
sam53, 27 października 2025
jaka siła mnie trzyma przy tobie Muzyko
ile dźwięków rozbrzmiewa bym mógł cię usłyszeć
wszystko gra wtedy w duszy choć nie wiem czy wszystko
kiedy echo fałszuje zagłuszając ciszę
jakaż moc i dynamit w błogiej miodnej strawie
która sercu dyktuje finał przy deserze
gdy wspomnienie do piano budzi się przy kawie
w co przekornie od zawsze po prostu nie wierzę
pierwszej frazy z ostatnią nie połączę klamrą
jak dziś z wczoraj nie zaśnie magią gdzieś w obłokach
kiedyś ktoś mnie zapytał a było to dawno
czy Muzykę w poezji też tak samo kocham
w każdym wierszu gra słowo podpisane nutą
a ja kocham melodię którą niesie jutro
ais, 26 października 2025
każdy chce być numerem jeden
mimo odium nie-licznych
każdemu się marzy
więc maże po kartkach smartfonach ajpadach
murach czy szaletowych ściankach
by zaistnieć w kręgach
na wodzie
aby powstała z tego fantazyjna energia
mogła roznieść skostniały kompozyt
ale spokojnie
dwójki trójki i pozostałe w kolejce
również są interesujące
choć czuć od nich ptomainę
tetu, 26 października 2025
powstaję. światło ma inną drogę, jest zimne. nie rozgrzewaj
ognia, podsycanie nie zatrze śladów pogorzeliska. z dnia na dzień
jestem silniejsza, nabieram popiołu w usta. zlepiony
nie będzie unosił wypalonych słów. niepotrzebne
są wyroki i litanie do fałszywych patronów.
sam53, 26 października 2025
każdy dzień który zaczynamy jest miły
chwila piękniejsza od poprzedniej
czas zatrzymuje się na uśmiechu
którym częstujesz
na pocałunku który zostawiasz tylko dla mnie
pogoda za oknem pachnie wspólnym spacerem
wtedy wtulam myśli w Twoje
gdy jesteś blisko - słyszę wszystkie
masz je na ustach
Belamonte/Senograsta, 26 października 2025
pociąg ranny kraków mars
godzina 4 zabiera cię w sen
w miąższ, rzekę, czas
wąż się wije, ziemia, podziemie
zamienia w ptaka, rybę
z lustra patrzy, patrzysz
za oknem bogini of black tapes
to na pewno coś czego pragniesz
a więc jesteś - wąż, wpełzasz w jaskinie
to las, wybiegasz z mroku na światło
widzisz świat po raz pierwszy
jesienne kolory, ukojony ssiesz somę
wróciłeś
sam53, 25 października 2025
pachniesz mi zwyczajnym porannym - dzień dobry
takim małym szczęściem gdy pijemy kawę
gdy słyszę pocałuj a przynajmniej dotknij
w uśmiechniętym słońcu w radosnej oprawie
sen mi opowiadasz na brzegu ramienia
w potarganych włosach też ci jest do twarzy
zostaniesz dziś w wierszu - nic nie będę zmieniał
może łyczek kawy - chcesz świeżą - zaparzę
nawet kiedy pamięć w wieczornych rozbłyskach
a słowa dla ciebie zostały w objęciach
czuję woń wanilii - kawą pachniesz z bliska
dzień dobry - pocałuj - to słowa zaklęcia
Belamonte/Senograsta, 25 października 2025
woda i liście mówią i trupy i kamienie
we śnie woda mówiła - nigdy się nie oczyścisz
a belki stropu - nigdy się nie schronisz
a trupy - nigdy nie umrzesz
kamień wyjawił boga
jesień szczęście
wiatr - włosy i skórę
gwiazdy syrenim śpiewem zapraszają do podróży
do źródeł Rzeki
milczymy więc, ale unosimy się na fali
a tyłeczek, plecy, szyja to łódź
nie widzimy się
płyniemy
próbujemy się skontaktować
jej ciało, ten okręt mówi -
wróćmy razem do wspaniałego szczęścia początku,
drogi wśród gwiazd, do płodzenia, askolotlów,
łona czasu, rzeki życia,
do bycia razem, do bycia w zgodzie,
do walca belamonte
****
Mówimy tu nie o dźwiękach, a o znaczeniach,
czuciomyślowrażeniach.
Tak rzeczy, tak istoty mówią - gestami, wyglądem,
zapachem, dotykiem.
O telepatii przebudzenia świata,
o odzyskaniu Raju utraconego.
ajw, 24 października 2025
potrzebuję słów
czułych jak oddech morza
równoważnych
i spokojnych
zalewaj miękko falami
a będę lśnić
tylko w twoich oczach
jak morze przed zachodem
nim słońce w nas
zaśnie
____
Arsis, 24 października 2025
Kiedy idę pomiędzy nimi, kiedy się przechadzam, drzewa szumią.
Chwieją się w słonecznym blasku.
Migoczą kroplami drżące od jesiennego chłodu liście.
Deszcz niedawny strącają z siebie.
I otaczają mnie te cienie.
Kładą się ukosem
na wilgotnej
pod wieczór ziemi.
Na pachnącej jeszcze.
Potykam się o nie w tym powiewie
lekkim, kiedy idę. Kiedy mi tak bez ciebie…
Oklaskują moje
przybycie,
moje odejście.
Kiedy widzę w prześwitach,
kiedy patrzę tak w wysokie niebo…
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-10-24)
***
https://www.youtube.com/watch?v=KsftjpHMVuo
Arsis, 24 października 2025
Wiesz, dzisiaj jest wiatr. Ten wiatr, który wplątał się w twoje włosy…
Ja tutaj, w tym pomieszczeniu, w tym pokoju szarym…
Ja tutaj… Jestem… Wiesz, czekam…
Chodź…
To wszystko się gromadzi. Ten kurz gryzący w gardle, w nosie…
Ten kurz raniący załzawione oczy… Jestem. Jestem tutaj...
Jechałem do ciebie, przedzierając się przez rozwarte skrzydła szamoczących się w powietrzu gazet.
Wilgotne oblepiały twarz..
Jechałem, bądź jadę nadal pociągiem.
I w tym pustym wagonie...
Słyszysz jak jadę? (O Boże, jak daleko mi do ciebie!)
A więc to już tak późno?
Zegar wybił
właśnie
drugą…
... połowę życia...
Słyszysz ten zapętlony stukot stalowych kół?
W tym pustym wagonie z siedzeniami obitymi czerwonym skajem…
Drżę..
… wśród szemrzącej wokół ciszy, wśród białego szumu przytulającej się do mnie samotności...
I tam. W tym kącie, pomiędzy oparciem siedzenia a ścianą z metalowym pojemnikiem
na śmieci. I w tym kącie zobaczyłem wytarty egzemplarz. Na okładce: Wieniedikt Jerofiejew „Moskwa-Pietuszki”.
Sfatygowany. Zmiętoszony od ciągłego wąchania, ściskania, nerwowego przekładania
przetłuszczonych od spoconych dłoni kartek.
Monolog jadącego nabierał barw, kiedy przebudzał się z pijackiej maligny.
Opowiadał mi dzieje, dopóki jego twarz żyła odbita w brudnym oknie.
A kiedy to oblicze, i tak już zmęczone, marszczyło się, to wiedziałem, że nadchodził kolejny sen.
Taki sen, bez „dobranoc”.
.
Wiesz, mam takie momenty w pisaniu i muzyce.
Mam takie momenty…
Te powtórki, natrętne mary.
Te powtórzenia ciągłe jak w syndromie Aspergera…
Idą. Idą wciąż.
Idą gęsiego. Idą czwórkami tym samym torem. Wytyczonym przez…
Nie. Nie wiem.
Nie wiem
przez, co…
Może ty wiesz?
Senne widziadła w skorelowanej z czymś niewidzialnym korekturze zdarzeń.
Te specyfikacje. Te niewyczerpalne mistyfikacje…
Widziadła przeistaczają się
w nieśmieszne groteski.
W niezrozumiałe wizje.
Mimika ich twarzy, nie-twarzy…
Wiesz, siedzę teraz przy stole i gapię się w błękitne za oknem niebo.
W tę cholernie błękitną powłokę. W ten klosz przykrywający świat.
W ten szklany klosz z tytułu książki Sylvi Plath.
Ona umarła. Zatruła się gazem,zostawiając dzieciakom
ładnie ułożone na stole śniadanie.
W kosteczkę…
Zatrujemy się razem?
Nie? Dlaczego?
Pójdziemy sobie tam. Wiesz. Tam. Daleko...
Nie mam już siły tańczyć. Już nie. Te moje podrygi nagich słów. Te nagie podrygi i wygibasy
słowne.
Przyłączysz się?
Powyginamy się w tej ekscytacji,
w tej meandrycznej ekwilibrystyce zdań?
Chodź…
Poczekaj, coś trzeszczy. Wirująca płyta na talerzu gramofonu zbiera kurz…
Stępiona igła, wyżłobione jak kanion mikroskopijne rowki wytłoczonego winylu.
To przez te
powtórki…
Przez ten motyw
powracający wciąż…
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-10-19)
***
https://www.youtube.com/watch?v=d-fOwHPJa78
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
3 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
absynt
3 listopada 2025
sam53
3 listopada 2025
Arsis
2 listopada 2025
absynt
2 listopada 2025
tetu
2 listopada 2025
wiesiek
2 listopada 2025
ajw
2 listopada 2025
ajw