Marek Gajowniczek, 9 kwietnia 2023
Wojna i pokój, wartości test
nie czekają dobrej pory.
Świetujęmy! Jest jak jest!
Burze, deszcz i papież chory.
.
Wielkanoc, Pascha, Ramadan
wznoszą modły każdej wiary
na ruinach, barykadach
ponad wojenne koszmary.
Ponad spory i różnice
zaślepienie i podziały.
Krach w światowej polityce.
Poruszony jest świat cały.
.
Nie ustały zła szaleństwa.
Nie ma także wyciszenia.
Zauważmy podobieństwa.
Świat się wówczas także zmieniał!
Wielkie, globalne imperium
upadało wraz z epoką.
Świat z barbarzyńską scenerią
nie przyglądał się obłokom.
.
A poryw wielkiej Nadziei
wciąż przekładał czasu strony.
Mocno wierząc, ludzie chcieli
mieć już pokój uświęcony
na ziemskie i przyszłe życie
czcząc Ofiarę i wartości,
jakie obiecał Zbawiciel
swą miłością do ludzkości.
.
Raduj się wielce... Szukaj radośnie
znaków na Ziemi i Niebie.
Być może o tej zmienionej wiośnie
Pan Jezus przyjdzie do ciebie.
Nie czekaj wojen zwycięstw lub klęski,
rozejmu ponad głowami,
gdy Zmartwychwstały Pan twój Zwycięski
czeka tuż obok - pod drzwiami.
Arsis, 9 kwietnia 2023
W aureoli blasku, tego blasku, co rozkwita o świcie. W smudze słońca, co pełznie po ścianie
i drży
w kącikach twoich ust.
Jeszcze nie widzisz światła, co łka, kiedy dotyka twojej wrażliwej skóry.
Jeszcze tkwisz zatopiona
w morzu snu. Jeszcze oddech twój głęboki…
Uśmiecham się do ciebie, zanurzając twarz w rozrzuconych na poduszce czarnych włosach.
Uśmiecham się, całując twoje usta i zamknięte oczy.
Całuję i słucham twojego szeptu.
Coś mówisz przez sen,
który rozprasza się,
gdzieś w miękkich wargach powietrza.
Całuję i śnię,
śniąc
jeszcze
razem z tobą.
I zanurzam się
raz po raz
w blasku twojej skóry
… i znowu, szepcząc — „kochanie”…
Tak oto wodzę palcami
po profilu twojej twarzy, obrysowując kształt twojego ucha.
Ten zapamiętany,
cudowny, jedyny…
Choć jeszcze śpisz, choć jeszcze błąkasz się w odmętach marzeń, już wiesz.
Już wypływasz
w brzask,
co świta, migocze i rośnie…
Tu jest
cudownie.
Chodź.
Chodź
do mnie…
Kochanie.
Przyjdź i wyszeptaj, i otul ramionami, i łkaj.
Załkaj w szczęściu
ukojenia.
Chodź.
Przyjdź.
Nie zwlekaj.
Tak długo przecież na ciebie czekałem.
Przyjdź i pocałuj,
i nie odrywaj już zmyślnych ust…
Otwierasz
oczy,
jeszcze
zlepione
resztkami snu.
Jesteś.
Kochanie…
Wyginasz się w łuk, kiedy całuję twoją szyję.
Tak powoli i czule.
— Wiesz? Czekałem na ciebie.
— Wiem, kochanie — odpowiadasz z westchnieniami rozkoszy i błagań o jeszcze…
Okryci nagością nie potrzebujemy już słów.
Przekraczamy bramy raju, nim jeszcze można. Nim jeszcze czas…
I dzieją się we wnętrzu,
takie dziwne rzeczy,
nim —
spełnia się
— cokolwiek.
.
I jeszcze puls i krew.
Drżymy oboje w pustce lotu, przywierając do siebie na trwałe.
Twoje ramiona i piersi.
Wodzę językiem wokół tych,
jakże wrażliwych różowych otoczek.
Jesteś w raju?
Poczekaj
na mnie,
kochanie…
Pójdźmy razem.
Pobiegnijmy,
przekroczmy bramy błogości.
