guccilittlepiggy, 27 february 2013
tego dnia ojciec miał dobry humor
zabrał mnie i brata nad rzekę
pod wypalonym okiem starej papierni
wyciął po łuku z wikliny i dratwy
a potem zabrał na swoją tratwę
i popłynęliśmy w połyskujące gardło rzeki
coraz lżejsze wspomnienia
bardzo chciałbym żeby to był początek
przypowieści o braciach wyruszających
na poszukiwanie źródła
ale to tylko daleki szum
szelest osypującej się ziemi
prześwit w niej
guccilittlepiggy, 13 august 2013
tymczasem teraz zastaje nas w nowym yorku
(a znasz fajniejsze widokówki?) około południa
które niczym południk wyznacza naszą pozycję
i trajektorię rzutu piłką (prosto w tamto)
gdy kiedy bezwzględnie warunkuje gdzie
i gdzie nigdy nie będziemy (a frank o’hara
jak zwykle idzie na lunch) i to już wszystko
co wiemy o miastach oraz franku
i to już wszystko co wiemy o sobie
co udało nam się wypatrzeć w szczątkowych
fabułach mimowolnych gestów fałszywych
drogowskazów: raj
to kiepska kompozycja z nagością i owocem
(ani gdzie ani kiedy)
cycki i jabłka
jabłka i cycki
jak dynie cycki jak gruszki ożebrowane
światło ogrodu w środku jesteś
cała z pestek chodźmy zanim cię rozsieje
wiatr nocą pod wielogrzmotem poczuję się
przez to samotny wielce zaś ten
który tak długo czekał żeby cię zdobyć
jak zdobywa się wszelkie bogu bliskie pagórki
i dokładnie z tego samego powodu:
ma nadzieję że gdy spojrzy prosto
z ciebie na świat ten wyda mu się
mglisty i piękny
guccilittlepiggy, 2 september 2010
[...]
dzisiaj po raz pierwszy widziałem drapacze mgły
będę się tym dzielił stopniowo i może wystarczy
na jakiś czas. z innych znaków
uciekły mi obydwa autobusy i tym sposobem
przystanek Słodowiec stał się miejscem przesiadek i ciągów dalszych
(władzom pod rozwagę)
gdzie, po raz trzeci już
przytrafił mi się ten facet, różowy i okrągły, a potem
potem przyszła dziewczyna w kształcie gruszki i zapragnąłem nagle
żeby on powiedział
i powiedział chyba do niej zapomniałem
zapomniałem zatęsknić. i może jeszcze coś o tej tnącej ściany mgle
*
pamiętam z dzieciństwa, że najstraszniejsze były
późnowieczorna mgła i czerwony księżyc. pamiętam, bo nie znalazło się na liście zapomnień
bo strach staje się powtarzalny i tandetny
bo bałem się wilkołaków, a powinienem wilków (według dziadka)
nie mogę sobie przypomnieć, czy już wówczas wiedziałem, że jestem śmiertelny
*
nie mogę sobie przypomnieć, czy to robiło jakąś różnicę
*
(Mała nie boi się wilków
zza szafy wygląda ropiejący na zielono kosmita
ratujemy ją za pomocą superzegarka i światła
czasem mówi bądź potworem
i wtedy walczę sam ze sobą)
*
(a Mała wciąż nie wie
Chciałabym już pójść do Nieba
kiedy tam pójdę?)
(tak
kurewskie przerażenie)
*
wiem doskonale co zrobić z rękami
chociaż boję się trochę, że zaprowadzą mnie do piekła
(nie ma piekła nie ma)
i przyjdzie diabeł i zeżre też ciebie
bo wiedziałem co zrobić z rękami
bo nie ma piekła nie ma
bo nie wierzyć trzeba nawet mocniej
*
wczoraj po raz pierwszy widziałem drapacze mgły
szkoda, że nie mnie przyśnił się
ścinający wszystko nóż
urwałem się w połowie
tak nas wyobraża sobie to miasto:
wyłaniamy się z obskurnej bieli
i chyba skrzypimy na śniegu
nikniemy z oczu
[...]
guccilittlepiggy, 27 march 2013
oto jak jest: gorąco. pierwotnie i nago.
puchnie ciało - tak psuje się ożywcza woda.
a ty nie podobasz się słońcu.
a ty nie podobasz się nikomu.
i nikt istotny nie umarł ostatnio. jakoś polubiliśmy
odchodzić z nadchodzącym mrozem.
trochę znaczących narodzin: świat
znów stał się chłopczykiem. ostatecznie będzie z tego
wiersz, bo z wszystkiego są wiersze. z pracy, z nudy, z kobiet,
ze spacerów, z nienawiści (z miłości
nie - miłość tak polega na wyjątkach, jak ty polegasz na niej),
z wierszy; z naszego mieszkania, w którym nie mówię,
że ją kocham; z widoku na skrzyżowanie,
które powinno nazywać się ukrzyżowaniem,
ale najwyraźniej giną na nim wyłącznie samochody
(zero kwiatów, zero zniczy, kolego).
oto co jest: mantry i wyliczanki. leniwie gasnące światło.
siedmiu aniołów na siedmiu skuterach dominos pizza
pędzących przez skrzyżowanie.
zwiastowanie.
guccilittlepiggy, 10 september 2010
krzyk to krzyk skarbie - nie wyobrażaj sobie że może być niemy;
posiniałe mięso ślady po zębach czarno od języka w tobie niebo
jak gigantyczny subwoofer; drgania w podbrzuszu. ten wrzask
deformuje całe światy pnie się w górę ja wzdłuż ciebie
po kark.
Soho śmierdzi moczem i winylami. pedalskie latte w papierowym kubku;
wkrótce spadnie śnieg i wszystko wystygnie znieruchomieje. nie pomogą
zatarte szarości rosnące smugi powietrza. rzeczywistość
przejdzie w betonowe kadry; połamane oddechy pęknięcia na wardze.
poza granicami mojej głowy pozostaniesz nieskończony.
*
wciąż odwiedzam to miejsce w którym śmierć jest ziemista
i włazi pod paznokcie. gdzieś po drodze mam ciało.
zagrzebałem się w tobie a teraz chciałbym
dotknąć.
________________________________
*Francis Bacon, Head II, Three studies of human head, Two figures
guccilittlepiggy, 22 august 2013
/wydanie, ekhm, zwężone, poprawione/ ;)
tego roku umarł mój niechciany ojciec
i zapragnąłem przekreślić nadgarstki postrzępioną linią
(a wystarczyło podkreślić kilka słów wyszeptać)
można się przyzwyczaić do siebie
w dalekich bezsensownych podróżach do wietrznych krajów
i w równie bezsensownych lecz znacznie dłuższych powrotach
w wędrówkach do umieralni utkanej ze stęchłych tchnień
gdzie w przewlekłej bezsenności przewleczony przez nazbyt wyrazistą jawę
próbowałem wyobrazić sobie anioła u głowy tego prześwitującego człowieka
z którego nie potrafiłem już wycisnąć nawet odrobiny światła
i którego zostawiłem miękkim dłoniom obcych kobiet
[pierwsza]
no i skończyło się rano jest ranem pisze się ostatnie wiersze
błyszczącą ranę powroty do domu przez cmentarz zbyt ogromny
dla tych wszystkich śmierci (każda osobna najmniejsza)
rosnące w przycmentarnych fabryczkach
damy w futrach pachną pogrzebem i dzieciństwem
które można ponieść w każdej części
część pierwsza - głowa ślepe okno donikąd
prowadzące nogi ręce nikogo prowadzą przez ciało
otwarte aż po fałsz zmierzchu rozwidlony
język światła łopocący na zewnątrz pochód
kondukt skremowany lipcowym upałem
zbyt wielkim na tamto miasteczko (raz zabrała je rzeka)
zaczyna się święto nieodbyte podróże w niebyt nie zdarzają się
raz jeszcze przeszczepiam sobie chwilową samotność
zbyt wielką dla naszego ojca - raz
zabrała go ziemia - teraz już tylko moja
mogę wreszcie zadomowić się w sinym blasku
w niezawisłym śniegu mościć kreślić nowe kręgi i nazywać
i zapominać z całych sił po co
tu przylazłem
[druga]
to jest w słowach z podróży mojego ciała
zrodzonego z tego które już nie istnieje
i na obecność którego nie jestem
żadnym dowodem pomimo
wielu podobieństw w tobie
ciepłej i miękkiej z którą przemierzam
północne rubieże imperium rzymskiego (teraz tylko
bursztynowe kości i zapchany kibel) i w którą nie uwierzyłem
chociaż wkładałem palce głęboko i wielokrotnie
poruszałem aż stałaś się pacynką na mojej dłoni
na ciele ułomnym głuchym i ślepym
na wszelkie światło
*
to jest w słowach z podróży
przez krańce ciemnego imperium (Różewicz Dycki
i inne cmentarze) od dawna nie mojego pomimo
wielu podobieństw w kadrach
martwych za sprawą złego światła złej miłości
listopada którym głaszczę cię po twarzy
w nadmiernych stylizacjach na groteskową
białoczerń miesięcy i opustoszałych
grobów moich bliskich gdzie cię nie zawiodę
bo zapomnę tym i następnym
razem w tej i następnej części
bez możliwości poprawy
[trzecia]
och nic przecież nie wiem o śmierci
przesuwam wymarłym językiem po zębach
wielkiego wciąż nieumarłego miasta (kościoły najpiękniej rosną na zwłokach)
w wierszach z nieporadnych słów szeptów
rzeki co przeszła między nami
w wierszach jak trumna dla mojego niechcianego
ojca głuche bezstrune pudło w które złożę jego
oraz moją uległość gdyż nic nie wiem
o śmierci i tęsknię już tylko za sobą
kiedy przywołuję (trochę na stukot trochę na szelest)
moich dalekich zmarłych z zimna i nagości do których
wkrótce dorosnę bo przywołuję
moich zmarłych z najdalszego zimna
światła i spijać je będę nim zupełnie
zgaśnie
[czwarta]
