Jola Rawska (lilly), 10 lutego 2017
Isabel przy wtórze bębnów, oboju i gitary
krzyżuje dłonie na sercu, potem wysuwa stopę
i ręce układa jak ptak, który wolno szybuje,
a jedno skrzydło ku niebu, a drugie blisko ziemi.
Smolisty warkocz na plecach, gruby i nieruchomy.
Jak derwisz sennie leniwy zamknęła ciemne oczy
i jednostajnie się zwraca ku czterem stronom świata.
I moje dłonie na sercu. Także wysuwam stopy
na przemian przed siebie w tańcu. Rytm jest odbiciem życia.
Lecz nie odfrunę do nieba i nie uśmierzę myśli,
bo spod przymkniętych wciąż powiek na Isabel spoglądam.
Może jesteśmy tym samym, łączy nas ruch i światło,
a jednak skóra jej gładka i usta bardzo różowe.
Jak ona też kiedyś byłam. Wiosenna jak Isabel.
Jola Rawska (lilly), 9 lutego 2017
Walther von der Vogelweide (1170-1230), Unter den Linden
W liliowych wrzosach było cicho,
możecie jeszcze zobaczyć ślad,
gdzie łoże nasze tam pod lipą,
pomięta trawa, złamany kwiat.
Pod lasem wiatr powiewał -
Tandaradaj!
a słowik słodko śpiewał.
Biegłam do niego jak w gorączce,
Szlachetna pani! tak witał mnie
miły, gdy czekał już na łące,
a ja szczęśliwa jak w czułym śnie!
Czy całował? Tysiąc skarg!
Tandaradaj!
Spójrzcie na tę czerwień warg.
Posłanie z kwiatów nam kobierca
miły zgotował, było błogo -
też się rozśmieje z głębi serca
ten, kto podążać będzie drogą
i róż tych pozna mowę -
Tandaradaj!
tam ja złożyłam głowę.
Że spał mój miły tutaj ze mną,
wstydziłabym się (miły Boże),
gdyby ktoś wiedział to na pewno,
co ze mną robił. Ja nie powiem,
a świadek tych igraszek?
Tandaradaj!
Nie wyda nas też ptaszek.
Przekład: Jola Rawska
Jola Rawska (lilly), 8 lutego 2015
Odsłona pierwsza: Dziecko kocha kwiatki, zwierzęta
i Kubusia Puchatka. Rośnie w gorączce miłości, aż wreszcie
wyrastają mu szpony. Uśmiecha się krzywo: gatunek dziwoląg.
Odsłona druga: Układy z całym światem. Krzyk gasi sumienie, dorosłość
na miarę prawdy lub kłamstwa. Słodka miłość przebiega na palcach.
Na szczęście szpony po latach tępieją. Lecz niestety, czasem żółć zalewa serce.
Odsłona trzecia: Księżyc obojętny i daleki. Biel gra teraz
inną rolę, a śnieg w odpowiedzi skrzypi pod nogami.
Jeśli się uda, cienie zaśpiewają dawną kołysankę.
Idzie przez las z duszą na ramieniu.
Jola Rawska (lilly), 20 listopada 2014
Gdybyż był chociaż cieniem października
albo przed-cieniem świątecznego grudnia!
Lecz on o sobie sam stanowić umie
w światłach cmentarnych, mgłach, śliskich ulicach.
A gustu za grosz i cóż za obyczaj! -
Woła na słońce ostrym gwizdem wiatru
w gołych gałęziach, więc ono się boczy,
dzień zostawiając deszczowi. Na szybach
przecinki mokre - to kod listopada,
króla depresji, zjadacza kolorów.
Nie dość wszystkiego - jeszcze te sny zsyła,
miłości każąc w kruczą przepaść skakać -
jak gdyby za dnia nieprawdziwa była
i trzeba siły, by w szczęście uwierzyć.