Przedmioty jarzą się
jakimś czerwonawym blaskiem i wszystko jest, jakby za mgłą…
Skąd ten blask, kiedy słońca już prawie nie ma?
Ale my jesteśmy
i lśnimy wciąż
odbitym światłem
Całując twój brzuch, coś mnie oślepia,
coś się wznosi,
płonąc oparzeliną rwącego potoku.
Gdzieś tam,
głęboko,
rodzi się wilgotny kwiat.
Widzę, jak rozchylasz palcami płatki zroszone kroplami rosy, pomiędzy szeroko rozwartymi
podwojami ud.
Wśród wielokrotnych
powtórzeń
błagasz o jeszcze.
Próbuje zerwać się do lotu ptak,
trzepocząc skrzydłami, jakby w spazmie agonii.
Uwięziony,
opleciony ciasno.
Tkwi i odradza się znowu.
W raju.
Kochanie,
jesteśmy w raju.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-09)
***
https://www.youtube.com/watch?v=ZS9X-mmNHJk
Misiek, 9 kwietnia 2023
Całe życie pod górkę, ale teraz to już z górki,
pewnie napiszesz wiersz komuś do laurki,
a może uśmiechniesz się do ludzi i słońca,
tak dawno był początek, a dzisiaj bliżej końca.
Całe życie swój pchałeś a dzisiaj także pchasz,
bagaż pełen błędów, które ty dobrze znasz,
zawstydzony milczysz myśląc, że je ukryjesz,
a pociesza myśl tylko, że jeszcze przecież żyjesz.
Całe życie walczyłeś jak Don Kichot z wiatrakami,
i daremnie gdy byłeś sam pomiędzy tłumami,
smutno patrzysz latem w ogrodzie na ważkę,
z goryczą w sercu połykasz jeszcze jedną porażkę.
Całe życie niczym wiatr już prawie przeleciało,
nawet nie wiesz jak właściwie to się stało,
jeszcze piszesz kolejną strofę do pamiętnika,
człowiek jest jak płatek śniegu co na wiosnę znika.
Lecz nie martw się, póki serce twoje jeszcze bije,
bądź jak bocian, co gniazdo co roku wije,
idź na łąkę i przytul pierwszy wiosenny kwiat,
i pomyśl jeszcze, jaki zostawić tutaj po sobie ślad.
Arsis, 9 kwietnia 2023
Klęczę na podłogowej klepce, wśród słojów i sęków, wśród nawarstwionych przez lata kroków i szurań.
Jestem tutaj… i jestem w udręce nocy. Ujarzmiony stalowymi szponami deszczowego chłodu.
Klęczę, dłonie składając jak do modlitwy.
Ojcze nasz…
Przeżarty na wskroś potęgą śmierci.
Ojcze mój…
Ukrzyżowany , wisisz pod sufitem
z opuszczoną głową.
Z ramionami szeroko rozwartymi jak grób. Cały w rdzawych smugach stężałej krwi.
Wodzisz z mną pustką czarnych oczodołów,
jakby odbiciem z sinego ekranu wyłączonego telewizora.
Odwieczna istoto
z ostrych
jak brzytwa
sennych koszmarów.
Kim ty jesteś? Albo raczej, czym?
Bo na pewno nie człowiekiem.
Raczej czymś,
pomiędzy insektem a istotą z innego wymiaru.
Prześladująca mnie od początku życia, kreaturo.
Ty mnie nie kochasz, tylko obserwujesz, czekając na dogodny moment, czego?
Aby zabrać? Dokąd?
Upiłem się. Lecz, cóż to za upicie,
kiedy nadal widzę i śnię.
Wiesz, upadłem kiedyś,
oślepiony słońcem,
na ulicy w Nowosybirsku.
Albo
w deszczu,
nie
pamiętam.
Pamiętam za to, że szumiało nade mną
rozłożyste drzewo, tak, jak tylko może szumieć wielkie rozłożyste drzewo.
I kołysało, i pieściło liśćmi.
I szumiało
melancholią.
A ty, patrzyłaś na mnie,
schowana w jego ogromnym cieniu.
