22 march 2011
Bieda
Jakaż bieda straszna,
nędzy obliczem żebraka o chleb proszącego.
Już bez dumy w sobie i godności,
bo czyż może być duma na pustyni życia.
To wzgardzeni lub w litości naszej,
bez pewności w słowach proszą co dzień.
Niepewności jutra przerażać ich muszą w egzystencji zwykle,
większość przecież dla nich, znieczulicy górą niezdobytą
i zwykle bardziej, niż by bliźni dłońmi do pomocy w potrzebie.
Smutkiem to napawa jak filmowy dramat, choć to z życia wzięte
i jak cierniem w sercu, boleć jakże musi.
To wołanie w rozpaczy nieustannej, pomóż krzyczy,
jak i zechciej spojrzeć ty bogaczu na mnie,
co w dostatek opływasz i przesytu pełen, głodu nie zaznałeś.
Cóż za proza w tym życia bezpłciowa, jak i czarna także,
jakby krukiem była, co na trupie siedzi
i jest znakiem klęski niespełnionych wielu.
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
2504wiesiek
25 april 2024
QuartzSatish Verma
24 april 2024
The End StartsSatish Verma
23 april 2024
Three poemsAdam Pietras (Barry Kant)
22 april 2024
Echoes TravelSatish Verma
21 april 2024
od wewnątrzsam53
21 april 2024
2104wiesiek
21 april 2024
Picking RelicsSatish Verma
20 april 2024
To Dying MuseSatish Verma