Hanna Mazankiewicz, 23 may 2010
Nigdy się nie spotkaliśmy,
choć mieszkaliśmy obok siebie
jedną ścianą tylko oddzieleni od widoku swoich twarzy
wieczorami słyszałam muzykę dochodzącą od ciebie
wdzierającą się wszystkimi możliwymi szparami
grałeś na skrzypcach – tak przejmująco
jakby te skrzypce płakały za ciebie
wieczorami przykładałam ucho do ściany
z nadzieją może, że choć tak przytulę
wysłuchując każdej nuty twojego żalu
zamieszkałeś tu po śmierci żony…
w tym domu każdy kogoś stracił
to taka przystań dla samotnych
których serce nie chciało się zrosnąć
dziś ode mnie odszedł kolejny przyjaciel
i teraz ja płaczę dźwiękami pianina
może teraz ty ucho przykładasz do ściany
wysłuchując każdej nuty mojego żalu.
Hanna Mazankiewicz, 16 june 2010
Jak miałam się poczuć, gdy zniknąłeś w nocy
w ciemny korytarz wciągnięty
w ogłuszającym za oknem warkocie silników
żegnałam cię wystraszonym spojrzeniem dzieci
bez słowa weszli – nawet do drzwi nie pukając
tylko łom ze snu wyrwał
odjechali tak szybko jak się pojawili
ciebie zabierając ze sobą
długo nic nie wiedziałam
gdzie cię nocą wśród mrozu powieźli…
po miesiącach doszedł list jeden
pełny wykreśleń cenzury
kochanie mam się dobrze, razem z innymi siedzę
w Białołęce nawet nieźle karmią…
dzieci wypatrywały cię po obiedzie
wróciłeś, gdy już nie były małe
Hanna Mazankiewicz, 5 january 2014
Poranek
dzień nie chce wstawać
wpół przebudzone ręce po omacku błądzą
po zimnej powierzchni ściany
paradoksalnie przy zapalonym świetle
mniej widać
jedna noga wypełzła spod kołdry
stopą szukała klapków
oczy nie otwarły się aż do kuchni
dopiero przy parzeniu herbaty
za oknem ledwo mrok ustąpił światłu
niebo tylko lekko zmieniło kolor
pasek od szlafroka ciągnął się za nią
kot na fotelu tylko łapy wyciągnął
nawet okiem nie spojrzał otwartym
pies z posłania nie wybiegł na powitanie
o tak nie ludzkiej porze przecież się nie wstaje
łyk gorącej herbaty obudził gardło
oczy szerzej otworzył
po szybkim prysznicu
twarz nabrała kolorów by zbladnąć
torba, płaszcz, buty
zatrzaśnięcie drzwi
i jeszcze czarna sukienka przerzucona przez ramię
Hanna Mazankiewicz, 29 september 2010
Dziś pora popłakać
razem z deszczem łzy na chodnik ronić
w szumie wody spływającej ulicami
łkanie swoje ukryć
pod parasolem przejść przez miasto
przecież i tak nikt nie patrzy
być jak z piosenek roztańczonym przechodniem
tylko może mniej radosnym
pora zastanowić się nad życiem
kiedy pada myśli się najłatwiej
przyglądając się kroplom deszczu rzeźbiącym kręgi na wodzie
nad powtarzalnością skupić uwagę
dziś pora popłakać
powspominać trochę
tych, którzy znikali w deszczu
tych, których żegnało się deszczem
chodzić tak długo aż buty przemokną
i z rękawów krople spadną
przecież nikt nie patrzy
ulicami nikt w deszczu nie chodzi
Hanna Mazankiewicz, 5 november 2012
Zaklekotała na wietrze okiennica
dzwoneczki zawieszone przy drzwiach
wątłą melodią zagrały
jesień już dywan liści u wejścia kładzie
pod trzaskającą furtką z zepsutym zawiasem
drzew korony w różnych barwach się mienią
i ty dziś szelestem przeszłaś przez szarą ulicę
przez kolorową bramę
utonęłaś w liściach
twój ulubiony fotel z zielonym obiciem
w kącie pokoju opustoszał
pod lampą z abażurem filiżanka herbaty
miałaś wypić zanim sen zmorzy oczy
z biurka pospadały kartki
telefon nagle zamilkł
zostawiłaś po sobie swoje zakochanie
zeszyt pożółkły z wierszami
i mały czajniczek z porcelany
Hanna Mazankiewicz, 1 february 2013
Dziś oszołomił mnie potok deszczu
w środku zimy zwykła odwilż
i nie byłoby w tym nic specjalnego
być może
nie wiem czemu przypomniałam sobie
kubek z kropką w którym pijałeś kawę
- nie do końca rozumiałam twoje nią zafascynowanie
zawsze wolałam herbatę
to był jeden z tych tematów