*
Walają się wokół jakieś truchła, zapomniane przez czas szkielety, które spróchniały, rozsypały się
w pył.
Jesteś tutaj?
Kto tu jest?
Ja jestem cały w swoim jestestwie.
Słyszę
czyjś
oddech.
Oddychające ściany
pęcznieją
zapadają się, i znowu…
Coś tutaj miało być, lecz rozpłynęło się w źrenicy pamięci.
Ale przetaczają się wciąż echa
zatrzaskiwanych i otwieranych drzwi bez klucza.
Ktoś miał przyjść.
Nie przyjdzie nikt…
W ogromnym przeciągu. W spiekocie bólu. W odmętach grobowej ciszy, w której słychać jedynie
szmer padającego deszczu.
Oblewa mnie mdławy blask sufitowej lampy, kiedy klęczę szepcząc do samego siebie. Kiedy łkam.
W drugim pokoju mrok opuszczenia.
Rozbestwiona śmierć .
Sine ciało mojej umarłej matki.
Matka wpatruje się w sufit
z wielkim zdziwieniem w oczach.
Jest już,
gdzieś,
nie wiadomo, gdzie.
Stare gazety wokół, fotografie w kolorze sepii. Szary pył…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-09)
***
https://www.youtube.com/watch?v=DQ77tvk-E10
Janusz Józef Adamczyk, 8 kwietnia 2023
Jezus wiedział wszystko
i dzień po dniu wypełniał wolę Ojca
od początku do końca - sam
aż dopiero łotr...
a ty?
Janusz Józef Adamczyk
Marek Gajowniczek, 8 kwietnia 2023
Święta na Drogach Krzyżowych
w czasie rozgrzeszeń i łaski.
W słoneczku Strażom Grobowym
jaskrawo błyszczą się kaski.
.
Ogromny Kamień milczenia
zatoczył świat nad przeszłością,
nad zagrożeniem istnienia.
Śmierć pokonamy miłością.
.
Ofiara była największa
za naszych win odkupienie,
a Łaska grzechy umniejsza.
Łagodzi ból i cierpienie.
.
I tylko ziemscy mocarze
złotej fortuny elicie
tajny plan przyszłych wydarzeń
przedstawią jutro o świcie.
.
Nigdzie - w Kongresie i w Dumie
w żadnym centrum polityki
nie wspomni nikt o Całunie
ani Chuście Weroniki.
.
Gdzieś biedak przez nich stłamszony
otworzy dzrzwi przed Jezusem
i siła prawd uświęconych
w Nadzieję zmieni pokusę!
Arsis, 8 kwietnia 2023
Dotykam palcami zimnej, popękanej ściany. Przytulam się do niej. Dokąd prowadzi?
W mdławej poświacie wiszącej lampy, w pustce opuszczonego domu…
Donikąd. W labiryncie czasu, w którym sam jeden, sam ze sobą… W którym sam…
Ktoś, lub coś się ze mną spoufala, wykonując zagadkowe gesty, dziwne miny.
W pajęczynowych księstwach, w których zamieszkał…
Ojcze nasz, ojcze mój, matko moja jedyna…
Jestem tutaj. Stworzony na podobieństwo… — czego?
Coś mnie złożyło, pospajało, poskładało…
W nuklearnej poświacie boskości, w piekielnym ryku Lucyfera.
W spazmie agonii…
W tej dolinie, u podnóża góry tłum
nieruchomych zjaw
o jednakowych twarzach.
Wszędzie wokół biją po oczach czyhające szczegóły.
Olbrzymieją. Nikną. Pojawiają się nowe. Bezczelne. Groźniejsze co dzień.
Z przodu, z tyłu. Nieoczekiwanie.
Mówią do mnie słoje
podłogowych klepek,
pośród chrzęstu
pustych butelek po alkoholu.
Szepczą.
Nucą
do snu
kołysankę…
Pokołyszesz mnie?
Nie?
Nic nie szkodzi. Wiem…
Tam, tttam, taaam…
Jakieś stukania ciągną się w czeluściach żeliwnych rur.
W tym skorodowanym krwiobiegu
rozsypującego się truchła
przekleństwa i jęki. Splątania.
