
Misiek, 19 października 2025
Kapłan na mszy złamanym głosem powiedział
dziś z zalewu koło Włocławka wyłowiono…
a kiedy dłonie złączył
modlitwy nie dokończył
w wielki szloch zamieniony chóralny śpiew
Ojcze
powróciłeś wtedy
ręce miałeś skrępowane sznurami nienawiści
do nóg przywiązane zimne kamienie
na szyi zaciśnięta śmiertelna pętla
na konsekrowanej sutannie zakrzepła krew
za jedną cenę: Twoje milczenie
,,nie dajcie się zwyciężyć złu
bądźcie w swych czynach zawsze czyści ‘’
czas
obudzić się z tego koszmarnego snu
ale to nie była wtedy tylko senna mara
i nie umarła w ludzkich sercach wiara
ona jak nadzieja jest nieśmiertelna
a wraz z nimi miłość do człowieka
którą w darze dostałeś od Boga
w pierś każdy dzisiaj się uderzy
co pozostało po Tobie Ojcze Jerzy
na pewno niejedno wspomnienie
ostatnia homilia
u świętych polskich braci męczenników
ostatnia przestroga
jeden jest w życiu właściwy szlak
choć wiedzie przez nieskończone zakręty
tam gdzie na Ciebie czeka
Prawda
Ojcze
dziś patrzysz na Polskę z ołtarzy i pomników
powrócisz raz jeszcze
na łono Ojczyzny
jako nasz Jerzy
nasz święty
smokjerzy, 19 października 2025
gęstnieją deszcze
padają słowa i liście
jakiś wariat kliknął w „usuń plik”
zbyt wcześnie
niezgodnie z instrukcją obsługi października
na chodniku CV przemijania
złoto przegryzione rdzą
zachlapane niepokojem zieleni
niby portfolio
lecz przecież nikt
nie zatrudni jesieni na stałe
czas wciąż niepewny siebie
rozciągnięty
jak sweter po trzecim praniu
nosi się go z sentymentu
choć gryzie w szyję
telefony pstrykają zdjęcia
ludziom i liściom
łudząc się
że można powstrzymać odchodzenie
przez użycie filtru sepia
liście nic sobie z tego nie robią
ogłupione wiatrem
i lotem
ludzie
wręcz przeciwnie
Nesca, 18 października 2025
Nie lubię czytać moich starych tekstów.
Tej pyskatej, seksistowskiej gówniary.
Minęło tyle żyć.
Jestem kobietą o której kiedyś pisałam
Rzeczywistość jest lepsza od fantazji
Dwanaście lat temu napisałam tu smutny wpis o neurochirurgu i że raczej nie obudzę się rano.
Jutrzejszy poranek przywitam w moim ulubionym burdelu.
Kawa, makijaż, seks.
Kto się spodziewał że będzie płacić moje rachunki?
Cztery koty i ogromna kolekcja szpilek.
Jeśli czegoś brakuje to tego miejsca.
* Oglądałam film Furioza 2 i tam bohater powtarza "nie ma już prawdziwej chuliganki i tak mi się jakoś
Yaro, 18 października 2025
co tam u ciebie
na razie się waham
między niebem a piekłem
wciąż emocje niebezpieczne
prawda wypływa na powierzchnię
zegar ścienny cyka wahadło
wokół ciemno samo barachło
jesteś daleko ode mnie
nie chcę cię stracić
biegnijmy do siebie
tak blisko kręci się śmierć
dopóki krew jest ciepła
możemy biec razem objęci
czas odmierzają zegary
dzwony biją my się kochamy
jak najdalej jutro
wystarczy popcornu
zapomnimy dni zimnych nocy
gorące ciała jak źródła światła
na płaskowyżu naszych pośladków
Belamonte/Senograsta, 18 października 2025
wielkie białe ptaki na horyzoncie nadziei !!!