Jola Rawska (lilly), 19 listopada 2014
pośród zieleni drzew rozpromienionych
- na twarzach zmarszczki dopiero poczęte -
dziesięć lat temu jurni i bezbronni
- a w oczach naszych słońca wniebowzięte -
odchodzisz jednak by pewnego lata
zjawić się nocą na spacerze wonnym
słowa wymówić - powaga je splata -
zniknąć gdy zegar północ w dali dzwoni
w pamięci błądzę przeszukuję bramy
przeszłość tasuję jak karty bezładne
walczę ze śniegiem ze śmiechem lub łzami
- powraca wiosna i lecą żurawie -
jesteś czy nie ma cię - miłości chciwi
sami nie wiemy którzyśmy prawdziwi
Jola Rawska (lilly), 18 listopada 2014
W lustrze ta twarz
moja – nie moja
w zmarszczki już strojna
jak w ordery
po co to komu
do cholery
W lustrze ta twarz
nie moja - moja
mniejsze już oczy
usta węższe
opada owal
serce cięższe
I twoja twarz
twoja – nie twoja
nieswoi dalej
żeglujemy
wyboru nie ma
więc żyjemy
I nagle śmiech
pamięć przyciąga
zmarszczki całujesz
we mnie chaos
mówisz że znikły
wierzę choć wiem
czas leczy rany
a nie starość
Jola Rawska (lilly), 16 listopada 2014
tutaj woda płynie całkiem bez umiaru
w pianę zmieniają się lęki by zniknąć w podłodze
susza afrykańska z łazienką w Europie
nie ma nic wspólnego już raczej
pluskanie Kleopatry kąpiele Marata
ich skórę także gładziły przyjazne strumienie
w przerwie sutomyślnej w krzykliwych rozmowach
ze zwolennikami Rzymu lub żyrondystami
koiły przez chwilę ciało i sumienie
wodo życiodajna co przywracasz zmysły
pragnienie ciebie z niczym równać się nie może
pierwszy haust po długich bezwodnych godzinach
nigdy nie będzie oczywisty
wodo życiożerna co zalewasz domy ogrody i pola
porywając martwe bydło kwiaty cmentarze i krzyże
cóż znaczą łzy przy tak bezgranicznej potędze jak twoja
tyle co nic
lecz tutaj jesteś tylko spokoju mistrzynią
twój szum jak oddech morza i odległa podróż
bezpiecznie jest przy tobie jak kiedyś
w brzuchu matki okrągłym jak ziemia
granice mojego imperium to zaparowane lustro
na półce pod nim kilka magicznych flakonów
czasu oszustwo
więc płyń
dopóki nie będę gotowa
do otwarcia drzwi
Jola Rawska (lilly), 14 listopada 2014
i tak
i nie
i tak
i nie
tęcza na niebie na początku życia
bo deszcz bo słońce i ta ulica
trawa ta sama latarnie i bez
ktoś idzie naprzeciw sąsiadka i pies
i tak
i nie
i tak
i nie
dwoje podwoje okna ślub wesele
księżyc im świadkiem ty mój aniele
czasem w udręce zatrute słowa
szturchnięcia na wietrze trudna rozmowa
i tak
i nie
i tak
i nie
jesienią mrozy nastały za wcześnie
głowy już siwe oni jak we śnie
czas nie oszczędza mgliste zasłonki
lecz w myślach i w sercach nucą skowronki
i tak
i nie
i tak
i nie
i tak
i nie
Jola Rawska (lilly), 11 listopada 2014
stoję w deszczu w głębi czaszki huczą słowa
że nie teraz pora na nas na spotkania
księżyc uciekł w głębię nieba za chmurami
ciemno wokół noc ponura mnie osłania
ty nie przyjdziesz wiem to przecież już od dawna
bo odległość inni ludzie i chłód ciała
by o śmierci i miłości znów rozmawiać
trzeba wiedzieć kto ważniejszy ten się wzbrania
więc czekamy już od wieków tak na siebie
w ceremoniach zaplątani i w nadziejach
gdzie ty jesteś nie wiem jeszcze a co gorsza
może całkiem zapomniałeś o istnieniu
„Jest to, powiadają, pospolity obyczaj przy spotkaniu takich władców, aby najznakomitszy był przed innymi w umówionym miejscu, ba, nawet przed tym, u którego zjazd się odbywa; a to dlatego, aby ten pozór świadczył, że to mniejsi odwiedzają większego i starają się o jego łaskę, nie zaś on ich.”
Michel de Montaigne, „Próby”, Księga pierwsza, „Ceremonia spotkania się królów”
Jola Rawska (lilly), 9 listopada 2014
mogłam żyć wśród winnic w kraju pokoju lub wojny
czytać w świętych księgach Wedach albo w śniegu ślady
wierzyć w mądrość Natury lub siłę Przypadku
w Stwórcę czy wielu bogów a może w demony
w nic a w ostateczności w zwątpienie
mogłam mogę mogłabym świat taki otwarty
czas zdaje się muszlą a ja w niej ziarenkiem
czyjaś ręka potrząsa nami
więc wpadam w zakręty a muszla szumi
jakby była oceanem głosami przechodniów ptaków kantyleną
wiatrem buszującym wśród liści
tylko nie upadnij
muszlo
muszelko
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek