
sam53, 1 czerwca 2022
grymas na twarzy
ból pod sercem
boję się takiej chwili
kiedy świadomość odpłynie
ciało zwiotczeje
szarość oblecze wszystko wokół
boję się takiej chwili
gdy bez pożegnania odejdę
a może odfrunę
i żaden anioł stróż nie zdąży rozwinąć skrzydeł
a ty nazrywać w ogrodzie niezapominajek
cholernie nie lubię ciszy
Yaro, 31 maja 2022
Pomiędzy nami zamknięty już rozdział,
zamknięty niczym brama, z której niczego
nie można wyczytać poza wyborem wielu dróg
tuż za nią.
Chwile, które nadejdą następnego dnia,
będą zwiastunem mojego sam na sam,
gdy w głowie kręci się kołem grunt tak słaby
jak ja.
Nawet ten sam chodnik pozostał ułożony niewygodnie,
nie wie, co go czeka po a było tak dobrze.
Więc udaję, że nie szukam ciebie,
udaję, że tylko zimno tęskni
do zgonu w objęciach mamy.
sam53, 31 maja 2022
lubię wiosnę gdy sny się zielenią
bzy przy drodze kwitnące kasztany
roztańczone konwalie pod wierzbą
deszcz majowy co spadł zakochanym
widzę ciebie przy wierszu w ogrodzie
będzie dobrze - wciąż słyszę od wczoraj
przed oczami twój uśmiech na co dzień
sen wiosenny we wszystkich kolorach
ciepłe słowa do kawy śniadanie
dwa zapiszę nim z resztą odfruną
lubię wiosnę - niech z nami zostanie
a ty całuj
tak cudnie całujesz
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 31 maja 2022
"Wirtuozeria jakiegoś człowieka jest poniekąd tylko melodią jego życia, której pozostaną tylko pojedyncze dźwięki (…)."
pastor Friedrich Daniel Ernst Schleiermacher
nie wiem co stanie się kiedykolwiek jaką kondycją wcięciem i rezerwą zaistnieję w dowolnym
czasie być może ominie mnie to w ogóle bo jeśli mam prawo tylko do tego by być nielegalnym to tak jakbym żył od czasu do czasu i pod żadnym pozorem nie miał pojęcia czego mam chcieć a czego
nie nawiasem mówiąc na jedno wychodzi bo różnica tkwi w stopniu nasilenia a nie w bliżej zdystansowanych suficie i podłodze jak wtedy gdy chciałem porównać swój obecny żywot z poprzednią biografią lecz nie dostąpiłem iluminacji wyłącznie ból głowy o nazwisku von Poniatovsky zaczął szczuć mnie skłonnościami do wymiotów i złym samopoczuciem fizycznym czego lekarze nie mogli w żaden sposób zidentyfikować nawet po licznych prześwietleniach z kontrastem i bez punkcjach
cystoskopiach pobraniach hektolitrów krwi czy wydalaniach 17–hydroksykortykosteroidów do szklanych
naczyń w szpitalnych kiblach to taka moja metaforyczna degrengolada dlatego każda przenośnia zakrawa
na skorygowane następstwa porównań zaledwie tego co konieczne jakąś gilotyną jakiegoś ostatecznego aktora na przykład Siddhārthy Gautamy Buddhy Śākyamuniego ponieważ dane mu jest tylko jedno największe trwanie chociaż stanął przed sądem za doznawanie całej pełni wiodąc prym i bez przygotowania wobec tego śmiem twierdzić że egzystencja każdorazowo przypomina obrys w każdym razie moje trwanie szczególnie gdy chcę poddać próbie domniemanie za wstawiennictwem pierwszego poruszyciela i dlatego nigdy nie załapię czy powinien był usłuchać głosu instynktu Friedricha Wilhelma Nietzschego i jego koncepcji wiecznego powrotu nawet jak to u mnie bywa à rebours mówiącej
że nie mamy obowiązku przyjmować jej jako nieistniejącej depeszy Jezusa Chrystusa z płomiennego
krzyża zwanego Filippo Giordano Bruno OP bo jeśli w każdym okamgnieniu mój los miałby posiadać aplikacje do generowania nieskończoności byłbym mistrzowsko
przyspawany do wiekuistego trwania niczym Átlas jakiego nikt nie widział aczkolwiek szwenda się on tu
i ówdzie z nieszczelnym workiem piasku szczególnie jak wypije bez zakąski dwie półlitrowe butelki wódki mimo że sobie zapali jak ja niegdyś mając lat niespełna dwadzieścia i nosiłem na plecach skórzaną kurtkę lotniczą a nie dziurawy plecak bohatera lirycznego wiersza Juliana Tuwima "Idzie Grześ" matoła
z wielgachnym glejtem na durnotę i prostactwo których to sam doświadczałem na sobie do pewnego momentu w przyszłości zaś różnie to bywało niewykluczone że przestałem pewne sprawy oglądać
z perspektywy wiaduktu kolejowego w Bolesławcu i tunelu pod Małym Wołowcem chociaż zawsze interesowała mnie inżynieria kolejowa jednak wiedziałem że ze środkami wyrazu nie należy lecieć
w głąba szczególnie z zeûgmą 1) która została sztywnym obciążeniem już w kwancie porodu mojego imienia jakiego nigdy sobie nie wybrałem i porzuconej spermy z akweduktów nasiennych jako daru
nieistniejących ejakulacji i laktacji za żadne waluty nie sztukowanych przez deprawację bajania starych
zalanych atramentem razowego chleba upieczonego ze zbuczałych tropów psychoanalizy w najgorszym
wydaniu w ciągłej ucieczce do imperium psa
z piątą
nogą
_______________________________________
Poniedziałek, 30 maja 2022, 08:11:13
_______________________________________
1) Zeugma (gr. ζεῦγμα zeûgma – dosł. związek, sprzężenie) to figura retoryczna polegająca na jednoczesnym użyciu pojęć: w znaczeniu dosłownym i przenośnym, konkretnych i abstrakcyjnych, różniących się rodzajem, liczbą, przypadkiem etc. Przeciwieństwem zeugmy jest w pewnym sensie hypozeuxis, gdzie każdy rzeczownik ma własny czasownik.