ciągle prawię nieprawdy o śmierci tu na śniegu
lśniącym tak czystym i jasnym jakby
całym z blasku którego masz już pełne garście
ojcze gdy oddychać przestajesz pod okiem złego
syna w czułych rękach kobiet
wiedzących wszystko o naszym
umieraniu o naszych przemarzłych ciałach
składanych w głąb cienia grudnia odjętego
nocy nieboskłonu
pod kamienną płytę księżyca
niektóre z nich szepczą nam modlitwy jak zaklęcia
bo wciąż przybywa nocy chropowatej czerni
na niej jak dureń wyskrobałem napis
koniec a przecież
będzie jeszcze ciemniej
[piąta]
i oto zabrnęliśmy do domu
organista odgrywa zimowe przeboje
kwitną rozplątane dźwięki
oraz pojaśniałe twarze kobiet
one wiedzą wszystko o nas zwłaszcza
babcia Mila zaiste wszyscy przeszliśmy przez
jej dobre ręce (my z pięciu córek i syna) zaprawdę
jak pierwsza gwiazda jej dłonie a ona jak anioł
*
i oto mieliśmy grzebać zmarłych a grzebiemy w sobie
w uległej ziemi chowamy własne języki
niezdolni do głoszenia gorzkich pocałunków (jednak na nic
nam się zdałeś Judo?) wkładamy najciemniejsze słowa
w cierpliwe ciała kobiet
a one już wiedzą o nas wszystko szczególnie
babcia Mila zaiste wszyscy przeszli przez
jej dobre ręce sąsiedzi zaprawdę
jak ostatnia łódź jej dłonie a ona jak Charon
guccilittlepiggy, 17 august 2013
Bubak 'n' Chyl
I
wyjdźmy od tego, że wychodzimy stąd.
w tym mieście nie ma centrum.
wszystkie ulice prowadzą
wzdłuż i dookoła
(ludzi spotykać z samotności i
nieuchronne zderzenia galaktyk na chodnikach). chciałbym
trzymać rękę pod stołem, oszukać cię, że wciąż możemy
przestać być tutaj, a zacząć tam. kolejny motyw
na skórze - wychodzimy stąd.
II
Erec Israel
mityczna Północ. rozpadamy się na kolejne zbliżenia. nagle
trudno dopisać cię do końca. wszystkie przejścia między pokojami,
między domami nasiąknięte światłem,
moja niebyła kochanko. kiedyś pewnie powiedziałabyś
zamknij tę książkę, tę bajkę bez końca i wyjdź,
wypowiedz wojnę snom.
guccilittlepiggy, 27 october 2014
dokąd podróżowałem? co odkryje przed nami monitoring? przez jednoręczność
do wszystkiego doliczone pół godziny. powoli oddala się wschód. spasione dymem liście.
to od nas ten kaszel? głuchy szczęk szczęk. najpierw ogień, później inne zakazy. długo myślałem, że piórniki i śmierć pochodzą z niemiec. na razie zabrania się jej wnikać w nasze ciało. z odpowiedzi szelest i nowe smaki. oto mój pomysł na ciebie: proszę wyjąć to ze mnie. co jakiś czas powtarza się taka praboska regeneracja. rejterada. nikłe niknie i tak. i tak łaknie. tak ładnie. tak-tak.
u innych jeszcze długo świecą się okna.
guccilittlepiggy, 25 february 2013
„cokolwiek zamiast amen zasłania nam usta
a kropka dusi zdanie bez ważnego końca.”
Paweł Podlipniak, Tenebrārum
nie ma w tym żadnej tajemnicy
co było rozwiane wygładzamy w nikczemną całość
pocałunkiem o lekkich konturach już nas nie dosięga
widok z okna na opuszczony ogród
po zmarłych resztki płótna resztki pamięci
nieodległy szczyt światła — szczelnie zapięte
w ślepousty dialog
nieodmiennie coś nas przesłania
upycha ciasno w znikomą przestrzeń
pomiędzy pejzażem a martwym z natury
potem wciąga pod siebie i gwałci
najgroźniej — najczulej
popatrz sobie proszę
aż poczujesz
______________________
*za Rene Magritte
guccilittlepiggy, 22 january 2011
przejść przez korytarz jak przez ciepły wciąż oddech
dotrzeć do schodów
gdzie stoją mamroczący odstępcy
co od łóżek
obłoków najbielszych odstąpili
występnie z nogi na nogę przestępują
co rusz na głowie coś poprawiają
jakby kapelusz modlą się do okien
i na obiad wołać ich trzeba
jak dzieci z podwórka
Alicjo Alu!
Piotrusiu
do kogo mówisz Alu
Alicjo rozwiązana sznurówko
zmarszczko szklista
daj rączkę chodź
zobaczysz
pięknie dziś zgaśniesz
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga