Marek Gajowniczek, 7 february 2012
To ja!
Znów jestem. Mam zwolenników
i czytających tysiące.
Przeszedłem jakoś przez gąszcz uników
i wiążę znów koniec z końcem.
Wracam na strony i znowu trudno
będzie mnie nie zauważać.
Ze mną Wam nigdy nie będzie nudno!
Potrafię nawet porażać.
To ja!
Znów piszę niechciane treści
w stylu nieładnym, niemodnym.
Wracam jak fantom siedmiu boleści.
Znów staję się niewygodnym.
Kolegów cisza już mnie nie cieszy,
bo czuję gdy kogoś boli
i tylko myślę: - Kto z nas nagrzeszył
i w kim jest więcej złej woli?
To ja!
Wasz chochlik i Wasz prześmiewca -
niechciany niby poeta,
który się wierszem przybił do drzewca,
nogami grzebie w sekretach.
Wycieka jadem patriotyzmu
i romantycznej liryki,
ostrej satyry, czasem komizmu
i drwiną złej polityki.
To ja!
Ten natręt - niby autor
wierszy czytanych w kościele.
Widział je pałac, czytał je chutor.
Zwiedziły już krajów wiele.
Są ich tysiące, a będzie więcej!
Zawsze się jakoś przebiją,
a w końcu trafią i w Wasze ręce.
Poezja nie jest niczyją!
Marek Gajowniczek, 9 february 2012
Nieprzyjemnie być chowanym zimą
bez kożucha i bez rękawiczek,
ze skostniałą, marsową miną
i surowym, chłodnym obliczem.
Gdy ci wszyscy - mili co przyszli
zaciskają zmarznięte palce
i nie widać co sobie myśli
ta dziewczyna w czarnej woalce.
Swego ciepła dać jej nie można.
Słońca nie ma i nic nie grzeje,
a od wyjścia powiewa chłodna
myśl pragnąca zabrać nadzieję.
Nieprzyjemne są chłodne pogrzeby.
Nie współczuje nikt złożonym kwiatom.
Czym zasłużyć, by przejście w niebyt
było takie cieplutkie jak lato?
Marek Gajowniczek, 8 september 2012
Gdzie jesteś zgubo mojej pamięci?
Cudowny leku na świata zło.
Gdzie Gumko Myszko wszelkich niechęci?
Gdzie jesteś oka mojego szkło?
Mój skasowany życia programie.
Mój zapomniany kodzie Sezamu.
Zabrała ciebie wydarzeń zamieć,
Czy cenzor czasu zdjął cię z ekranu?
Wołasz mnie senną nocy ciemnością.
Wybudzasz pustych przestrzeni wyciem.
Byłaś radością, byłaś miłością,
Najcudowniejszym moim odkryciem.
Gdzie jesteś moja łzo spod powieki?
Nienasycony przenigdy głodzie.
Gdzie wartki nurcie znajomej rzeki?
Zabiło ciebie zwyczajne co dzień.
Szarpiesz się jeszcze gdzieś w świadomości
Przyziemną lepką nicią splątana.
Ciągle spragniona mojej miłości.
Cierpiąca, sama, niecałowana.
Wiem, że nie wrócisz i nie przytulisz.
Sobie i tobie pomóc nie mogę.
Księżyc mnie tylko blaskiem rozczulił.
Smugą pokazał do nieba drogę.
Marek Gajowniczek, 8 march 2012
Pierwsza, młodzieńcza miłość
i interwencja dorosłych.
I wszystko się odmieniło.
Drzewa wysokie wyrosły.
A Niemen śpiewa "Nie wrócisz..."
i "...czas odpłynął jak sen."
Ucisz się serduszko. Ucisz.
To welon był twój, czy tren?
Długi był. Ech, bardzo długi
i wlókł się przez całe życie,
a struny - bolesne smugi
drżą jeszcze dzisiaj. Słyszycie?
Marek Gajowniczek, 2 july 2012
Jeżeli kiedyś wspomnisz mnie jeszcze,
to wiatr firanką lekko poruszy,
a powiew tęsknym, cichutkim wierszem
westchnienie zbudzi uśpione w duszy.
Na parapecie siądzie bezgłośnie
pstrokaty gołąb w ciebie wpatrzony.
Pomyślisz wtedy o naszej wiośnie
i tych nie naszych chwilach straconych.
Będę powiewem, będę gołębiem.
W twoje westchnienie cały się zmienię.
Myśli przeniknę twoje najgłębiej,
gdzie tylko mogą docierać cienie.
Nie! Nie odganiaj tego uczucia
które niepokój leciutki wplata.
Nie! Nie pozbyłem się całkiem czucia
i jak ten gołąb - potrafię latać.
I tęsknię stale, chociaż mnie nie ma
i tylko myślą upartą jestem.
Miłość się nigdy w nicość nie zmienia.
Wraca gołębiem, powiewem, gestem.
Marek Gajowniczek, 4 march 2012
Zerwały się wrony z uschniętej gałęzi.
Czy krzyk przerażonych je w mroki przepędził?
Czy piski hamulców co wbiły się w las?
Jest ten do Krakowa. Wsiadajmy już czas.
Jęknęła polana. Rozdarły się drzewa
i uniósł się z ziemi potężny do nieba
lej pyłu, rozpaczy, przestrachu, kurzawy.