zstąpcie spłyńcie na moje powieki
niech zamkną się podwoje szaleństwa
na wieki
swoimi litościwymi dłońmi
przybijcie mnie do krzyża cierpienia
ciosem w kark przerwijcie, z błyskiem litości w oku
agonię nic nie rozumiejącego
szyją wygiętą w uroczy łuk
białością skrzydlatych ramion
bezwzględnością miękkich ruchów
bezlitością dzioba
wężowym sykiem nagiej szyi
spojrzeniem podkrążonych oczu –
nic do mnie nie mówicie i nic do mnie nie mówiłyście?
tetu, 17 października 2025
spaliłam wszystkie miejsca do których mogłeś wrócić;
dziewięćdziesiąt procent powierzchni — to zgliszcza.
ciało rozkłada się szybciej niż noc, pchnięta słowem
przecina światło, odsłaniając resztki cienia.
jeszcze na niego patrzę, słyszę jak wyje —
jeszcze ma dziewięć swoich przykazań,
by się dopełnić. dopóki pełnia nas nie przeważy
na mojej skórze dogasają mosty.
violetta, 17 października 2025
płonę ciepłym karminowym rumieńcem
i lśniącymi oczami niczym blaskiem buku
w płoniącym czerwonym swetrze
migoczę dla ciebie jak najjaśniejsza
ze wszystkich tak radośnie ubrana
Arsis, 16 października 2025
(próba prozy poetyckiej)
Ten czas już nastał. Albowiem jest. Jest… I wkrótce uderzy. W nas. A więc ta korelacja zdarzeń
nastąpiła już wcześniej, tylko nikt nie wiedział. Nikt…
Nawet my.
Drżały płomienie świec w tej ciszy wielkiego oczekiwania. I drżały moje
usta. I gdybyś je dotknęła, gdybyś pocałowała, to poczułabyś zimno i drżenie. I zawarty w nim lęk
o przetrwanie
-- naszej miłości)
Wiesz, to mnie obserwuje spoza przeszłości na klucz zamkniętej.
I owiewa puste pokoje tchnieniem
białej ciszy szumiącej piskliwie i smętnie.
(zawsze wtedy, kiedy gorączka rozsadza umysł...)
I owiewa stropy, ściany, podłogi. I wiruje wokół sęków na deskach, na klepkach, na pozłacanych
ramach obrazów, na brzegach kryształowego wazonu, który zdaje się być epicentrum wydarzeń…
Płomienie dopalających się knotów tańczą jak oszalałe, jak w halucynogennych zwidach.
W delirium… Nie widzę za wiele i widzę wiele…
Wyostrzone obrazy. Wyostrzone zmysły...
(I dzień jakiś. Dzień późnej zimy, bądź wczesnego przedwiośnia. Ten dzień słoneczny i mżący
kroplami skapujących z sopli. I mżący jakoś tak perliście. Wszędzie. I wszędzie…
Wiesz… Matka mi wtedy umarła. W ten dzień marcowy. Wilgotny i tkliwy. Choć, nie.
To było w przeddzień jej śmierci, kiedy szedłem ulicą z książką pod pachą.)
Wracając z antykwariatu, niosłem Sołżenicyna. Jego „Przełomy”
I uczestniczę w tym pędzie nadal. Jak wtedy, kiedy byłem. I kiedy jestem… Bądź kiedy jestem
w tej zgorzkniałej iluzji dawnych wyobrażeń.
I jestem tutaj.
I jestem…
Przy stole
odsunięte krzesło...
(Bo widzisz… -- ja ciebie kocham...)
Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba.
I szklanka, pusta butelka… W wazonie suche patyki jakichś kwiatów.
Co to za kwiaty? Nie wiem. Nie znam się. Kwiaty, jak kwiaty.
Ty, wiedziałabyś, bo wiem, że wiesz.
Ale czy zaakceptowałabyś je?
Może rzuciłabyś nimi o ziemię i odwróciłabyś się ze wstrętem?