w których nigdy nie mogliśmy się zgodzić
zapach twoich koszul świeżo uprasowanych
nozdrza popieścił
to śmieszne tęsknić za ich prasowaniem
to był jeden tych małych rytuałów
tylko naszych
- nie wychodziłeś z domu bez uprasowanej przeze mnie koszuli
podczas zwykłej zimowej odwilży
wyszedłeś bez niej po raz pierwszy
i nie wiem czy to był pech
czy upłynął twój termin ważności
następnego ranka obudziłam się wtulona
w stertę twoich głupich koszul
Hanna Mazankiewicz, 14 may 2013
Pamiętam drobne szmery ledwo dosłyszalne
szum letniego wiatru między brzozami
zapach rosy o świcie osiadłej na trawie
wilgoć poranka pod bosymi stopami
w pierwszych promieniach słońca
co zza sosen się wyłaniają
jeszcze w wątłym świergocie wróbli
zanim cały świat zdążył się obudzić
chłonęłam każdy dźwięk
każdą nutę zapachu
szelesty wiosennych deszczy
krople tłuczące się w rynnach
rażącą w oczy zieleń na tle zbyt szarego nieba
te niewielkie okruchy zaledwie chwil kawałki
stary płot wyłamana furtka
kilka jabłoni przekrzywionych pod ciężarem czasu
brzęczenie samotnej w zagajniku pszczoły
tyle pozostało w pamięci obrazów
wybiegający z domu pies
wygrzewający się na parapecie kot
turkot kosiarki sąsiada
i zacinająca się brama
Hanna Mazankiewicz, 30 june 2012
To nie jest miejsce dla mnie
rozgrzana biała pościel rzucona na kolana
zapach kawy dochodzący zza ściany
szum morza wpadający przez powiewające firany
to nie miejsce dla mnie – przytłumione szumy
niedbale rzucona koszula na krześle
te ściany tak wiele widziały
nie powinny zobaczyć nic więcej
wczorajszy szampan wywietrzały
półmisek truskawek rozrzuconych na dywanie
szum wody – świadomość, że bierzesz prysznic
błądzenie wzrokiem w poszukiwaniu sukienki
odtwarzanie kroków od drzwi – potworny ból głowy
zgubiony but, rozmazana szminka
to staranie by wstać po cichu
bezszelestnie wyjść
już prawie dosięgłam klamki…
- A ty dokąd? Już zamówiłem śniadanie…
Hanna Mazankiewicz, 7 august 2013
Gdy tylko zagrzeje gdzieś miejsce
do przestrzeni się przyzwyczaję
poznam zakamarki i dźwięki
czar w nich odnajdę
niepowstrzymana siła mnie z nich wygania
tracę domy po jednym drugi
gdy tylko coś niezwykłego w nim znajdę
poczuję że jestem we właściwym miejscu
przeciekają przez palce po kawałku
od zapachów kolorów i kształtów
znikają okna drzwi balustrady
podłogi meble firanki
świat się kurczy powoli przebrzmiewa
aż z pojedynczym kartonem pamiątek
wiatr mnie wypędza
gdy tylko gdzieś chcę osiąść na stałe
zbudować coś trwalszego niż domek z kart
ktoś cały mój świat burzy w proch przemienia
zmusza by uciec
każde miejsce w którym zagoszczę
stopniowo zostaje odebrane
oberwane z wszelkich barw wspomnień
zanim nadejdzie jesień
liśćmi ulic nieskończoność udekoruje
Hanna Mazankiewicz, 2 june 2013
To było w wczoraj choć może nie
rok temu całe lata
wiatr zerwał ostatnią kartkę kalendarza
zapomniałem już zapach twoich perfum
nie ostał się na żadnym z twoich szalików
tyle ich miałaś
inny kolor i wzór na każdą pogodę
nigdy nie rozumiałem
tego nimi zachwytu
zachowałem wszystkie
schludnie poukładane w szufladach
twój znak rozpoznawczy
moim ulubionym był ten niebieski w groszki
miałaś go gdy się poznaliśmy
póki tu są może zaraz wrócisz
tego co wieczór sobie życzę
z kieliszkiem brandy
papierosem w ustach
i twoim niebieskim szalikiem w groszki
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
20 september 2024
2009wiesiek
20 september 2024
Laws Of ChemistrySatish Verma
19 september 2024
1909wiesiek
19 september 2024
Różowe chwile.Eva T.
18 september 2024
1809wiesiek
17 september 2024
1709wiesiek
17 september 2024
A potem zrobiło się przeraźliwieEva T.
16 september 2024
Love To ViolenceSatish Verma
15 september 2024
You are like my soul, A butterflyEva T.
15 september 2024
1509wiesiek