No, pa - zadzwoń zaraz! Jest ten do Warszawy.
Chodź tato tu szybko i zobacz co piszą!
W Warszawie, w Przemyślu uderzyło ciszą
tak głuchą jak zdarza się w przerwanym śnie,
a po niej już tylko słychać było - nieeeeee!!!
Marek Gajowniczek, 5 november 2011
Czego dziś mała chcesz?
Nie warto płakać już.
To nie są łzy. lecz deszcz?
Wspomnienia pokrył kurz.
Trochę za późno dziś.
powracać w tamten czas.
Zostaw mnie. Muszę iść.
Papieros moknie. Zgasł.
O czym znów, mała. śnisz?
Wiesz dobrze - nie ma szans!
Kropelki deszczu zliż.
To jakiś głupi trans.
Nie wrócą tamte dni.
Mnie też wszystkiego żal.
Jest jakaś wnęka drzwi.
Przytul się. Zasłoń. Pal.
Jeszcze się trochę zbliż.
Proszę ,uspokój się.
Już dobrze - cała drżysz.
Wcale nie mówię - Nie.
To tylko płakał deszcz.
To ten jesienny wiatr.
Cieplutka jesteś - wiesz?
Nie liczmy więcej strat.
Czego ty mała chcesz?...
Marek Gajowniczek, 4 november 2012
Mężczyźni po przejściach
na stromych podejściach
zwalniają.
Mężczyźni po przejściach
nie mówią, że szczęścia
nie mają.
Być może inaczej,
lecz nowych wciąż znaczeń
szukają.
Przyszłości dni kradną,
a to czego pragną -
dostają!
Marek Gajowniczek, 12 january 2012
Unikaj,
Nie pytaj.
Masz znikać.
To znikaj.
I tak się nie dowiesz
skąd uśmiech dziś mam.
Gdy nic się nie zmienia -
są jeszcze marzenia.
Przychodzą, uwodzą,
gdy człowiek jest sam.
Unikaj.
Nie wnikaj.
To dziwna
praktyka.
I tak się nie dowiesz
co w oczach mych lśni.
Gdy nic się nie zmienia -
przychodzą olśnienia
i człowiek w marzeniach
z kłopotów już drwi.
Nie wnikaj.
Nie pytaj,
lecz myśli te chwytaj
gdy falą w przestworzach
pulsują jak HARP.
Gdy będzie najgorzej,
gdy nic nie pomoże -
sięgniesz po marzenia -
największy twój skarb.
Nie sięgaj
głęboko.
Nie ufaj
obłokom.
I tak się nie dowiesz
co wewnątrz nich drży.
Gdy dotyk poczują -
twe myśli zasnują
i przelecisz nagle
przez wszystkie swe dni.
Rozbłysną wspomnienia
i czas, który zmieniał.
Zobaczysz przestworza
i wszystko i nic.
I wyjdzie z podcienia
prostota istnienia.
I będziesz wiecznością
o bezmiarze lic.
Unikaj,
Nie pytaj.
Masz znikać
To znikaj...
Marek Gajowniczek, 19 august 2014
W zamyślenie wpadł wieczór sierpniowy.
Rząd mi życie za bardzo uprościł .
Siedzę w domu, na wszystko gotowy
i przeganiam życiowe mądrości.
Weszła cisza przez okno otwarte.
Razem z nią się wcisnęło wspomnienie.
Stare życie - niewiele warte
z rozgrzeszonym przysypia sumieniem.
Dobry wiersz wykasował przypadek.
Uleciała w niepamięć rozmowa.
Może była niedobrym przykładem.
Może Pan Bóg jej nie chciał zachować.
Po cóż ludzi zajmować uchodźcą?
Przywoływać koszmarne obrazy.
I historię, nie swoją, lecz obcą
w wyszukane ubierać wyrazy.
Lepiej wspomnę, tę śliczną dziewczynę.
O jej przejściach ni słowa nie powiem.
Uciekała przez Ukrainę.
Spaceruje po moim Grochowie.
Gdyby nie te nerwowe programy
i złe wieści o tych, co zostali,
mógłbym milczeć, bo się ledwie znamy.
O tym, co się gdzieś dzieje w oddali.
A przedziwnie nie mogę zapomnieć
buzi w ciup i tej mądrości w oczach.
Wyczuwałem leciutką ironię.
Czas obrazy przesuwał w przeźroczach.
Rzeczywiście o życiu nic nie wiem,
ale ona wiedziała za wiele.
Smutek przyszedł wieczornym powiewem
i pozostał i w wierszu się ściele.
Z tego nic nie bierzemy do siebie.
Nie wiedziałem, że była stamtąd.
A co u nas się zdarzy - nikt nie wie,
lecz coś we mnie zostało i mam to.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
25 may 2024
25.05wiesiek
25 may 2024
Travesty Of TruthSatish Verma
24 may 2024
24,05wiesiek
24 may 2024
The Saga Of BreakupSatish Verma
23 may 2024
2305wiesiek
23 may 2024
The Saga Of BreakupSatish Verma
22 may 2024
2205wiesiek
22 may 2024
Światło i cienieJaga
22 may 2024
Na końcu świataJaga
22 may 2024
Playing ChessSatish Verma