I odeszła?
Nie wiem…
Ale miały być dla ciebie. Wtedy, kiedy niosłem je dla ciebie, jedyna.
Pamiętasz?
Deszcz zastał mnie samotnego o zmroku. Pisałem. Pisałem wtedy wiele do ciebie,. Telefon grzał mi się
w dłoni. I w tej dłoni drżącej. W tej scenerii osamotnienia. W tej dziwnej twojej nieobecności.
i w tej…
Chmury szły wysoko. Niosły sklepienia smutku. Szare bardzo. Coraz bardziej mroczne.
Wiem. To było dawno. W innym czasie.
W innej przestrzeni.
Na innej planecie… Na innej…
Nie spotkaliśmy się wówczas
z powodu dziwnego splotu zdarzeń.
I wiersz niosłem spisany na kartce odręcznie…
Dla ciebie...
To mnie zabiera. To wspomnienie. Tak powoli. Po kawałku…
Więc podchodzę nagi do ściany.
I całuję ją. Liżę lubieżnie.
Zlizuję gorzki kurz i pajęczyny.
I te grudki. Te drobinki maleńkiego kwarcu.
I patrzę w górę, kiedy przywieram w kącie pokoju.
Kiedy przywieram,,,
I patrzę w ten punkt zbiegających się ścian i sufitu. Wyciągam rękę, by go dosięgnąć.
Wyciągam…
Wyciągam…
Wysoko.
To jest zbyt wysoko…
Za mną tańczące cienie.
Kolebią się między płomieniami świec
puszyste ćmy.
I tańczą wokół. Wirują…
Wiem, że już jest. Jest blisko. Za firanką,
za otwartym oknem noc. I ta noc zimna.
Ta noc nieskończona. Ona trwa i trwa we mnie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-10-12)
https://www.youtube.com/watch?v=SrvldIxVflA
Belamonte/Senograsta, 16 października 2025
kobiety, szaleńcy i dzieci
jestem nimi, przytulam dobrą sukę i śledzę
gdy grzmi burza głaszczę jej włosy i ta opiera mi głowę
na ramieniu, jej lęk uspokaja się, goryl we mnie zasypia,
jest dumny
burza ich przeraziła, mężczyźni są by stawiać namioty,
płoty, montować schrony
gdy oni się boją, oni w nich - są konkretni i twórczy
pomysłowi i praktyczni
ale wraz z trójcą - dzieci, szaleńców, kobiet - biją
pokłony przed burzą
wiatrem, wojną, chorobą, samotnością
straszliwą bestią z lasu i z gwiazd
zwierzęciem przerażonym są oni wszyscy
w rdzeniu, szukającym ciepła stada,
przywódcy, miłości dwojga
straszliwa wichura, sztorm
głaszczę główkę zwierzęcia
buduję schron
głaszczę główkę
modlę się przed gromnicą
gdy nadchodzą nie-ludzie
w samochodzie blondynki
powtarza się głaskanie
jej suczka na moich kolanach uspokaja się głaskana
moglibyśmy tak wrócić ze sobą gdzieś
na plan sztuki Szekspira - oboje nieszczęśliwie zakochani
w narcyzach,
niemożliwe staje się możliwe
jej włosy głaskać
tamtej, tej, czyjejś, włosy kościotrupa
zwierzęcia
ten kościotrup to Klarysa Annalena
martwa kochanka
a ja piszę pamiętniki zmarłego
a to zwierzę to zwierzę ze Ślęży
z czasów gdy Klarysa Annalena
była jeszcze żywym złudzeniem
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
7 listopada 2025
violetta
7 listopada 2025
wiesiek
7 listopada 2025
Jaga
7 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
7 listopada 2025
absynt
6 listopada 2025
wiesiek
6 listopada 2025
sam53
6 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
5 listopada 2025
sam53
5 listopada 2025
sam53