somebody man, 9 march 2014
miałam wiosnę w bieliźnie dziś mam późną jesień
śmierć mi się czai w przedsionku
jakiś czas temu kiedy jeszcze byłam roztańczoną zaledwie kobietą
kwiaty same ochoczo wplatały się w moje włosy pachnące ogniskiem
w drobnych dłoniach rósł ogród mojej płci skłóconej jak zwykle
z metalicznie zgrzytliwym bogiem sąsiada spod trójki
teraz gdy uroda stoi w jawnej sprzeczności z definicją dobrego smaku
jest mi znacznie bliżej do geometrii przewróconego na bok kiosku
tamto ciało już nie zmaga się z jednokierunkową windą ciążenia
a kończyny te niegdyś czarodziejskie zbyt rozdygotane i wiotkie
każdego dnia piszę nimi wiersz zmywam podłogę pielęgnuję schemat
dotykam czule naszego poety i nie odczuwam tamtego tąpnięcia
kiedy upuszczając mnie na chodnik zaciekle powtarzałeś klęczeć
dziś sama zamek rozporka wszyłam sobie w miejsce na uśmiech
somebody man, 9 march 2014
stoję za firanką naga na zewnątrz deszcz pod stopami świat jeszcze
ten wigotny kwiat lśnił w jego ustach kiedy mi mówił nienawiść
wtedy wiedzieliśmy ale nikt głośno... żydzi powinni pachnieć piecem
przeczytałam ukradkiem z obfitych warg wielogębnej suki odzianej w elegie rilke'go
patrzę na niebo jestem niebieska a włosy mi kładą na splecionych dłoniach
nocą to co innego gdy we mnie wszedłeś drewnianym członkiem
byłeś wersją porno lorenziniego na żylastych stopach odcisnął się rzemień
to spostrzegłszy mówisz tak byłem kościołem a od niej czuć było świątynią
pluszowe ramię mi wsuniesz do barku będę istotnie rozpieszczać się sama
by w końcu gdy już we mnie zostawisz tę żałosną namiastkę pobytu
sam o tym wiedząc i to porzeczuwając już nie ołtarzem rzekniesz stoję
a w to zamiast powiesz tak jestem cmentarzem a ty jesteś mogiłą
somebody man, 30 march 2013
poproszony do tańca zataczam piruety
przede mną sam kierownik sekcji kryminalnej
w osobie jego boga lub bogów jego oczu
a tych jest kilku (w jednej z oficjalnych wersji).
wpatrzony w Nią do świtu nie kojarzę modlitw
ja (echo jego czynów i tamtego słowa)
a przede mną nikt kto na tym krześle siedział
zanim albo wcześniej
skuteczność jego pism i Jej szlochów powód
z agnostycznym zapałem opisując przedmiot
gdy naraz treść rozchwiana zadaje pytanie:
czy chłop w sukience może być... a może ty już jesteś?
*jeśli będąc człowiekiem (płeć nieistotna) nigdy nie miałeś sprośnych myśli o NMP to istnieje uzasadnione ryzyko że jesteś ciotą i powinieneś niezwłocznie skonsultować się z lekarzem prowadzącym!
somebody man, 29 march 2013
milczeniem można odeprzeć ostatni argument
poprzedniego tekstu
tylko który z tekstów jest poprzedni?
no i co z argumentem pierwszym teksu następnego?
On też a zwłaszcza jego odstające uszy wieczorami słyszą jak w sąsiednim pokoju
dyskutują zawzięcie dwa błekitne koty o szeleszczących imionach
przykłada ucho do drzwi nastawiając z miejsca redukcję szumów
Jego oczy ciemnieją
ale ich mowa
ich język
ich języki są zbyt szorstkie
On wciąż stoi z prowizoryczną szlanką będącą w rzeczywistości pojemnikiem po nutelli
gdy koty zlizują resztki pokruszonych zdań z błękitnych futerek
i spokojnym spacerowym krokiem drepczą
w kierunku kuwety
*milczenie nie oznacza ciszy i odwrotnie.
