absynt, 16 września 2025
Jak pachnie wiosna, a jak wzburzone morze, 
inne światy, myśli, uczucia, wibracje strun 
napędzających kosmos, modlitwa i krzyk. 
Taką cię widzę, pamiętam, otulam we snach, 
biegniesz, a ja nie potrafię nadążyć, potykam o czyjeś dłonie, 
kaleczę stopy, zamieram, jest tylko wiatr i nieskończona ciemność. 
Perfumy, ulotny zapach bielizny, nawet ręczniki 
znaczą obecność, pościel zapamiętała kształt, a lustro 
płacze. Przebudzenie i sen, naprzemienne napieranie 
rzeczywistości, rozszarpywanie ciszy.
Liczę sekundy, bicie serca, raz, i jeszcze raz.
absynt, 14 września 2025
Nawet, gdy minie wieczność, pozostanie pamięć, 
ulotny wiatr we włosach, i zamglone oczy. Skulona 
postać znikająca w mroźną noc i światła latarni 
prowokujące cień,
znikając w mroku, zabierałaś lepką wilgoć ust, 
milkło serce, a zeszklone oczy rozczepiały światło. 
Nie wiedziałem, że można poczuć drżenie ziemi,  
wycie niewidzialnych dusz, bezimienny lęk. 
Wielkie słowa umarły, a jednak wciąż mam nadzieję. 
Jak wytłumaczyć pogoń za ogniem, lot ćmy, czy 
przyciąganie ciał. 
Obierając pomarańcze patrzę w rozżarzone palenisko, 
widzę oczy, splecione dłonie wołające o jeszcze, 
krwawe usta i drapieżny błysk bieli. 
To była zima, nie pamiętam, luty?
absynt, 11 września 2025
z ustami na ołtarzu kłamstw, wtulona w niebiańską ciszę 
rozpościerasz pióropusze, kolorowe wachlarze wyganiają anioły, 
a spragnione dotyku dłonie ścielą wykrochmaloną pościel. 
otwarte okna nie potrafią mówić, a jednak zapraszają, 
rozniecają nadzieję, chłonąc zapach traw i zdeptanej ziemi 
milczą. 
masz takie zimne oczy, uleciało ciepło, zgasły latanie, 
po ścianach pełzają cienie.  ostatnia noc lata, przygaszone świece, 
i on, stary złodziej: biały księżyc – chce patrzeć, 
zagląda do sypialni, łóżko trzeszczy od nadmiaru wrażeń, 
twarz omywają mi czarne wodospady włosów, a ty zdajesz się 
chwytać gwiazd, uciekać.  
bez słów, uwięzieni w rozpalonym tyglu z płynnym metalem, 
zdajemy się istnieć choć brakuje znaczeń, znaków, 
dowodów bycia
absynt, 9 września 2025
Praojcowie mojej wyobraźni, 
kwiaty na grobach zmarłych, zapalone znicze. 
Wciąż zasypiam wczepione w ciemność, 
liczę kroki niewidzialnych postaci, rozmawiam z Bogiem. 
To sen, czy zapisana ścieżka, gdzie po omacku szukamy 
prawdy. 
Pamiętam podwórko pełne dzieci, wołanie matki na obiad 
i rój owadów upchniętych w słoiku. Pamiętam ból 
odbierający mowę. 
A przecież uśmiechem witałem każdy dzień, 
wybiegałem na wydmy by posłuchać morza. 
Siedząc na piasku widziałem zagubione żaglowce, 
poszarpane maszty i żagle, krzyk żeglarzy. 
Marzyłem by polecieć w otchłań burzy, 
zatrzymać błyskawice, odmienić los. 
Wracając odliczałem godziny do następnego dnia, 
wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten czas, i spełni się
moje przeznaczenie. 
Tymczasem łapałem chrabąszcze.
Sam.
absynt, 5 września 2025
Zapada mrok, otuleni wilgotną ciszą śmiałkowie liczą gwiazdy, 
wypowiadają życzenia marząc o jutrze, nadchodzących falach, 
nieznanym. Pierwsza myśl w niewidzialnej sieci, to porośnięte 
bluszczem echo, odmiana. 
Na horyzoncie rozmazane niebo, skąpane w ogniu obrazy 
kaleczą oczy, wiązka światła tworzy hologram postaci, 
kobiety bez twarzy, fotografie, prześwietlone klisze. 
Wokoło pełzają chrząszcze.
Stalowa obręcz nie pozwala oddychać. 
Ciężkie półkule ziemi zdają się płynąć, unosząc nad wodą 
tworzą przeogromny wir, słychać słowa modlitwy, i bicie
dzwonów.
