Poetry

Kvasar
PROFILE About me Friends (1) Poetry (55) Prose (6)


Kvasar

Kvasar, 18 august 2011

List do przyjaciela (grafy)

Biała plama
Tym jest kartka

Sięgam po pisanie

Twierdzisz że jestem zbyt

wyuczony
moralizatorski
dydaktyczny
zepsuty
smutny i

Upadły

Jestem
zbyt
zbyt

zbyt znaczy że za bardzo

Analizuję
Przekręcam
Przeinaczam
Wydziwiam
Rozcapierzam i rozszczepiam znaczenia i rzeczy
sprzeniewierzam
Nie spełniam
Odrzucam
Nie przyjmuję
Igram niepoważnie
Nie doprecyzowuję
Zbyt poważnie
podchodzę i
traktuję i
zero luzu i
bez luzu człowiek jest niczym

sprzedany w niewolę

I choć częściowo przeczą sobie te idee
Słowa w tym tekście zawarte
W tych pseudozdaniach
Te przykre frazesy
Grubiańskie
Niezręczne

Myślę sobie że masz rację
I zakłopotany w mrok odchodzę przecież
Nadzieja tam świeci
Niewidzialna w świetle
(Tanich świetlówek jakimi nas raczą)

Dobro prawdziwe dumne niesprzedane
Bezgniewne
Bezsłowne bo niewyrażalne

Więc wybrałem upadek
Choć go nienawidzę
Lub właśnie dlatego
Sam to oceń proszę
Jeśli tylko wyrokiem
musi być słowo Twe ostatnie


number of comments: 0 | rating: 6 | detail

Kvasar

Kvasar, 18 august 2011

Tracheotomia myśli (piekła krąg I - quo vadis?)

Słowa rozparte i pyszne

Rozpłatane (niedbałym ciosem komiwojażera)

Niepoznane magiczne ogrody zmysłowych wrażeń

Udawane (nikt na nie nie czeka)

Paroksyzmy rozkoszy

W cichej klęsce toną

W jednej chwili

Na dźwięk przemocy i siły

Wieszcząc upadek (ogrodu zapomnianych bogów)

Słodkich czarów i złudzeń dzieciectwa pieknych kwiatow
Tajemnych mandal pełnych światła wszechradości klombów


Przedwcześnie zerwane

Śmiertelnie zawstydzone

Obskurnie
nagie

To co powinno być piękne
ciepłe i dojrzałe

Zimne się stało i wyrachowane

To co powinno być spełnieniem żarem

Wyśmiane pogardliwie i wykorzystane

Poranione serca

Kwiaty połamane
zmarnowane
uschłe
...

W ciszy żal się rozpłynął

Nienawiścią przebarwił

Przebrzmiał gniewem i płaczem

Na pustyni spoczął

Zasiał nowe ziarno

Na złe czeka żniwo

Owoce serca niedobre niechciane

trujące na poboczach gniją

Pęd szuka cierpienia aby ból swój zadławić
I trwogę
Własnego wynaturzonego bytu
jakże pragną nie czuć

Ogrody pełne pustki niespełnionych marzeń

Kwiaty na pożarcie rzucane w szare paszcze kominów

(Kramatoria światła)

Im także czasami śni się trwanie


Byt przed byciem istota za istotą idzie
lezie pełza gaworzy od ziarna po ogień

Zło wisi niezmiennie nad ich małym światem
Nie wchodź tutaj uciekaj czym prędzej czym dalej
Zanim zranią cię pożrą w nieświadomym szale

Istoty niegodne litości
I wzgardy niewarte

Oto zagłada człowieka chociaż ręce nogi
Tors biodra piersi i twarze piękne nieskalane
niewidzialne rany krwawią nieustannie
ropieje dusza

(Czy obojętność to jedyna droga
Nie mów że szarość jest jedyną barwą
Śmierci i Złudzenia jedyną możliwością Życia)

Pierwszy krok

Z domu na klatkę schodową

jezu

Jezu?!

Przystanął
(za nim słońce czerwone i Golgoty w cieniach skryte krzyże)

Quo vadis Domine?


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Kvasar

Kvasar, 16 august 2011

Pustynia (powitanie)

O jakże dobrze jest jechać, lecieć frunąć lub biec
Ponad czasem

Jakże dobrze odczytać sen list myśl książkę werset
niecodzienną prasę

Wprost z serca

(codzienna zbyt ponura dla mnie)

Dowiedzieć się że wszyscy i każdy z osobna
Szczęśliwi jesteśmy, żyjemy beztrosko

...

Tylko

Skąd te chmury na Twoim kochanym obliczu
Ukochana moja
jest dziś tak roztargniona i smutek uwięził jej serce

I usta uwięzione drżą płaczem

Dlaczego

Gniew zaciągnął chmur tabun i cień pokrył nasz ogród
Czy będzie jeszcze kiedyś mi dane skosztować miłości
owoców

Zanim moja dusza skona z głodu
I uschnie moje ciało

Spójrz na ptaki i drzewa jeśli ludzkie losy cię trapią
Spójrz na gwiazdy i nieba jeśli wciąż Ci dokucza
Samotność

...