monolog milczenia i stenogram z ciszy (mój ci on i jego zapach)
somebody man, 27 march 2013
i tak pierdolą całymi tygodniami bez opamiętania
Ona jest z gumy On najpewniej z drewna
organizm kontra orgazm na widok jej wiersza
czytanego ukradkiem gdyż bóg widzi wszystko
do tego anioł z kiepskiego przydziału
z ciągiem zaburzeń spowodowanych problemami z tożsamością
nie tylko płciową rasową ideologiczną
bo wszystko co nie facet to musi być pedał
kupiony wczoraj kwartalnik powinien wysłużyć do lata
a oni tak siedzą z debatą na ustach
On już nie słucha Ona pragnie pojąć sedno
dlaczego wata z apteki tamuje krew z pochwy?
somebody man, 19 february 2013
jej wysokość ściana
ściana co milczy
ściana bez okien
jego jej wysokość fundament
beton z krwi
bez podłóg
ich wysokość dach
dach co runął kiedyś
jej i deszcz nie przeszkadza
ich ciału
somebody man, 19 february 2013
moje miasto jest martwe
śmiercią jego mieszkańców
reszta jest tylko
historią
kolejną historią drgań pośmiertnych
miejskim lasem
ratuszem
rzeką
kobietą
setkami kobiet uśmiercających we mnie mężczyznę
niezłomnego
miasto jest martwym mężczyzną
15.2.13
somebody man, 16 september 2012
bo chociaż znamy sie od kilku godzin
pod spodem bije źródło nieskończonej mocy
że rękę stale pcham w twoje majtki
to mi sie pręży hak co o kolana wadzi
do ciebie mówię lecz mówić nie muszę
drę się więc zapomniawszy ojczystej mowy
prawie cię nie ma jesteś nieustannie
sączysz mi się od wtedy Obśliń mnie
jądra wędrują tam i spowrotem krążąc
nienawykłe dotyku od potrzeby duszy
wynikłej tak nagle jak nagle wiadomej
jeśli nie ty to kto ma prawo dzielić
ze mną los spółgłoski jeśli nie
głoska A jak joanna z tych
co znają punkty nie z zemsty
raczej z pasji i wie że też jest ona
pustka choć nie ma próżni różnie
może być lecz rzadziej niż zwykle
idziesz którędy zasłoniłaś oczy
kawałek skóry nie chcąc oglądać
a i tak spojrzałaś i co bolało
oczy wypaliło już wiem pociekło
zatoczyłaś mi się koliście wokół palca
może to tylko zwid ale trzepoczesz
pył ci leci ze skrzydeł
nie szkoda ci
somebody man, 14 june 2012
hamburg południe poeta moknie na deszczu
nie chcąc dać się ucywilizować wciąż oddaje mocz w pozycji stojącej
nie urządza mieszkania wg. katalogu Ikei
czeka
nigdy nie zapomni
z trudem powstrzymywany smutek pęczniał
wypełniając powieki
jej oczy świeciły w ciemnościach
myśleli że mają to już za sobą
mylili się
piekło nieustannnych rozstań szło krok w krok
każąc się dostosować
powinni wpaść już w rutynę
przeciwnie
zapomniał słów jak się zapomina czapki kluczy
chciał po nie wrócić
poszedł przed siebie
cały świat zachowywał się jak pies w porze spaceru
wymagał i patrzył
zawzięcie sprzeciwiał się jakimkolwiek formom nakazu
cenił sobie swobodę
nadawał imiona kipiącym pretensjom
popisywał się
docierali się latami a teraz nie mogą się zetrzeć
choćby na pył
nie czują obaw
nie pomagało słońce muzyka zbliżające się lato
w jego wnętrzu padał deszcz wiał wiatr
młodość stawała się przekleństwem
potem było tylko gorzej
uśmiech zastąpił na stałe miną "co tu robię?"