Budzi się uśpiony dotąd, przerażający 
strach.
absynt, 5 września 2025
zdolność do omijania, lokalizacja przeszkód, namierzanie celu. 
jest coś w odwracaniu znaczenia słów, zająknięcie, mimowolna czkawka. 
zabawy w bogów, spotkania przy trzepaku, odkrywanie. 
znalazłem chwilę, kiedy czas nieznacznie zwolnił, 
ptaki latały wolniej, a motyle zamarły. 
znany pisarz wyrzucił właśnie kochankę, zamarzył o powrocie. 
ulepiona z gliny figurka zaczęła tańczyć. na ekranie telewizora śnieżyło. 
podali wiadomości. 
podniosłem upuszczony notes i ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest pusty. 
zniknęły imiona, telefony, notatki. zniknęło całe moje życie. 
otworzyłem okno i zobaczyłem latawce, 
kolorowe wspomnienie lat dawno minionych, 
niepodważalny dowód istnienia, 
potęgi wyobraźni.
Szkice.
absynt, 2 września 2025
powiedz to wreszcie, wyrzuć wspomnienia, 
kapelusze przestały już szeptać. jesteś wolna, 
nie wiesz wszystkiego, ale pole usłane różami 
trąci myszką, 
nie w twoim stylu rozmieniać drobne, 
wydrapywać imiona kochanków, jesteś wielka, 
tak chcesz, a nie świat, jego odrzuć, niech układa się 
z kimś innym., niech zdycha, zdrajca.  
miałaś swoje chwile, nie zawsze udane, 
lgnęli do ciebie ci inni, przetrąceni przez życie 
skazańcy. matka, kochanka, hetera, i dziwka – tak, 
nie zaprzeczaj, tą siebie lubiłaś najbardziej. 
i dlaczego umilkłaś? 
sama wiesz, że milczenie nie jest złotem, 
a nieobecność ośmiela winnych. nie potrafię nic 
ci powiedzieć, od doradzania byłaś ty, ja tylko 
czekam, aż się obudzisz 
i poczujesz głód, pustkę, którą beze mnie 
nie wypełnisz niczym.
absynt, 30 sierpnia 2025
Oczekujesz rozgrzeszenia, ale czy sam potrafisz wybaczać? 
Obsesja rąk uniesionych ku niebu, łzawe kwiaty rzucone na stos. 
To wszystko tłumaczy, dlaczego jesteśmy chwilą, ułamkiem 
bez wartości. 
Biegniesz łapiąc motyle, odwracasz kamienie, 
ścierasz kurz z zapomnianych spojrzeń, dotyk, który powinien 
dać ciepło, rani. Karuzela niepowodzeń, oddech dzikiego zwierza, 
którego nie chcesz obudzić. 
Jest w tobie, 
ta dwoistość natury nadaje sens, dobro i zło, niewinność i grzech. 
Czas niepogody ma w sobie siłę, hartuje lub zabija. Gdy zapada 
mrok zapalasz latarnie, i ryglujesz drzwi. 
Nie wiesz, czy ktoś czuje to co ty 
i czuwa.
absynt, 25 sierpnia 2025
na pograniczu ziemi i nieba nasze istnienie 
przestaje mieć sens, zmienia formę, przeistacza 
możliwe w niemożliwe, odbiera mowę, dotykalny 
staje się głód, a pożądanie zrzuca maskę, 
pławi w mroku. 
przemoczone dłonie szukają ciepła, 
zanurzają ostatnie pragnienie bycia widzialnym. 
to takie proste obliczyć trajektorię lotu ptaka, 
oderwać mu skrzydła i rzucić w przepaść. 
w tle piosenki: „zapraszamy wszystkie ptaki”… 
urządzić polowanie. 
natura, słowo wielu znaczeń. klucz 
do zrozumienia. uciekają miliardy planet, 
ocierają o istotę odwiecznej zagadki, 
iskrę nadziei, że to nie sen. 
wciąż te nocne mary, szybowanie wśród gwiazd, 
szukanie drogi w nieznanym mieście, 
rozpaczliwy krzyk.
absynt, 24 sierpnia 2025
Zachłysnąłem się ciszą. 
Tu, gdzie nie ma ludzi, a powietrze drży, jak struna, 
próbuję odnaleźć  ślady przodków. Zwietrzałe fotografie 
ukazują dostojeństwo obcych mi twarzy, nieznane miejsca, 
kamienie i krzyże. 
Ocieram się o brzozy, obejmuję buki i słucham. 
Nieprawdopodobne, ale widzę wydrapane dowody obecności, 
w głogach odnajduję kolorowe szkiełko, jakby światełko 
wśród morza zieleni. 
Jestem, wciąż i wciąż, uciekam od zgiełku, marzę o dniu, 
kiedy odejdę na zawsze,  na szczycie góry i w promieniach 
zachodzącego słońca. Cała ta tułaczka powinna mieć sens, 
choćby błahy, lecz jednak sens. 
Obserwuję mrowisko, tutaj każda istota ma swoją rolę, 
i każda ma znaczenie. Dlaczego wciąż uciekam?
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 listopada 2025
wiesiek
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
sam53
3 listopada 2025
Arsis
2 listopada 2025
absynt