23 march 2011
Zwierzaczki cwaniaczki Cz. 2
Dotarło w końcu do rzeki spragnione,
stado szczęśliwie lecz bardzo zmęczone
i pić wodę chłodną poczęło zachłannie,
i pryskać na grzbiety trąbami starannie,
chwaląc sobie komfort w słoniowym żywocie,
bo cóż warta wolność na takiej spiekocie,
gdy nie ma wytchnienia chwili odprężenia,
nie może wtedy cieszyć się zwierzę z istnienia,
i choć świat ma zalety, w surowości nikną Afryki niestety.
Biało czarne wtem przybiegły, zebry w pasy pełne klasy,
by się również wody napić, zrobić sobie niby wczasy
i choć krótki ich przystanek nad srebrzystą rzeką,
zawsze pragną się nasycić słodkich chwil uciechą.
Widząc zebr sielankę największy ze słoni,
co mógłby ciosami swoimi rozgromić,
każdego rywala, gdyby wszedł mu w drogę,
nawet wielkie koty czują przed nim trwogę,
a, że widział wiele udanych polowań,
znał już zatem wiele drapieżnych zachowań
i chcąc ustrzec zebry powiedział z powagą,
pijcie koniowate lecz zawsze z rozwagą,
czujność jest wskazana, i zawsze popłaca,
nieostrożność za to często życie skraca,
wiele krokodyli tutaj w rzece pływa,
którym nie wystarczy czasem zwykła ryba,
mają wielkie paszcze uzbrojone w zęby,
którymi rozerwać potrafią na strzępy.
Po tych słowach zebra stara, która ucha nadstawiała,
na tę przestrogę odparła zuchwale,
nie widzę by w wodzie robiło coś fale,
siejesz tylko tu panikę, lepiej poćwicz atletykę,
jestem bystra szybko biegam, gdy mnie gonią to uciekam,
i jak widać jestem cała, nikt nie pożre mego ciała,
wiele już wody z tej rzeki wypiłam
i żadna mnie bestia nie pochwyciła.
Po tych słowach słoń sprostował,
od lwa szybciej biec nie możesz,
wie to nawet nosorożec,
wiele razy już widziałem,
gdy ze stadem wędrowałem,
lwów pogonie i biesiady,
bawół przy nich jest dość słaby,
ich jadłospis jest obszerny,
mają wiele kociej werwy,
nie pogardzą żadnym ssakiem,
zebry zaś są ich przysmakiem,
a jeśli chodzi o krokodyle,
wiem, że wcale się nie mylę,
kiedy polują nie widać ich w wodzie,
zbliżają się zawsze po cichu jak złodziej,
wątpię by dzisiaj przeszły na dietę,
zawsze wyskoczyć może z impetem,
gad wygłodniały i mułem cuchnący,
z każdej okazji korzystający,
a gdy już ciebie zaskoczyć zdoła,
nic nie powstrzyma tego potwora.
Nagle duży się wynurzył, groźny z wody hipopotam
i zaczyna głośno mówić, co za straszna z was hołota,
nie ma chwili tu
spokoju, mam już dosyć życia znoju,
wkroczyliście na mój teren, i nie myśląc chyba wiele,
więc uprzedzam was lojalnie, już nie jeden skończył marnie,
kiedy działał mi na nerwy, tutaj ginie ktoś bez przerwy,
często w paszczy krokodyla, ale czasem ja zabijam,
i nie będę nic ukrywał, wielu ludzi tutaj bywa,
pewnych siebie i odważnych, lecz zwyczajnie niepoważnych,
chyba myślą, że w tej dziczy na posiłek nikt nie liczy,
i choć mięsa nie spożywam, śmierć swe zbierać musi żniwa.
Raz dorwałem tu człowieka, co od domu był z daleka,
dobrze skończyć nie miał prawa, przecież sprawę sobie zdawał
z ogromnego zagrożenia, przecież ze mną żartów niema.