nie zdejmował jej nawet do snu
mógłby być mistrzem kamuflażu
rozmyślił się sięgając do kieszeni
milczał uparcie
kiedy zadawała pytania szukał odpowiedzi w pochmurnym niebie
kałuży ubłoconych butach
zgubił coś ważnego
zapomniał czym jest
hamburg południe poeta topi się w słońcu
temu naiwnemu chłopcu się wydaje że posiadł
jakąś tajemną wiedzę
zadaje pytania nieoczekując odpowiedzi
jest zadowolony
dzieciaki z podwórka wymyśliły mu jakieś imię
autor
zamiast pisać do siebie listy powinni byli się gnieść
gryźć drapać
powinni byli się nie urodzić
zrobili światu na przekór
postawili się
panie, jak tam panu, Romanik
panie Romanik,
dam panu dobrą radę
zabierz pan swoje wiersze
i zniknij-usłyszał
słyszał już nie raz legendy o ptakach nielotach i wielkich gadach
nie znaczy że był łatwowierny
ufał po prostu
opiekowała się nim od ich-zawsze
innego nie było
joanna
nie otworzył oczu czując wilgoć na uchu
gdy usłyszał szept "je m'appelle est nostalgie"
było już za późno
zniknęła
gdziekolwiek kiedykolwiek poeta zapomina słów imienia
numerów tablic swojego auta telefonu do żony pinu do konta
otwiera notes w skórzanej oprawie pisze
pisze dużo gęsto czasem kreśli
gdzie indziej kiedy indziej poeta chodzi tam i z powrotem
nie zna języka wstyd mu zapytać obcego
jednak przyjaźnie wyglądającego człowieka
gestami i mimiką
czy może zna kogoś kto mógłby znać kogoś kto wiedziałby
jak brzmi jego prawdziwe nazwisko
podejrzany zapytany o imię i nazwisko robi głupie miny
wydaje nieokreślone dźwięki
uchyla się od odpowiedzi
zgłaszałem nieprzygotowanie do lekcji na samym początku
roku szkolnego
teraz możecie mi naskoczyć
uwaga
wszędzie o nieodpowiedniej porze poeta rzuca zapałkę
płonie stos notatek kilka książek
jakieś esy floresy bohomazy
klarysa pyta "Why did you become a fireman?" "Are you happy?"
coś w nim drgnęło
często odgrywał rolę do której nie napisano jeszcze tekstu
owe kwestie powtarzał zawzięcie
teatr którego nie było stał się jego obsesją
nie wszystkie gwiazdy spadaja na ziemię
on chodził i zbierał potem układał starannie na półkach
między kamieniami ze wszystkich światów
hamburg południe poeta płonie z tęsknoty
jest winstonem piszącym poza czujnym wzrokiem teleekranu
tylko julii brak
pewnie jak zwykle
spotkają się tam gdzie nie ma mroku
hamburg południe poeta wywleka kieszenie
stać go na noc w podrzędnym hotelu
poeta nie śpi i jak w przeszłości noc w noc kmini
co tak naprawdę gryzło gilberta g.
nie potrafi być herosem
hamburg południe poeta jest gotów sprawdza więzy
jeszcze trochę-mówi
stanie się psem na smyczy nieistnienia
czule dotyka niewinnie wyglądającą szyję
goli się ustawia lustro tak by nie przegapić...
hamburg południe poeta śmierdzi andrzejek biskupski się nie mylił
teraz i on wie
poeta nawet gdy oddycha jest trupem
somebody man, 3 june 2012
motto: " Gdzie patrzę prawym okiem życie moje marne
Jak zwykle z przyjściem zmroku idzie pod latarnię".