Zwyczajnie spójrz w serce

Tam twoi rodzice są wiecznie i wciąż wierzą w Ciebie
Tam cicho i niezłomnie trwa ich miłość trwalsza niż kamienie
Najtwardsze
Nieskończenie jaśniejsza niż diament

Łaskocze syna
Dumny miłością rozświetlony ojciec
Patrz z jaką czułością jakże delikatnie
Za miesiąc odejdzie choć nic o tym nie wie
Wiedzieć nie chce nie może że się z nim rozstanie
Zauroczony nieznajomym światłem

Świętość wielka wielkie przyciąga zgorszenie
Tam gdzie wielki smutek wielką dobrocią obrodzi
Tam przyjmij ode mnie skromne zaproszenie
Mimo mojego kalectwa mimo słów powodzi

Mimo że Cię nie znam i nie poznam przecież
Przyjmij ukochana
To dobro
To dziecie czystej dobrej woli
Nową ewangelię
Pozwól wypełnić się światłu nie czekaj nie marudź
Biegnij na jego spotkanie
I niechaj nagie będą stopy Twe i dłonie
Tak być musi

Po prostu
Chociaż słowa brzmią pysznie to co najpiękniejsze najsłodsze
Pozornie wygląda zwyczajnie i szaro
Porzuć wszelkie złudzenia by prawdę odgadnąć
Tylko w niej żyć warto

Tylko nią jest piękne


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Kvasar

Kvasar, 15 august 2011

Opowieść starca (słodkogorzki)

Moja głowa nie twoja
A Twoja nie boli
Powiedz i skłam
Rozpal ogień w sobie

(I mnie daj iskrę jak zdołasz)

Siądź siądź wygodnie
Posłuchaj
I stań się Słuchaniem
Niech Oczekiwanie Twoje będzie Nieoczekiwaniem

Wyrzuć ręce oczy uszy dłonie serce
Rozum poplącz z szaleństwem
Jasność świtu zgrzytem
Noc satyrą marną na ciemności
Przecież

Będę teraz przemawiał
Będę mówił do ciebie

Oto go zawezwę

O okaż się Taki
Przybądź Jednooki
Całkiem inny
Nieoczekiwany

Rozpal moją kuźnię
Pustkę i ciszę lodowej komnaty
Mojego więzienia
Stop stalowe kraty

Jak rozum umiłował myśli
Jak dłonie miękkości
Jak oczy pragną światła
Uszy dźwięku
A serce uczuć prawdę

Tak w gwoździach Twoich tkwi oczekiwanie
W narzędziach kaźni pragnienie
W cichym smutnym starcu
Upadek
I cisza
To nieme pytanie
pali
pali
Pali

Czy sen ten się skończy
Czy skończył się właśnie
Kto mu wyśnił koniec
I czyje omamy
tak nas karzą wielce

Chociaż ukarani
Wciąż zrywamy więzy
Rzucamy się w przepaść
W przód w przód i do góry
Pod nieboskłonami

I wciąż chcemy więcej
I skrzydła swoje rzucamy na wiatr
Ponad światem całym
Wicher je podrze i słońce wypali

Nasze serce
Moje
Chce lepiej więcej i bardziej
Choćby ten raz jeden
Choćby był ostatnim

Tutaj skłonił głowę
zasnął
I odszedł w niepamięć


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Kvasar

Kvasar, 15 august 2011

Potok vol. I (Apokalipsa pierwszego słowa)

Zdanie
Nie wartkie
Drobne i zimne
Rozognione

Wciąż unoszę nad głowę
(Puchar mój pełen jest po brzegi)
O wieczny świecie
O cicha rozpaczy
która tak skrycie szemrzesz między ust
stopami

Chcę oczy pełne szarości dziś wypełnić tobą
I do domu donieść
Niełatwo to sprawić

Przepływają bez skargi
I giną
bez śladu

W tym lesie staję i pytam

Czy mogę zawrzeć się w tobie
Pytam się Ciebie dzisiaj bo wyrok wydany
Tylko odroczeniem jest dla mnie ta chwila
Kto nas uniewinni
Kto zawrze nas w sobie

Która wieża obroni

Kto słowom da ciało
a myślom znaczenie
My nieskończenie prości
I puści bez miary
Na wieczność dybiemy
I na nieskończoność wciąż się zamierzamy
na cóż

na cóż plany

Patrzymy jak umyka
Stacza się ze skały
I jak spływa w dół
W kipiel chaos niepoznany
Nic nie wiemy sami
I nie rozumiemy
Nie dane nam pojąć

Zdanie Światem całym

Janie

Cóżeś uczynił
Czy trony i panowania
Czy Hymny i gwiazdy
Aniołowie i starcy
To duszne omamy?


number of comments: 1 | rating: 5 | detail


  10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1