absynt, 3 listopada 2025
Bywa, że 
jąkam się bez przyczyny, gubię wątek, 
bywa, że 
śmieję się z siebie, na przekór sobie,
niepoważnie, byle jak, 
zamykam słowa.
Nauczono mnie słuchać, 
milczeć, gdy mówią inni, stać w cieniu.
Bolesność moich chwil,
sypialniane wyrzucanie marzeń,
seks na godziny i wstyd,
nie wiem.
Zamówiłem miłość, nie przyszła, 
zamówiłem pomarańcze, mam je na stole,
były z przeceny, okazja, ale
są smaczne.
Były też inne, cienie bez imion i twarzy,
zimne, gorące, nieobecne i obce.
Miały katar, przeziębione płuca, 
zamglone oczy,
jakby świat właśnie kucał.
A jednak wciąż chcesz bym wrócił,
zaparzył herbatę, posłodził i podał.
Maleńka ćma, świeca i ogień,
zamazywanie jutra trwa w najlepsze,
zamówienia 
bywają soczyste.
absynt, 30 października 2025
Lata nie było, mchy za wcześnie zakwitły, padało. 
Gdzieś w cieniu topoli ukrywał się lis, miał tę przewagę, 
że wypatruję gwiazd, drogi do nieba, 
by głośno zapytać: dlaczego?
Nauczyłem się żyć i wstawać bez ciebie, kaleczę przy goleniu, 
milczę.  Codzienność nie pozwala zapomnieć. Wspominam 
opowieści matki. Jej uśmiech i łzy. Mój bajeczny świat. 
Wstydliwy do bólu. 
Kamienie umiały mówić, a dym z ogniska odkrywał nieznane. 
Modliłem o dłuższe dni, noce bez snu, o jeszcze. Garściami 
chwytałem motyle. 
Fascynacja, słowo klucz, wytrych duszy. Nie wiem, 
czy to czułaś, nieważne też kto bardziej. Skomplikowane 
równanie opisujące trajektorię uczuć jest bez znaczenia, 
liczy się czas, odwrócony,  implozja. 
Wciąż nie mogę zrozumieć. Zwyczajne gesty, milczenie, 
zmywanie naczyń urastało do rangi misterium, krople rosy 
na szyi, związane włosy. Tajemnica w ukradkowym spojrzeniu, 
wilgoć ust. 
I przyszła jesień. Za szybko, pośpiesznie, nachalnie. 
Zapłonęły świece i bezduszność dopełniła chwili. 
Zaduma i wiatr. Rozpylony gwiezdny pył podrażnił oczy. 
Jedna łza. I nic więcej.
absynt, 8 października 2025
Zbyt wiele mamy, by umrzeć
Widziałem jak patrzyłaś, 
on krzyczał, ale wciąż byłaś ze mną, 
naga, wyzuta ze wspomnień, 
dziewczęca.  
Jak mam uwierzyć, że  urodziłem się w nieodpowiedniej chwili, 
i że nie było czasu, ustalić wspomnień. 
Wyobraź sobie nicość, pomocne ramię, 
brzęczące kajdany i tę chwilę ciszy przed. 
Czy to takie trudne odczytać intencje? 
Uczono mnie pokory, szacunku dla wieku, 
ale to, ten obraz zatrwożyłby boga, 
gdy by był. 
Rozśmieszyłby też  samego diabła. 
Wciąż i wciąż liczymy słowa, 
ważymy znaczenie, 
a tak naprawdę nic i nikt dla nas 
nie znaczy. 
Wracam przed snem do ruchu warg, 
uśmiechu, którego nie rozumiem, 
i ciszy, 
gdy padną ostatnie fortece. 
Jedwabne życie, jedwabny czas, 
jedwabne nie, jedwabne nic. 
Koszmar.
absynt, 29 września 2025
Zliczanie słów, poprawność, którą wpajamy dzieciom, 
wracają echem, w korytarzach kroki i jęk uwielbienia, 
wysokie obcasy i zapach cygar. 
Głodne cienie, jak szarańcza wlatują w ramiona nocy, 
szukają bezsmakowych ust, spoconych dłoni. 
W świetle reflektorów obłędny taniec,  
spleciona pajęczyna ud, ociekające śliną języki zła. 
Zaproszenia, rozrzucona bielizna, rozsypane korale, 
na czerwonym dywanie nie widać krwi, 
błyskają flesze, zaczyna się walka o najlepszy kadr, 
o życie po życiu. O koronę z gwiazd.
absynt, 28 września 2025
Przyglądam się sobie, analizuję każdą zmarszczkę, 
bliznę nad lewą brwią i ślad po poparzeniu, 
tuż za obojczykiem odcisk zgaszonego papierosa 
wygląda, jak lej po meteorycie, lub powstający 
krater wulkanu. 
Sny, wciąż te same, prorocze, rytuały i modlitwy, 
ileż to razy nie potrafiłem się dobudzić, wizje okna, 
z którego skaczę, wyzwalały nieznane na jawie 
uczucie ulgi, odkupienia, 
najgłębsze lęki zamieniały w karmiczne ścieżki, 
pozwalały uwierzyć. Ciekawiły mnie symbole, 
od zawsze fascynowała tajemnica, zwierzęcość, 
mroczne pożądanie. 
Kaleczyłem nadgarstki, by obserwować misterium 
kropli krwi. Szukałem ścieżki, dłoni, która wyciągnie mnie 
na powierzchnię, ocali. Moje lustra kłamią, ta twarz 
nie może być moja, ja przecież nie istnieję.
absynt, 26 września 2025
Gdy ktoś ci bliski umiera, nieważne jak,  
naturalnie, w wypadku, czy z zemsty,  cierpisz, 
ucieka ci życie,  sens istnienia,  a rozum już
nie istnieje. 
Mamy tak wiele i niewiele, a jednak 
nie można zamrozić, odłożyć na półkę, 
na zaś czegoś, co tak cenimy, swoje odbicie. 
Odeszła w cierpieniu, nie zdążyłem 
opowiedzieć o marzeniach, zakamarkach duszy, 
gdzie cierpiałem, śmiałem  wraz z innymi, 
nie wiem, 
to takie nieludzkie tańczyć na grobach zmarłych, 
a jednak może tego chcą, od zawsze chcieli, 
by nie błagać, przepraszać, nie mieć im za złe, 
i zagrać. 
Wstawiam fotografię za ramkę obrazu,  
ku pamięci, a może by się usprawiedliwić,  
nie do końca wiem, co jest sprawiedliwe, co nie. 
Pamięć, to jedno co mi pozostało, 
bo gdy przyjdzie naprawdę umierać, co o sobie powiem, 
że zapomniałem,  kto w to uwierzy. 
Zapalam świeczkę i gaszę światło.
Obrazy nie znoszą słonecznych dni, tracą blask,
płowieją, kochają ciszę i mrok, 
tulą podcienie.
absynt, 23 września 2025
Znajoma lekarka dusz zamilkła na zawsze, 
nie odbiera moich wiadomości, telefonu, wymazała 
swój profil. 
A ja właśnie skończyłem jej portret, uśmiechnięta 
amazonka na koniu, w tle błękitna tafla oceanu i 
purpurowe niebo. Jest i szarańcza. 
Niełatwo jest odstawić obraz do kąta i zapomnieć. 
Nie przeszkadzało mi, że ma męża, dzieci w przedszkolu, 
jej rude włosy. Nawet gdy chrapała.
Ognista skaza na białej pościeli. Płynne złoto. 
Było zbyt pięknie, zaniedbałem siebie, zwiędły kwiaty, 
odeszła żona, ale było mi mało, wciąż za mało. 
Upaćkany w farbie, w podartej koszuli i z butelką w ręce 
– chciałbym to namalować, zagęścić kolorem i raz na zawsze
spalić.
Uczą nas pokory, przedszkole, szkoła, 
na studiach chwile chwały zamieniamy w pozę, 
i nagle wyfruwając z gniazda spadamy.  
Ktoś puka do drzwi, 
pewnie pizza  lub dostawca farb, wychylam się z balkonu, 
i liczę metry do ziemi, ale nie, wracam, 
przez judasza widzę umówioną klientkę, nowe zlecenie 
i zakręcony czas.
absynt, 19 września 2025
Mówisz o samotności, mściwych ludziach, niezrozumieniu. 
Moralny szantaż, by zatrzymać, założyć kajdany, uzależnić. 
Nikt już nie wierzy w lepszy świat, wciąż wygrywają ci sami, 
splątane macki spasionych pająków, ich puste oczodoły 
i przeżarte chciwością oczy,  oto godny do zawieszenia na ścianie 
obraz. Ponadczasowe dzieło. Majstersztyk. 
Mam jednak mieszane uczucia, widzę, jak patrzysz. 
Oczekiwanie masz wypisane na twarzy. A co ze szczerością? 
Kogo dziś oszukamy? Ruletka, poker, złoty blask whisky?
Zielone sukno jest poplamione, to krew i sperma. Twoja
ulubiona para. Kręci się,  kolorowe żetony i rozbuchany żar. 
Spocone piersi i wyostrzony wzrok. 
Nieważne kto dziś wygra, a kto strzeli sobie w łeb, 
karuzela ruszyła. Ktoś krzyczy, coś liże mi kark, widzę twoje 
wyciągnięte dłonie.  I oczach ten żal.
absynt, 18 września 2025
Wiem, nie lubisz czułości, każdy gest drażni i wyzwala 
agresję, a jednocześnie pobudza, nie zaprzeczaj, że to 
przeciąganie, niedopowiedzenia, zapach skóry i ból, 
wyzwala. 
Przeczytałem chyba wszystko, zakułem się w kajdany, 
ale dalej nie wiem, czy polubię smak rozpylonej żądzy, 
świst bata i rozerwanej ciszy. Czy polubię ciebie. 
Po ostatnim spotkaniu wyrzucono połamane krzesła, 
zerwane sznury bielizny –  porcelana też była, 
czy też fajans. Nie wiem.
Zwykle wracasz, wolniej dochodzisz do siebie, 
żądasz uwagi, seks nie istnieje, kroplówka ratuje twarz.
Gwiazdo tej nocnej zawiei, nawiedzona dziewczynko z bajki, 
nie zapalaj świata tylko dlatego, że chcesz zapomnieć.
Nauczam uczniów by byli posłuszni.
absynt, 17 września 2025
bycie strukturą cienia, opóźnionego czasu,
jego gęstości, ciężaru. jestem nikim, a jednak
mnie zauważasz pozwalając zaprosić się
do tańca,
wsłuchana w niebyt mężatka, panna, dzieci dorosłe 
czy małe, nic takiego, błahostka, jednak porusza ziemię, 
przetrąca kręgosłup, spowalnia.
zbyt wiele listów, nie żebym błagał, prosił o jeszcze, 
ale by zaznać spokoju, zrozumieć wnętrze, 
kto się odważy, 
domorosły chirurg
wyrwie serce i lancetem potraktuje uśmiech. 
liczę, przekładam kamienie.
epoka lodowcowa się cofa i znowu ktoś ma plany.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 listopada 2025
wiesiek
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Yaro
3 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
sam53
3 listopada 2025
Arsis
2 listopada 2025
absynt
2 listopada 2025
tetu