R.Wojaczek '69
idę
-kurw
pełen park
ja sam
czerwono mi
zgrzyt
krzyk
jedną mam
są dwie
trzecia czeka
dam
radę dam
brutalny akt
moralny wrak
upadek
wygnanie
skrzydeł brak
-zjazd
somebody man, 3 june 2012
jestem romeo
mam lat 26
tak jak i ty
miłości gorzkiej
dotykając
myślałem że będzie
wieczna
myliłem się
jestem romeo
pod twym stoję
balkonem
skacz
ja cię złapię
jestem romeo
ty masz lat 75
od 43 lat
śpisz
przedwcześnie
jesteś...
owdowiała
zmarła
tam masz
lat tysiąc
żyjesz
9.10.2010
somebody man, 3 june 2012
tkwi pomiędzy oczami
wyżej nieco
wbite gdzieś
pod kloszem fryzury
coś
co nie powinno było zaistnieć
to coś
obce
jak komornik
w twoim domu
ciało
w prosektorium istnienia
dzielimy swoje ciała
na narządy
tniemy skórę na paski
na których
można by kiedyś zawisnąć
nim nastąpi paraliż
wszystkich układów
chcieć jeszcze
powrócić
ale odwrotu nie ma
jest tylko
bezużyteczna
szara gąbka
przyjdź poezjo
weź
i weź
i przyjdź
i wypierdalaj
nie zapomnij
mnie
o mnie
zapomnij
nie
somebody man, 2 june 2012
pod wieczór
słyszałem jak się tłuką
kryształowe anioły
kaleczyłem stopy
o rozsypane
tu i ówdzie
pióra
aureole
tuniki
bezpłciowe postaci
nagie
zakrwawione
poszarpane
teraz
zieją ogniem
a skórę
jak zbroja
twardą
w łuskę
nad ranem
słyszałem jak łoskoczą
potem
rozbite butelki
przewrócona drabina
identyfikator z nie moim
imieniem
pod moim zdjęciem
ból w biodrze
ECHO
"jak kuba bogu..."
gdzie ja jestem
gdzie jestem
kim jest ten
WRÓĆ
nim
księżyc w pełni
somebody man, 1 june 2012
rozkosz
co mi jądra
usta pieszczą
sprawiła
śmi
jaśminowa damo
spęcznienie
o krok
rozkołysz
embrion
tej miłości
i zawieś
zawieś wreszcie
firanki
somebody man, 31 may 2012
nagość
i jej następstwa
potem
następstwa następstwnagość
ewidencjonowanie wydatków
unikanie przejaśnień
święconej wody
czosnku
funkcjonowanie braków
wymiana podłóg
przeprowadzka wanny
rejestr połączeń
rozpalone na stolikach lampki
lusterka wsteczne
spojrzenia
oględziny
wejrzenia
wyznania
olśnienia
obajawienia
setki kilometrów
dziesiątki przykazań
hektolitry potu
dwoje piersi
sześcioro warg
i inne kończyny
wszystko ma swoje potrzeby
choćby taka
NAGOŚĆ NA PŁYCIE RZEŹBIARZA
autorstwa pewnego pawła
potrzebuje oczu patrzących
smugi światła
kiedy indziej kłamstwa
tylko następstwa
wciąż takie same
NA-ST-ĘP-ST-WA
tych nigdy nadmiar
skaleczenie
dusza cieknie po udach
pochylony piłem
nagość
nigdy obojętna
konkretna
Aśki
jakoś żyć bez niej już nie potrafię
somebody man, 29 may 2012
jestem łabędziem z obrazu hulewicza
masz kształtne kolana
wyglądam twoich ust chętnie
nagle świat staje się trójkątny
zamyślam się w poszukiwaniu znaczeń
czemu akurat
cyfry trzy naraz
twoje dłonie tworzą gmach uczucia
twoje piersi sterczą jakby wołały: Ust
powieki w dół
masz piękne stopy
skrzydła się łamią tęskniąc w palce
geometria odbiera mi resztki rozumu
tak wysoko kocham
wyżej
spomiędzy ud
