Deadbat, 17 grudnia 2022
Jestem Martwy Nietoperz
Martwy od dzieciństwa
Nietoperz czyż bowiem
nie mówi się
ślepy jak nietoperz
choć to jawna nieprawda
Jestem niedowiarkiem
A więc ślepy jestem na prawdę
Nie wierzę bowiem w wolność
Ani równość
Ani braterstwo
Zbyt wiele widziałem wojny
która jest stanem duszy
wojny nieustającej w sobie i pomiędzy braćmi
Betonowych dżungli gdzie w niemej udręce
tysiące i dziesiątki tysięcy
zmaga się z dniem
i z nocą
w ten czas pokoju
który był nam dany
Nie wierzę w jedną prawdę
bo nie widzę przecież
tego co widzą inni bez żadnego trudu
a oni z kolei nie patrzą moimi oczami
Poza ciągami wzorów
nie ma żadnej prawdy
istnieje jedynie zbliżone jej uogólnienie
dopasowane do ludzi i czasów
zwichrowane to w tą to w tamtą stronę
Ludzkości jak ją rozumiem nie darzę miłością
gdyż przeczuwam wyraźnie co wizja korzyści
potrafi uczynić tej Ziemi i jej
mieszkańcom rękami ich samych
a to sprawia że Homo zdaje się w najlepszym razie
usilnie próbować hamować
swoje własne drapieżcze instynkty
w drodze ku nieuniknionej zagładzie
Zabijanie słabszych karmienie się ich ciałami
hodowla i ubój
tak gwałt morderstwo czy wojna
to tylko na różnych poziomach
dowody że nigdy nie zerwaliśmy kajdan
zwierzęcej czysto natury
i nie ma we mnie dumy
że jestem człowiekiem
słaby bowiem jestem nawet jako człowiek
Kiedyś
już sam nie wiem kiedy
Chciałem tylko tworzyć
lecz każdy mój oddech
rani
chciałem tylko nadawać nowe imię
nowe obnażać spojrzenie
lecz nie jestem lepszy
i nie tętnię życiem
każdy mój ruch kaleczy harmonię
a każda myśl nosi znamię Kaina
jest niedoskonała
i nigdy taką jak trzeba nie będzie
bo w tym świecie
To człowiek jest miarą rzeczy
dlatego słuszne jest że zabija
że pochłania mięso
nawet swego brata
w walce o przetrwanie
uzasadniony jest każdy grzech
podstęp i każde kłamstwo
okrucieństwo
czy śmierć
a nie abstrakcyjne martwe ideały
Dlatego choć nie żyję trwam przecież uparcie
usiłując odgadnąć co dzisiaj jest słuszne
jutro zaś stanowić będzie niezbity dowód mojej winy
i sprowadzi niechybną karę na me trwanie
Yaro, 16 grudnia 2022
szukam czegoś więcej
do nieba trzymam ręce
dotykam zimnych dłoni
zmarnowałem coś w sobie
czego chcieć więcej
prócz ciepłych słów w piosence
uciekam jak przeciąg
w obrotowych drzwiach
w galerii na wiślance
mówię wszystko masz
dlaczego to za mało
pragniesz więcej ludzie mają gorzej
w programie damy i wieśniaczki
dobrą rolę grasz
jestem głupcem wtedy gdy spojrzałem
tobie w oczy
zaczął się koszmar kiedy skończysz
będziesz skomleć życie nie jest materialne
rozwija skrzydła moja dusza
słyszę śpiew posłuchaj
przytul muszlę do ucha
pierwsze wakacje nad Bałtykiem
a nie te siaty szmaty malowidła
Sztelak Marcin, 16 grudnia 2022
Pękniętym na wszystkie odłamki
świata, co gwarantuje siedem lat
złożonych tylko z niedziel.
Lub innych wyrazów, wymyślonych
by podzielić linearność czasu,
zgodnie z teorią bezdomnych fizyków.
Ci cwałują na grzbietach czarnych
kotów w kierunku przeklętych lasów,
gdzie czarownice mieszają w kotłach
pełnych miłosnych eliksirów.
Odczytuję – trucizn, jednak jako pozbawiony
odbicia nie mam prawa głosu,
więc taplam się w błocie pół i ćwierć słówek
przechodzących w pomruki.
Może to zapowiedź nadchodzącej burzy,
ale bardziej prawdopodobne, że to koty
ocierające się o zgrabne nogi wiedźm
zajętych ekstazą lub prościej – życiem.
Deadbat, 15 grudnia 2022
Byłem
Jeszcze jestem
Spacerowałem po Central Parku
I po Cantomnent Park w Waranasi
Milczałem patrząc na ludzkość
pogrążoną w szaleństwie jakośtobędzizmu
jadącą torami samounicestwienia
Z jedną myślą ponad wszystkimi myślami
Czy jest jeszcze nadzieja
Nasza chciwość pochłania rzeki
i połyka nieba
Patrząc na ludzi którym wystarcza tak niewiele
Kropla brudnej wody
te ręcznie formowane cienie
czy jest dla nas miejsce
Czy jest dla nas nadzieja
Patrząc na kolumny niebosiężnych pomników
na barwne witraże niespalonych wciąż jeszcze katedr
na dzieci nie mające z tym wszystkim nic wspólnego
szukające prostej rozrywki w prostym pyle drogi
Czy one również muszą być ukarane
Czy jest winą motyla że w poprzednim życiu
pochłaniał żywotne części drzewa
czy z nim musi ginąć
w powszechnym pożarze
I choć znam odpowiedź
nie ma we mnie zgody
na bezsens wszechistnienia
zamkniętego wszechniebytem na głucho
niczym rustykalna trumna
brzydką w swej prostocie i spaczeniu deską
Lecz wiem wszakże jak i wszyscy wiecie
Żyjemy w epoce której nazwą wymieranie
I widzę dom swój i swoją nadzieję
Żadna pustka nie trwa przecież wiecznie
I żaden gatunek
Gdzieś kiedyś na innym świecie
I w innym układzie odniesień
Nadejdzie przecież nowe życie
i po koniecznym Błędzie
nowe Rozumienie
I Samozachwyt nowy pomiędzy nowymi gwiazdami
zyska Imię nowe
I nowe znaczenie
(własne przeznaczenie)
Bo wszystko co jest i było
musi się jeszcze wydarzać nieskończenie
w pozornym bezkresie
Tak jak wcześniej tak później i tak tutaj jak i gdzie indziej
My sami jesteśmy tej prawdy zarówno dowodem jak i objawieniem
Zajaśnieje zatem światło nieznane naszym oczom
naszym nigdy niepoznanym Braciom
naszym nigdy nie ukochanym Dzieciom
Przesyłamy wam dziś drodzy Obcy pozdrowienie
Niechaj Bogowie już dziś ustrzegą Was łaskawie
przed naszym Grzechem
Sztelak Marcin, 15 grudnia 2022
Niedziela,
dziesiąta dwadzieścia trzy,
garnek na wolnym ogniu.
Pokrywka lekko drży.
Nie otwieram chociaż para
skrapla się na oknach.
Woda spływa z wolna,
w kałuży rechoczą żaby.
Kawa,
gęsta jak ziemia zjedzona
na dowód wszystkich win
i grzechów. Popełnionych z najwyższą
rozkoszą.
To nie jest wiersz,
zaledwie dziewiąta w tym roku
Niedziela.
Sztelak Marcin, 14 grudnia 2022
przykład: w autobusie, brudnym
jak nieboskie stworzenie czyli wszystko
w normie, szósta dziesięć.
Lub coś koło tego, zależnie
od nakręcenia – wzorzec czasu
nie istnieje. Zresztą natrętnie
gapię się na pośladki współpasażerki.
Zatoczenie na zakręcie wytrąca
z delikatnej równowagi,
woda chlupocze natrętnie.
Przecieram oczy ze zdziwienia
dryfując na łózku w kierunku
ostatniego brzegu: ziemia obiecana
ewentualnie tonąca atlantyda.
Nieważne,
tylko tych pośladków cholernie żal.
Leszek Czerwosz, 13 grudnia 2022
właściwie nie wiem dlaczego
zdecydowałem się
na tę wędrówkę
znowu donikąd
z przewodnikiem
jak ja niewidomym
Misiek, 13 grudnia 2022
W bezgwiezdną noc
ciemną
jak okulary generała
kwiaty nadziei rozjechane
czołgami
wdeptane w ziemię
skutą lodem
zamiast koguta z Teleranka
dekret
który zabraniał wszystkiego
pośpij jeszcze córeczko
dla ciebie dziś ta kołysanka
zanim przyjdą
i mnie zabiorą
tatusiu czy to wojna
a z kim
***
Odeszło tyle lat od tamtej niedzieli
ze wschodu znów wieje chłodem
rakiety sieją śmierć i strach
serce pęka
patrz
jak się toczy szatańska gra
jak miasta toną we łzach
za granicą brat
zabija brata
na jedno skinienie kata
na Ukrainie wojna nadal trwa
oby wkrótce dobra Nike ich powitała
i pozdrowiła ziemię poranioną
nie tylko w dobrych snach
żeby ustał matek i sierot płacz
aby doczekali i ujrzeli
pola pełne złotych zbóż
i łąki pokryte
trawą zieloną
tam gdzie dzisiaj
ogień i dym
Sztelak Marcin, 13 grudnia 2022
Zupa z muchą na śniadanie, ustało
wredne bzyczenie. Tymczasem za oknem
dziwna zima, wodne bałwany tańczą fokstrota.
Szyby całe w plamach, szampan po polsku
uderza do głowy, pląsy i dowcipy opowiadane
od końca, a jednak śmiech na sali.
Grzmi muzyka, do północy jeszcze kupa czasu
– zegar zepsuty, ręcznie przestawiamy godziny.
Nic nie jest pewne, nawet następstwo pór roku,
dlatego krzyczymy: Po nas już na pewno potop,
na szczęście mamy arki z zapałek.
Swobodnie popłyniemy do przyszłego roku
i w kolejne lata, chyba że wcześniej ogłoszą
koniec, na przykład internetu.
Na razie śpiewamy ochrypłymi głosami,
W każdym razie będzie się działo, noce i dnie
z towarzyskimi gierkami. Innymi słowy raj
całkowicie splątany z piekielnymi czeluściami.
sam53, 12 grudnia 2022
na czarno-białych zdjęciach zamazane twarze
nie widać zmarszczek pryszczy pożółkłych zębów
wyświechtanych rękawów ani zasmarkanych wygniecionych chusteczek
w kieszeniach na zaś ciemność zwykłe odruchy serca
i małe kamyki znalezione na plaży
na czarno-białych fotografiach nie czuję podwyższonego tętna
ciśnienia krwi która łomocze w skroniach
nie słyszę braw oklasków
tłum wydaje się ogromnym cielskiem wielojęzycznego zwierzęcia
płynną masą w której rozpycham się żeby odnaleźć samego siebie
nie słyszę melodii ani jej cienia
żar chwili spływa z wielkich głośników
jednym nieprzewidywalnym grzmotem
w świetle reflektorów ginie krzyk - ratunku
spoconymi dłońmi odgarniam nieskalibrowane dźwięki
jazgot puszczam mimo uszu
na czarno-białych zdjęciach przedzieram się
ku twoim oczom
weźmiesz mnie stąd
od wczoraj jestem na wynos
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
15 października 2024
1510wiesiek
15 października 2024
ZgodnieYaro
14 października 2024
zgodnieYaro
14 października 2024
To ma być kaszka?Jaga
14 października 2024
Laranjasam53
14 października 2024
1410wiesiek
14 października 2024
Jesień - niby kolorowo,Eva T.
14 października 2024
112Marek Gajowniczek
14 października 2024
OgromBelamonte/Senograsta
13 października 2024
Jesień zaczyna się wierszemsam53