Chaotyczna plątanina ciągnąca się znikąd-donikąd…
Tak jak moje introwertyczne teksty, zdeformowanej do potworności autystycznej istoty.
Tak sobie rozmawiam sam ze sobą,
w bezgranicznej martwcie
falujących
schodów,
podłóg, piwnic…
Falują w słońcu jaskrawym,
bądź w mroku oczekiwania,
w którym ktoś ma zejść
wśród okrzyków, wiwatów, salw…
Kto taki?
Mistrz ceremonii.
O! Już idzie. Wskazuje z daleka palcem i stwierdza w oskarżycielskiej mowie,
że wszystkie okoliczności są przeciwko mnie.
Tu nie ma już
absolutnie nic.
Tu jest, tylko śmierć.
Choć jeszcze raz obejrzeć się za siebie. Na ostatnie dni zeszłego lata…
Czekałem wtedy na ciebie
wśród pomarańczy zachodzącego słońca, wiesz?
Nie wiesz nic, bo i cóż mogłabyś wiedzieć?
Rzucona w wir innego świata. Niekompatybilnego z moim.
Nie mam
już
na co
czekać.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-03)
***
https://www.youtube.com/watch?v=2FwXZxC2hlQ
sam53, 7 kwietnia 2023
Wiosna zaczyna się wtedy
kiedy można boso chodzić po trawie
tak mówiła babcia Filomena
do której jesteś podobna kropla w kroplę
o tej porze pszczoły kończyły zapylać czereśnie i wiśnie
przenosząc się na kwiaty jabłoni
wtedy brzęczenie już od świtu nabierało swoistej melodii
życie stawało się bardziej naturalne
bardziej interesujące niż nam się teraz wydaje
nie wiadomo skąd pojawiały się mszyce
zaraz za nimi biedronki
po deszczu rozbiegane mrówki znosiły do podziemnych gniazd
ulubioną przez larwy spadź
zwójki w liściach zawijały się w kokony
z ziemi wyglądały rosiczki
różnobarwne motyle tańczyły w kwiatach
ćmy schowane za dnia pod ogromnymi liśćmi łopianu czy rabarbaru wyczekiwały nocy
panował jakiś nieziemski porządek
w stodole na jętkach wisiały powiazane w pęczki zioła
w przeciągach suszył się dziurawiec
krwawnik nabierał mocy
młode pędy sosny zasypane cukrem dojrzewały w słoikach
babcia Filomena mówiła że był czas i na pracę i na odpoczynek
był czas na modlitwę i na rozmowę z sąsiadką
nie wiem czy ludzie byli zdrowsi
ale wiem że się bardzo kochali
nikt nikomu nie zazdrościł
wszyscy pomagali sobie
nie było gorszych lepszych
były cztery pory roku
więcej słońca
nie trzeba było pięćset plus
nikt nie słyszał o depresji
dobrze że ten stary zegar
ma jeszcze ochotę na swoje magiczne bim-bam
Yaro, 7 kwietnia 2023
czy warta nieprzespanych nocy
mijały szare dni nie spadał deszcz tylko wiatr
myśli gonitwa nie warta, wszystko do kosza
oszukany bez sygnału, zabawa na raz chciałem tańczyć
szedłem drogą w nieznane to co znałem zapomniane
w powietrzu smak goryczy byliśmy na językach
nikt nie gratulował, przegrałem w stylu fatal
czułem śmiech na plecach z wiatrem na powiekach
wszystkiego najlepszego, mimo wszystkiego zadzwoń czasem
pokój pustkowiem atmosfera gęstnieje, więdnę razem z różami
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
28 listopada 2024
IkarJaga
28 listopada 2024
2811wiesiek
28 listopada 2024
czarno-biała pareidoliasam53
28 listopada 2024
"być kobietą, byćabsynt
28 listopada 2024
Bliskość nie oznacza akceptacjiabsynt
28 listopada 2024
0025absynt
28 listopada 2024
0024absynt
28 listopada 2024
bo jak wtedy jest nas wszędzieEva T.
28 listopada 2024
Medyczna kołomyjaMarek Jastrząb
28 listopada 2024
krzyżberbelucha