Atanazy Pernat, 30 maja 2022
Miejsce nieobecności ze śladami twoich palców
Krzyż wisi na ścianie
Dywan wytarty wspomnieniami ciała
W tym pokoju jest okno z widokiem
Seria starych pocztówek radio nie emituje dobrych wiadomości
Miejsce nieobecności wypełnione ciszą o świcie
Pomiędzy palcami przekładam papierosa pieszczotlwie samobójczym ruchem
Rozklejam się
Miejsce nieobecności ze śladami wierszy
Być poetą brzmi trochę jak obelga
Pokój z widokiem na krzyż
Ulicę stację kolejową zdradę bicie dzwona za oknem
Dłonie wytarte od ukrzyżowania
Lustro
sam53, 29 maja 2022
czasami kiedy dotykam deszczu
każda kolejna kropla jest cieplejsza od poprzedniej
a ukryta w czterolistnej koniczynie tęcza
błyszczy wszystkimi możliwymi kolorami
wtedy wydaje mi się że szczęście daje znaki
a to tylko tęsknota
myśl przy pocałunku
miłość - to ty powiedziałaś
wieczorem będę całował raz przy razie
może zapamiętam twój zapach
do następnego deszczu
Misiek, 29 maja 2022
Poleciałbym jeszcze ten jeden raz
tam gdzie świata cztery strony
lecz okrutny los skrzydła
odebrał mi chyba bezpowrotnie
jestem teraz jak zraniony ptak
co skubie resztki ocalałych piór
ukryty w pustym gnieździe po pisklętach
w pamięci obrazy zamazane często mam
za oknem drzewa szarpie wiatr szalony
odejdź już i oddałbym tobie nawet to coś
co dla mnie najbardziej jest rzeczą cenną
niepokoi się sumienie kiedy tak wiejesz
zacząć wszystko od nowa lecz odwrotnie
cofnąć marzenia do dat zapomnianych
kiedy się zmartwił za mnie zawsze ktoś
poobijane kolana to były niewinne rany
zaczekać z nadzieją na ten jeden znak
to nie będzie wtedy zwyczajny gest
sercem usłyszeć teraz cudowny psalm
jak chór sprawiedliwych rozbrzmiewa
niestety to nie stąd będzie ta muzyka
zaśpiewać pragnę ją między wierszami
zakurzony zegar w kącie już nie tyka
ale pozostał jak wierny sługa ze mną
choć dawno zapomniał czym jest czas
który odmierzał tymi samymi godzinami
porę na miłość i oraz wypełnione nadzieje
Poleciałbym jeszcze ten jeden raz
daleko przed siebie
aż na świata koniec
tylko kto wie gdzie on jest
sam53, 28 maja 2022
przychodzisz co dzień gdy otwieram oczy
w słońcu i w cieniu - wiatrem za firanką
głuchym milczeniem ile w nim tęsknoty
w bezdźwięcznej ciszy nie da się już zasnąć
z muzyką świtu jak przy Bethovenie
gdy myśl o tobie zaplatam do wiersza
a każda strofa wypełniona brzmieniem
twojego głosu - jak ja cię rozpieszczam
ze słów wybieram dwa najbliżej serca
a z marzeń jedno - jedno ale z wielu
dla tej miłości trzeba więcej miejsca
choć przeznaczenie już tak blisko celu
Deadbat, 26 maja 2022
Mówisz mi że jesteś
Dlaczego więc tak wpatrujesz się w obce oczy
Skąd w twoim zranionym spojrzeniu
tyle rozpaczy nadziei i wiary
Mówisz mi że jesteś
Dlaczego powiedz proszę
tak trudno ci odwrócić się i odejść
skąd twoja zachłanność i i pragnienie zmiany
Tak wiele w tobie
tego co jak mówisz nie boli a ja widzę - rani
Mówisz mi że sam sobie wyznaczasz zasady
a plecy innych wciąż przed twoimi oczami
i stopy twoje innych wędrować chcą śladami
Mówimy tak samo nie kocham a jednak kochamy
mówimy nie trzeba a łakniemy w bólach
czarnej dziury głodem w przyszłość spoglądamy
bojąc się i pragnąc zarazem tego co przed nami
z całą mocą stajemy jakby zjednoczeni chociaż do głębi rozdarci
płoniemy zimnym czarnym ogniem co nic nie rozświetli
i nic nie rozgrzeje
tęsknimy za słońcem co u nas w pogardzie
i walczymy nie o to o co chcemy walczyć
zagubione dzieci na pustyni jesteśmy
a pustynia z natury swojej żadnego błędu nigdy nie wybacza
I my nocy wiecznej dzieci na świt wciąż czekamy
co przyniesie kres wszystkiej grafomanii
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
20 listopada 2025
violetta
20 listopada 2025
wiesiek
20 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
20 listopada 2025
Jaga
19 listopada 2025
sam53
19 listopada 2025
Toya
19 listopada 2025
wiesiek
19 listopada 2025
Jaga
19 listopada 2025
Trepifajksel
19 listopada 2025
ajw