somebody man, 28 may 2012
miejsce którego szukam
istnieje naprawdę
posiada jakąś nazwę
wymiar
znaczenie
być może nawet pachnie
i mieni się
lecz nie rozmienia
odpowiednio chłodne
odpowiednio ciepłe
a i wilgotność na zamówienie
to miejsce
to miejsce
i te sny mieszające się z jawą
ostre promienie
sierpniowego słońca
wtedy noce krótkie
niekończące się
sny
widok opustoszałych ulic
"to jest martwe miasto"
głosi tabliczka na drzwiach kostnicy
głosi tabliczka
pęknięty hipokamp
czyli zapomnisz
kiedy indziej wrócę
w to miejsce
to miejsce
znów mi ogrzeje wnętrze
i chłód przyniesie
poszukaj odsłoń
nadaj znaczeń
ustal
początek
oddaj
słuszność
włóż odrobinę rozpaczy
natknij się
na niedosłowność
oceń wartość szuflady
oblicz
ile dłoni
ile ust
ile słów
ile deszczu spłynie
odmierz
czasu żer
niech żre
ponadgryza nadgarstki
krzyk
w miejscu
z miejsca
o miejsce walcz
inaczej spadniesz
popiół cię gęsty pogrzebie
jak mnie
to miejsce
jest jak pomnik
tam stoi mnemozyne
w koszulce z napisem
"can i fuck you tonight?"
somebody man, 28 may 2012
sny
nieposłuszne ptaki nocy
potem Ty
ogłoszenie w gazecie
tanio sprzedam
kupię
zamienię "franię"
rysunek anioł na marginesie
pulsowanie żył
mnożenie tętna
dzielenie krwi
nad nami
BÓG
szybki prysznic
muśnięcie pośladków
żelazkiem
prośba
zaproszenie
młodość i taniec
i śpiew
i klaskanie
żaden aplauz
nie postulat ciszy
uciszanie
upadek
pod nami
sąsiedzi
lista uczynków na dziś:
nakarmić kota
uchylić okno
wywiesić pranie
długo długo nic
mam pomysł
może dziś dla odmiany
zostaniemy w domu?
somebody man, 22 may 2012
wiem że mnie nienawidzisz
dlatego się krzywisz
a twoja mina nabiera tych mało przychylnych mi cech
pionowa zmarszczka u zbiegu brwi mi to mówi
stukanie palców
irytacja w głosie kiedy mi zdajesz relacje
a ja skowyczę żeby zwrócić twoją uwagę
ciebie jednak boli tylko TY
i nie ma innego bardziej pierwszego zmartwienia
i mnie martwią twoje kompulsje
bo komplikują mi życie
ty jesteś silniejszy
dlatego nie stawiam oporu
nie bywam kłótliwy
a nawet długo skrywany żal chowam jak najgłębiej
by ci nie dać powodu
chociaż wiem że kiedyś po prostu pękniesz
i nie będzie już między nami żadnego lustra
somebody man, 19 may 2012
domyślam się dokąd zmierza świat
kilka kroków dalej
stoisz przy mnie
sięgasz nosa oczu prawie
czoło zwilżam śliną
księżyc tłucze w okno
jeśli go wpuszczę
to wypije wszystko
wczoraj
jeszcze się nie rozpoczęło
i inne strony słońca
jak ta że na przykład
z plamą słów
kocham
też sięgam ust
ustąp bielizno
zostawiasz pył
to jest ślad
to popiół
somebody man, 19 may 2012
mój wierny psie
który jest mną który zdechnie z tobą
sypiając z wrogim mi przeświadczeniem
pełzają po mnie jaszczurki rozkoszy
jaką sprawia mi nasza nigdy samotna
twoja obecność
tylko wiesz
towarzyszu moich upadków
kurewsko mocno bolisz
somebody man, 19 may 2012
on tam jest
sprawdź kuchenkę
skurwiel zna sztuczki
roznieć żarem z popielniczki
patrz firanki
i jak tańczy w przedpokoju
wlazł na dach
nim sobie pozwoli
chodź
wykończmy go
starym kocem
somebody man, 29 april 2012
rzadko o tym rozmawiamy
ale boli mnie bunt
gnieżdżący się w okolicy ust i
trzewiach
wybrakowane żebra mogą w końcu
stać się słabą klatką dla kiełkującego w nich NIKT
chyba każdy ma jakieś granice
nie każdy może śnić w kolorze
a co dopiero w 3D
to mieszka we mnie nie od dziś
z zaciśniętych ust wydobywa się ni to pisk
ni artykułowany dźwięk
zbyt rzadko o tym mówimy by móc w pełni wyczerpać temat
zbyt słabo chcemy
to rośnie we mnie jak ja rosnę w tobie
zbyt mało piszemy wczorajszych historyjek o dzisiejszych bzdurach
jutro i tak nas skarci bólem w okolicach biodra i łopatki
On ją goni Ona nie ucieka ani chybi zwieje mu
w zeszłym tygodniu zabili mu psa odeszła dziewczyna
pozbierał się przecież musi wrócić na stację
żeby noc nie udawała nieprzystępnej
musiałby oswoić dzień nie potrafi
już płakać zresztą nigdy nie potrafił tak bez okazji
uśmiechać się do obcych kobiet
zamiast tańczyć pielęgnował ból rozstania
pazerny jakiejkolwiek rozpaczy czując rozrywający wnętrzności akt
zrozumiał nie ma miłości bez bólu radość należy się śmierci a narodziny
zawsze powinny być obficie opłakiwane nawet jeśli rodzi się kolejny
NIKT czyli bohater
i ktoś napisze nim choć wiersz
lub wytrze zarzyganą podłogę
"Sein oder Nichtsein, das ist hier die Frage"- powtórzył za postacią z jakiejś książki napisanej w zupełnie obcym mu języku
po czym sięgnął z apteczki
"Jarmark odmieńców" który dostał od aśki
w chwili zwątpienia potrafił zapomnieć jak sie tu znalazł
ale jej imię miał wyryte na każdym skrawku ciała
jej pazurami zębami i językiem
mógł obebrać sobie życie kiedy było jeszcze jego
teraz nie mógł zniszczyć czegoś czego dotknęła
umiał okazać wdzięczność swojej Pani
merdał ogonem i patrzył błagalnie gdy chciał jeść pić
być pieszczonym
we śnie znów ożyją syreny nimfy wiejskie kobiety piorące bieliznę na brzegu rzeki
zielonkawa topielica wśród nenufarów wskaże mu dłonią miejsce obok
kiedy wróci z wakacji będzie miał co opowiadać kolegom z pracy
a gdy zamilknie znów usłyszy zgrzyt starych metalowych drzwi
swojego niedoskonalego słuchu
zawoła STOP
ja chcę wrócić ale ona popłynie daleko
i nie będzie już dla nich powrotu
rzadko o tym rozmawiamy ale rodzący się we mnie bunt
twierdzi że ma imię
somebody man, 26 april 2012
wiem
przyjdzie dzień twojego świtania
będziesz krzyczeć głośno
zaraz potem zaczniesz długo umierać
będą życzyć sto Odmawiaj
każda z chwil będzie pieklem ofiar i modlitw
wiem
TY
moje słońce
mój autoportret gwoździem lędźwi rysowany
przychodzisz cicho
poeto krwi
wiem
odkąd ciebie mam ślepnę
zbyt jasne emitujesz światło
szkoda że o tym nie wiesz Raczej
a po zmroku nocny motyl
matce na trzewiach siadasz
Ciiiii...
