarzy.
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-04-08)
***
https://www.youtube.com/watch?v=73u4zAku6RU
Belamonte/Senograsta, 8 kwietnia 2025
Złote jajo w lunaparku
Tramwajowe wagony jedne za drugimi przepływają po torach –
przez strefy skwaru i deszczu
po zaludnionych ulicach i pustych skwerach
Ciężko dyszą konie pociągowe naszych dni
przez sfery zapomnienia, nieuwagi, przeoczenia
Samolot przechyla się i wypada z niego człowiek
Wagon za wagonem, przystanek za przystankiem –
Na wprost w ramiona przeznaczenia
które spływa z nieba, wybucha lawą spod ziemi
ruchami tysiąca bakterii popycha na tory jakieś widma
Cios mierzony kolejnymi wahnięciami zegara
zatrzymaniem wagonów, wypuszczeniem drobnicy
zamknięciem i otwarciem oczu
Wagon za wagonem, dzień za dniem –
a pomiędzy jednym przystankiem a drugim – śmierć
a pomiędzy jednym mrugnięciem a drugim – wołanie o pomoc
a pomiędzy odwróceniem twarzy od szyby, a ponownym
tam spojrzeniem –
zmartwychwstanie spod ziemi pustych trumien
a na przystankach kosa ucina głowy przechodniom
a ciała prowadzone na rzeź skomlą
a nienawiść to kara
...gdyby tak szczęście dopisało,
i pomiędzy jednym przystankiem a drugim
nic się nie stało
a pomiędzy jednym dniem a drugim człowiek
nie nadział się na pal
a dziewczyna podeszła by z pytaniem
o jakieś widma...
a ja bym nie musiał gnić, nie gniłbym jak teraz –
bo mam dwa zadania do spełnienia,
gdyby jutro nie spadł deszcz
gdyby jutro miało świecić słońce
a mnie by to było obojętne
nie musiałbym czytać gazet, pisać listów
Gdybym zdołał dowieść do stacji końcowej
siebie samego.
Kasia P., 8 kwietnia 2025
Przyszła wiosna
Wypadałoby się pozbierać
W końcu wrócić
Bo przecież jak długo można
Udawać że
Nie mam nic wspólnego
Ze swoim życiem
Że się rozpędziłam
Z powrotem
W kierunku,
Z którego całkiem niedawno przyszłam
Jakbym chciała odnaleźć coś
Co na pewno pominęłam
I z tego powodu
Stałam się taka niekompletna
Nieudana
Obca
Ale
Po co wracać teraz
W poczuciu
Że muszę
Rzeźbić na nowo
W starym gównie
Zamieszkam w Ikei
Będę przelewać herbatę
Z pustego czajnika
Do pustych filiżanek
I przeżuwać plastikowe bułki
W tym tłumie nikt
Się nie zorientuje
Że leżę bez ruchu
Na sklepowym łożku
Bo nie umiem wrócić
Do siebie
Yaro, 8 kwietnia 2025
skomlenie o każdy detal
prośby o każdy szczegół dnia
nikt nie wysłucha
nie zatrzyma myśli
teraz wiem na co stać duszę
myślę że człowiek idzie
w ślady tych przed potopem
dni policzone masa zmian
otoczony krytyczny czasem
zanurzam się w modlitwie
dziękuję Tobie za pierwszy oddech
i ostatnie pożegnanie
teraz będzie tylko lepiej
wystarczy ziarno prawdy
by nie polec we śnie
sam53, 7 kwietnia 2025
wieczorem szukam świateł
przeciągniętych przez zachodzące słońce na stronę nocy
słów pod poduszką które pachną wczorajszym szeptem
razem zdejmujemy cienie z pogniecionej pościeli
zbieramy rozsypane po podłodze marzenia
.
lubię gdy całą sobą zostajesz na ustach
nie wiem kiedy Poezja rozsuwa uda
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
9 kwietnia 2025
wiesiek
9 kwietnia 2025
Yaro
9 kwietnia 2025
sam53
9 kwietnia 2025
ajw
9 kwietnia 2025
ajw
9 kwietnia 2025
ajw
9 kwietnia 2025
Belamonte/Senograsta
8 kwietnia 2025
sam53
8 kwietnia 2025
Arsis
8 kwietnia 2025
Belamonte/Senograsta