10 march 2025
Kiełbasa
Cz.II z cyklu "Życie Marcela jako ustawiczne unikanie pokus"
+18
Zimny prysznic dodał mi pałera. Owinięty ręcznikiem ruszyłem dziarsko do kuchni. Ciotka Hela siedziała w markowym szlafroku z lumpeksu i paliła na śniadanie jakiegoś badziewnego papierosa, bo śmierdziało w całej chałupie.
Podszedłem do lodówki. Na dźwięk otwieranych drzwiczek przy mojej nodze natychmiast pojawiła się sunia, czarna jak węgiel z jastrzębskiej spółki węglowej, o wdzięcznym imieniu Pusia oraz złośliwy niczym właścicielka, kocur Rudy. W związku z tym imieniem przypomniał mi się kumpel z liceum, którego nazywaliśmy „Rudy 102”, bo twierdził, że ma lufę jak czołg. Niestety, życie zweryfikowało jego pomiary, bo będąc na zawodach piłki ręcznej w Zamościu, zrobiliśmy konkurs na najdłuższą fujarę. Ten, kto miał najkrótszą, stawiał wszystkim piwo. Po tej nietypowej zabawie „Rudy 102” zmienił ksywkę na „Rudy 12cm” i to on postawił wszystkim kolejkę. A mówi się, że zero to null, nic nie znaczy.
Psio-kocie towarzystwo usiadło obok stołu, cierpliwie czekając na mój ruch, ale się nie doczekało. Półka, którą przydzieliła mi Helena, była pusta jak mój żołądek. Stał na niej jedynie samotny, biały… kefir. Łypnąłem na kiełbasę leżącą niżej, ale kątem drugiego zauważyłem, że ciotka też wbiła we mnie świdrujące oczka, więc zaniechałem kradzieży.
- Ani mi się waż! – warknęła groźnie, czytając w moich myślach.
- No co, ciocia? Na diecie jestem! – Chwyciłem butelkę i wypiłem prawie do dna.
- Bułkę możesz, ale odkup, jak będziesz wracał z roboty – powiedziała łaskawie.
Przywołała rozczarowane zwierzęta i wyszła z kuchni, gasząc peta w spodeczku. Natychmiast zjadłem dwie bułki, popijając resztką kefiru, a później następną, zagryzając kiełbasą. Miała jakiś dziwny smak.
Po niespodziewanie sutym śniadanku szybko przebrałem się w robocze ciuchy i walcząc z Rudym, który łasił się do nóg, założyłem adidasy. Nagle poczułem, że lewa skarpetka jest mokra. Zdjąłem buta, powąchałem i zakląłem.
- Ty rudy skurwielu, nalałeś mi do buta!
- Pewnie w zemście za tę kiełbasę, co ją zeżarłeś! – Usłyszałem głos ciotki i zobaczyłem, że stoi w przedpokoju.
- Jaką kiełbasę? – Udałem głupa.
- Tę z mysich psitek! - powiedziała dobitnie.
- Z czego?! - Poczułem jak zielenieję.
- Tak mówi pan Henryk, który mi ją polecił. Wzięłam dla Rudego i uprzedzałam, żebyś nie jadł!
Zrobiło mi się niedobrze. Ciotka bez zająknięcia ciągnęła dalej.
- Rudy bardzo ją lubi i odkąd je, nie ma już zaparć.
W tym momencie poczułem, że moje zwieracze też puszczają. Pobiegłem szybko do łazienki, zastanawiając się po drodze, czy pozbyć się kiełbasy najpierw dołem czy górą? Zdecydowałem się usiąść na sedesie i wtedy usłyszałem kolejne doniesienia ciotki:
- A na sraczkę najlepsze są kości. Kupiłam dla Pusi. Jej zawsze po nich przechodzi. Mam w lodówce goleniową... – Zaśmiała się złośliwie, a później dodała pojednawczo:
– No dobrze, żartowałam z tą kiełbasą. To zwykła podwawelska.
Koniec cz.II
cz. I Pompon z marabuta
https://truml.com/pl/profile/prose-detail/248334
10 march 2025
marka
10 march 2025
marka
10 march 2025
marka
10 march 2025
marka
10 march 2025
marka
10 march 2025
wiesiek
10 march 2025
Jaga
10 march 2025
absynt
10 march 2025
Eva T.
10 march 2025
Jaga