somebody man, 22 april 2012
ONA
falliczny w ustach
czuje kształt
owoc dębu
chcąc na pniu przysiąść
rozsnuwa mgieł kosmicznych
koronkę
ON
tkaninę skóry
na niej przemieścił
dreszczem wymyślnym
lepki trop
zostawiając
sunie nieostrożnie
pomiędzy wzniesień dwu
język korytarze
drąży
ONA
ud korzenie rozsunąwszy
blaskiem krzykliwego
znaku woła
O
ten cyklon szaleństwa
ON
zapada się na to
czym ona pokusza
kolizją
pędzących mgławic
uruchamia
migotanie gwiazd i galaktyk
boskim pchnięciem
nowe zapala życie
somebody man, 9 april 2012
i nienawidzę za ciemnych łazienek
w których człowiekowi tylko się wydaje
że się ogolił
somebody man, 27 february 2012
pewnie że piłbym
nektar z twojego kielicha
trzeba przechylić
aczkolwiek pijakiem
ja nie
jestem
pejzaż dwu wzniesień
negliż wyuzdany
transoceaniczny ślizg
ach uszczknę
jak najchętniej
rozkołysania
perwersyjny styl
negocjacji przekornych
trochę jakby
a capella
jazgot przenikliwy
dzwonka
pełnia nowiu
negatyw świetlny
tryb m
achiny
jakiejkolwiek
cyfry-0
pergaminowy zwój
nemezis zemsta
trojańska helena
achillesowa pięta-
jazon i argonauci-
wieczności
petycja pisana
neurastenii piętnem
traktat niemoralny r
acjonalny bełkot
jadowity kęs
ust
perigeum cyklu
nerwoból nagły
trajektorią przyszłych
acji-aberr
jasno sformułowanych
twierdzeń
perfidnie i
nercyjny bezruch
trywialna dewi
acja nie-dewiac
ja bezczynności
pośpiechu
perły macica
nekrologiem małży
tragicznie końcowym
a certyfikaty myśli
jażnią rosną
nieba
peryskop metafizyczny
neoonanizm egocen
tryczną emancyp
acją wlasnego
ja
siebie
pesymistyczne wskazania
neutralnych kon
troli rytmu i pr
acy narządów
jakkolwiek ważnych w tym
pochwy
periodyczny odruch
nestorki kurestwa kopniakiem
traktowanej w brzuch
a często buntem
jawnogrzesznego
odbytu
pełnoprawna zasadność
newtonowskich teorii
trudno czytelnych dywag
acyj racyj
jakoś dobrnęliśmy
końca
somebody man, 24 february 2012
nawołujesz
knebel w mordę
i milcz
zmuszony jestem
założyć ci kaganiec
wielogębna suko
niejednego wykończyłaś
za mnie się bierzesz
podchody robisz
nie pozostawiasz mi wyboru
związać ci dłonie muszę
wyrwanym z trzewi
jelitem
byś mi kurwo
nie zrobila większej
krzywdy
ja pewnie to przeżyję
odchoruję
ty wątpię
uduszę
nie odciętą jeszcze pępowiną
snu
budzisz nas
w nas
skowyt
i brzęczenie komara
i dziura w skroni
co się nie zagoi
nas też
spragnionych
boli
a pieszczotą jest
i źrodłem niedośnionej nigdy
nocy
somebody man, 24 february 2012
prawdopodobnie tego dnia usłyszysz głos
zobaczysz światło
poczujesz swąd spalenizny(prochu?)
lub fekalii
po nogach cieknących strużką
prawdopodobnie tego dnia
będziesz myśleć jaśniej niż kiedykolwiek
pełniej oddychać itd.
prawdopodobnie tego dnia ułożysz się wygodnie
obudzisz w sobie noc
albo dzień dwa
prawdopodobnie tego dnia nie wydarzy się nic
wyjdziesz na spacer
i nie wrocisz
somebody man, 24 february 2012
ja typowy wariat
rodzaju męskiego
ja niżej podpisany
nazwiskiem i w imieniu wszystkich
mniejszych tego
świata
ja jedząc kanapkę
podczas drugiego śniadania
zanam smak powszedniego chleba
ja trzynastego kroku
alkoholik piję życia
zamęt
ja jakbym się zsunął z włosów
w dół a potem w głąb
w czeluść kipiącej złowieszczo szarej
a jakże
substancji
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma