
melkart, 1 października 2020
Skrył się raz Diabeł w mroku czeluściach -
i słuchał, i patrzył, notując skrzętnie
jak Bóg świat lepił.
Zapragnął Mistrza zwyciężyć w tym dziele,
więc zabral się z rozmachem do pracy,
lecz stworzył niewiele.
Woda i glina, cudowne tworzywo, spod ręki jego spływały.
Co ulepił – niszczało, a że wówczas
wszystko twórczą mocą kipiało,
życie raz poczęte – umrzeć nie chciało.
I Diabła wstyd ogarnął, rozpacz rozum odjęła,
więc wypuścił na ziemski padół wszystkie swe dzieła.
I w ten sposób pojawiły się wszelkie plagi i cierpienia.
melkart, 1 października 2020
Nawet gdybym dojrzewał do skargi Hiobowej,
nie zamilknę! Gore we mnie płomień
- feniks czynu. Nie pragnę modlitw, których
znaczenia nie pojmuję.
Nie pożądam bogów z telewizji
- celebrytów ułudy i zakłamania.
Chcę krzyczeć z całych sił, by
wywlec przeklętą pychę i gniew.
Muszę zerwać kajdany ograniczeń,
i bić, i walczyć ze słabościami – po swojemu;
szalenie roznamiętniony
niczym Ikar, wzlecieć ponad padół,
i spaść do morza! Raz, tysiąc, milion razy
wyłaniać się ze śmierci,
w pełni sił, z nowym horyzontem czynów i myśli.
melkart, 1 października 2020
Jak bardzo pragnąłbym pogrążyć swe ciało
w szale martwych uniesień, przeplatanych
rozkoszną ironią zwątpienia. Ja, birbant,
hulaka, hultaj słowa, amant filozofii,
ulegam sile chwil pozbawionych uroku,
bez kłamstwa, całej obłudy
skrywanej pudrem wysublimowanych konwersacji,
masek skrywających strach przed odrzuceniem.
Męczą mnie kobiece powaby,
podkreślane szatami niby to skromności, niby wyuzdania.
W mym sercu rozkwita sentyment do psoty,
nawet iście barbarzyńskiej, byleby nie być zmuszanym
do brania udziału w maskaradzie istnień!
Dosyć bali, trunków doprawianych najdzikszą rozkoszą ciał
- zawsze głodnych, zawsze spragnionych.
Pożądam zagubionej nimfy,
najpotężniejszej ze wszystkich.
Pragnę tylko Prawdy!
melkart, 1 października 2020
Śmierć i Choroba wżerają się w serce,
wydzierając płomień oczu czułych,
z których buhała czerwień twych ust.
Z pocałunków i żywych uniesień
dusza moja poraniona, niknie jak
szkic nieudanego obrazu.
Nadzieja samotnie zamiera,
stłumiona stopą zlośliwych starców,
nie znających litości.
O, mordercy chmurni, obeznani w niesieniu trwogi.
Precz! Rzucam waszą gorycz pod nogi,
bom kochał – przez chwilę – więcej niźli bogi!
melkart, 1 października 2020
Nie potrafię prowadzić zdawkowej rozmowy
- we wszystko wkładam gorące serce.
Oddycham płomieniami rozkoszy,
stąpam tysiącami myśli kruchych,
patrzę milionami barw i obrazów,
i zwyczajnie nie potrafię pojąć,
jak świat postrzegać można klarownie.
Żyję tętnem własnej krwi, kipiącej marzeniami
roześmianych dzieciaków;
tak lekki, tak daleki od swarów,
że czasem – powracając ze swych podróży -
czuję się osaczony cmentarzyskiem.
Sztelak Marcin, 1 października 2020
Z tego dworca, który nigdy nie powstał,
wciąż odchodzą pociągi, o niepełnej godzinie.
Wyznaczanej kurantem, ochrypłym
od ciągłego powtarzania znaków
na niebie i ziemi.
Tu straszy wypaleniami niegdysiejszych ognisk
na kartoflisku. Milknącym drżeniem
pobliskiego torowiska wciąż odprawiamy
modły.
Bóstwa w kolejarskich czapkach maszerują
w kierunku rynku odgwizdać odjazd:
Proszę wsiadać, drzwi zamykać. Ostatnia okazja.
Jednak zostaję na peronie, wydmuchując kółka.
Unoszą się swobodnie zacierając ślady gwiazd
i przetartych szlaków.
Wywróżone dawno temu.
normalny1989, 1 października 2020
Gdybym chciał udostępnić
wiersz
powiedz, , czy mógłbym
w nim być sobą,
kiedy patrząc na Ciebie
nagą
potakuje w rytm pulsu
głową,
więc zdzieram z Ciebie bieliznę
rzucam w niebo, by
zasłonić oczy bogom,
jeżeli ją mają
to niech ich wyobraźnia
zastąpi każde
w ciemności
czytane słowo.
Yaro, 30 września 2020
dość kłamstw
nasycony nieprawdą obietnic
uskrzydlony wyprostowane ramiona
zniknąć bez śladu z tego teatru
w obłokach nie zacierając śladów
ziemia zbyt nisko niszczona wokół
dość fałszywych proroków
wiara słaba zgniła gdzieś w środku
zamknięte oczy jak dzień po zmroku
wycinam skrawek skóry na buty
zamykam świat w garści więcej nie mam
obiecali mi nową kaczkę i krew niewinnych
upadam nisko by wzbić się ponad ściernisko
w obłokach nie zacierając śladów
ziemia zbyt nisko niszczona wokół
dość fałszywych proroków
wiara słaba zgniła gdzieś w środku
zamknięte oczy jak dzień po zmroku
kołują jastrzębie gorycz wszędzie
tutaj się urodziłem umrę gdzieś indziej
żegnaj matko żegnaj świecie upadły na grzbiet
nasycony obłudą zacieram ślady
nie znajdziecie prawdy urodzeni w gniewie
w obłokach nie zacierając śladów
ziemia zbyt nisko niszczona wokół
dość fałszywych proroków
wiara słaba zgniła gdzieś w środku
zamknięte oczy jak dzień po zmroku
Yaro, 30 września 2020
nie będę na debet żył
nie jestem świnią
życie nie dla świń
choć dobrze wiedzie się im
zmykam rozdział
w wyobraźni składam obrazy
ze słów buduję dom całkiem solidny
jak gmach
w samochodzie szyber dach
otwieram by wiatr wpadł
na jakiś czas wiary brak
umieram
wiem że winny ja
sam sobie jak brat
świńskie ryje w korytach
jedzą wszystko tylko nie patrzą w niebo
bo niebo nie im
niebo biednym
gdyż muszą pracować
gdy umierają potrzebna im nadzieja
Teresa Tomys, 30 września 2020
oparłabym stopy o księżyc
ale nie wiem czy się nie obrazi
wtedy noc będzie zawsze ciemną
a ja lubię
jak po cichu zagląda do okna
kładzie cienie
których czasem nie znam
chcę też by był razem z gwiazdami
bo mrugają do niego
lub kołyszą na ramionach
srebrny władca
jeden
a błyszczy dla wszystkich
czasem pyzaty
albo
w połowie schowany
VIII.2020/T. Tomys
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2025
wiesiek
22 listopada 2025
smokjerzy
22 listopada 2025
dobrosław77
22 listopada 2025
smokjerzy
21 listopada 2025
violetta
21 listopada 2025
tetu
21 listopada 2025
wiesiek
21 listopada 2025
sam53
21 listopada 2025
smokjerzy
21 listopada 2025
Belamonte/Senograsta