Słoń wysłuchał tych przechwałek i powiada co za talent,
co za wielki krasomówca, ale bać bym mógł się wówczas,
gdybym nie był wszędzie królem, każdy tutaj respektuje
prawa moje i szanuje.
Jestem tutaj najsilniejszy i na pewno skuteczniejszy,
niż niejeden hipopotam, każdy przymnie to miernota,
mam od ciebie więcej w kłębie, grubą skórę wręcz pancernie,
moja trąba umięśniona może wyrwać drzewa konar,
na dodatek kły posiadam, każda ze mną większa zwada,
zwykle skutki ma tragiczne, wiem jak zadać rany liczne.
Groźbę słonia chcąc odeprzeć
z gniewem w oczach, jakby zetrzeć w proch spojrzeniem,
co jest zwykle klęski cieniem, więc orzeka w sposób butny,
wiem, że umiesz być okrutny, masz przewagę co do masy,
ale nie masz mojej klasy, miarkuj słoniu swoje siły,
może bój ten odłożymy, bo gdy dojdzie do potyczki,
efekt będzie jej tragiczny. Wszystko jednak przemyślałem,
sprawę sobie z tego zdałem, że bez szwanku nie wyjdziemy,
gdy tę walkę rozpoczniemy, i choć nie mam długiej trąby,
zawsze szczęki ścisk ogromny, mógłbym nawet
krokodyla,
w pół przełamać jak badyla.
Słoń zaś uniósł swoją trąbę i powiedział to rozsądne,
stanowisko racjonalne, po co walczyć bez potrzeby
lepiej myśleć integralnie, przecież jakoś żyć musimy
choć jesteśmy z innej gliny, cechę jednak wspólną mamy,
granic swoich przestrzegamy, lecz ominąć czasem trzeba,
tę regułę gdy potrzeba, do odstępstwa zwykle zmusza,
nas pragnienie, wielka susza.
Argumenty rezolutna także miała zebra smukła,
więc wtrąciła się w rozmowę,
przed innymi ręczyć mogę
broniąc swego stanowiska, iż rozwaga jest wam bliska,
nie jesteście tylko silni, rzec dziś muszę nieomylni,
dwa kolosy pragmatycy mądrzy bardzo zawodnicy,
których wielka równowaga umysłowa i powaga,
w stanie trzymać jest na wodzy nerwy,
każdy z was mnie tym zaskoczył, podziwiam was w pełni.
Po tych słowach w ekscytacji w których było wiele racji,
łeb schylając swój ku wodzie, mówić nagle zaprzestała,
nie zważając na przestrogę, gdy się napić chciała
i w tej wielkiej kontemplacji, zamyślona, pełna gracji,
czuła dumnie się radośnie, wtedy chwycił ją krokodyl
w paszczę bezlitośnie.
Tak swój żywot zakończyła, nieroztropność ją zgubiła.
Reszta członków zebry stada, widząc tak wielkiego gada,
zaskoczona wydarzeniem biec zaczęła z przerażeniem,
aby dalej co sił w nogach, prysł ich spokój radość błoga,
na ten obraz hipopotam, mówi szczerze; to głupota
być posiłkiem krokodyla, to jest chyba losu kpina,
bo te gady prymitywne, liczą zawsze na naiwne,
trawożerne i kopytne, myślą pewnie, że są sprytne,
ja zaś myślę bez wątpienia, iż krokodyl się przecenia,
gdyż poluje na niezdary, swym zwyczajem bardzo starym.
Na ten przebieg sytuacji, słoń powiedział z przekonaniem,
nie ma życia takiej stacji, która mogła by być rajem.
5 november 2024
Jesień.Eva T.
5 november 2024
Freedom From PainSatish Verma
4 november 2024
0411wiesiek
4 november 2024
Słucham jeszcze, jak ostatnieEva T.
4 november 2024
Pure As GoldSatish Verma
3 november 2024
Nie tak całkiem zielonyJaga
3 november 2024
0311wiesiek
3 november 2024
Listopad.Eva T.
3 november 2024
"Surrender"steve
3 november 2024
You Were Not Like MeSatish Verma